Wczoraj w ramach paneli głównych obyła się debata na temat europejskich wyzwań, w której wzięli udział byli i obecni posłowie do Parlamentu Europejskiego, a moderatom debaty był dr Jacek Saryusz-Wolski. Omawiane były najważniejsze unijne polityki — klimatyczna, migracyjna, czy obronna, ale także forsowanie nowego europejskiego supertraktatu, pozbawiającego suwerenności państwa członkowskie i mechanizmy finansowania tych wszystkich pomysłów, zawarte w propozycji unijnego budżetu na lata 2028-2034. Biorąc udział w tej debacie, skoncentrowałem się tylko na konstrukcji i zawartości nowego unijnego siedmioletniego budżetu, przygotowanego między innymi przez Piotra Serafina komisarza z Polski i jednocześnie najbliższego współpracownika Donalda Tuska, kiedy był on przez 5 lat przewodniczącym Rady Europejskiej.
Mimo tego, że po ogłoszeniu projektu budżetu na lata 2028-2034 w lipcu tego roku czołowi politycy Platformy w tym Donald Tusk, jak to mają już w zwyczaju, ogłosili sukces, bo Polska ma być największym beneficjentem środków z tego budżetu, to rzeczywistość nie jest wcale taka optymistyczna. Przypomnijmy, że na posiedzeniu komisji budżetowej PE, na której komisarz Serafin prezentował ten projekt budżetu, wszyscy wypowiadający europosłowie „od prawa do lewa” bardzo mocno krytykowali to przedłożenie. Co więcej, na komisji rolnictwa PE, gdzie komisarz ds. rolnictwa CH. Hansen prezentował budżet ze szczególnym uwzględnieniem środków na Wspólną Politykę Rolną (WPR), nie tylko był krytykowany, ale został wręcz wybuczany, co do tej pory nie zdążyło się nigdy w historii obrad tej komisji. Ba na Placu Luksemburskim, tuż obok siedziby PE, właśnie podczas tych prezentacji budżetu, odbywał protest zorganizowany przez największe unijne centrale związków rolniczych Copa-Cogeca, podczas którego dzień prezentacji budżetu został nazwany „Czarną środą” dla europejskiego rolnictwa.
Przypomnijmy, że w tym przedłożeniu budżetowym, KE chce, aby wypłaty środków z przyszłego budżetu, były uzależnione od przestrzegania tzw. praworządności, czyli uznaniowych decyzji urzędników w Brukseli, którzy jak powszechnie wiadomo, jedne rządy lubią, inne zwalczają. O tym, że kwestia praworządności jest sprawą zupełnie uznaniową świadczy sytuacja ze środkami z KPO dla Polski, które przez ponad 2 lata były blokowane podczas rządów PiS i natychmiast odblokowane po przecięciu władzy przez Platformę mimo tego, że nowa władza nie zmieniła nawet na jotę prawa dotyczącego wymiaru sprawiedliwości. Kolejnym posunięciem jest centralizacja zarządzania funduszami, polegająca na powstaniu 27 jednolitych planów krajowych, o których będzie decydować KE i państwa członkowskie, przy marginalizacji programów regionalnych i ograniczeniu udziału władz regionalnych i lokalnych w programowaniu tych środków.
Ponadto w projekcie budżetu komisarz z Polski, dokonał najgłębszych cięć w dwóch najważniejszych unijnych politykach regionalnej i rolnej o ponad 200 mld euro co oznacza, że Polska, która była jednym z głównych ich beneficjentów, straci na tym najwięcej. KE proponuje także w ramach tzw. dochodów własnych, nowe unijne podatki i opłaty (albo udziały w nich) i w ten sposób, chce po raz kolejny ograniczyć suwerenność podatkową krajów członkowskich, tak jak to było przy wprowadzeniu w 2021 roku opłaty od nieprzetworzonego plastiku (przegłosowano to większością na RUE, zamiast jednomyślnie na RE). Teraz tymi nowymi dochodami własnymi oprócz ceł i wspomnianej wyżej opłaty od nieprzetworzonego plastiku miałoby być 30 proc. udziałów we wpłatach ze sprzedaży pozwoleń na emisję CO2 (EU ETS), podatku od śladu węglowego (CBAM), a także nowych: opłaty od elektrośmieci, 15 proc. udział we wpływach z akcyzy od papierosów, czy podatek od dużych korporacji o obrotach powyżej 100 mln euro.
Rząd Tuska ciesząc się z przewidywanych dla Polski 123 mld euro, zapomniał jednak o wydatkach z polskiego budżetu w postaci składki, która w tym roku wynosie około 8,5 mld euro, ale już na rok następny jest przewidziana w kwocie 41,5 mld zł, czyli prawie 10 mld euro. Przypomnijmy, że największa część składki jest zależna od poziomu Dochodu Narodowego Brutto, a przecież cały czas odnotowujemy wzrost gospodarczy, jak widać, ta część składki dosyć szybko rośnie, czego wyrazem jest jej wzrost o prawie 1,5 mld euro tylko pomiędzy rokiem 2025, a 2026, co oznacza, że tylko z tytułu tej składki wpłacimy do przyszłego 7-letniego budżetu, przynajmniej 80 mld euro. Co więcej, zaprezentowany wyżej cały wachlarz unijnych opłat i podatków i udziałów w nich wg samej KE ma przynosić rocznie ponad 50 mld euro i dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że Polska w ten sposób będzie obciążona kwotą około 4-5 mld euro rocznie, a razem z koniecznością przekazywania aż 90 proc. pobieranych ceł (teraz 75 proc.) nawet 6-7 mld euro rocznie, co oznaczałoby przekazanie do budżetu UE kolejnych 42-49 mld euro przez 7 lat. Może to oznaczać, że Polska wcale nie będzie już beneficjentem netto unijnego budżetu, a może być płatnikiem netto na poziomie około 7-10 mld euro w ciągu całej przyszłej 7-latki.
Te wyliczenia w nowym świetle stawiają przyszły unijny budżet i wcale nie zachęcają do jego świętowania, a w sytuacji przeforsowania zapisów o tzw. warunkowości w odniesieniu do wszystkich przekazywanych do krajów członkowskich środków, ostatecznie może być tak, że wpłacamy w składce i podatkach kilkanaście miliardów euro do budżetu UE, a środki z niego dla Polski są zablokowane, bo trzeba zmienić „niepraworządny” rząd. Zdając więc sobie sprawę z ogromnych obciążeń Polski na rzecz przyszłego unijnego budżetu, nie powinniśmy się nigdy zgodzić na jakiekolwiek zapisy dające władztwo KE w zakresie warunkowania przekazywania środków spełnieniem zupełnie uznaniowych kryteriów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/744048-debata-w-katowicach-rzuca-nowe-swiatlo-na-nowy-unijny-budzet
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.