Czy Zbigniew Ziobro powinien wrócić do Polski? Jaki wariant byłby najkorzystniejszy, a który bardziej zaszkodzi obozowi PiS? Ryszard Terlecki, poproszony o skomentowanie pobytu byłego ministra sprawiedliwości w Budapeszcie, odpowiedział: „to oczywiście nas topi”. Zasugerował w ten sposób, że lepszy dla PiS byłby powrót polityka do Polski. W tej wizji nie było jednak odpowiedzi na najważniejsze pytanie, czyli kto w tej sprawie tak naprawdę topi PiS – Zbigniew Ziobro czy jednak Donald Tusk? To przecież Tusk, a nie Ziobro reżyseruje ciąg wydarzeń, jaki odbywa się wokół byłego ministra. I to Tusk stara się wykreować w oczach opinii publicznej wrażenie, że sprawa Ziobry ma decydujący wpływ na notowania głównej partii opozycyjnej. Po co to robi? Właśnie po to, by kolejni politycy PiS zagrali w jego orkiestrze i zaczęli publicznie nawoływać do powrotu Ziobry do Polski. A jakie byłyby tego skutki? Nietrudno to sobie wyobrazić.
Zbigniew Ziobro deklaruje natychmiastowy powrót do Polski, jeśli zostaną przywrócone podstawowe zasady prawne i legalne funkcjonowanie prokuratury i sądów. Wydawałoby się, że jest to świetna okazja, by – w ramach wspólnego przekazu - powtarzać, ze Ziobro w ciągu kilku godzin będzie w kraju, jeśli będzie przywrócony porządek prawny. O tym, że Ziobro nie ucieka z Polski, tylko stawia opór bezprawiu.
Tymczasem powrót Zbigniewa Ziobry do Polski jest wymarzonym scenariuszem politycznym. Ale nie dla Prawa i Sprawiedliwości, a dla Donalda Tuska i całej koalicji. To wokół tej sprawy budowany byłby cały polityczny przekaz – aż do wyborów parlamentarnych. W kampanii wyborczej narracja koncentrowałaby się na tej sprawie, a Zbigniew Ziobro w areszcie byłby wymarzonym narzędziem do inscenizacji spektakli politycznych, które przesłaniałyby kłopoty rządu i zastępowały dyskusję o najważniejszych problemach Polaków. Oczywiście przy wsparciu zaprzyjaźnionych mediów, dla których także byłoby to niekończące się paliwo, gwarantujące klikalność i oglądalność.
Ziobro w kajdankach to pokaz siły Tuska
Łatwo wyobrazić sobie swojego rodzaju narracyjne bomby, jakie politycy KO każdego dnia zrzucaliby w mediach.
Po pierwsze – pokaz siły państwa. Obrazek Ziobry w kajdankach budowałby obraz władzy, a także jej liderów, Tuska czy Żurka, jako skutecznych polityków. Tak jak obiecywali, nikt nie schroni się przed ich zemstą. I nawet nie potrzeba do tego „przewożenia w bagażniku”, o którym wspominał Żurek.
Po drugie – skuteczne rozliczenie przeciwników politycznych. W dodatku spektakularne. Trudno wyobrazić sobie bardziej medialny dowód udanych „rozliczeń PiS”, niż aresztowanie tak wpływowej w tej partii postaci jak były minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Tusk mógłby robić konferencje o tym, jak spełnia obietnice. A znając mentalność najbardziej radykalnej części jego elektoratu, realizacja tej jednej obietnicy byłaby warta więcej niż nawet wszystkich 100 konkretów.
Po trzecie – „wina PiS”. Sam fakt skutecznego aresztowania Ziobry zostałby przez tzw. komentatorów zinterpretowany jako potwierdzenie ciężkich nadużyć, do jakich rzekomo miało dochodzić za rządów PiS. Skoro za kratki trafił minister sprawiedliwości, to Tusk mógłby bez ograniczeń sączyć narrację o „systemowej przestępczości” pod rządami dzisiejszej opozycji.
