„Otrzeźwienie polityki UE, zwrócenie większej uwagi na kwestie gospodarcze, ekonomiczne czy militarne, jest elementem polskiej racji stanu. Nie jest nim natomiast takie bardzo infantylne czy naiwne założenie, że ten czy inny urzędnik z Brukseli wie lepiej, co służy naszemu krajowi teraz i w przyszłości” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Arkadiusz Mularczyk, europoseł PiS.
wPolityce.pl: Skąd to pokutujące w ostatnim czasie w mediach, w polityce, zarówno w Polsce, jak i poszczególnych krajach UE, gdzie rosną w siłę ugrupowania prawicowe, przekonanie, że każdy, kto krytykuje Unię Europejską lub domaga się zmian w sposobie funkcjonowania tej wspólnoty, dąży do jej osłabienia, zniszczenia, wyprowadzenia swojego kraju z UE lub służy Rosji?
Arkadiusz Mularczyk: To bardzo infantylne i naiwne podejście do członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Oczywiście, musimy dostrzegać pewnego rodzaju plusy, ale oczywiście musimy być też pragmatyczni i dostrzegać to, co Unia robi źle. Przez ileś lat nasze członkostwo miało pewnego rodzaju pozytywy, jednak od dłuższego czasu widzimy, że UE, niestety, bardzo często próbuje przyjmować kompetencje krajów członkowskich, w tym oczywiście Polski, poprzez narzucanie rozwiązań, narzucanie polityk, które nie są i nie były akceptowane z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej.
To jest coś, co dostrzega nie tylko nasz obóz polityczny. Jest to zauważalne w bardzo wielu krajach Unii Europejskiej. W samych Niemczech takim największym krytykiem jest AfD – lider sondaży. We Francji ruch Marine Le Pen również jest liderem sondaży. W wielu krajach Unii Europejskiej formacje, które są eurosceptyczne, a przynajmniej dostrzegają, że kolejne pomysły Unii Europejskiej prowadzą wspólnotę na manowce, zaczynają zdobywać przewagę.
Fakt, że my podchodzimy do naszego członkostwa w sposób bardzo pragmatyczny, powinien być raczej przedmiotem pozytywnej oceny niż krytyki. Musimy bowiem pamiętać również o tym, że biurokracja unijna jest w dużej mierze niejako sterowana przez największe, najsilniejsze kraje oraz służy ich interesom gospodarczym, ekonomicznym, politycznym. Nie zawsze pokrywa się to z interesami naszego kraju, który boryka się z różnego rodzaju zagrożeniami i wyzwaniami – jak chociażby sąsiedztwo z Rosją i Ukrainą, gdzie toczy się wojna. Jesteśmy krajem flankowym, stąd nasza polityka często musi być inna niż w przypadku np. krajów Europy Zachodniej.
I w takich kwestiach jak odejście od węgla często wymaga się np. od Polski takich samych rezultatów w tym samym tempie.
Zielony ład służy krajom Europy Zachodniej, ale nie Europy Centralnej. To samo dotyczy paktu migracyjnego i możemy jeszcze wymieniać tak w nieskończoność. W dużej mierze interesy Berlina czy Paryża nie są zbieżne z interesami Polski. Nie możemy być naiwni, lecz walczyć i zabiegać o interesy naszego kraju w UE, budować koalicje, ale także prowadzić odpowiedzialną debatę polityczną.
Jak prowadzić taką debatę, skoro po drugiej stronie włącza się „argumentum ad Putinum”?
Nie kto inny, jak sama Komisja Europejska powoływała się na Pablo Gonzalesa, rzekomego hiszpańskiego dziennikarza. Niestety, musimy podchodzić do tego w sposób bardzo trzeźwy, pragmatyczny, nie podchodzić to tego w sposób ideologiczny – bo w sposób absolutnie ideologiczny część polityków i mediów patrzy na członkostwo w UE.
Musimy pamiętać również, że UE wspierała określone formacje polityczne w naszym kraju, które później uzyskały władzę dzięki wpływom Brukseli. I dzisiaj, gdy ta klasa polityczna w Polsce czy w Unii widzi, że zmieniają się nastroje społeczne, to próbują w taki sposób bardzo naiwny straszyć mieszkańców Polski, ale też innych krajów członkowskich, że krytykowanie Unii czy krytykowanie pewnych rozwiązań jest pomocą dla Putina. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Otrzeźwienie polityki UE, zwrócenie większej uwagi na kwestie gospodarcze, ekonomiczne czy militarne, jest elementem polskiej racji stanu. Nie jest nim natomiast takie bardzo infantylne czy naiwne założenie, że ten czy inny urzędnik z Brukseli wie lepiej, co służy naszemu krajowi teraz i w przyszłości.
To też trochę tak, jakby Bruksela była bogatą dobrą ciocią z zagranicy, która z dobrego serca, bezinteresownie obdarowuje nas pieniędzmi i prezentami, a przecież tak nie jest. To także nasz wkład finansowy, ale też coraz częściej dostrzegalne zawłaszczanie kolejnych kompetencji państw: czy to definicja małżeństwa i rodziny, czy to kształt wymiaru sprawiedliwości.
