„Poparcie dla koalicji rządzącej po 2 latach potężnie się zredukowało. Mamy tu bardzo agresywną polityczną chorobę autoimmunologiczną, która trawi od wewnątrz tę koalicję. Świadomość tego spadku popularności w koalicji jest, ale nie mają pomysłu, co z tym zrobić” - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jacek Reginia-Zacharski. Politolog, podsumowując dwuletnie rządy koalicji Donalda Tuska, wskazuje, że w oczach Polaków wypadają one źle. „To jest raczej regres i z całokształtu wyłania się obraz stagnacji z wartościami wręcz ujemnymi. Optymizmem nie wieje. Polakom nie żyje się lepiej i taniej” - podkreśla nasz rozmówca.
Portal wPolityce.pl: Mijają dwa lata rządów koalicji Donalda Tuska. Co możemy powiedzieć o tym okresie?
Prof. Jacek Reginia-Zacharski: Wybory odbyły się 15 października 2023 r., a zaprzysiężenie rządu dwa miesiące później, czyli 13 grudnia. Obecna koalicja rządząca powstała pod koniec pierwszej dekady listopada i mamy już dosyć dużo danych, żeby wyciągać określone wnioski.
Czy przywrócono rzekomo łamaną praworządność?
W jednym wymiarze rzecz się udała, ale niewiele ma to wspólnego z praworządnością. Ta kwestia pokazuje dokładnie, o co tu chodziło, a mówię tu o relacjach z Unią Europejską i środkach z funduszy Next Generation, które w Polsce określa się jako KPO. Zostały one odblokowane i uruchomione w kierunku polskim. Tyle że jeszcze przed tym uruchomieniem mieliśmy dużo sygnałów płynących z innych krajów Europy, że część państw, po dokładnym zapoznaniu się z tą procedurą, w ogóle rezygnowała z wykorzystywania limitów, które były dla nich przewidywane. W Polsce mamy entuzjastyczny ton, silnie dominujący w przekazie ministerstwa kierowanego przez minister Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz. Nie wiem, czy przeprowadzane są jakieś analizy, czy po prostu staramy się brać wszystko, co tylko możemy.
Hurraoptymizm ekipy rządzącej słyszeliśmy przez wiele miesięcy, a później wyszło na jaw, gdzie środki z KPO trafiały.
Z wykorzystaniem tych środków jest rzeczywiście różnie, ale to jest osobna sytuacja.
A wracając do praworządności?
Trudno jest się odnosić do praworządności, bo cały ten mechanizm pokazał, że szło o coś zupełnie innego, bo przecież w tej kwestii nic się w Polsce nie zmieniło. Powiedziałbym nawet, że się istotnie pogorszyło. Trudno inaczej jest oceniać wejście w grudniu 2023 r. do TVP i innych mediów publicznych. Tak naprawdę pierwszy raz od 1981 roku wyłączono sygnał telewizyjny i jeżeli mielibyśmy potraktować to, jako pewien punkt odniesienia do kwestii praworządności, to rzeczywiście dobrze to nie wygląda. Idąc dalej, chaos w wymiarze sprawiedliwości ulega pogłębieniu i nie dostrzegam tego, aby w jakimś stopniu był ograniczony. Dotyczy to prokuratury i sądownictwa, bo adwokatury może raczej nie.
Wszczęto dochodzenie w sprawie ewentualnego zamachu stanu.
Kwestionowane są konstytucyjne organy państwa, instytucje, które są takim nieusuwalnym składnikiem ustroju. Mówię o Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa, czy Trybunale Konstytucyjnym, wobec którego koalicja rządząca postępuje tak, jakby on nie istniał. Zobaczymy jeszcze, co się będzie działo z przygotowywanym budżetem. Warto przywołać stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego sędziego Bogdana Święczkowskiego, który powiedział, że trybunału zlikwidować się nie da, natomiast można go dosyć skutecznie zagłodzić. Co więcej, myślę, że przez te dwa lata obserwowaliśmy takie bypassowe niszczenie wymienionych instytucji. Podsumowując, powiem krótko, że w wymiarze praworządnościowym nie widzę żadnego uspokojenia sytuacji. Nigdy nie byłem zwolennikiem jakiegoś resetu konstytucyjnego, bo nie bardzo wiem, co się pod tym określeniem kryje. Sądzę jednak, że bez solidnej przebudowy instytucjonalnej państwa polskiego, obecnego chaosu nie da się opanować i jakoś tam ogarnąć.
Politycy rządzącej koalicji wiele obiecali Polakom w kampanii. Niskie koszty życia i grube portfele, mówili o wyciąganiu z pisowskiej biedy. Wyciągnęli?
Grubszy portfel… Należałoby powiedzieć, że to zależy od tego, co się do tego portfela wepchnie. Bardzo mocno nadużywanym argumentem jest sprawa redukcji inflacji. Rzeczywiście ona została relatywnie zredukowana, jeżeli przyjmiemy, że dokonano takich delikatnych czarów, dotyczących koszyka będącego punktem odniesienia dla oceny tej inflacyjnej. Faktem jest, że inflacja bez wątpienia spadła, ale to nie oznacza, że zrobiło się taniej. Tak to po prostu nie działa. Nawet jeśli inflacja jest teraz niższa od piku, który wystrzelił nam wcześniej z różnych powodów, to jest pytanie, kto to spowodował. Rozumiem, że rząd będzie przypisywał tu sobie wszelkie blaski, a cienie może mniej. Przypomnę jednak, że wcześniej rządowa argumentacja była taka, że to prezes NBP prof. Adam Glapiński odpowiada za inflację. Skoro tak, to naturalną rzeczą jest, że również on odpowiada pozytywnie za redukcję inflacji. Trzeba dbać o spójność przekazu.
Czy żyje się nam lepiej?
To nie jest tak, że Polakom żyje się lepiej, taniej i raczej tak żyć się nie może, bo niezależnie od tego, jakie programy są uruchamiane, podtrzymywane i jakie derogacje wdrażane, to faktem jest, że energia drożeje. Nie musimy się nawet odwoływać do wiedzy fachowej, wszyscy jesteśmy użytkownikami energii i doskonale wiemy, że taniej na pewno nie jest. A skoro energia i jej nośniki idą w górę, czy też utrzymują się na wysokich poziomach, to siłą rzeczy taniej być nie może. Przypuszczam, że będzie raczej gorzej.
W czasie nadchodzącej zimy na ogrzewanie wydamy z naszych portfeli dużo więcej?
Realne przeliczenie grubości portfela i jego ocena w wymiarze energetycznym, następują oczywiście po okresach intensywności grzewczej. Myślę, że taki wstrząs i szok nastąpi w społeczeństwie późną zimą, wczesną wiosną. Teraz już można powiedzieć, że wiele sytuacji na pewno optymizmem nie nastraja.
Jak po dwóch latach ocenia pan osiągnięcia rządu w polityce zagranicznej?
W zakresie polityki zagranicznej miała nastąpić zmiana jakościowa, jakieś wyjście z izolacji, mieliśmy odzyskać silną pozycję w Unii Europejskiej. Myślę, że warto posłużyć się tu pewnym przykładem. O ile kolejne rządy Zjednoczonej Prawicy, bez wątpienia nie miały łatwego życia, to ewidentną rzeczą było, że w tamtym czasie bito się bardzo mocno o naszą podmiotowość w polityce międzynarodowej i z reguły było to jakoś skuteczne. Pewnym papierkiem lakmusowym były późniejsze zapowiedzi nadania realnego kształtu Trójkątowi Weimarskiemu, dużo mówiono o jego ożywieniu. Tymczasem dziś właściwie nikt już o tym nie wspomina, dlatego że format europejski nie jest już formatem unijnym. Teraz mówi się o E3, czyli o tandemie niemiecko-francuskim plus Wielka Brytania. Polska w tych konstruktach w ogóle nie występuje.
Zamiast znaczącej zmiany jakościowej znacząca redukcja?
Wiele aktywności rządu w tym obszarze nie wygląda dobrze. Na początku tego roku miałem pewne nadzieje, które wiązały się z wizytą premia Donalda Tuska w Tallinie. Uczestniczył wtedy w formacie skandynawsko-bałtycko-polskim. Zakładałem, że być może dojdzie do jakiejś kontynuacji. Teraz mamy październik i w tym temacie jest cicho. Inna kwestia dotyczy USA. Nazwanie dobrymi relacji tego rządu ze Stanami Zjednoczonymi byłoby zdecydowaną przesadą, choć może nie są fatalne. Podsumowując aktywność rządu w obszarze, który mnie zawodowo interesuje, powiem, że jakichś wstrząsających sukcesów nie dostrzegam.
A gospodarka, jak ogólnie ocenia pan sytuację Polski?