Po czwarte – odwrócenie uwagi od problemów rządu. Ekipa Tuska dostałaby cudowne lekarstwo. Nawet, gdy Ziobro jest w Budapeszcie, rząd rozgrywa jego sprawę przez wiele dni. Gdyby miałby go w rękach, mógłby nią żonglować przez wiele miesięcy. Z łatwością zepchnąłby na dalszy plan swoją nieudolność. Media mniej miejsca poświęcałyby kryzysom, z którymi muszą mierzyć się Polacy. Zwłaszcza z upadkiem służby zdrowia, szalejącą drożyzną w sklepach czy rosnącą wysokością rachunków za prąd, gaz i ogrzewanie. Zamiast tego bylibyśmy bombardowani czerwonymi paskami i pilnymi informacjami o kolejnych odsłonach kłopotów Ziobry.
Po piąte – opozycja w defensywie. Zamiast punktować fatalne rządy Tuska, politycy PiS zmuszeni byliby tłumaczyć codziennie Ziobrę. Na sejmowych korytarzach reporterzy uganialiby się za nimi, wymyślając codziennie nowe pytania o konsekwencje kolejnych etapów śledztwa, a potem procesu.
Po szóste – mobilizacja elektoratu rządu. Tusk już dziś umiejętnie steruje nastrojami swoich wyborców, którzy w części wcale nie oczekują wielkich reform, ale zwykłej zemsty za 8 lat PiS. Obrazek Ziobry za kratkami dałby im silny emocjonalny dowód, że „sprawiedliwość wróciła”. A za satysfakcją pójdzie wzrost lojalności wobec władzy, co przyniesie głosy w kolejnych wyborach.
Po siódme – pokaz dla Europy. Pozycja Tuska na arenie międzynarodowej jest dziś bardzo słaba. Dlatego taki pokaz „przywracania praworządności” zostałby przez niego mocno rozdmuchany w zagranicznych mediach, by zyskać poklask wśród politycznych przyjaciół na brukselskich i berlińskich salonach. A to oczywiście jeszcze mocniej wpłynie na jego pozytywny obraz w Polsce.
Po ósme – efekt zastraszający. Skoro udało się „złowić Ziobrę”, to czemu nie sięgnąć po innych liderów opozycji? Tusk będzie mógł w mediach sączyć narrację, że nikt nie jest poza jego zasięgiem. I, że nikt nie ucieknie przed „sprawiedliwością”.
Areszt stanie się powszechnym symbolem PiS
A opozycja? Musiałaby grać w orkiestrze Tuska. Dla jego obozu byłby to największy i symboliczny polityczno-medialny sukces od lat. Dla PiS pułapka, w którą próbuje je zwabić Tusk. Powrót Zbigniewa Ziobro do Polski miałby poważne polityczne konsekwencje dla głównej partii opozycyjnej.
Po pierwsze – bezsilność. Sam powrót Ziobry do Polski, zakończony spektakularnym aresztowaniem, byłby odbierany jako porażka czy wręcz klęska i dowód bezsilności wobec skutecznego aparatu Tuska. Nikt nie analizowałby już, o co chodzi w zarzutach wobec niego. Media i internet zalewałyby za to memy z Ziobrą w pasiakach i innych politykach PiS drżących na myśl o skutecznym Tusku.
Po drugie – poniżenie. Władza nie zawahałaby się, by wykorzystać Ziobrę do pokazówek, które mają upokorzyć jego i całą opozycję. Byłby przewożony – w asyście dziesiątek kamer – z aresztu do aresztu, tylko po to, by inscenizować medialne obrazki. Byłby, oczywiście dla jego bezpieczeństwa – ubierany w czerwony strój więzienny i zakuwany w kajdanki zespolone. A to ułatwiłyby władzy propagandę o „winie PiS” i o rozliczeniach „przestępców” z poprzedniej władzy.
