Tuż przed wylotem na nieformalny szczyt Rady Europejskiej do Kopenhagi na konferencji prasowej Tusk poinformował, że w stolicy Danii będzie „dopinał” sprawę tzw. muru dronów, który miałby być tworzony na wschodniej granicy UE i NATO. Wszystko w zasadzie miało być formalnością, przywódcy unijnych krajów, a także przewodnicząca KE Ursula von der Leyen z komisarzem ds. obronności Litwinem Andriusem Kubliliusem, mieli być zdecydowani co do jego finansowania ze środków europejskich. W trakcie szczytu okazało się jednak, że wcale tak nie jest.
Okazało się także, że zdecydowanym przeciwnikiem tzw. muru dronów jest kanclerz Friedrich Merz, a w UE jak czegoś nie chcą Niemcy, to nie może zostać przeforsowane i Tusk się o tym osobiście przekonał. Po tym blamażu Tusk musiał „połknąć” własny język i do dziennikarzy stwierdził, „że my jesteśmy realistami i ja uprzedzałem naszych partnerów, że my nie mamy oczekiwań, że na naszej wschodniej granicy powstanie mur dronowy”. W ten sposób zaprzeczył swoim wszystkim wcześniejszym wypowiedziom w tej sprawie.
Ale żeby przykryć ten blamaż, zwłaszcza, że o braku poparcia dla Tuska w tej sprawie mówili i pisali inni uczestnicy tego szczytu, natychmiast uruchomiono „przemysł przykrywkowy” w Polsce. Tusk poinformował w Kopenhadze, że w Polsce mamy do czynienia z kolejną rosyjską prowokacją w postaci pojawienia się statków „floty cieni” w pobliżu portu morskiego w Szczecinie. Później okazało się, że wcale nie chodzi o statki, tylko o pojedynczy rosyjski kuter i nie w pobliżu portu w Szczecinie, ale niedaleko Władysławowa, który dryfował kilkaset metrów od nitki polskiego gazociągu i po ostrzeżeniu polskiej Straży Granicznej, natychmiast odpłynął.
Oczywiście media wspierające obecną władzę, w tym szczególnie te publiczne w likwidacji, zrobiły z tego incydentu mega wydarzenie, rosyjska prowokacja była odmieniana przez wszystkie przypadki, a niezorientowani mogli być przekonani, że wręcz nastąpił jakiś atak na polską infrastrukturę krytyczną. W tej sytuacji sprawa muru dronów zeszła na dalszy plan, nikt już nie pytał co stało się w Kopenhadze i dlaczego, skoro sprawa była już prawie załatwiona, teraz trzeba się z niej chyłkiem wycofywać.
Fiasko finansowania „Tarczy Wschód”
Ale to nie jedyna sprawa dotycząca polskiego bezpieczeństwa, co do której miała już być przekonana przez Tuska większość Rady Europejskiej, szczególnie Niemcy i Francuzi, która bardzo szybko okazała się kompletną porażką. Podobnie było ze sprawą finansowania naszego projektu „Tarcza Wschód” przez UE.
Po posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli w marcu tego roku, premier Tusk, po raz kolejny zapewniał o jakimś nadzwyczajnym priorytecie dla tej Tarczy choć w konkluzjach tego szczytu była zaledwie tylko wzmianka o tym projekcie. A przecież już w czerwcu 2024 roku pod posiedzeniu Rady Europejskiej, na zorganizowanej wtedy jeszcze w Brukseli konferencji prasowej, Tusk zdecydowanie twierdził, że „Polska uzyskała 100 proc. tego, co zakładaliśmy, jeżeli chodzi o projekty obronne dotyczące bezpieczeństwa. I dodał „chodziło o to aby zarówno za projekt Podniebnej Kopuły przygotowany wspólnie z Grecją, jak i Tarczy Wschód, przygotowany wspólnie z państwami bałtyckimi, odpowiedzialność wzięła UE, a nie poszczególne państwa narodowe i to się udało”.
Co więcej sugerował, że w tej sprawie przegłosowane zostały Niemcy i Francja stwierdzając „nie chcę broń Boże przesadzać, ale właściwie jestem weteranem tutaj i po raz pierwszy widziałem sytuację, w której Niemcy i Francja przekonywały do swoich rozwiązań, a właściwie cała reszta liderów wsparła polskie stanowisko w kwestii tych flagowych projektów obronnych”.
Tusk bez skrupułów
Ale zaledwie 24 godziny później opublikowano konkluzje z posiedzenia Rady Europejskiej i okazało się, że nie ma w nich żadnych zapisów dotyczących finansowania ze środków unijnych, zarówno Podniebnej Kopuły, jak i Tarczy Wschód. Ba, wtedy nawet wspierające rząd Donalda Tuska media, takie jak np. portal Okopress, czy rozgłośnia RMF FM, po rozmowach z przedstawicielami delegacji z innych krajów, uczestniczących w tym szczycie, napisały, że żadnych tego rodzaju ustaleń nie było. Wręcz przeciwnie, sprzeciwiano się finansowaniu tego rodzaju projektów z funduszy unijnych. Okazało się także, że ówczesny kanclerz Niemiec Olaf Scholz, wspierany przez prezydenta Macrona, zdecydowanie odrzucił polską propozycję, wspieraną przez kraje bałtyckie, zakupów broni finansowanych z budżetu UE, przy okazji jak informowały media „szorstko traktując” Polaków i Bałtów.
Mając tak gigantyczną przewagę w mediach (oprócz społecznościowych), Tusk nie ma żadnych skrupułów żeby kłamać w zasadzie w każdej sprawie, w tym także w tych dotyczących naszego bezpieczeństwa. Mimo tego, że prawie natychmiast po takich kłamstwach przychodzi „sprawdzam” i okazuje się, e naprawdę kłamstwo ma krótkie nogi, to przecież zawsze znajdzie się coś, co to kłamstwo przykryje, a teraz niezwykle modne i często wykorzystywane przez Tuska jest straszenie incydentami inspirowanymi przez Rosję.
Zagrożenie działaniami hybrydowymi przez Rosję jest oczywiście realne, ale jeżeli straszy nimi człowiek, który będąc premierem dokonał w latach 2008-2014 słynnego resetu z Rosją, godząc się nawet na umowę o współpracy z rosyjskim FSB, a później przez 2-lata, nie widział ataków hybrydowych na granicę białoruską-polską, mówiąc publicznie o atakujących jako „biednych ludziach”, to trudno nie zauważyć ,że to straszenie jest przykrywką dla powszechnego nieudacznictwa w rządzeniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/742270-tusk-przykryl-blamaz-wokol-tzw-muru-dronow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.