Jak Lis maluchy ratował

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube/Ansa
Fot. YouTube/Ansa

Wczoraj z Newsweeka dowiedziałam się, że Tomasz Lis martwi się o polskie maluchy, które Elbanowscy chcą zamknąć w konserwie, cokolwiek to znaczy.

Mało, że nie chcą dzieci posyłać do szkół, to zrobili sobie jeszcze niezły biznes z akcji obywatelskiej. To nie pierwszy artykuł Lisa na temat sześciolatków i pewnie nie ostatni. Narodził się nam kolejny ekspert od oświaty. Szkoda tylko, że zamiast skupić się na dzieciach skupia się wyłącznie na inicjatorach akcji. Zarzuca im, że grają na troskach i emocjach rodziców zaś sami rodzice dali się wciągnąć w machinę Elbanowskich. Czyżby Tomasz Lis uważał rodziców za bezwolnych idiotów? Zatroskanego dziennikarza nie przekonuje „Szkolna rzeczywistość. Raport 2013/2014”, mimo, że zauważył iż z biuletynu wyłania się szkolny armagedon. Szybko znalazł na niego sposób.

Ale po co na zimno analizować, co i jak zmienić, żeby było lepiej, skoro można stękać i lamentować.

Zatem, według redaktora, wystarczy wspólnym rodzicielskim sumptem wyremontować stare szkoły albo zbudować nowe, kupić dywany, ławki, kredę i reformę czas zacząć.

Lis pisze, że w większości szkół europejskich obowiązek szkolny zaczyna się w szóstym roku życia. Taki wszechstronny dziennikarz powinien sprawdzić wcześniej informację zanim się publicznie wypowie, tudzież napisze. Tylko w 13 z 28 krajów Unii jest to powszechny obowiązek dla wszystkich sześciolatków, w innych państwach zostawia się wybór rodzicom. Mało tego, we wszystkich krajach, poza Słowenią obecność sześciolatków w szkołach to nie skok cywilizacyjny a raczej wynik historycznej zaszłości. Do tego, niektóre z krajów europejskich planują się z tego wieku szkolnego wycofać.

Sam Lis pewnie rzadko bywa w publicznej, niedofinansowanej szkole bo swoje córki prowadza do elitarnej placówki American School w Warszawie. Tam na pewno nikt nie martwi się tak przyziemnymi sprawami, jak brak papieru toaletowego czy szafki na mokre buty. Jak podaje Gazeta.pl czesne w takiej szkole rośnie razem z dzieckiem. Przedszkole to koszt 34 tysięcy rocznie, klasa pierwsza kosztuje 55 tysięcy, gimnazjum to 60 tysięcy, a liceum 65 tysięcy. Podejrzewam, że człowiek, którego stać na taką szkołę żyje w innych realiach niż przeciętny zjadacz chleba. Na pewno nie potrafi zrozumieć rodziców walczących o referendum i prawo do decydowania o własnym dziecku. Jest nieobiektywny więc nie powinien zabierać głosu na temat publicznej edukacji i próbować zdyskredytować inicjatorów akcji. Pan redaktor w innym artykule chwali się, że sam poszedł do szkoły jako sześciolatek, szkoda, że zapomniał dodać, iż jego rodzice mieli wybór. Mało tego, argumentem na rzecz obniżenia wieku szkolnego jest jego osobista trauma z przedszkola, związana z jedzeniem owsianki:

Wygrałem tamten rok. Nie marnowałem go na przedszkolne dyrdymały. Zakończyłem szczęśliwie ową przedszkolną edukację, w której najcenniejsza była umiejętność mieszczenia w ustach jak największej porcji wmuszanej w nas co ranek owsianki, którą potem mogłem wypluć do przedszkolnej toalety. Poszedłem do świetnej szkoły.

Słaby argument, jak dla mnie, bo menu w przedszkolu od tamtego czas się nieco zmieniło. A poza tym nie wszystkie dzieci czują do owsianki, to co Tomasz Lis. Redaktor naczelny Newsweeka zarzuca Elbanowskim, że nie chodzi im o maluchy, a o powrót do szkoły z PRL-u. Z pytań referendalnych dziennikarz wyczytał, że chcą wprowadzenia do szkół wychowania kościelno-religijnego. Coś się panu pomieszało najwyraźniej, bo o ile wiem, to za czasów PRL-u religii w szkole nie było, a dziś i owszem. Lis zapomniał również, że przed reformą z 2009 roku były obowiązkowe zerówki i wyśmiewa konserwatywne polskie społeczeństwo za zbytnie niańczenie swoich sześcioletnich dzieci:

Po co dziecko ma się uczyć w szkole, jak może w domu kreskówkę obejrzeć. Po co ma się tłoczyć w stołówce, jak babunia albo mamunia może pieluszkę zmienić i obiadek ugotować.

Ironia nie przykryje niewiedzy. Ponad wszystko dziwi mnie postawa dziennikarza, który żyje za pieniądze obywateli, że odmawia im prawa do referendum:

Z tym referendum będzie jednak tak jak z warszawskim. Nawet jak się odbędzie, frekwencja będzie za niska. Trochę za to zapłacimy.

Referendum to nasze prawo, bo jesteśmy państwem demokratycznym. W Konstytucji zapisano, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. To my jesteśmy tym narodem. A pan redaktor dla zreperowania nadwyrężonego budżetu zawsze może zareklamować jakiś izotonik.

Tomasz Lis pisząc tendencyjny artykuł do Newsweeka „Ratujmy staruchy” przyznaje się, że niewiele rozumie z demokracji, zupełnie obojętne mu są argumenty rodziców i guzik go obchodzi polskie społeczeństwo.

Celem jest dokopanie Elbanowskim i powiązanie ich z PIS-em. Przy tym sugeruje, że milion podpisów pod wnioskiem, to milion sympatyków prawicy. Okazuje się, że nie rozumie precedensu tej obywatelskiej akcji, która zjednoczyła bez środków i poparcia partyjnego wielu ludzi, o różnej orientacji i światopoglądzie. Ludzi, dla których najważniejsza jest edukacja i dobro polskich dzieci. Lis odmawia prawa do udziału w referendum np. 70-latkom. Dlaczego? Jeśli sam zabiera głos, nie mając sześcioletniego dziecka, to jakim prawem zabrania robić to innym? Hipokryzja? Są ludzie, którzy patrzą dalej i szerzej niż własne podwórko. I oni czekają na referendum. Bez względu na to czy mają 18 czy 80 lat, czy są rodzicami czy nie. Mają prawo wypowiedzieć się w sprawie ważnej dla Polski. A przecież chodzi o przyszłość dzieci czyli tym samym Państwa. Kiedyś to pokolenie będzie nas leczyć, budować nam drogi i mosty. Wśród tych dzieci są przyszli sędziowie, nauczyciele, adwokaci i piekarze. Jak zostaną wykształceni, takimi będą specjalistami. Cała Polska ma prawo zdecydować jaką chce mieć przyszłość.

Nie wiem czy pan Lis się zastanowił, czy woli leczyć w przyszłości zęby u kowala czy stomatologa, wiem natomiast, że ja chcę mieć wpływ na przyszłość własnych dzieci i kraju.

Proponuję zatem, żeby Tomasz Lis nadal wystawiał laurkę rządowi w swoim programie, oszczędzając nam tym samym takich artykułów. A ratowanie polskich dzieci i ich edukacji niech zostawi rodzicom i społeczeństwu, które cokolwiek to obchodzi, w odróżnieniu do redaktora.

Katarzyna Kawlewska

Ps. Najwyraźniej "Newsweek" uwziął się na Tomka i Karolinę Elbanowskich. Nie tylko redaktor naczelny zajmuje się nagonką na inicjatorów akcji "Ratuj Maluchy". Oj widać, że rządowi grunt się pali pod nogami, a usłużni żurnaliści biegną na ratunek.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych