Jak tanio przeprowadzić wybory?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Internet stał się głównym narzędziem agitacji przed niedzielnymi wyborami samorządowymi w Portugalii. Do rzadkości należeli kandydaci bez własnej strony internetowej, konta na portalu społecznościowym, czy spotu reklamowego pokazywanego w sieci.

Siły internetu w kampanii przed niedzielnymi wyborami samorządowymi nie zbagatelizowała Państwowa Komisja Wyborcza w Lizbonie. Na początku września zakazała ona korzystania z Facebooka wszystkim kandydatom do samorządu na dwa dni przed wyborami.

Jak wyjaśniła w komunikacie komisja, decyzja o zakazie korzystania z popularnej witryny społecznościowej podyktowana została dużym prawdopodobieństwem zakłócenia 48-godzinnej ciszy wyborczej.

Istnieje domniemanie, że wielu kandydatów do samorządu będzie szukać poparcia w czasie trwania ciszy wyborczej na własnych profilach. Każda aktywność na tych stronach może służyć nielegalnemu wydłużeniu czasu swojej kampanii -

wyjaśnił przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Fernando Costa Soares.

częstszego korzystania z witryn w sieci przyczyniła się sama Państwowa Komisja Wyborcza, która w sierpniu br. zakazała stosowania podczas kampanii rozmów telefonicznych z potencjalnymi wyborcami, wysyłania smsów oraz maili.

Instytucja czuwająca nad wyborami zakazała też stacjom telewizyjnym i radiowym dyskryminacji komitetów w swoich programach, zobowiązując do przydzielenia nie tylko identycznego czasu antenowego, ale również medialnej obsługi wszystkich organizowanych przez kandydatów wydarzeń. W takich warunkach większość portugalskich kanałów zrezygnowało z prezentowania programów komitetów wyborczych.

Blisko 100 kandydatom w niedzielnych wyborach z pomocą przyszły telewizje kablowe, które odpłatnie udostępniły po jednym ze swoich kanałów. Dużemu popytowi na tą formę marketingu wśród kandydatów nie towarzyszyło jednak duże zainteresowanie widzów. Żaden z prywatnych kanałów wyborczych nie znalazł się wśród 100 najczęściej oglądanych w Portugalii stacji telewizyjnych.

Eksperci przypominają, że na popularności internetu zaważyły też względy finansowe.

Zamieszczanie spotów reklamowych na witrynach w sieci jest najtańszą formą promowania swojej osoby. W dobie panującego w kraju kryzysu tylko nielicznych stać na zakup powierzchni na billboardach, czy wydruk dużej ilości plakatów i ulotek. Ostentacja w wydatkach na kampanię może mieć efekt odwrotny od zamierzonego -

przestrzega specjalista ds. marketingu politycznego Rodrigo Moita de Deus. Ekspert podczas tegorocznej kampanii wyborczej doradzał dziewięciu kandydatom.

Choć portugalskie media poświęcały w tym roku zdecydowanie mniej czasu antenowego kampanii do wyborów samorządowych, to ich uwadze nie umknęły oryginalne filmy zamieszczane przez kandydatów w internecie. Rekordy popularności bił spot Manuela Almeidy z Portugalskiej Partii Pracy (PTP), ubiegającego się o fotel burmistrza Vila Nova de Gaia. Kandydat na opublikowanym przez siebie na YouTube filmie zapowiedział, że po wyborczym zwycięstwie powoła w mieście oddziały ninja do walki ze zorganizowaną przestępczością.

Liczę na wasz głos w tej walce. Chodzi o dobro wspólne. Obiecuję, że jeśli nie wygram wyborów samorządowych w tym roku, to wystartuję w najbliższym wyścigu o fotel prezydenta kraju -

zapewnia na swoim spocie ekscentryczny kandydat.

Jak oszacował Rodrigo Moita de Deus najwięcej kandydatów w niedzielnych wyborach samorządowych w Portugalii skorzystało podczas kampanii z konta na Facebooku lub zamieszczenia spotów reklamowych na YouTube.

Osób startujących w wyborach, które nie wykorzystały żadnego z tych narzędzi, jest jak na lekarstwo -

odnotował portugalski ekspert ds. marketingu politycznego.

Ciekawe czy z Portugalczyków wezmą przykład polscy politycy, którzy chyba nie myślą rezygnować z dobrodziejstw kampanii (czyt. pieniędzy podatników). I trudno się dziwić... Zły mechanizm generuje upodlenie.

AM/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych