Święto Niepodległości za pasem. Tegoroczne obchody stały się oczekiwanym wydarzeniem już na początku sierpnia.
Dokładnie 11 listopada rozpocznie się w Polsce tzw. szczyt klimatyczny. Polskie władze zaplanowały go rok temu. Obywatele ze swej strony powinni wyjątkowo skrupulatnie planować najbliższe świętowanie Niepodległości. Rzecz w tym, że jako gospodarze obchodów patriotycznych Polacy będą mieli niecodziennych gości.
Tego dnia na Stadionie – uwaga! - Narodowym zasiądzie 10 tys. polityków i ekspertów, którzy rozpoczną dziesięciodniową debatę na temat redukcji emisji dwutlenku węgla.
Jak wiadomo, dokument ONZ, protokół z Kioto, miał regulować ograniczeniu tej emisji w skali światowej, lecz nie uzyskał akceptacji ze strony zarówno gospodarczych potentatów, jak biednych krajów. Szukanie nowego porozumienia polega na tym, że co roku tysiące decydentów i specjalistów rozprawiają o ponurej perspektywie efektu cieplarnianego i znojnie szukają środków zaradczych. W epoce komunikacji elektronicznej, telemostów, megapamięci komputerowej itd. grono o liczebności 10-tysięcznego miasta przemieszcza się z kraju do kraju, aby omawiać kwestie nowej umowy klimatycznej. Kwestie, którą w swoich rękach i tak mają najwyżsi rangą politycy i parlamenty narodowe. O kosztach za chwilę.
Całkiem niedawno mieliśmy identyczna imprezę w Poznaniu (2008), teraz znowu w Warszawie. Podobno władze zaprosiły szczyt ponownie do Polski, aby jak najczujniej pilnować naszych interesów gospodarczych. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Chin, prawdziwych gospodarczych hegemonów, Unia Europejska gorliwie zabiega o restrykcyjną umową klimatyczną. Deklaruje ona ograniczenie emisji CO 2 o 30 proc. do roku 2030. Kraje zaawansowane w energetyce jądrowej i energii odnawialnej mają w tym swój interes. Dla Polski oznacza to w perspektywie niewyobrażalne nakłady na przebudowę gospodarki energetycznej. Dążenie do redukcji CO 2 o 25 proc., jak wykazali polscy eksperci, pochłonie co roku 1,1 mld euro. To wszystko prawda, ale podczas najbliższego szczytu ostateczne decyzje nie zapadną. Spodziewane są one dopiero za dwa lata w Paryżu. O ile blisko dwieście państw członkowskich ONZ wyrazi jednomyślną zgodę...
Szczyt klimatyczny w Warszawie będzie kosztował 100 mln złotych.
Kwota ma pochodzić nie z budżetu, lecz z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Rozumiem, że środowisko jest u nas idealnie chronione, gospodarka wodna pozostaje w kwitnącym stanie, a dysponent funduszu na gwałt szuka okazji do wydania ciążących mu środków. Przy tym uwaga: wynajęcie Stadionu Narodowego będzie kosztowało 26 mln zł. Skoro tak ma się wzbogacić ta arena naszych sportowych przewag, szczytowe osiągnięcie ostatniej pięciolatki i perła w koronie naszego dziedzictwa, to szczyt warszawski jest bezdyskusyjnie bardzo piękną i szlachetną sprawą. Aby wszystko okazało się dobre i szczytne, wystarczy już tylko dowieść, że pieniądze na koncie Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej pochodzą z innego źródła niż kieszeń polskiego podatnika. Przyznaję, nie mam na ten temat wiedzy, a tylko niecne podejrzenia.
11 listopada zjadą do Polski także mniej dostojni goście, niż politycy i eksperci. Przyjadą alterglobaliści, którzy cztery lata temu demonstrowali podczas szczytu w sile 40 tys. oburzonych, a ci najbardziej sfrustrowani demolowali giełdę i MSZ w gościnnej Kopenhadze. Z ponowną przyjacielską wizytą przybędą z zagranicy zadymiarze, już zaprawieni w bojach z patriotyczną Warszawą. Święto Niepodległości zostało przez władze państwowe przeciwstawione kolosalnej imprezie ONZ-owskiej, a obywatele manifestujący swą przynależność do narodu politycznego – poddani ograniczeniom, a nawet wystawieni na zagrożernia.
