Minister edukacji Barbara Nowacka na antenie TVP Info w permanentnej likwidacji kolejny raz zaatakowała prezydenta Karola Nawrockiego, który w miniony weekend ogłosił decyzję o wypisaniu swojego syna, 15-letniego Antoniego, z zajęć edukacji zdrowotnej. „Prezydent może robić co uważa - szkoda, że ze szkodą dla dziecka” - stwierdziła. Czy na pewno „recenzowanie” sposobu, w jaki ktoś wychowuje swoje dzieci, jest zadaniem ministra edukacji? Szefowa MEN przekonywała, że to przedmiot „Historia i Teraźniejszość” wprowadzony za rządów PiS był „polityką i ideologią”, a poza tym nawet „prawicowi publicyści” (oprócz Piotra Zaremby Nowacka wymieniła w tym kontekście… Tomasza Terlikowskiego) twierdzą, że w programie nauczania nowego przedmiotu „nic takiego nie ma”.
Po weekendzie minister Barbara Nowacka nadal nie może odżałować faktu, że prezydent Nawrocki przekazał polskim rodzicom pewną - wydawać by się mogło oczywistą i elementarną informację: że mają prawo wychowywać swoje dzieci w zgodzie z wyznawanymi wartościami i są sytuacje, gdy warto z tego prawa skorzystać. Mowa oczywiście o „edukacji zdrowotnej”. Z przeciwników tego przedmiotu, którzy często po prostu obawiają się, że wartościowe treści (dbałość o zdrowie fizyczne, psychiczne, zdrowe odżywianie, sport, ruch, bezpieczne korzystanie ze smartfonów i internetu) będą przeplatać się z tymi nacechowanymi ideologicznie. A podstawy do tych obaw, niewątpliwie, istnieją. Nie tylko ze względu na to, kim jest minister edukacji, która ten przedmiot wprowadza i czym dotychczas się „wsławiła”.
Ja jestem zdumiona że prezydent może robić, co uważa. Szkoda, że ze szkodą dla dziecka, bo dobrze, żeby dziecko dowiedziało się, w jaki sposób na przykład przeciwdziałać uzależnieniom, w jaki sposób dbać o higienę, jak ważny jest ruch i dieta, jak ważne jest zdrowie psychiczne, jak zdobywać taką siłę, odporność. Bo uczyłoby się o relacjach
— stwierdziła Barbara Nowacka, w rozmowie z neo-TVP Info.
Cóż, wiedzę na większość z wymienionych tematów dziecko nabywa w domu rodzinnym i często od najmłodszych lat (czy bowiem pani minister sugeruje, że rówieśnicy Antoniego Nawrockiego bez zajęć z „edukacji zdrowotnej” nie wiedzieli, jak dbać o higienę?). Takie treści, jak ruch, dieta, przeciwdziałanie uzależnieniom czy zdrowie psychiczne spokojnie zmieściłyby się w programie nauczania innych, już istniejących, przedmiotów. Nie trzeba od razu robić z przeciwników nowego przedmiotu „płaskoziemców”, którzy „leczą się” lewoskrętną Witaminą C, bo takie intencje można odczytać często w przekazie zwolenników.
Dalej Nowacka wytoczyła jeszcze cięższe działa - sięgnęła po HiT i „prawicowych publicystów”. Szczególnie jeden z dwóch przykładów brzmi dość, by tak rzec, egzotycznie.
Nie pamiętam protestów pana prezydenta, kiedy wprowadzano HiT, który dokładnie był ideologią i polityką. Edukacja zdrowotna nie jest polityką. Kwestia dojrzewania, kwestia zdrowia psychicznego nie jest polityczna. (…) Ewidentnie nie przeczytał [programu edukacji zdrowotnej], a czytali na przykład prawicowi publicyści. Tomasz Terlikowski czy Piotr Zaremba mówią: „Tam nic takiego nie ma”
— podkreśliła.
Dzieciom potrzebny jest taki przedmiot, dzieciom potrzebna jest wiedza i lepiej żeby dowiedziały się o wszystkim, co je interesuje w obszarze zdrowia, od przygotowanego, fachowego nauczyciela, nauczycielki, niż dowiedziały od kogoś, kto nie jest w tym obszarze kompetentny. A często rodzice nie są kompetentni i nie sądzę, żeby pan prezydent miał wszelkie kompetencje żeby mówić o szczegółowo
— przekonywała Nowacka. Pytanie, kto będzie tym „nauczycielem, nauczycielką” kompetentnym we wszystkim, co dotyczy zdrowia? Mamy tu przecież elementy kilku różnych przedmiotów, zagadnienia z wielu dziedzin.
CZYTAJ TAKŻE:
Nowacka prawi o Kościele i pedofilii
Na uwagę prowadzącego, że zapewne chodzi o pojęcia „orientacji psychoseksulnej” oraz „rozwoju tożsamości płciowej”, Barbara Nowacka stwierdziła:
O to zapewne chodzi wszystkim przeciwnikom - a także mają dzieci - że mają się nie dowiedzieć, że różne są losy w życiu, że różne różne są zjawiska i różne są osoby w ich świecie.
Przecież oni to widzą, dzieciaki widzą, szczególnie, że mówimy o klasach starszych, VII-VIII, że dzieciaki niektóre lub też dorośli mają inną orientację, że są w naszym społeczeństwie osoby LGBT+ i wie to i biskup, i wie to prezydent, i wie to całe społeczeństwo. Więc co – nie będziemy mówić dzieciom, że są osoby LGBT+? Nie. szkoła jest od tego żeby im wytłumaczyć też, co się z nimi dzieje, w jaki sposób dojrzewają i jak szanować drugą osobę
— nakręcała się szefowa MEN.
