Amerykańska strategia ostrzega Europę przed samobójstwem, ale tego nie jest w stanie i nie chce zrozumieć najbardziej nieudolny i najgłupszy rząd III RP.
Sygnałem, że chodzi o coś ważnego, była powszechna wścieklizna lewicowo-liberalnych polityków w Europie. Jak groteskowo by to nie brzmiało, miało się wrażenie, że zaraz wypowiedzą oni wojnę Stanom Zjednoczonym. Powodem było opublikowanie przez Biały Dom (z wprowadzeniem Donalda Trumpa) „Narodowej strategii bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych Ameryki”. Na wstępie lewicowo-liberalni ociężali oskarżyli prezydenta Donalda Trumpa o wszelkie geopolityczne i moralne zbrodnie. A największą zbrodnią była krytyka świętej Unii Europejskiej w jej obecnej postaci.
W Polsce z grubsza powielono zagraniczne wydzieliny bardzo nieudolnie udające racjonalną argumentację i wykazujące wyjątkowo nienachalną inteligencję, chyba dlatego, że rządzący zasadniczo nic nie czytają, a jeśli już wpadną im jakiś wycinki, to sensu całości nie są w stanie ogarnąć. W efekcie przez Europę i Polskę przetoczyła się fala wyjątkowego głuptactwa, prostactwa i dywagacji spod znaku kamienia łupanego.
Autorzy „Strategii” od razu wyjaśnili, czym ona jest i po co została ogłoszona. A jest diagnozą i planem „zapewnienia Ameryce pozycji najsilniejszego, najbogatszego, najpotężniejszego i najlepiej prosperującego kraju na świecie przez kolejne dekady”. Zostało jasno powiedziane, że „celem polityki zagranicznej [USA] jest ochrona podstawowych interesów narodowych”, z czego wynika, iż „nie każdy kraj, region, problem czy sprawa – jakkolwiek godna uwagi – może być przedmiotem amerykańskiej strategii”.
Dowiadujemy się, że amerykańskie elity „błędnie oceniły gotowość USA do ciągłego dźwigania globalnych ciężarów, których Amerykanie nie widzieli w żadnym związku z interesem narodowym”. Te elity bezrozumnie „postawiły na globalizm i tak zwany wolny handel, które wydrążyły klasę średnią i zniszczyły bazę przemysłową, od której zależy amerykańska dominacja gospodarcza i militarna”. Jakby tego było mało, „pozwoliły sojusznikom i partnerom przerzucić koszty swojej obrony na naród amerykański, a czasem wciągać [USA] w konflikty i kontrowersje kluczowe dla ich interesów, ale peryferyjne lub nieistotne dla amerykańskich”.
„Strategia” jest planem tego, jak „chronić kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i wrogimi wpływami zagranicznymi: czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, czy destrukcyjną propagandą i operacjami wpływu oraz subwersją kulturową”.
Najpierw warto się przyjrzeć temu, co w „Strategii” wywołało wściekliznę europejskich misjonarzy lewactwa i liberalizmu. Spowodowała ją przede wszystkim diagnoza sytuacji. Przypomnienie, że „Europa kontynentalna zmniejszyła udział w globalnym PKB – z 25 proc. w 1990 r. do 14 proc. obecnie – częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które podważają kreatywność i pracowitość. Jednak ten upadek gospodarczy przyćmiewa realna i ponura perspektywa cywilizacyjnego wymazania”.
Niezbyt rozgarniętym kochankom Europy (a do nich należą zarówno Donald Tusk, jak i Radosław Sikorski) wygarnięto, że „działania Unii Europejskiej podważają wolność polityczną i suwerenność. Polityka migracyjna negatywnie przekształca kontynent i wywołuje konflikty. Coraz powszechniejsza jest cenzura, prześladuje się polityczną opozycję, spada wskaźnik urodzeń, postępuje utrata tożsamości narodowych i pewności siebie Europejczyków”. Jeśli tak dalej pójdzie, „kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub wcześniej”.
Stany Zjednoczone nie zostawiają jednak Europy na pastwę Rosji czy innego barbarzyńcy, lecz chcą, „aby Europa pozostała europejska, odzyskała cywilizacyjną pewność siebie i porzuciła bezsensowną koncentrację na duszeniu się poprzez regulacje”. To wszystko negatywnie wpływa na relacje Europy z Rosją. I choć „europejscy sojusznicy mają znaczną przewagą twardej siły nad Rosją niemal pod każdym względem, z wyjątkiem broni jądrowej, Europejczycy tylko się Rosji boją”. Bez „dyplomatycznego zaangażowania Stanów Zjednoczonych nie da się przywrócić strategicznej stabilności na obszarze Eurazji, a także zmniejszyć ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi”.
USA nie porzucają ani Ukrainy, ani Unii Europejskiej, tylko dla własnego dobra chcą „wynegocjować szybkie zakończenie działań wojennych na Ukrainie. Aby ustabilizować europejskie gospodarki, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub ekspansji wojny oraz przywrócić strategiczną stabilność w relacjach z Rosją, a także umożliwić odbudowę Ukrainy po zakończeniu działań wojennych, aby zapewnić jej przetrwanie jako samodzielnego państwa”.
Unia Europejska osiągnęła tylko to, że „wojna na Ukrainie zwiększyła zewnętrzne zależności Europy, zwłaszcza Niemiec. Obecnie niemieckie firmy chemiczne budują w Chinach jedne z największych na świecie zakładów przetwórczych, wykorzystując rosyjski gaz, którego nie mogą odbierać u siebie”. Przy tym eurokraci „mają nierealistyczne oczekiwania co do wojny prowadzonej przez niestabilne rządy mniejszościowe, depczące podstawowe zasady demokracji, zwalczające opozycję”. I choć „zdecydowana większość europejskich państw pragnie pokoju, nie przekłada się to na politykę, w znacznej mierze z powodu podważania procesów demokratycznych”. A „państwa europejskie nie dadzą rady się zreformować, jeśli utkną w kryzysie politycznym”. Nie zmienia to faktu, że „Europa pozostaje strategicznie i kulturowo istotna dla Stanów Zjednoczonych”.
„Strategia” jest peanem na temat możliwości Europy, która „prowadzi najnowocześniejsze badania naukowe, posiada wiodące światowe instytucje kulturalne”. I choćby dlatego USA nie mogą sobie pozwolić na „skreślenie Europy, gdyż byłoby to samobójcze dla celu, do którego dąży ‘Strategia’”. Ale Europa sama sobie nie pomaga robiąc zamach na „prawdziwą demokrację, wolność wypowiedzi, indywidualny charakter i historię narodów europejskich”. Ameryka zachęca swoich sojuszników w Europie do „promowania odrodzenia ducha”, zaś „rosnące wpływy patriotycznych partii europejskich dają powody do wielkiego optymizmu”. Tyle tylko, że libkowie i lewactwo te partie nazywają „faszystowskimi”. Ameryka się jednak nie zniechęca i chce „pomoc Europie w skorygowaniu jej obecnego kursu”. Bowiem „potrzebuje silnej Europy, z którą jest sentymentalnie związana”. Krótko mówiąc, USA będą „współpracować z krajami, które chcą przywrócić swoją dawną świetność”. Tylko, czy faktycznie chcą, skoro to w Europie najlepiej się mają „kulturowi wywrotowcy” niszczący tradycję i wartości? Skoro rosnąca migracja zmienia strukturę społeczeństw tak, że wkrótce nie będą one europejskie, a ukształtowana przez wieki Europa po prostu zniknie.
W „Strategii” wyraźnie zaznaczono, że USA chcą „świata, w którym migracja nie jest jedynie ‘uporządkowana”, ale takiego, w którym suwerenne państwa współpracują ze sobą, aby powstrzymać, a nie ułatwiać destabilizujące przepływy ludności i mają pełną kontrolę nad tym, kogo wpuszczają, a kogo nie”. Dla libków i lewaków straszne musi być to, że „podstawową jednostką polityczną świata jest i pozostanie państwo narodowe. Jest naturalne i sprawiedliwe, że wszystkie narody stawiają swoje interesy na pierwszym miejscu i chronią swoją suwerenność”. Dlatego USA opowiadają się za „suwerennymi prawami narodów, przeciwko podważającym suwerenność najazdom najbardziej inwazyjnych organizacji transnarodowych”.
