Blamaż związany z brakiem reakcji służb na sabotażowe wysadzenie torów, a w innym miejscu zerwanie trakcji elektrycznej na trasie Warszawa-Lublin, co mogło skutkować setkami ofiar w katastrofie kolejowej, rządzący próbowali przykryć informacjami o szybkim ustaleniu sprawców tego aktu terroru i osób z nimi współpracujących. Próba wysadzenia torów miała miejsce w ostatnią sobotę, 15 listopada, około godziny 21, a we wtorek, 18 listopada, rzecznik koordynatora do spraw służb ogłosił, że ustalono sprawców tego aktu sabotażu, tyle tylko, że obydwaj są już na Białorusi. Potwierdził to premier Tusk we wtorek Sejmie, przy czym tajemniczo dodał, że służby są na tropie tych, którzy z nimi współpracowali, że są oni już zidentyfikowani i trwają intensywne działania, żeby ich zatrzymać. W środę, 19 listopada, media zalały informacje o ich zatrzymaniu, a rzecznik ministra koordynatora ds. służb tryumfalnie ogłosił, że „zabezpieczono wiele dowodów, a służby dysponują wieloma informacjami w tej sprawie”. Ale już w piątek „cichcem” poinformowano, że prokuratorzy po przesłuchaniach trzem z nich nie postawili żadnych zarzutów, a jednemu postawili zarzut, ale nie związany z aktem dywersji (dotyczący ukrywania dokumentów) i wszystkich czterech zwolniono z aresztu.
Przypomnijmy, że po wysadzeniu części toru kolejowego, a także uszkodzeniu trakcji kolejowej w innym miejscu na trasie Warszawa-Lublin w ostatnią sobotę, 15 listopada, o godzinie 21, działania instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo rozpoczęły się tak naprawdę dopiero 12 godzin później, w niedzielę, 16 listopada, około godziny dziesiątej. O tych zdarzeniach, nazywając je wprost akcją sabotażową, poinformowała TV Republika, ale wtedy reakcja instytucji rządowych, polegała na zaprzeczaniu, a ta telewizja została oskarżona o rozsiewanie fake newsów. Premier i jego ministrowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo pojawili się na miejscu zdarzenia, dopiero w poniedziałek, 24 listopada, rano, a więc aż 36 godzin po tych zdarzeniach i dopiero wtedy poinformowano opinię publiczną o tym, że był to sabotaż. Żeby zatrzeć jakoś ten skandal, premier Tusk nakazał czterem ministrom, Kierwińskiemu, Siemoniakowi, Klimczakowi i Żurkowi, zorganizowanie w poniedziałek konferencji prasowej, którą prowadził piąty minister Adam Szłapka, ale mimo nagromadzenia tylu ministrów i konferencji trwającej prawie 2 godziny, niczego oni nie wyjaśnili, tylko zwyczajnie, „plątali się w zeznaniach”.
W tej sytuacji Tusk zdecydował się zabrać głos w tej sprawie we wtorek, 18 listopada, podczas obrad plenarnych Sejmu, tuż po tym, jak koalicyjna większość wybrała Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu, dobitnie potwierdzając, że nazywanie jej koalicją i rządem 13 grudnia, wcale nie jest przesadą. Mimo tego, że szef rządu przemawiał blisko pół godziny, tak naprawdę niczego nie wyjaśnił tym długim przemawianiem, próbował przykryć brak działań służb i swojej beztroski od razu po zgłoszeniu wybuchu przez mieszkańców tej miejscowości. To wszystko miała przysłonić informacja, że już po ponad 72 godzinach udało się ustalić sprawców tych dwóch aktów sabotażu kolejowego, tyle tylko, jak się okazało, niewiele z tego wynikało. Otóż tymi sprawcami okazali się dwaj Ukraińcy, jak stwierdził Tusk, działający na zlecenie Kremla, jeden już wcześniej w 2024 roku skazany za sabotaż przez sąd we Lwowie, drugi mieszkaniec Donbasu. Mimo takich „obciążeń” obydwaj swobodnie wjechali do Polski, bez żadnej reakcji polskich służb, ba okazuje się także, że po przeprowadzeniu tych aktów sabotażu, równie swobodnie wyjechali na Białoruś przez przejście graniczne w Terespolu.
Teraz okazuje się, że ich domniemanym współpracownikom nie postawiono żadnych zarzutów, bo jak podała prokuratura „zebrany materiał dowodowy nie dał podstaw do postawienia im zarzutów, udziału w aktach dywersji”. A więc „liczne dowody i informacje, zebrane przez służby” okazały się za słabe i w związku z tym, że bezpośredni sprawcy tuż po akcie sabotażu, wrócili na Białoruś, a współpracującym z nimi, nie można niczego udowodnić, sprawa sabotażu, który mógł spowodować setki ofiar, najprawdopodobniej „rozejdzie się po kościach”. Zleceniodawcy w Moskwie zacierają ręce, Polska pod rządami koalicji 13 grudnia, to „państwo z dykty”, więc tego rodzaju działania trzeba na jej terenie, nie tylko kontynuować, ale wręcz nasilać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/746460-panstwo-z-dykty-sprawcy-na-bialorusi-pozostali-bez-zarzutow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.