Towarzysze zawsze mają usta pełne górnolotnych frazesów, a na co dzień chcą tylko „trzymać za mordę”, by chronić „partię” (w nowej wersji koalicję) i „socjalistyczną wspólnotę” (w nowej wersji Unię Europejską).
Towarzysz Władysław Gomułka zaczął tak (przemówienie wygłoszone 24 października 1956 r. na Placu Defilad w Warszawie):
Towarzysze, obywatele, ludu pracujący stolicy. Witam was w imieniu Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, który na swoim ostatnim plenarnym posiedzeniu oddał ster partii w ręce nowego kierownictwa.
Towarzysz Włodzimierz Czarzasty zaczął tak (orędzie wygłoszone 22 listopada 2025 r.):
Szanowni państwo, drodzy rodacy, za nami ważne posiedzenie Sejmu. Nastąpiła zmiana na funkcji marszałka Sejmu.
Obaj towarzysze uznali, że nastąpił przełom. W październiku 1956 r. faktycznie nastąpił, w listopadzie 2025 r. mamy co najwyżej restaurację (nie tę sejmową, gdzie nie można już kupić alkoholu, tylko tę oznaczającą przywrócenie dawnego porządku).
Towarzysz Czarzasty stwierdził, że „zmiana na stanowisku marszałka Sejmu jest dowodem na to, że koalicja rządowa ma stabilną większość”. A potem już poszło jak w czasach komuny, gdzie I sekretarz KC PZPR była kimś w rodzaju prezydenta. Była to oczywista uzurpacja, gdyż wprawdzie towarzysz Bolesław Bierut był w latach 1947-1952 prezydentem, ale potem ten urząd zniesiono. I następni towarzysze pierwsi sekretarze byli już tylko uzurpatorami udającymi prezydenta. Jako uzurpator udający prezydenta wystąpił też 21 października 2025 r. towarzysz marszałek Czarzasty.
Towarzysz Gomułka nie był tak bezczelny, by się powoływać na konstytucję (tę zredagowaną przez towarzysza Stalina i przyjętą 22 lipca 1952 r.), ale towarzysz Czarzasty już takich ograniczeń sobie nie narzucił w stosunku do konstytucji przyjętej w 1997 r. I zaszalał:
Będę strażnikiem praw parlamentu i demokratycznego ustroju państwa opisanego w naszej konstytucji. To konstytucja gwarantująca sprawiedliwość społeczną, ład instytucjonalny, pluralizm polityczny, równość obywateli wobec prawa, społeczną gospodarkę rynkową, powszechny dostęp do służby zdrowia, edukacji, kultury i mieszkań jest podstawą funkcjonowania państwa polskiego.
Towarzysz uzurpator Czarzasty przypisał sobie uprawnienia prezydenta ujęte w artykule 126. konstytucji:
- Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej. 2. Prezydent Rzeczypospolitej czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium.
Takich uprawnień nie tylko towarzysz Czarzasty, ale żaden marszałek Sejmu po 1997 r. oczywiście nie posiada.
Bezczelność towarzysza Czarzastego objawiła się w jego zlewozmywakowej lub typowej dla towarzyszy interpretacji stosownych przepisów konstytucji:
Polityczny problem tkwi nie w przepisach konstytucyjnych, tylko w działaniach środowisk, które chcą te zasady konstytucyjne łamać. Te zasady są proste: prezydent reprezentuje, rząd rządzi.
To piramidalna bzdura, przejaw nieuctwa bądź wyjątkowa manipulacja, bowiem prezydent jak najbardziej rządzi (rząd oczywiście też, co wynika wprost z art. 146 konstytucji) o czym świadczy formuła o „najwyższym przedstawicielu”, „gwarancie ciągłości władzy państwowej”, „czuwającym nad przestrzeganiem konstytucji”, „strażniku suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium”. Oznacza to, że konstytucja z 1997 r. rozdziela władzę wykonawczą między rząd i prezydenta. Tym bardziej że artykuł 144 konstytucji wylicza 30 wyłącznych uprawnień wykonawczych prezydenta. A w ustępie 2. artykułu 146. konstytucji zapisano, iż „do Rady Ministrów należą sprawy polityki państwa nie zastrzeżone dla innych organów państwowych i samorządu terytorialnego”.