To jest raczej regres i z całokształtu wyłania się obraz stagnacji z wartościami wręcz ujemnymi. Do grudnia będziemy jeszcze funkcjonować w rzeczywistości aktualnego budżetu. Doskonale wiemy, jakie są tu wskaźniki i oceny tego budżetu. Zadłużenie niestety ciągle rośnie. Mamy jakieś reminiscencje z okolic roku 2015 i 2016 r., kiedy nagle cała Polska zaczęła się dowiadywać, czym są agencje Fitch i Moody’s oraz na czym polegają ratingi. Twierdzono, że lada chwilę będziemy kolejną Grecją, a nasze papiery dłużne będą niefunkcjonalne. Do żadnej tragedii nie doszło, bo nic się złego wtedy nie działo. Te 8 lat trudnych rządów Zjednoczonej Prawicy naznaczone były dwoma potężnymi kryzysami: pandemią COVID i później wojną. To naprawdę przemodelowało niemal wszystko w gospodarce.
Dziś takich kryzysów nie ma, a agencje Fitch i Moody’s patrząc na rosnące zadłużenie Polski, obniżyły finansową perspektywę naszego ratingu.
To jest bardzo wyraźny sygnał i choć nie dysponuję jeszcze świeżymi danymi, które pokazałyby, w jaki sposób zareagowały na te zapowiedzi światowe finanse w kontekście polskich papierów dłużnych, to myślę, że kolejne ich emisje będą już droższe. To będzie oznaczało, że finansowanie polskiego długu będzie generowało zdecydowanie większe koszty. To oczywiście zostanie przerzucone w przyszłość.
To nie są informacje napawające optymizmem. Dlatego ogromna część Polaków chce zmiany premiera?
Rzeczywiście z badań, które mają pokazywać poziom satysfakcji obywateli, widać, że optymizmem nie wieje. Choć to ogólnoświatowa tendencja i nie ciągniemy się tu w ogonie, jeśli chodzi o pesymistyczne odczucia dotyczące przyszłości, to można powiedzieć, że tradycyjny optymizm został u nas skutecznie starty. To jest fatalna informacja, która przekłada się na zachowania konsumentów w Polsce. Polska koniunktura opiera się gównie na konsumpcji wewnętrznej. Jeżeli zatem spada entuzjazm konsumentów, to pojawiają się jakieś stany niepewności społecznej. To przełoży się oczywiście na konsumpcję wewnętrzną i w efekcie doprowadzi do spadku koniunktury wewnętrznej. Myślę, że ten poziom optymizmu mamy już za sobą.
Czy należy spodziewać się jakichś momentów przełomowych w trwaniu koalicji rządzącej, po których nastąpi jakaś zmiana? Od dwóch lat koalicja stacza się politycznie w dół.
Pierwszym takim momentem, który może wygenerować przesilenie, jest sprawa funkcji marszałka Sejmu, a kolejną oczywiście budżet na 2026 r. Uważam jednak, że koalicja rządząca idzie w bardzo dużej części siłą pewnego rozpędu. Pewnym scenariuszem, który sam się narzuca, byłoby rozwiązanie Sejmu, ale nie wyobrażam sobie, aby Sejm samodzielnie taką decyzję podjął. Rozpad koalicji w praktyce oznaczałby bardzo podobny scenariusz, ale rozegrany w oparciu o trochę inną partyturę. Tego nikt chyba po stronie koalicyjnej nie będzie ryzykował. Część komentatorów zastanawia się, jak to możliwe, że Koalicja Obywatelska utrzymuje jednak tak wysokie poparcie społeczne. Niemniej, jeśli zsumowalibyśmy poparcie wszystkich ugrupowań politycznych tworzących koalicję rządzącą, to widzimy, że to poparcie potężnie się zredukowało. Mamy tu bardzo agresywną polityczną chorobę autoimmunologiczną, która trawi od wewnątrz tę koalicję. Spada im popularność i świadomość tego spadku popularności w koalicji jest, ale nie mają pomysłu, co z tym zrobić.
Przecież rzecznik rządu miał wszystkiemu zaradzić. Nie udało mu się lepiej informować o „sukcesach” ekipy Tuska?
Jeżeli remedium na ten spadek popularności miało być powołanie rzecznika i przekonywanie, że rząd ma wiele sukcesów, ale nie potrafi o nich opowiadać, to nic z tego nie wyszło. Przecież od czasu jego powołania minęło już prawie pół roku i nic to nie zmieniło, to remedium nie zadziałało. Ten problem nie dotyczy polityki komunikacyjnej, tylko raczej tego, co chce się komunikować. A tutaj dobrze nie jest.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/743068-reginia-zacharski-koalicje-trawi-choroba-autoimmunologiczna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.