Swoje „facta concludentia” Giertych wziął z art. 60. kodeksu cywilnego, ale to zabieg kompletnie prawnie bezsensowny.
„Bredzić każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej” - to oczywiście parafraza słów z piosenki „Śpiewać każdy może” autorstwa Jonasza Kofty. Wziął je sobie do serca Roman Giertych i pobredził na całego. Najbardziej groteskowe opinie wyraził Giertych na początku swego nieśmiesznego skeczu: „Jeżeli ktoś pełniący funkcję prezydenta nie wykonuje tych czynności, które mu nadaje konstytucja, to per facta concludentia rezygnuje z urzędu. No, bo jeżeli ktoś nie wypełnia tych obowiązków konstytucyjnych, to zakładając, że nie łamie wprost prawa, tylko po prostu nie zna swoich obowiązków albo po prostu nie chce pełnić funkcji prezydenta, no to po prostu z tej funkcji rezygnuje. I stąd uważam, że powinniśmy uchwała sejmową przypomnieć panu Nawrockiemu, jakie są funkcje prezydenta, skoro sprawuje tę funkcję. Jeżeli nie będzie wykonywał tych funkcji, które przewiduje dla niego konstytucja, to musimy uznać, że Nawrocki rezygnuje z tego sprawowania tej funkcji”.
Swoje „facta concludentia” Giertych wziął z art. 60. kodeksu cywilnego: „Z zastrzeżeniem wyjątków w ustawie przewidzianych, wola osoby dokonującej czynności prawnej może być wyrażona przez każde zachowanie się tej osoby, które ujawnia jej wolę w sposób dostateczny”. Pomijając prawny idiotyzm zastosowania wobec głowy państwa nie zapisów konstytucji, a jednego z artykułów kodeksu cywilnego, chodzi w nim w oczywisty sposób o konkretne oświadczenie woli, a nie dywagacje, jaka ta wola mogłaby być i w jakiej sprawie. Tym bardziej że nigdy nie została przez prezydenta ogłoszona ani nie wynika z żadnej umowy w rozumieniu prawa cywilnego. Trzeba więc uznać, że Giertych po prostu bredzi.
Nawet stosując bzdurną, żeby nie powiedzieć idiotyczną w odniesieniu do prezydenta podstawę w postaci art. 60 kodeksu cywilnego i formułę „facta concludentia”, istotnym warunkiem jest to, aby zachowanie konkretnej osoby w sposób dostateczny ujawniało jej wolę wywołania określonych skutków prawnych. Czyli oświadczenie woli może być złożone w dowolnej formie, pod warunkiem, iż z zachowania osoby tę wolę wyrażającej można wywnioskować, że ma ona zamiar wywołać określone skutki prawne. Tu natomiast określone skutki prawne chce wywołać Roman Giertych, który ani nie jest prezydentem, ani nawet na takiego nie wygląda. Wymyślił sobie prawny nonsens, którym mogą się jarać co najwyżej najbardziej „si(l)ni razem” albo porządkowi obsługujący stajnię mecenasa-posła.
Statusu prezydenta nie reguluje kodeks cywilny, tylko konstytucja. I ona stawia sprawę tak jasno, że nawet Giertych powinien być w stanie to zrozumieć. W artykule 131 ust. 1 zapisano: „Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może przejściowo sprawować urzędu, zawiadamia o tym Marszałka Sejmu, który tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej. Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej”.
Giertych swoje „facta concludentia” może włożyć tam, gdzie wiadomo, skoro niemożność sprawowania urzędu może stwierdzić tylko sam prezydent albo Trybunał Konstytucyjny, gdyby głowa państwa nie była w stanie zawiadomić o tym marszałka Sejmu. Łatwy do zrozumienia i skończony jest też katalog sytuacji, w których prezydent przestaje pełnić swoją funkcję, a do czasu wyboru nowego to marszałek Sejmu wykonuje obowiązki głowy państwa (art. 131 ust. 2). Są to: „1) śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej, 2) zrzeczenie się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, 3) stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze, 4) uznanie przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego, 5) złożenie Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu”. Inne powody to wyłącznie stan utraty świadomości albo zwyczajna odmowa współpracy rozumu.
