Gdyby, tak jak psy, popularne i obecne w domach były hieny, krokodyle, skunksy czy skorpiony, rządzący też przyjęliby stosowną ustawę i zatroszczyli się o „mieszkania” dla nich.
To, co się dzieje wokół nowelizacji ustawy (z 1997 r.) o ochronie zwierząt, jest w ogromnej większości politycznym cyrkiem. Rządząca koalicja poprzez tę nowelizację, a potem odrzucanie prezydenckiego weta chce osiągnąć propagandowe cele proste jak trzonek od szpadla. Chce przekonać Polaków, że opozycja to źli ludzie, którzy okropnie traktują nie tylko innych ludzi, ale także zwierzęta. A ten, kto źle traktuje zwierzęta, jest ucieleśnieniem najgorszego zła. Wystarczy zacytować jeden wpis (na platformie X) premiera Donalda Tuska: „PiS potulnie podkulił ogon i podtrzymał weto prezydenta. Symboliczna kapitulacja Kaczyńskiego - nie miał odwagi stanąć w obronie zwierząt i uciekł przed głosowaniem. Tylko psów żal”.
Wnioski są takie: PiS jest złe, a Jarosław Kaczyński jeszcze gorszy. Ale w tym wszystkim zwierzęta to tylko punkt zaczepienia. Tym bardziej jeśli się wie, że prezes PiS uwielbia koty. A ponieważ to wiadomo od kilkudziesięciu lat, Donald Tusk postanowił się wylansować jako miłośnik psów. Czasem ta miłość była ślepa – jak wtedy, gdy mocno kopnął piłkę wprost we własnego psa. W wersji Tuska miłość do psów jest znacznie bardziej wymagająca, a poza tym pies może mu towarzyszyć właściwie wszędzie, a kot prezesa najwyżej siedzi na parapecie w jego mieszkaniu i tyle. Sugestia jest prosta: miłość do psa jest znacznie szlachetniejsza od miłości do kota, co sprawia, że Tusk jest nie tylko lepszy, ale i zapewne inteligentniejszy. To oczywiście absolutnie idiotyczna gra, bo tak samo kochane może być każde domowe zwierzę, ale bardzo typowe dla Donalda Tuska jest robienie ideologicznych i moralnych wycieczek, gdy tylko istnieje pretekst, choćby był wart tyle, co prawdomówność obecnego premiera.
W konkretach próba odrzucenia weta wyglądała tak, że za jego odrzuceniem głosowało 246 posłów (155 z Koalicji Obywatelskiej, 31 z Polskiego Stronnictwa Ludowego, 31 z Polski 2050, 21 z Lewicy, 4 z partii Razem i 4 posłów niezależnych). Tyle że do obalenia prezydenckiego weta potrzebne były 263 głosy. Uzupełnijmy, że przeciw odrzuceniu weta było 192 posłów (175 z Prawa i Sprawiedliwości, 10 z Konfederacji, 4 z koła Republikanów, 2 z Konfederacji Korony Polskiej oraz jeden niezależny). Żeby ponownie uchwalić ustawę i jednocześnie odrzucić weto prezydenta, potrzebna jest większość 3/5 głosów przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. W tym konkretnym przypadku potrzeba było 263 głosów, a znalazło się 246. W głosowaniu nie wzięło udziału 22 posłów, w tym prezes PiS Jarosław Kaczyński. I już Tusk miał radochę mimo porażki, bo we wrześniu 2025 r. Kaczyński był w gronie 49 posłów PiS, którzy głosowali za przyjęciem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt z 1997 r., czyli za tzw. ustawą łańcuchową. Stąd jego wpis na platformie X.
Tzw. ustawa łańcuchowa to kilkanaście poprawek do ustawy o ochronie zwierząt z 1997 r., co stanowi półtorej strony sejmowego druku. I o te półtorej strony toczy się wielka wojna. Definiuje się tam „kojec”, czyli „miejsce, w którym utrzymuje się psa na ograniczonej przestrzeni poza lokalem mieszkalnym, z której nieuwiązany pies nie może samodzielne wyjść, znajdujące się na ogrodzonym lub nieogrodzonym terenie”. Ale istotne jest to, że „art. 9: a) ust. 2 otrzymuje brzmienie: 2. Zabrania się trzymania psów na uwięzi”. Potem są wymienione wyjątki od zakazu: „1) transport tego psa; 2) udział tego psa w wystawie, pokazie, konkursie, występie, treningu lub tresurze; 3) przeprowadzanie na tym psie zabiegu lekarsko-weterynaryjnego, profilaktycznego lub pielęgnacyjnego; 4) krótkotrwałe, poza miejscem stałego bytowania psa, w określonych warunkach wskazanych przez właściciela, w sposób niepowodujący naruszenia dobrostanu zwierzęcia; 5) niezbędne, poza miejscem stałego bytowania psa, w celu zapobieżenia: a) niebezpieczeństwu stwarzanemu przez tego psa dla życia lub zdrowia człowieka lub innego zwierzęcia, b) wyrządzeniu szkody przez tego psa - w sytuacji gdy zastosowanie innego środka nie jest w danych okolicznościach możliwe lub uwięź jest środkiem najlepiej znoszonym przez tego psa”.