Prezydent „reprezentuje” Rzeczpospolitą tylko „w stosunkach zewnętrznych” i tylko w trzech ściśle określonych sytuacjach, opisanych w ustępie 1. artykułu 133. konstytucji: „1) ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, o czym zawiadamia Sejm i Senat, 2) mianuje i odwołuje pełnomocnych przedstawicieli Rzeczypospolitej Polskiej w innych państwach i przy organizacjach międzynarodowych, 3) przyjmuje listy uwierzytelniające i odwołujące akredytowanych przy nim przedstawicieli dyplomatycznych innych państw i organizacji międzynarodowych”. O współudziale we władzy wykonawczej świadczy ustęp 3. artykułu 133. konstytucji: „Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem”. Współdziała, a nie jest podległy czy tym bardziej nie wykonuje poleceń premiera i szefa MSZ.
Uzurpator towarzysz Czarzasty w trwającym około 3,5 minuty orędziu wypowiedział masę głupot i niedorzeczności. Na przykład takie:
Postawię tamę każdym próbom wprowadzenia innego modelu niż ten, na który umówiliśmy się w referendum konstytucyjnym 1997 roku.
Tyle że w referendum konstytucyjnym, które odbyło się 25 maja 1997 r., na nic się z towarzyszem Czarzastym nie „umówiliśmy”. Było to typowe referendum zatwierdzające, bo referendalne pytanie brzmiało: „Czy jesteś za przyjęciem Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej uchwalonej przez Zgromadzenie Narodowe w dniu 2 kwietnia 1997 r.?”. I tyle.
Bredzenie towarzysza Czarzastego, że „umów trzeba dotrzymywać” nie ma tu nic do rzeczy. Podobnie jak wywód, iż „polska historia pokazuje, że nasz naród nie akceptuje modelu rządów, w którym cała władza skupia się w rękach jednego człowieka”. Towarzysz Czarzasty bez cienia wahania akceptował władzę skupioną w rękach towarzysza generała Jaruzelskiego, co potwierdził wstąpieniem do komunistycznej partii w 1983 r., czyli w szczycie władzy towarzysza I sekretarza Jaruzelskiego, sprawującego jeszcze wtedy funkcję premiera, która do jednowładztwa nie była mu zupełnie potrzebna.
Tak jak towarzysze w czasach komuny bronili obecności PRL w Układzie Warszawskim i Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, tak towarzysz Czarzasty zadeklarował, że będzie „bronił polskiej obecności w Unii Europejskiej i NATO”. Bo teraz zmieniła się moda. Nic się natomiast nie zmieniło, gdy chodzi o sprawy dla towarzyszy najważniejsze. Dla towarzyszy w czasach komuny najważniejsza była „partia”, dla towarzysza Czarzastego najważniejsza jest „koalicja”. Będzie „działał w imieniu tej koalicji” i nie dla dobra Polaków, ale „rządu”, gdyż „dobra współpraca z rządem będzie jednym z moich głównych celów”. Dla dobra „koalicji” i „rządu” będzie „stosował marszałkowskie weto”, co oczywiście jako pojęcie ustrojowe i konstytucyjne nie istnieje, ale przecież dla towarzyszy to drobiazg, bo liczy się tylko ich wola.
Wprawdzie towarzysz Czarzasty zapewnił:
Możecie się państwo spodziewać po mnie powagi, odpowiedzialności, spokoju i przewidywalności. (…) Będę wspierał Sejm tolerancyjny, otwarty na różne środowiska, wymianę poglądów i dyskusję na trudne tematy.
Ale to tylko rytualny ornament bez żadnego znaczenia. Towarzysze zawsze mają usta pełne górnolotnych frazesów, a na co dzień chcą tylko „trzymać za mordę”, by chronić „partię” (w nowej wersji koalicję) i „socjalistyczną wspólnotę” (w nowej wersji Unię Europejską).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/746479-czasy-sie-zmienily-towarzysze-nie-zmieniaja-sie-nigdy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.