Jak już Roman Giertych popisał się swoją ignorancją prawną (albo wyjątkową polityczną szajbą), przeszedł do bawienia się w Trybunał Konstytucyjny – tylko w piaskownicy z połamanymi grabkami, wyszczerbioną łopatką i posikanym przez pieski piaskiem. Oznajmił oto, że „sprawa jego [Karola Nawrockiego] powołania, czyli jego wyboru i zaprzysiężenia jest bardzo kontrowersyjna. Nie wypowiedział się w sprawie ważności wyborów Sąd Najwyższy. Nie ma orzeczenia w tym zakresie, co jest warunkiem zaprzysiężenia i warunkiem sprawowania funkcji. Nieprzeliczone zostały głosy, mimo że wątpliwości co do tych głosów były bardzo poważne. I mimo wątpliwości, które wyraziła PKW, że powinien Sąd Najwyższy ocenić te wątpliwości, a Sąd Najwyższy nie ocenił. Więc mamy sytuację bardzo wątpliwą prawnie pana Nawrockiego sprawującego funkcję prezydenta, który na dodatek odmawia sprawowania tej funkcji”.
Znowu trzeba przywołać konstytucję, choć Giertych uparcie odmawia opanowania ze zrozumieniem jej artykułów. A konstytucja w art. 129. ust. 1. stanowi: „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy”. Z kolei w art. 130. zapisano: „Prezydent Rzeczypospolitej obejmuje urząd po złożeniu wobec Zgromadzenia Narodowego następującej przysięgi: ‘Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem’. Oczywiście konstytucja nic nie mówi o idiotycznych „obowiązkach” prezydenta, tylko określa jego uprawnienia.
Sąd Najwyższy jak najbardziej orzekł ważność wyborów – 1 lipca 2025 r. i to jest fakt, nawet jeśli Giertych miałby problemy z funkcjonowaniem zmysłów i ośrodkiem, do którego trafiają sygnały ze zmysłów. I znowu to nie jest trudne dla zrozumienia, chyba nawet dla tzw. gimbazy: „Sąd Najwyższy w składzie [tu wymienieni są wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego orzekający w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych] po rozpoznaniu na posiedzeniu jawnym w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych 1 lipca 2025 r., z udziałem Prokuratora Generalnego i Przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, sprawy ważności wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej przeprowadzonych 18 maja 2025 r. i 1 czerwca 2025 r., I NSW 9779/25 2 na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz opinii wydanych w wyniku rozpoznania protestów przeciwko wyborowi Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, po uwzględnieniu obwieszczenia Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 2 czerwca 2025 r. o wynikach ponownego głosowania i wyniku wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2025 r. poz. 714) oraz biorąc pod uwagę stanowiska Prokuratora Generalnego i Przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, na podstawie art. 129 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U z 1997 r. Nr 78, poz. 483 ze zm.) oraz art. 324 § 1 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy (Dz. U. z 2025 r. poz. 365), stwierdza ważność wyboru Karola Tadeusza Nawrockiego na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, dokonanego 1 czerwca 2025 r.”. To załatwia też sprawę „wątpliwości, co do głosów” i ich „nieprzeliczenia”. Jeśli to dla Giertycha „za wysokie progi”, to na to już nic się nie poradzi.