To musi być dla wielu w Unii Europejskiej straszne, że USA pragną „przywrócenia i ożywienia zdrowia duchowego i kulturowego, bez którego długoterminowe bezpieczeństwo jest niemożliwe”. Chcą „narodu, który jest dumny, szczęśliwy i optymistycznie nastawiony do tego, że pozostawi swój kraj następnemu pokoleniu w lepszym stanie, niż go zastał”. Chcą „wspierać sojuszników w zachowaniu wolności i bezpieczeństwa Europy, przywracając jej jednocześnie cywilizacyjną pewność siebie i zachodnią tożsamość”.
Cele „Strategii” ma pomóc zrealizować „wkład” Donalda Trumpa w „doktrynę Monroego” (od nazwiska prezydenta Jamesa Monroe urzędującego w latach 1817-1825). Oznacza to trzymanie się zasady nieinterwencjonizmu, ale nie sztywne, bo to niemożliwe. USA nie chcą „narzucać demokratycznych lub innych zmian społecznych, które znacznie odbiegają od lokalnych tradycji i historii. Nie jest działaniem niespójnym i hipokryzją utrzymywanie dobrych stosunków z krajami, których systemy rządów i społeczeństwa różnią się od amerykańskich”. Stany Zjednoczone „odrzucają niefortunną koncepcję swojej globalnej dominacji”, muszą więc „zapobiec globalnej, a w niektórych przypadkach nawet regionalnej dominacji nad innymi”. Oznacza to zakaz „marnowania krwi i pieniędzy, by ograniczyć wpływy wszystkich wielkich i średnich mocarstw świata”.
Stany Zjednoczone są „pod każdym względem najbardziej hojnym narodem w historii, jednak nie mogą sobie pozwolić na równe traktowanie każdego regionu i każdego problemu na świecie”. Dlatego „ponownie potwierdzą i wdrożą doktrynę Monroego, aby przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić ojczyznę i dostęp do kluczowych obszarów geograficznych”. USA „pozbawią konkurentów spoza półkuli możliwości rozmieszczania sił lub innych zagrażających zasobów, uniemożliwią posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na zachodniej półkuli”.
Choć wielu może się to nie podobać, „nieproporcjonalnie duży wpływ większych, bogatszych i silniejszych narodów to ponadczasowa prawda stosunków międzynarodowych”. Jednocześnie USA nie będą „dłużej tolerować darmowej jazdy, nierównowagi handlowej, drapieżnych praktyk gospodarczych i innych form ograniczania historycznej dobrej woli”. USA oczekują, że „sojusznicy będą przeznaczać znacznie więcej swojego produktu krajowego brutto na własną obronę, aby zacząć nadrabiać ogromne nierównowagi, które narosły przez dekady”.
Jedną z najważniejszych tez „Strategii” jest ta, że „era masowych migracji dobiegła końca”. W przeszłości „suwerenne państwa zabraniały niekontrolowanej migracji i rzadko przyznawały obywatelstwo, i tylko tym cudzoziemcom, którzy musieli spełniać rygorystyczne kryteria”. W wielu wypadkach „masowe migracje nadwyrężyły zasoby krajowe, zwiększyły przemoc i przestępczość, osłabiły spójność społeczną, zakłóciły rynki pracy i podważyły bezpieczeństwo narodowe”.
Skończyły się „czasy, kiedy Stany Zjednoczone podtrzymywały cały porządek świata niczym Atlas. Wśród wielu sojuszników i partnerów znajdują się dziesiątki bogatych, rozwiniętych państw, które muszą doglądać naszej wspólnej obrony”. Stany Zjednoczone są „gotowe pomóc - poprzez korzystniejsze traktowanie w kwestiach handlowych, współdzielenie technologii i zamówienia obronne - tym krajom, które dobrowolnie przejmą większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w swoich regionach”.
Wedle „Strategii”, podstawowymi prawami, „których nigdy nie wolno naruszać są prawo do wolności słowa, wolności religii i sumienia oraz prawo do wyboru i kierowania rządem”. Dlatego USA „będą się sprzeciwiać wprowadzanym przez elity antydemokratycznym ograniczeniom podstawowych wolności w Europie, kręgu anglosaskim i reszcie demokratycznego świata, zwłaszcza wśród sojuszników”.