Według Nowackiej, podstawy „nie przeczytali” też biskupi. I wywiad stał się dla szefowej MEN pretekstem, aby dalej wojować z Kościołem.
Ja już wysyłałam biskupom podstawę programową. No, ewidentnie nie czytają i nie rozumieją, gdzie w rozmowie o budowaniu relacji, dziewczynki przestaną chcieć być dziewczynkami, a chłopcy przestaną być chłopcami. Może chodzi im o inny paragraf? Tam przecież jest cała część dotycząca na przykład przeciwdziałania złemu dotykowi, a tu ewidentnie Kościół Katolicki ma wiele za uszami, bo do tej pory nie rozliczył się z kwestiami pedofilii w Kościele
— podkreśliła.
Dopytywana, czy sugeruje, że Kościół Katolicki jest przeciwko, ponieważ nie chce, aby dzieci dowiedziały się, czym jest pedofilia, stwierdziła:
Sugeruję że Kościół katolicki jest przeciwko dlatego że nie jest w stanie być przeciwko innym działaniom ministerstwa, to znaleźli sobie pole do działania
— podkreśliła.
Ojej! To zupełnie jak rząd Donalda Tuska – nie radząc sobie z rządzeniem Polską, szuka sobie pola do działania – na przykład widowiskowymi aresztowaniami polityków opozycji czy „wymierającymi” powoli „komisjami śledczymi”, gdzie najbardziej radykalni posłowie koalicji 13 grudnia uprawiają polityczną publicystykę i bawią się w „sąd kapturowy”. Wreszcie – uprawianie ideologii i podejście do przeciwników „edukacji zdrowotnej” jak do – za przeproszeniem – „dzikusów”.
Czy dzieci jednak powinny mieć obowiązki?
Żeby było jeszcze ciekawiej, szefowa MEN, choć wspięła się na wyżyny populizmu, likwidując prace domowe w szkołach (czyli coś, co pokazuje dzieciom, że w życiu mamy też obowiązki, a przede wszystkim – pomaga utrwalić wiedzę) czy okrajając podstawy programowe z poszczególnych przedmiotów, nagle zaczęła mieć bardzo pryncypialny stosunek do… dyscypliny i obowiązków w życiu młodych ludzi. Innymi słowy: kiedy trzeba coś przeforsować, koalicja 13 grudnia przestaje udawać największych przyjaciół dzieci i młodzieży (w kontrze do „pozbawionych empatii” prawicowych „dziadersów” i „boomerów”, którzy przez ostatnie 8 lat tak strasznie przeciążali dzieci obowiązkami). Pytana bowiem, czy nie było błędem wycofanie się w kampanii wyborczej z zabiegów o to, aby nowy przedmiot był obowiązkowy?
My żeśmy uważali że powinien być obowiązkowy ale też nie chcę w szkole wojen i uważam że często czasami trzeba wprowadzać rzeczy spokojniej. Natomiast Ministerstwo Edukacji Narodowej stoi na stanowisku, że ten przedmiot jest po prostu potrzebny i powinien być obowiązkowy. Żyjemy w takich czasach, że gdybyśmy powiedzieli, że język polski albo matematyka albo geografia będą nieobowiązkowe, znajdzie się cała grupa i dzieci i rodziców, którzy powiedzą: „A, to nie chodźmy”. Ja nie wyobrażam sobie dobrej szkoły bez mądrej nauki języka polskiego, znajomości własnej historii, znajomości geografii, znajomości matematyki, a gdyby to było nieobowiązkowe, połowa rodziców by wypisała. Dzieci by powiedziały że nie chcą chodzić
— stwierdziła minister.
To jest mój wielki apel do rodziców żeby też dbali o to żeby dziecko miało ukształtowane podstawy pewnej odpowiedzialności. Później trafiają do życia zawodowego i też tam trzeba trzymać pewną dyscyplinę. (…)
— dodała.
Na uwagę dziennikarza, że przedmiot odbywa się na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej i jeśli uczeń (przykładowo prowadzący określił go imieniem Krzyś) stwierdzi, że jest zmęczony, woli o godzinę dłużej pospać, rodzic stwierdzi: „Dobrze, przecież ten przedmiot jest nieobowiązkowy”.
Tylko potem umowny Krzyś powie, że nie będzie się uczył matematyki, nie przeczyta lektur i za parę lat rodzic się zorientuje, że dziecko, pomimo, że chodzi do szkoły, a czasami na przykład rodzice się zgadzają, żeby dzieci sobie zostały kilka w dni w domu. Niestety, te patologie się dzieją i nauczyciele mi o tym bardzo często mówią. Potem się rodzice dziwią, że dzieci nie uzyskują w szkole odpowiedniej wiedzy, decydują się na korepetycje, wydają ciężkie pieniądze, muszą nadganiać materiał
— podkreśliła Barbara Nowacka.
Ale za to religia powinna być tylko na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej? Czy wtedy pani minister też grzmiałaby o uczeniu dzieci odpowiedzialności? A co do odpowiedzialności: zamiast recenzować czyjś sposób wychowania dziecka, Nowacka powinna zająć się tym, za co jest faktycznie odpowiedzialna - tworzeniem szkoły, która daje uczniom niezbędną wiedzę, która zatrudnia kompetentnych nauczycieli i jest dla dziecka miejscem bezpiecznym, ale nie „pluszowym”. Tylko tyle i aż tyle. Atakując rodziców - niezależnie od tego, czy ci rodzice to Para Prezydencka, czy statystyczny Kowalski czy Nowak - za to, że korzystają ze swoich praw, Nowacka tego nie osiągnie.
jj/TVP Info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/741216-nowacka-poucza-prezydenta-ze-szkoda-dla-dziecka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.