Po trzecie – upadek „ducha oporu”. Aresztowanie Ziobry w brutalny sposób osłabiłoby falę nadziei na zmiany w Polsce, jaką zapoczątkowało wyborcze zwycięstwo Karola Nawrockiego. A sam Tusk zacząłby proces zastraszania zwolenników opozycji, bo skoro udało mu się doprowadzić do rozliczenia byłego prokuratora generalnego, to z łatwością może „uciszyć” każdego, kto śmie stawiać mu opór.
Po czwarte – areszt symbolem PiS. Wtrącenie Zbigniewa Ziobry za kratki i wielokrotne przedłużanie tymczasowego aresztowania stałoby się głównym wizerunkiem PiS i motywem przewodnim polskiej polityki. Uwiarygodniałoby narrację, że „coś jest na rzeczy”, bo – jak wskazują badania – ludzie odbierają decyzję o areszcie jako tożsamą z ukaraniem. W przypadku czołowego polityka trudniej będzie wzbudzić sympatię i współczucie zwykłych ludzi, niż gdy chodziło o urzędniczki i księdza.
Po piąte – winni się tłumaczą. Zamiast dyskusji o bezprawiu i łamaniu prawa przez ekipę Tuska PiS po aresztowaniu Ziobry będzie ciągle zmuszony do tłumaczenia się ze swoich rzekomych win, co zacznie utrwalać w opinii publicznej przekonanie, że „tamci byli jeszcze gorsi”. Co więcej – dla uzasadnienia takiej tezy władza będzie realizowała kolejne zatrzymania, by budować narrację o „przestępczej ośmiornicy”, co będzie zagrożeniem dla innych polityków PiS.
Po szóste – pokazówka. Politycy PiS nie mogą zapominać, że samo aresztowanie nie zamknie sprawy. Tusk i Żurek zrobią wszystko, by proces byłego ministra był szybki i zakończył się najlepiej tuż przed kolejnymi wyborami. No i oczywiście pokazowy. Stałby się z pewnością największym wydarzeniem medialnym po 1989 r. Zostanie zorganizowany tak, by rozpraw było jak najwięcej. Codziennie zeznawać będą kolejni świadkowie, w tym m.in. czołowi politycy PiS, którzy byli już przesłuchiwani w śledztwie. Będą za nimi biegać dziennikarze z kamerami, w studiach będą trwały ciągle dyskusje publicystów. A to sprawi, że w oczach opinii publicznej cała formacja będzie się jawiła jako zamieszana w „zorganizowaną przestępczość”, co dziś prokuratura próbuje przypisywać Ziobrze.
Powrót Ziobry zaprowadzi za kraty całą opozycję
Taki rozwój wydarzeń jest niezwykle prawdopodobny. Nie mówimy przecież o wyimaginowanych politycznych scenariuszach, tylko o narzędziach, których Tusk używa codziennie. Tyle że w przypadku powrotu Ziobry do Polski dostałby wymarzoną okazję, by użyć ich jako narracyjnej bomby atomowej na opozycję. A jeśli ta strategia się powiedzie, a jest na to duża szansa, bo Tusk kontroluje niemal cały wymiar sprawiedliwości i większość mediów, to rozszerzy ją o kolejnych czołowych polityków PiS. Bo jego celem nie jest przecież tylko Ziobro, ale zniszczenie całej największej partii opozycyjnej. Ci więc, którzy nawołują do powrotu Ziobry, de facto zachowują się jak karpie chcący szybszej wigilii. Może zatem warto nieco inaczej spojrzeć na dzisiejszą rzeczywistość, w której Ziobro może skutecznie tłumaczyć się z absurdalnych zarzutów przed kamerami w Budapeszcie, ośmieszając je, i punktować bezprawie Tuska. W takiej sytuacji coraz bardziej uderza brak sprawczości i nieskuteczność ekipy Tuska i Żurka. A to z kolei coraz bardziej frustruje i demobilizuje ich twardy elektorat.
AB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/748043-powrot-ziobry-zaprowadzi-za-kraty-cala-opozycje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.