Głównym powodem awantury jest zmiana w punkcie 4. artykułu 9.: „Psu utrzymywanemu w kojcu zapewnia się: 1) utwardzone i zadaszone w swojej większej części podłoże o powierzchni nie mniejszej niż: a) 10 m2 – w przypadku psa o masie ciała poniżej 20 kg, b) 15 m2 – w przypadku psa o masie ciała od 20 do 30 kg, c) 20 m2 – w przypadku psa o masie ciała powyżej 30 kg - przy czym do tej powierzchni nie wlicza się powierzchni zajmowanej przez pomieszczenie, o którym mowa w ust. 1; 2) codzienny ruch poza kojcem, adekwatny do jego wieku, stanu zdrowia i potrzeb gatunkowych”. Do tego dokładają się zmiany w punkcie 5. i 6.: „5. W przypadku utrzymywania w tym samym kojcu więcej niż jednego psa powierzchnia podłoża, o którym mowa w ust. 4 pkt 1, nie może być mniejsza niż powierzchnia obliczona zgodnie z tym przepisem dla psa o największej masie spośród psów utrzymywanych w tym kojcu, powiększona o 50 % tej powierzchni na każdego dodatkowego psa utrzymywanego w tym kojcu. 6. Suce karmiącej utrzymywanej w kojcu ze szczeniętami do 3. miesiąca życia zapewnia się kojec spełniający wymagania określone w ust. 4 pkt 1 dla pojedynczego psa o identycznej masie ciała, przy czym takiej suce zapewnia się w tym kojcu dodatkowe pomieszczenie lub przedział umożliwiające jej czasową separację od szczeniąt”.
Żeby mieć pełny obraz zauważmy jeszcze punkty 7., 8., 9. i 10: „7. Kto utrzymuje psa w kojcu, ma obowiązek zapewnienia, aby kojec miał wysokość nie mniejszą niż 1,7 m oraz trwałą i stabilną konstrukcję, ze stałym dostępem do światła dziennego, z ogrodzeniem, w którym co najmniej dwa boki zawierają prześwity przepuszczające światło i umożliwiające naturalny przepływ powietrza. 8. Kto utrzymuje psa w kojcu, nieogrzewanym pomieszczeniu lub na otwartej przestrzeni, ma obowiązek zapewnić psu budę, wykonaną z drewna lub materiałów drewnopochodnych stanowiących barierę termiczną, z izolacją cieplną, chroniącą przed warunkami atmosferycznymi oraz o wielkości dostosowanej do wielkości psa. Budę ustawia się w sposób zapewniający izolację od podłoża. 9. W przypadku utrzymywania więcej niż jednego psa w kojcu, nieogrzewanym pomieszczeniu lub na otwartej przestrzeni każdemu psu zapewnia się budę. 10. W przypadku psów: 1) wykorzystywanych do celów specjalnych – nie stosuje się przepisów ust. 2–9; 2) utrzymywanych w schronisku dla zwierząt – nie stosuje się przepisów ust. 4–9.”.
Prezydent Karol Nawrocki tak uzasadnił weto: „Choć intencja – ochrona zwierząt – jest słuszna i szlachetna, to sama ustawa była źle napisana. Zamiast rozwiązywać problemy, tworzyła nowe, które mogły doprowadzić do pogorszenia, a nie polepszenia sytuacji zwierząt. Proponowane normy kojców dla psów były kompletnie nierealne. Kojce wielkości miejskich kawalerek – to absurd, który uderzałby w rolników, hodowców i zwykłe wiejskie gospodarstwa. To prawo było oderwane od rzeczywistości. Martwe prawo jest gorsze niż brak prawa. Nie będę sankcjonował przepisów, których nie da się wykonać, a państwo nie da rady ich egzekwować”. Pozostałe argumenty prezydenta są natury filozoficznej i socjologicznej: „Jest jeszcze jeden fałsz, który muszę stanowczo odrzucić: teza, że polska wieś źle traktuje zwierzęta to krzywdzący stereotyp. Źle traktują zwierzęta źli ludzie, a tacy, choć na szczęście nie ma ich wielu, mieszkają i w miastach i na wsi – zdarza się to niestety wszędzie. Dlatego nie podpisuję ustawy, która stygmatyzuje wieś, a jednocześnie nie rozwiązuje żadnego realnego problemu”.
