Skoro rząd Tuska nie realizuje obietnic wyborczych, a w zasadzie od momentu powstania zajmuje się przede wszystkim sam sobą, to potrzebna jest narracja jak za PRL-u, o tym, że jesteśmy jednak potęgą. W latach 70-tych, w czasie rządów Edwarda Gierka, byliśmy 10. gospodarką świata, choć wszystko się już sypało, a pod koniec tego okresu, nie byliśmy już w stanie spłacać swoich zagranicznych długów, a w sklepach brakowało podstawowych artykułów spożywczych. Teraz premier Tusk i jego minister od finansów i gospodarki Andrzej Domański w każdym udzielonym wywiadzie i bardzo często we wpisach na portalach społecznościowych podkreślają, że właśnie staliśmy się 20. gospodarką świata i z tego faktu ma wynikać zadowolenie ogółu Polaków.
Tak naprawdę do 20. największych gospodarek świata mierzonych wielkością PKB wyrażoną w amerykańskiej walucie, zakwalifikowaliśmy się już w 2023 roku i wprawdzie rząd premiera Mateusza Morawieckiego to ogłosił, ale nie zarządzał świętowania, bo wzrost PKB wprost nie przekłada na znaczącą poprawę zamożności większości obywateli. Tusk i jego ekipa z wejścia do tej pierwszej 20., próbują uczynić jakiś fetysz, bardzo często do tego się odwołują, ba premier często w publicznych wypowiedziach podkreśla, jak to na posiedzeniach Rady Europejskiej, szefowie rządów pytają go jak to się robi, że polska gospodarka tak szybko się rozwija, ponieważ chcą pójść w ślady naszego kraju. Tusk ponoć im opowiada o konieczności odwagi w działaniu, cyfryzacji, deregulacji, ba nawet nagrał na ten temat „rolkę”, powołując się przy tym na szwajcarską gazetę, która o tym pisze, choć prawie 2 lata jego rządów dla procesów cyfryzacji można uznać za zmarnowane, a z takim rozmachem zapowiadana deregulacja, tak naprawdę dotyczy „marginaliów”.
Ale uprawiana przez Tuska i jego ekipę propaganda o 20. gospodarce świata powoli obraca się przeciw niemu, bowiem nawet zaprzyjaźnieni dziennikarze, zaczynają zadawać pytania, skoro jesteśmy tak wielcy, to dlaczego dramatycznie brakuje pieniędzy w ochronie zdrowia, także na naukę, dlaczego płace w sferze budżetowej w następnym roku tak naprawdę realnie nie wzrosną, dlaczego mamy do czynienia ze zwolnieniami grupowymi na coraz większą skalę, wreszcie dlaczego nie są realizowane obietnice wyborcze, ze sztandarową - 60 tys. zł kwoty wolnej w PIT? Tego rodzaju pytania zadał ostatnio w TVN24 dziennikarz ministrowi Domańskiemu i najpierw widać było na jego twarzy zdziwienie, później zakłopotanie, a jeszcze później były już odpowiedzi standardowe. Pieniędzy w ochronie zdrowia jest w następnym roku więcej niż do tej pory, płace w budżetówce jednak rosną , choć tylko nominalnie, a nad podwyższeniem kwoty wolnej w PIT rząd nadal pracuje, choć do Brukseli już pod koniec roku 2024 wysłany został tzw. plan budżetowo- strukturalny, w którym na stronie 19. rząd zobowiązał się, że do końca roku 2028, nie będzie ani waloryzacji progów, ani podwyższenia kwoty wolnej w PIT (akurat o tym minister zapomniał powiedzieć).
Tyle tylko, że nawet nowa minister zdrowia przyznaje, że do końca tego roku brakuje w NFZ około 11 mld zł, zaległości w płatnościach na rzecz szpitali za wykonane już świadczenia sięgają II kwartału, a w następnym roku, mimo wzrostu nakładów na ochronę zdrowia, zabraknie aż 23 mld zł. Propozycja rządu zawarta w projekcie budżetu o zaledwie 3 proc. wzroście płac w sferze budżetowej, wywołała wręcz bunt, bo pracownicy tej sfery doskonale wiedzą, że inflacja zapewne będzie wyższa niż wspomniane 3 proc., a więc ich płace w 2026 roku, realnie nie wzrosną, a spadną. Właśnie GUS ogłosił, że ponad 150 dużych firm chce w ramach zwolnień grupowych zwolnić ponad 88 tysięcy pracowników i dotyczy zarówno firm z sektora publicznego jak i firm prywatnych. Przy tej okazji wymienia się duże spółki Skarbu Państwa jak PKP Cargo, Poczta Polska, czy JSW, firmy handlowe jak Marco i Aldi, ale także koncerny, które funkcjonowały do tej pory w Polsce przez specjalnych problemów jak Shell, Fujitsu czy Heineken.
W tej sytuacji opowiadanie przez Tuska i ministrów jego rządu o Polsce jako 20. gospodarce świata, tylko irytuje ludzi, bo przecież nie przekłada się to na poprawę ich sytuacji materialnej i możliwości finansowe. Wręcz przeciwnie w dużej części polskiego społeczeństwa, narasta niepokój o przyszłość i obawa, że to wszystko co było konsekwencją złych rządów Tuska w latach 2008-2014, powraca teraz z jeszcze większą siłą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/744848-narracja-o-20-gospodarce-swiata-tylko-irytuje-ludzi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.