Nie można dopuścić do tego, by sukces odniosły „radykalne ideologie, które dążą do zastąpienia kompetencji i zasług uprzywilejowanym statusem grupowym”. Jednocześnie „nie można pozwolić, aby merytokracja była wykorzystywana jako usprawiedliwienie dla otwierania amerykańskiego rynku pracy dla świata w imię znalezienia ’globalnych talentów’, które podkopują pozycję amerykańskich pracowników. Ameryka i Amerykanie muszą być zawsze na pierwszym miejscu”. Libkowie i lewactwo w Europie doznali zapewne szoku, bo „Strategia” odrzuca „katastrofalne ideologie ‘zmiany klimatu’ i ‘zerowej emisji netto’, które bardzo zaszkodziły Europie, zagrażają Stanom Zjednoczonym i wzmacniają przeciwników”.
Stany Zjednoczone „nigdy nie mogą być zależne od żadnej zewnętrznej siły w zakresie kluczowych komponentów – od surowców przez części po produkty gotowe – niezbędnych dla obronności lub gospodarki kraju”. Dlatego „Wspólnota Wywiadów będzie monitorować kluczowe łańcuchy dostaw i postęp technologiczny na całym świecie, aby upewnić się, że rozumiemy i ograniczamy luki i zagrożenia dla bezpieczeństwa i dobrobytu Ameryki”. No i USA postawią na produkcję, gdyż „przyszłość należy do producentów”, w tym do przemysłu obronnego.
Prezydent Trump odrzucił obowiązujące przez trzy dekady „błędne założenia dotyczące Chin. Przekonanie, że otwierając rynki dla Chin, zachęcając amerykańskie firmy do inwestowania w Chinach i zlecając produkcję Chinom, ułatwia się temu państwu wejście do tzw. międzynarodowego porządku opartego na zasadach”. To była szkodliwa mrzonka, gdyż „Chiny się bogaciły i potężniały, a potem wykorzystały swoje bogactwo i władzę”. Amerykańskie elity na przemian popierały chińską strategię albo ją kwestionowały, co nic dobrego dla USA nie przyniosło. Chińskie przedsiębiorstwa państwowe i te wspierane przez państwo przodują w budowaniu nowoczesnej infrastruktury, w tym cyfrowej. Tak czy owak Indo-Pacyfik już jest i będzie „jednym z kluczowych pól bitew gospodarczych i geopolitycznych”.
Jeśli chodzi o Tajwan, ma on znaczenie dla USA i Zachodu nie tylko ze względu na dominację w produkcji półprzewodników, ale głównie dlatego, że „zapewnia bezpośredni dostęp do Drugiego Łańcucha Wysp [państw wyspiarskich w południowo-wschodniej Azji ciągnących się aż po Australię] i dzieli Azję Północno-Wschodnią i Południowo-Wschodnią na dwa odrębne teatry działań. Biorąc pod uwagę, że jedna trzecia globalnej żeglugi odbywa się przez Morze Południowochińskie, ma to poważne konsekwencje dla gospodarki USA. Dlatego ważne jest odstraszanie chroniące Tajwan, a możliwe dzięki zachowaniu militarnej przewagi”.
W „Strategii” zaznaczono, że „czasy, w których Bliski Wschód dominował w amerykańskiej polityce zagranicznej, zarówno w planowaniu długoterminowym, jak i w codziennej realizacji, na szczęście minęły. Nie dlatego, że Bliski Wschód już się nie liczy, ale dlatego, że nie jest już źródłem nieustannej irytacji i potencjalnym źródłem nieuchronnej katastrofy”.
Jest znamienne, że „Strategia” nie zawiera praktycznie niczego, co insynuują libkowie i lewacy oraz bardzo wielu europejskich polityków. No i przede wszystkim jest strategią Stanów Zjednoczonych, których interesy i cele ma realizować. A do tego Ameryka potrzebuje Europy, tylko nie takiej, w jaką zamienia się Unia Europejska. A przemienia się w samobójcę, w dodatku czyniąc z tego samobójstwa wielkie osiągnięcie. Z tej perspektywy także w Polsce trzeba patrzeć na postępującą zmianę ustroju Unii, co samobójstwu nie zapobiegnie, a tylko je przyspieszy. Ale żeby to zrozumieć i temu przeciwdziałać, trzeba odsunąć od władzy najbardziej nieudolny i najgłupszy rząd III RP, czyli trzeci rząd Donalda Tuska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/748228-libkowie-i-lewactwo-zaatakowali-strategie-usa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.