Kiedy aktorzy mówią własnym tekstem, efekt jest zwykle żałosny, bo emocjonalnie rozbierają się do naga i widać tylko jedną część ciała.
Kolejne wpisy i wystąpienia aktorki Joanny Szczepkowskiej zasługują już tylko na litość. Tak są niemądre i pozbawione elementarnej logiki. Ale imponuje komsomolskie zaangażowanie w obronie władzy, mimo że pani Joanna z komsomolskiego wieku wyrosła jeszcze w głębokiej PRL. Ale jej duch wydaje się wciąż komsomolski. A jej oddanie Władzy i Partii wciąż rośnie, oczywiście tej jedynie słusznej władzy i partii, czyli Tuskowej. Pani Joanna tę władzę i partię miłuje straceńczo, a wręcz do zarąbania. Chyba by bardzo cierpiała, gdyby nie znalazła sensu życia w tej miłości. Zrozumiałe więc, że wszystko, co istnieje poza tym wielkim uczuciem staje się w jej życiu coraz bardziej bezsensowne. Miejsca zostało już tylko na tę miłość.
Szczepkowska tak jak kocha Władzę i Partię, tak nienawidzi opozycję i prezydenta Karola Nawrockiego. Zabawne jest przy tym, że strasznie się stara, aby być Michnikiem w spódnicy. I w takiej roli 27 listopada 2025 r. wydaliła z siebie takie oto mądrości:
„Ktoś o nazwisku Nawrocki siedzi w pałacu prezydenckim z posadą prezydenta, podczas kiedy nie byłby tam na miejscu nawet jako ochroniarz. To, co wyprawia z naszymi służbami specjalnymi, odmawiając i nominacji oficerskich i odznaczeń zasłużonym za zasługi w zwalczaniu aktów dywersji, to jest jawny brak szacunku dla państwa i służb i naruszanie naszego bezpieczeństwa. To jest też szyderstwo z urzędu prezydenta. Prawdopodobnie zresztą właśnie to się podoba kibolskim środowiskom [interpunkcja oryginalna]”.
Te złote myśli z bakelitu to już nawet nie Michnik, tylko od razu jakiś Czuchnowski. Widać, jak panią Joanną telepie, żeby się idealnie wstrzelić w oczekiwania Władzy i Partii.
Nowe u pani Joanny jest występowanie w roli konstytucjonalisty:
„Wojna, jaką [Karol Nawrocki] wytoczył rządowi, to jest agresja na teren konstytucji. Współpraca jest jego konstytucyjnym obowiązkiem”.
Za skromnie: nie współpraca jest obowiązkiem prezydenta, lecz służenie Władzy i Partii. Dlatego, że jest to jednocześnie służenie Polsce, Unii Europejskiej, ludzkości, Drodze Mlecznej i wszechświatowi. Joanna Szczepkowska demonstruje wzór idealnej służby:
„W sobotę [29 listopada] idę pod Belweder na godzinę 12.30. Spotkanie jest zgłoszone i będzie zabezpieczone. Nie wiem, czy jest klimat do demonstrowania, czy nie, nie wiem, czy będzie dużo ludzi, czy garstka. Wiem, że Nawrocki chce władzy, na którą nie można mu pozwolić. Chyba że pycha rozsadzi go od środka i będziemy mieli nareszcie ponowne wybory”.
Na razie pycha rozsadza od środka aktorkę Szczepkowską i chyba tylko jakieś taśmy monterskie trzymają w całości jej udręczone ciało (co trzyma ducha trudno określić bez konkretnych badań). Pani Joanna nie ma bladego pojęcia o konstytucji, za to kieruje nią prosta chemia – nienawidzi prezydenta, więc uruchamiają się odpowiednie hormony oraz neuroprzekaźniki i zalewają jej mózg. To naprawdę nie jest bardzo skomplikowane.
W związku z wyborem Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu oddana Władzy i Partii pani Joanna wyjaśniła, że hasło „Precz z komuną!” jest „szczytem braku logiki”. Dlatego, że „tam, gdzie panuje komuna i trzeba ją przepędzić, nie ma sejmu, w którym można krzyknąć ‘precz z komuną’. Jeśli można, to znaczy, że komuny nie ma. W sejmie komunistycznym każdy, kto krzyknąłby coś takiego zniknąłby nie tylko z przestrzeni życia publicznego, ale też z przestrzeni wolności. Krzyki ‘precz z komuną’ w wolnym państwie polskim zamazują obraz życia w PRL-u, pod władzą ZSRR. To niedopuszczalne, zwłaszcza wobec młodego pokolenia. To jest zakłamanie rzeczywistości i historii”.
Miłość do Władzy i Partii na tyle zakłóciła pani Joannie postrzeganie rzeczywistości, że nie wie, iż komuna to nie tylko zniewolenie poprzez przymus i instytucje, lecz także, a może przede wszystkim zniewolenie ducha. A bardziej szczegółowo komuna to sposób myślenia, wychowanie, środowisko, wzory zachowań. To funkcjonuje wiele lat, a nawet dekad po formalnym upadku komuny. Gdy 28 października 1989 r. pani Joanna podniecała się w studiu „Dziennika Telewizyjnego” ogłoszeniem przez siebie końca komuny, zachowała się jak naiwna pensjonarka, bo przecież 4 czerwca 1989 r. komuna wcale nie upadła. Świadczy o tym nie tylko to, że gdy się pensjonarsko podniecała komunista Wojciech Jaruzelski był prezydentem PRL i pozostał nim do grudnia 1990 r., będąc od 31 grudnia 1989 r. prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Żeby unaocznić pani Joanne, co to jest komuna, wystarczy przywołać badanie z 6 lipca 1989 r. (jej ukochanej „Gazety Wyborczej”), w którym ankietowani typowali najlepszych dla siebie kandydatów na stanowisko prezesa Rady Ministrów i prezydenta PRL. I najwięcej osób wskazało Wojciecha Jaruzelskiego. Bo komuna to zniewolenie ducha. I komuna świetnie się miała, szczególnie w latach 90. Przecież nieprzypadkowo już w 1993 r. komuna (w wersji przekształconej wedle dyrektyw towarzysza Władimira Kriuczkowa, wiceszefa KGB, który odpowiednie wytyczne przywiózł do Polski w 1987 r.) odzyskała władzę, a dwa lata później Aleksander Kwaśniewski został na dwie kadencje prezydentem RP.
Komuna, w dodatku pełna pychy, wróciła w listopadzie 2025 r., nie dlatego, że Włodzimierz Czarzasty i Marek Siwiec byli członkami PZPR (i to do jej końca), ale dlatego, że w wolnej podobno Polsce komunista (ktokolwiek by nim był) jako osoba zniewalająca i zniewolona może najpierw zdobyć mandat w wyborach, a ostatecznie objąć stanowisko marszałka Sejmu. I może powołać komunistę na szefa kancelarii Sejmu. Oni są komunistami pomimo zlikwidowania PZPR, gdyż pozostali zniewoleni i mają zniewalające narowy (szczególnie widać to u Czarzastego, ale Siwiec może się jeszcze rozwinie). Nic nie zmienia to, że Czarzasty po drodze stał się burżujem, a Siwiec przykleił sobie etykietkę „demokraty”. Hasło „Precz z komuną!” to nie tylko konkretny postulat, ale też swego rodzaju formuła egzorcyzmu, uwolnienia od wpływu złego ducha, a on w sporej części elit III RP czuje się bardzo u siebie. I w jakimś sensie dopadł też Joannę Szczepkowską. Dlatego pewnie nie jest świadoma, co się z nią dzieje. Ale musi coś robić. Na przykład bronić herosa Donalda Tuska przed „zakrzyczeniem” przez opozycję podczas sejmowego wystąpienia „na temat aktów dywersji”. Szczepkowska „musi, bo inaczej się udusi”.
Wzmożona Joanna Szczepkowska płynie przez rzeczywistość „rozpaczliwcem” (piesek połączony z żabką, z częstym zachłystywaniem się) wydalając z siebie opinie w kwestiach, o których nie ma pojęcia lub ma pojęcie siedemset razy przefiltrowane przez Adama Michnika i spółkę. I często schodzi na manowce, jak w lipcu 2023 r., gdy w wywiadzie dla ukochanej „Gazety Wyborczej, pokazała zaskakującą fascynację antropometrią: „Twarze te same [zwolenników Prawa i Sprawiedliwości]. Ten sam rodzaj małych, cynicznych karierowiczów”. To wchodzenie na drogę, na której „przejechał” się Cesare Lombroso, twórca metody antropometrycznej w kryminalistyce, czyli w gruncie rzeczy rasistowskiej.
Bardzo rzadko aktorom udaje się powiedzieć coś interesującego, a tym bardziej istotnego, gdy mówią własnym tekstem. A im mniej mają do powiedzenia poprzez sztukę, tym łatwiej angażują się w politykę. I tu pokazują emocje wprost wzięte ze sztuki, a nawet grają odtwarzane kiedyś postacie. Efekt jest zwykle żałosny, bo nie rozumieją konwencji polityki, tylko emocjonalnie rozbierają się do naga na politycznej scenie. I zwykle widać tylko to, co pani Joanna pokazała 13 lutego 2010 r. w warszawskim Teatrze Dramatycznym w czasie premiery spektaklu „Persona. Ciało Simone” w reżyserii Krystiana Lupy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/746978-im-mniej-szczepkowska-rozumie-z-polityki-tym-wiecej-mowi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.