Były prezydent Andrzej Duda w najnowszym odcinku swojej audycji Kanału Zero zwrócił uwagę na zwalczanie przez premiera Donalda Tuska prezydentów wywodzących się z przeciwnej opcji politycznej - od śp. Lecha Kaczyńskiego (2005-2010), przez Andrzeja Dudę (2015-2025), po obecnego prezydenta Karola Nawrockiego. „W tym zachowaniu Donalda Tuska w ostatniej kampanii wyborczej, tak bardzo agresywnej przeciw Karolowi Nawrockiemu, ujawniło się kilka elementów: po pierwsze jego głęboki kompleks prezydentury” - powiedział Duda, przypominając, że Donald Tusk sam ubiegał się o urząd głowy państwa w 2005 r., jednak przegrał w II turze z Lechem Kaczyńskim.
Choć ataki obecnego rządu na prezydenta Nawrockiego mogą szokować czy oburzać, na pewno nie mogą dziwić - takie praktyki trwają od 2005 r., kiedy prezydentem został Lech Kaczyński (pokonując w II turze Donalda Tuska, co obecny premier, jak wynika z licznych relacji, bardzo ciężko przeżył). Tusk tak samo zwalczał później Andrzeja Dudę - drugiego w historii III RP prezydenta dwukrotnie wybranego na swój urząd, a dziś zwalcza obecnego prezydenta Karola Nawrockiego.
2005 i druzgocąca porażka Tuska
Tej otwartej wojnie Donalda Tuska z kolejnymi prezydentami przyjrzał się poprzednik Karola Nawrockiego w Pałacu Prezydenckim - Andrzej Duda - w najnowszym odcinku swojej audycji w Kanale Zero. Na początku były prezydent przypomniał, że obecny premier Donald Tusk w 2005 r. stanął w wyścigu do Belwederu.
To był rzeczywiście szok dla niego bardzo głęboki
— mówił Duda o przegranej Tuska z Lechem Kaczyńskim.
Ja zobaczyłem sposób podejścia Donalda Tuska do prezydentury tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy znalazłem się w Pałacu Prezydenckim u boku prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie miałem żadnych wątpliwości, że to jest walka absolutnie bez pardonu – ta, którą Donald Tusk toczy z Lechem Kaczyńskim i z polską prezydenturą. Donald Tusk cały czas stoi na czele jednego z dwóch najpotężniejszych w kraju ugrupowań politycznych. Donald Tusk, który tak naprawdę w Polsce prezydenturę zwalcza
— podkreślił były prezydent.
CZYTAJ TAKŻE:
Koncepcja Tuska na niewygodne prezydentury
W audycji, oprócz Andrzeja Dudy, wypowiadają się: szef BBN Sławomir Cenckiewicz, a także Małgorzata Paprocka - była szefowa Kancelarii Prezydenta RP.
Lech Kaczyński zostaje prezydentem ostatecznie 23 grudnia 2005 roku i oczywiście to się zbiega z problemami związanymi z budowaniem większości. I Donald Tusk, przede wszystkim w tym okresie 2005-2007, utrzymuje ten kurs antagonistyczny w stosunku do wszystkiego, co robi Lech Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość. Mówiąc o stosunku Donalda Tuska do prezydentury Lecha Kaczyńskiego, powinniśmy mówić przede wszystkim o latach 2007-2010. Znam tę sprawę bardzo dobrze z różnych stron, oglądając materiały ich rządu, Donalda Tuska z lat 2007-2010, i materiały Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego, i trzeba powiedzieć, że to jest również jakby kontynuacja koncepcji antagonistycznej. To znaczy: trzeba „przetrwać” tę prezydenturę - to jest perspektywa Donalda Tuska - a tam, gdzie jest to możliwe, bardzo brutalnie ją atakować, nie zważając w ogóle czy to na okoliczności międzynarodowe, czy wewnętrzne
— podkreślał Cenckiewicz.
Paprocka zwróciła natomiast uwagę, że od 2023 r. Tusk czekał tak naprawdę na koniec prezydentury Andrzeja Dudy. Liczył bowiem, że w Pałacu Prezydenckim zasiądzie ktoś z jego partii.
W 2023 roku, po wyborach parlamentarnych, skonstruowaniu rządu, ewidentne było, że czas do końca prezydentury pana prezydenta Andrzeja Dudy to będzie czas odliczania, czekania. Był kandydat na prezydenta - Rafał Trzaskowski, i w całym obozie władzy czuć było to to odliczanie
— wskazała była szefowa KPRP.
Cały czas próba deprecjonowania urzędu prezydenta. Cechą charakterystyczną tego ostatniego półtora roku to była kwestia cały czas podważania możliwości wykonywania prerogatyw przez prezydenta. Dzisiaj mamy kontynuację, a nawet bym powiedziała, że w pewien sposób rozwinięcie
— zwróciła uwagę Małgorzata Paprocka.
Istota „sporu o krzesło”
W kontekście kohabitacji w latach 2007-2010 przypomniano wypowiedzi ówczesnego i obecnego premiera, m.in. tę, w której Tusk sugeruje, że nie potrzebuje prezydenta.
Kilkakrotnie to powtarzał w mediach. Patrząc wprost do kamer mówił: „Nie potrzebuję prezydenta”. Lech Kaczyński wtedy systematycznie jeździł do Brukseli i tam na Radach Europejskich reprezentował nasz kraj. Donald Tusk zaczął walczyć o to, żeby tę pozycję od prezydenta przejąć. Doszło wtedy do słynnego „sporu o krzesło”. Tak naprawdę sprowadzał się on do tego, żeby zablokować Lechowi Kaczyńskiemu możliwość wzięcia udziału w Radzie Europejskiej
— zwrócił uwagę Andrzej Duda.
To Donald Tusk wydał polecenie zablokowania rządowego samolotu dla prezydenta. Po prostu nagle przyszła informacja z KPRM, że samolotu dla prezydenta nie będzie i że prezydent nie poleci w związku z tym do Brukseli. To był szok - pierwszy raz coś takiego się zdarzyło, nigdy do tamtego momentu żaden rząd nie pozwolił sobie wobec żadnego z prezydentów na taką sytuację. Nie było takiej sytuacji ani wtedy, gdy prezydentem był Lech Wałęsa, ani wtedy, gdy przecież przez 10 lat prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. Nikt nigdy nie odważył się na tak brutalny, przepraszam – chamski – atak na prezydenta i instytucję prezydent
— podkreślił.
Ten spór położył się cieniem na wszystkie kolejne lata polskiej prezydentury. Spowodował później wniesienie przez Donalda Tuska sprawy sporu kompetencyjnego do Trybunału Konstytucyjnego, słynnych posiedzeń TK, gdzie zresztą brałem udział w rozprawach, reprezentując prezydenta Lecha Kaczyńskiego i broniąc polskiej prezydentury i prezydenckich kompetencji
— zwrócił uwagę były prezydent.
Donald Tusk był trochę młodszym kolegą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Spędzili razem popołudni. To spotkanie odbywało się podobno w bardzo dobrej atmosferze, a później, właściwie zaraz po tym spotkaniu, Donald Tusk zaatakował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co było wtedy dla niego takim nieprzyjemnym zaskoczeniem. Pamiętam, że prezydent był tym zniesmaczony i bardzo zaskoczony, bo rzeczywiście sam podkreślał, że na tym spotkaniu była bardzo dobra atmosfera. Człowiek o dwóch twarzach - taki był taki był mój odbiór. Zupełnie inaczej zachowujący się tu, a zupełnie inaczej zachowujący się tam
— wspominał Andrzej Duda.
Zapłata za „żyrandol”
Kiedy Tusk otrząsnął się po przegranej z Lechem Kaczyńskim, zaczął dyskredytować urząd prezydenta, sugerując np., że sprowadza się on do „pilnowania żyrandola”. Ten motyw w narracji Tuska stale powracał, a jego symbolem stał się Bronisław Komorowski - jedyny od czasu po Katastrofie Smoleńskiej prezydent wywodzący się z opcji obecnego premiera. Andrzej Duda ocenił w audycji na Kanale Zero, że Komorowski za ten „żyrandol” zapłacił porażką wyborczą z młodym, dość słabo znanym politykiem PiS.
Mówiąc o swoich relacjach z Tuskiem, były prezydent sięgnął m.in. po wspomnienie wizyty w Waszyngtonie z okazji 25. rocznicy obecności Polski w NATO, do której nawiązała wcześniej Małgorzata Paprocka. Jak wskazał, prezydent czuł się tam znacznie bardziej swobodnie niż premier.
Byłem w bardzo dobrych relacjach z prezydentem Bidenem. Myśmy z panem prezydentem bardzo dobrze współpracowali. Myśmy razem podejmowali przez cały wcześniejszy okres ponad roku działania po to, żeby wspierać walczącą z rosyjską agresją Ukrainę i prezydent Joe Biden po prostu mnie znał. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że miał do mnie zaufanie. Uważał mnie za poważnego partnera
— wspominał Duda, który potwierdził, że w Waszyngtonie Tusk nie czuł się dobrze również wtedy, za prezydentury Joe Bidena.
„Postać znana” odwróciła losy wyborów?
Jeśli chodzi o wydarzenia z ostatnich miesięcy - czyli najpierw ostrą, brutalną kampanię prezydencką, a następnie - wygraną Karola Nawrockiego, nie sposób było zapomnieć o pewnym momencie zwrotnym.
Prof. Sławomir Cenckiewicz, który pracował w sztabie wyborczym Nawrockiego - obywatelskiego kandydata wspieranego przez PiS (ale nigdy niebędącego członkiem partii politycznej) wspominał, że dzień, w którym Tusk był gościem Bogdana Rymanowskiego w Polsat News, był dla niego „chyba jednym z najstraszniejszych w całej kampanii”. Aż do momentu, w których premier nie wypowiedział słów: „Jacek Murański - postać znana znana także panu Nawrockiemu znana między innymi z walk MMA, także aktor w takich niedużych rolach”.
Przypomnijmy: Tusk powoływał się na Murańskiego, aby uwiarygodnić rzekome związki Karola Nawrockiego ze światem przestępczym, reprezentowanym przez „Wielkiego Bu”. Patryk M. - młodszy od obecnego prezydenta o 7 lat - wspólnie z Karolem Nawrockim trenował boks kilkanaście lat temu. Później ich kontakty były sporadyczne. Skazany za bardzo poważne przestępstwa M. (obecnie znów przebywający w areszcie) ma rzekomo dysponować „hakami” na obecnego prezydenta. Problem w tym, że źródło, na które powoływał się Tusk, to wulgarny i agresywny patocelebryta, freakfighter, również mający problemy z prawem i niezbyt poważany nawet we własnym środowisku.
To był chyba poniedziałek przed drugą turą. Uznałem, że Karol Nawrocki już przegrał wybory i chyba po ośmiu czy dziewięciu godzinach sztabowych dyskusji wróciłem zupełnie załamany do domu. Włączyłem telewizję, bo wiedziałem, że będzie wywiad Donalda Tuska i jakby w czasie rzeczywistym, oglądając to, dostałem SMS-a - nie powiem od jakiego polityka - też sztabowca, który mi napisał: „Mamy złoto kampanii”. I rzeczywiście wszystko się po tym poniedziałku wieczorem odwróciło
— wspomina Cenckiewicz.
Moment, w którym oni zaczęli jakieś zupełnie patologiczne autorytety przywoływać, zamieszczać na jednej stronie internetowej kilkanaście tekstów w przeciągu kilku godzin - obelżywych, bardzo ostrych w stosunku do Karola Nawrockiego, to wszystko pokazało, że oni jeszcze bardziej są oderwani od rzeczywistości. I wtedy pomyślałem, że chyba przegrają te wybory
— podkreśla obecny szef BBN.
Kto wie, czy to nie spowodowało też w efekcie tej odwrotnej reakcji polskich wyborców, że oni właśnie, widząc to chamstwo po prostu bezgraniczne, wobec którego każdy by się zastanowił: „Boże gdyby mnie tak robiono…”, uznali: „trzeba bronić pana Karola Nawrockiego, kandydata na na prezydenta, bo jest nieuczciwie traktowany i nieuczciwie atakowany”
— ocenił Andrzej Duda.
Gdzie leżą źródła agresywnej kampanii Tuska przeciwko Nawrockiemu, która nie ustała nawet po wyborach?
W tym zachowaniu Donalda Tuska w ostatniej kampanii wyborczej, tak bardzo agresywnej przeciw Karolowi Nawrockiemu, ujawniło się kilka elementów: po pierwsze jego głęboki kompleks prezydentury – to, że sam nie odważył się wystartować, bo właśnie bał się, że może nie wygrać i że to będzie w ogóle jego klęska, która spowoduje wymiecenie go ze sceny politycznej. Z drugiej strony: wściekłość, bo może jednak liczył na to, że ktoś z jego obozu politycznego, że jego kandydat wygra te wybory i że dzięki temu on będzie mógł zrealizować swój plan
— ocenił Andrzej Duda.
Wydaje się, że tak brutalnej kampanii prezydenckiej, jak w tym roku, nie widziano we współczesnej Polsce jeszcze nigdy. Obnażyła zresztą nie tylko brutalność i agresję koalicji 13 grudnia, ale również - desperację premiera Donalda Tuska w pędzie do pełni władzy w Polsce. Desperację, której wynikiem była nie tylko porażka, ale i upadek wiarygodności szefa rządu.
CZYTAJ TAKŻE:
YT: @KanalZeroPL/Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/747890-tusk-zwalcza-prezydentow-od-20-lat-mocny-material-a-dudy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.