Trzeba mieć świadomość, że problem funkcjonowania Unii Europejskiej jest dziś związany z faktem, że poprzez procesy demokratyczne i wyborcze w krajach tych krajach członkowskich zmieniają się rządy, zmieniają się premierzy, ministrowie, prezydenci. Establishment UE jest natomiast ten sam. Zmieniają się co prawda komisarze, ale często zmieniają po prostu stanowiska, ale ten biurokratyczny aparat nie zmienia się. Ma pamięć instytucjonalną i swoje priorytety. Kluczem jest dla nich to, żeby trwał ten dobrobyt wielu biurokratów, którzy korzystają z tego, że są urzędnikami UE. Ich poziom życia jest bardzo wysoki, ale interesy bardzo często nie są zgodne z interesami krajów narodowych.
Problemem jest to, że bardzo często te nowe rządy i nowe parlamenty nie do końca mają świadomość pewnych procesów, mechanizmów, trybów, które w Brukseli funkcjonują od dekad i bardzo konsekwentnie, systematycznie procedują pewne cele, założenia. Zmieniające się co kilka lat rządy niekoniecznie są w stanie wszystko dostrzec i zidentyfikować często ukryte cele czy założenia.
Musimy więc obserwować bardzo dokładnie procesy zachodzące w UE. Często są one ukryte i trwają długo. Jednak jak pani powiedziała, kluczem jest oczywiście to, co widzimy, czyli w dużej mierze zawłaszczanie kompetencji państw narodowych.
Jest to dziś potężne zagrożenie dla naszej suwerenności. To sytuacja, którą możemy porównać do „gotowania żaby” – procesy zachodzą i biurokrajca unijna dokonuje zawłaszczeń kolejnych obszarów kompetencji. Bo o ile wcześniej była to tylko kwestia polityki gospodarczej, ekonomicznej, dzisiaj dotyczy już kolejnych obszarów, np. życia rodzinnego, związków małżeńskich, kwestii podatkowych, obronności czy bezpieczeństwa granic. To wchodzenie w obszary, które nigdy wcześniej nie były przewidziane w kompetencjach UE. Mówimy tu o powolnym, systemowym procesie, sterowanym w dużej mierze przez interesy Berlina. Celem jest totalizacja i centralizacja Unii Europejskiej. Zarządzanie wspólnotą jako jednym organizmem przez ciała biurokratyczne, niewybieralne w sposób demokratyczny. Władza, która powinna należeć do obywateli, jest de facto zawłaszczana przez anonimową, niewybieralną biurokrację.
Zastrzeżenia PiS wobec dzisiejszego sposobu funkcjonowania są bardzo konkretne: biurokracja, ideologizacja, zawłaszczanie kompetencji, których Brukseli nie przyznaliśmy. Oprócz konkretnych postulatów są też rozwiązania, co można zrobić lepiej. Dlaczego zatem jakoś nie mogą się Państwo przebić z tego rodzaju argumentacją i niemal każdą wypowiedź europosłów PiS czy innych konserwatywnych ugrupowań z krajów UE krytyczną wobec Brukseli próbuje się sprowadzić do osłabiania wspólnoty, chęci przekreślenia, zniszczenia pozytywnych osiągnięć naszego w niej członkostwa?
UE dysponuje dużym budżetem na utrzymanie swojej władzy, promocję swoich polityk. To cały system naczyń połączonych. To element funkcjonowania w pewnej „bańce”, która żyje swoimi sprawami, swoimi problemami. Ma jednak też wielki wpływ na świadomość i procesy zachodzące w poszczególnych krajach. Ta unijna biurokracja umiejętnie zarządza emocjami społecznymi. Jest w stanie finansować te inicjatywy, projekty, fundusze, inwestycje, które służą wspieraniu władz i są lojalne wobec tej polityki.
I wydaje się, że jest rzeczą normalną, prostym mechanizmem psychologicznym, że jeśli w jakimś środowisku, grupie- choćby rodzinie czy miejscu pracy, czujemy się swobodnie, dobrze, bezpiecznie – możemy bez obaw wypowiadać się krytycznie, jeżeli coś dzieje się nie tak, jak powinno, jeśli coś jest do poprawy. Wypracowujemy kompromisy, zabiegamy też o własne interesy. Czy w przypadku UE nie powinno być tak samo, czy nie powinno to tym bardziej motywować do zabiegania o nasze interesy?
Interesy Polski zawsze będą wyjątkowe. Jesteśmy wschodnią flanką NATO. Graniczymy z Rosją, Białorusią, Ukrainą. Mamy szczególne oczekiwania wobec UE, ale też – jako kraj, który przez wieli, przez dekady, przez lata wielokrotnie walczył o niepodległość, mamy szczególny szacunek i oddanie dla wszystkich pokoleń Polek i Polaków, którzy walczyli o niepodległość. Widzimy, że są środowiska, które chcą nam tę niepodległość zabrać, m.in. brukselska biurokracja. Jesteśmy na to szczególnie uczuleni jako Polacy, stąd reagujemy, alarmujemy.
I to alarmowanie nie ma na celu „polexitu”, lecz reformy, zmiany, naprawę UE?
Zdecydowanie.
Bardzo dziękuję za rozmowę
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/748939-mularczyk-otrzezwienie-polityki-ue-to-polska-racja-stanu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.