Pisano o tym wiele. W tonie nieraz dramatycznym, odpowiednim do niebezpodstawnych obaw, czasem nawet przesadnie dramatycznym, na użytek bieżącej polemiki politycznej. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na możliwość bardziej optymistycznych przewidywań. Opieram je na przekonaniu, że oddolne siły polskiej demokracji osiągnęły już wysoki stopień podmiotowości obywatelskiej i dojrzałości organizacyjnej. Być może w kalkulacjach władz zamiar presji czy nawet prowokacji wobec narastających w Polsce sił zorganizowanego prostestu rzeczywiście wchodzi w rachubę. Premier zareagowował na głosy pełne zrozumiałego niepokoju w sposób niezwykle nerwowy, mówiąc o „chorej wyobraźni”, o „obsesyjnej nieufności” osób, które „wymyślają czarne scenariusze” (cytuję według przekazu z drugiej ręki). To nie świadczy korzystnie o jego intencjach. Podobnie jak okazywanie wręcz zawziętego zdecydowania w realizacji tego przedsięwzięcia. Ale wchodzenie w polemiki i spekulacje jest bezproduktywne.
Szczyt klimatyczny odbędzie się, manifestacja patriotyczna też przejdzie ulicami Warszawy.
Przyjmijmy wobec tego, że wszystko jest w rękach zorganizowanych środowisk obywatelskich. I spróbujmy spojrzeć na imprezę rządową, podważającą rangę święta narodowego, jako na pewną szansę, wbrew zamiarom daną przez rząd siłom patriotycznym. Zamiast z góry projektować konflikt z alterglobalistami, wyjdźmy zatem naprzeciw ich racjom i poglądom. To niemożliwe? A jednak. Coś przecież łączy autentyczne ruchy obywatelskiej w postkomunistycznych krajach UE z tamtym ruchem protestu. Po naszej stronie protestujemy przeciw patologiom transformacji i modernizacji. Mają one źródła m.in. w tych samych procesach globalizacji i w tych wpływach struktur ponadnarodowych, przeciw którym oni występują. Dobrym pomysłem na święto 11 listopada wydaje się demonstracja pod hasłami sprzeciwu wobec neokolonializmu i niesprawiedliwości społecznej. Namawiam do działań nieschematycznych i zaskakujących. Bo takie są szczególnie skuteczne.
Można przygotować w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy zwięzłe materiały informacyjne w trzech językach o ekonomicznych i społecznych następstwach narzucanej odgórnie polityki, o narastającym konflikcie między strukturami władzy a wolą obywateli.
Jak najmniej narracji, jak najwięcej wymownych liczb, dokumentów wizualnych, danych kontaktowych. Imprezy takie jak szczyt warszawski przypominają nam, że istnieją eurowybory i Parlament Europejski, a tymczasem ponadnarodowa opinia obywatelska nie ma ani odpowiednich struktur, ani sieci komunikacyjnej, ani nawet autorytatywnych środowisk. To nie może działać na korzyść demokracji w Zjednoczonej Europie. To sprawia, że budowana nakładem olbrzymich środków brukselskiego budżetu „tożsamość europejska” nabiera charakteru kastowego, kształtuje się w oderwaniu od kontesktu partykularnego, ulega automatycznemu wyobcowaniu. Rzutuje to na jakość polityki i administracji, ale też na klimat społeczny zwłaszcza w tych państwach członkowskich, które mają w UE niewiele do powiedzenia.
Możliwe jest więc postawienie sobie na 11 listopada zadań organizacyjnych, skoncentrowanych na informacji, komunikacji, dialogu. Nastawienie się na trwałe pozytywne skutki warszawskiego „spotkania światów”.
Wyróżniając spośród innych form aktywności centralną manifestację patriotyczną, warto może zachować aktywność informacyjno-propagandową przez całe dziesięć dni szczytu klimatycznego.
Różne grupy i inicjatywy będą mogły się w ten sposób znacznie skuteczniej lansować niż przez rozrabianie. Skądinąd w zaistniałej sytuacji trzeba też z największym naciskiem wnosić do władz o zapewnienie obchodom 11 listopada optymalnych warunków bezpieczeństwa.
Jest to przecież z natury rzeczy święto polskich rodzin. Dzieci z biało-czerwonymi chorągiewkami w rękach nie mogą stanąć twarzą w twarz z zadymiarzem w kominiarce i z kijem bejsbolowym w rynsztunku.
Prof. Bogusław Dopart
Publicysta, autor książek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/78425-przywitamy-ich-z-otwartymi-ramionami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.