Jak tylko Karol Nawrocki „ustawę łańcuchową” zawetował, zaraz (2 grudnia 2025 r.) przesłał do Sejmu własny projekt. Ale rządzący udają, że go nie ma. W prezydenckich zmianach artykuł 9. ust. 2., że ,,zabrania się trzymania zwierząt domowych na uwięzi” dodano: „Zakaz, o którym mowa w ust. 2, nie dotyczy prowadzenia zwierzęcia domowego na smyczy lub jego uwiązania na czas: 1) transportu tego zwierzęcia; 2) jego udziału w wystawie, pokazie, konkursie, występie, treningu lub tresurze; 3) przeprowadzanego na tym zwierzęciu zabiegu lekarsko-weterynaryjnego, profilaktycznego lub pielęgnacyjnego; 4) krótkotrwały, poza miejscem stałego bytowania zwierzęcia, w określonych warunkach wskazanych przez właściciela, w sposób niepowodujący naruszenia jego dobrostanu; 5) niezbędny, poza miejscem jego stałego bytowania, w celu zapobieżenia: a) niebezpieczeństwu stwarzanemu przez to zwierzę dla życia lub zdrowia człowieka lub innego zwierzęcia, b) wyrządzeniu szkody przez to zwierzę - w sytuacji gdy zastosowanie innego środka nie jest w danych okolicznościach możliwe lub uwięź jest środkiem najlepiej znoszonym przez to zwierzę”.
Co do „mieszkania dla psa” prezydent Nawrocki już nie był tak hojny jak Tusk i spółka: „4. Kto utrzymuje psa w kojcu, nieogrzewanym pomieszczeniu lub na otwartej przestrzeni, ma obowiązek zapewnić psu budę, wykonaną z drewna lub materiałów drewnopochodnych stanowiących barierę termiczną, z izolacją cieplną, chroniącą przed warunkami atmosferycznymi oraz o wielkości dostosowanej do wielkości psa. Budę ustawia się w sposób zapewniający izolację od podłoża. 5. W przypadku utrzymywania więcej niż jednego psa w kojcu, nieogrzewanym pomieszczeniu lub na otwartej przestrzeni każdemu psu zapewnia się budę. 6. Przepisów ust. 2- 5 nie stosuje się do psów wykorzystywanych do celów specjalnych oraz do psów pasterskich wykorzystywanych w czasie sezonowego wypasu kulturowego na terenie wypasowym”.
Projekt prezydencki wprowadzał jeszcze takie zmiany: „Art. 2. Właściciel lub opiekun zwierzęcia domowego w szczególności psa trzymanego na uwięzi zgodnie z przepisami dotychczasowymi jest obowiązany do zastosowania wobec tego zwierzęcia środków ostrożności uniemożliwiających niekontrolowane wydostanie się takiego zwierzęcia na zewnątrz, poza miejsce stałego bytowania. Art. 3. Właściciel lub opiekun psa jest obowiązany dostosować istniejącą przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy budę, w której przebywa pies do wymagań określonych w niniejszej ustawie”. Oczywiście nikt się prezydenckim projektem nie zajął, bo przecież trzeba pokazać czarno-biały świat, w którym Tusk jest dobry, a Nawrocki z Kaczyńskim to samo zło.
Same psy oczywiście mogą się dla rządzących polityków gonić, bo są potrzebne tylko po to, by gonić opozycję, prezydenta Karola Nawrockiego i prezesa Jarosława Kaczyńskiego. I po to w ogóle te psy zostały spuszczone. Gdyby, tak jak psy, równie popularne i obecne w domach były hieny, krokodyle, skunksy czy skorpiony, też stałyby się przedmiotem troski i zatroszczono by się o stosowne dla nich „mieszkania”. Byleby dały się wykorzystać do gryzienia, drapania, nakłuwania czy rozszarpywania znienawidzonej opozycji. Czekając na dalszy ciąg tego cyrku można też poczekać na to, kto użyje słów Juliana Tuwima: „Próżnoś repliki się spodziewał./ Nie dam ci prztyczka ani klapsa./ Nie powiem nawet pies cię je…ał,/ bo to mezalians byłby dla psa”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/748614-zwierzeta-to-pretekst-tusk-chce-pokazac-ze-jest-dobry
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.