Bredzenie o tym, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznym nie jest Sądem Najwyższym ani w ogóle sądem (bredzi nie tylko taki pionek, jak Giertych, ale na przykład także „wielki” prof. Marek Safjan), jest wyrazem wyłącznie ignorancji albo politycznego zaślepienia. Od 1984 r. o ważności wyborów decyduje konkretna izba Sądu Najwyższego, co wynika z treści ustawy o Sądzie Najwyższym oraz z przepisu art. 176 konstytucji (wcześniej to samo wynikało z konstytucji PRL). W całym procesie ogłaszania i zaprzysiężenia prezydenta elekta liczy się tylko uchwała PKW, a ta została podjęta i wręczona Karolowi Nawrockiemu oraz marszałkowi Sejmu. Podjęcie uchwały o ważności wyboru prezydenta jest wyłączną kompetencją Sądu Najwyższego, a konkretnie jego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, co określa art. 176 ust. 2 konstytucji oraz art. 3 i 26 ustawy o Sądzie Najwyższym.
Ustawą z 2017 r. istniejąca do tego czasu Izba Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego przestała mieć kompetencje orzekania o ważności bądź nieważności wyborów (straciła w nazwie człon „i Spraw Publicznych”), a otrzymała je Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych powołana tą samą ustawą, czyli w pełni legalna. Wydanie uchwały Sądu Najwyższego stwierdzającej ważność wyborów nie jest elementem procedury związanej ze złożeniem przysięgi przez prezydenta elekta. Uchwała o takiej treści nie ma charakteru konstytutywnego, czyli nie tworzy stanu prawnego. Ona tylko potwierdza sytuację prawną, której kontekst wskazuje uchwała PKW o wyborze konkretnej osoby na prezydenta. Po uchwale PKW stwierdzającej, kto wygrał wybory prezydenckie, marszałek Sejmu ma prawny obowiązek zwołania Zgromadzenia Narodowego. To wprost wynika z przepisów prawa (Kodeks Wyborczy, uchwała PKW, Regulamin Zgromadzenia Narodowego). Gdyby marszałek nie zwołał Zgromadzenia Narodowego, popełniłby przestępstwo.
Kompletnej ignorancji prawnej dowodzi ten, kto twierdzi, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych została uznana za nie-sąd – przez TSUE w grudniu 2023 r. i ETPC w sprawie Wałęsa przeciwko Polsce. Tyle tylko, że nawet kiepski prawnik powinien wiedzieć, że wyroki TSUE oraz ETPC nie mają bezpośredniego skutku w polskim prawie krajowym (nie wchodzą do obiegu prawnego). Dopóki Sejm nie zmieni prawa krajowego (a tego domaga się TSUE, nie ogłasza natomiast likwidacji bądź unieważnienia jakiegokolwiek sądu, bo to byłby kompletny idiotyzm), czyli ustawy o Sądzie Najwyższym, IKNiSP jest sądem. Legalnym, konstytucyjnym i ustawowym. A jej orzeczenia są skuteczne i korzystają z atrybutu wynikającego z art. 174 konstytucji (są wydawane w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej).
Warto jeszcze dodać, że w polskim prawie nie istnieje instytucja „uznania” wyboru. PKW, na podstawie wyniku wyborów, jedynie podejmuje uchwałę o wyborze danej osoby na prezydenta. Zgodnie z konstytucją prezydent-elekt składa przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym (art. 130 konstytucji), po czym obejmuje urząd. O tym mówi też art. 29 ustawy Kodeks Wyborczy. Także uchwała Zgromadzenia Narodowego – „Regulamin Zgromadzenia Narodowego” zwołanego w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego prezydenta RP, która wiąże marszałka Sejmu, rozstrzyga, że zwołuje on „Zgromadzenie Narodowe w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w terminie zapewniającym jej złożenie w ostatnim dniu urzędowania ustępującego Prezydenta”. Marszałek nie ma tu pola manewru. Wszelkie bredzenie o nieważności wyboru prezydenta czy braku orzeczenia Sądu Najwyższego jest nie tylko kompromitujące dla prawnika, ale pokazuje też pełny odjazd. Tylko co to kogo obchodzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/745816-bredzic-kazdy-moze-troche-lepiej-lub-troche-gorzej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.