Przedszkola nie dla dzieci!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.sxc.hu
fot.sxc.hu

Nie maleje rozgoryczenie rodziców zbulwersowanych tym, co we wrześniu ich dzieci zastały w przedszkolach, a raczej czego nie zastały. Chodzi o zajęcia dodatkowe, które zniknęły wraz z wejściem w życie tzw. ustawy przedszkolnej.

Na portalu libertas.pl swoimi spostrzeżeniami dzieli się Witold Wieszczek, ojciec sześciolatka.

Całe szczęście nie musiałem go jeszcze wydawać na pastwę systemowej szkoły, ale szybko okazało się, że nawet w przedszkolu nie jest bezpieczny przed zapędami niezmordowanej minister „edukacji”, która najwyraźniej postanowiła za wszelką cenę zatruć życie dzieciom oraz ich rodzicom

-zauważa.

I wymienia paradoksy, jakie wywołała reforma MEN. Po pierwsze, po tym, gdy minister Szumilas usunęła z przedszkoli prywatne firmy odpowiedzialne za organizację zajęć dodatkowych, rodzice musieliby podpisywać z nimi umowy bez udziału przedszkola i sami zbierać pieniądze na opłaty.

Doszło już nawet do tego, że w niektórych przedszkolach wychowawcy boją się zbierać pieniądze nawet na książki.

Jednak największym paradoksem jest - zdaniem Wieszczka - wysuwany przez Szumilas na pierwszy plan argument równości, powodowany rzekomą troską o dzieci z biednych rodzin.

Jego zdaniem rodzice, których na to stać, powinni mieć prawo posyłania swoich dzieci na zajęcia dodatkowe w przedszkolu, tak jak to było do tej pory.

Każdy człowiek jest inny, ma inne talenty, inne predyspozycje, inne potrzeby. Jedni są wyżsi, inni niżsi, jedni mądrzy inni głupi, ale każdy z nich powinien mieć równe prawo, do założenia firmy, podpisania umowy o pracę, choćby niekorzystnej, zadecydowaniu czy posłać swoje własne dziecko na niemiecki, angielski czy może lekcje fortepianu. Równe prawo do rozporządzania swoim majątkiem, podejmowania decyzji, a następnie przyjmowania ich konsekwencji. To jest równość

-podkreśla.

Nigdy wszyscy nie będą mieć równych szans i żadna ustawa czy inteligentna inaczej ministerka tego nie zmieni -

puentuje Wieszczyk.

Tylko czy głos zrozpaczonego rodzica usłyszą ministerialni notable, którzy są najbardziej zasłuchani w swoje teorie oderwane od rzeczywistości?

BR/libertas.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych