Gdy minister Radosław Sikorski, wprawdzie swoim zwyczajem, ale publicznie szydzi z treści listu Donalda Trumpa do Karola Nawrockiego, sięga etycznego dna.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych i polskie placówki dyplomatyczne za granicą pod rządami ministra Radosława Sikorskiego przeszły zadziwiającą i zatrważającą przemianę. Po tym, co się stało z listem prezydenta Donalda Trumpa do prezydenta Karola Nawrockiego centrala MSZ i ambasada w Waszyngtonie stały się plotkarskim maglem. Niczym komunistyczna bezpieka czytają cudzą korespondencję i prowadzą potem jakieś brudne gry. To nie tylko dziadostwo i złamanie wszelkich reguł obowiązujących dyplomatów, a chociażby ludzi kulturalnych, ale też być może przestępstwo.
Tajemnica korespondencji jest chroniona w art. 49 konstytucji RP: „Zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się. Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony”. Kodeks karny w rozdziale XXXVII odnosi się do „naruszenia tajemnicy”. W artykule 253. § 1. zapisano: „Kto bez uprawnienia otwiera zamknięte pismo, dla niego nie przeznaczone, albo przywłaszcza sobie lub niszczy cudzą korespondencję, zanim adresat się z nią zapoznał, albo przyłącza się do przewodu, służącego do podawania wiadomości, albo podstępnie uzyskuje nieprzeznaczoną dla niego wiadomość telefoniczną lub telegraficzną, podlega karze aresztu do lat 2 lub grzywny. § 2. Kto tak uzyskaną wiadomość ogłasza albo rozgłasza, podlega karze aresztu do lat 2 lub grzywny. § 3. Ściganie przestępstw, określonych w § 1 i 2, odbywa się z oskarżenia prywatnego, a jeżeli dotyczy korespondencji lub wiadomości, przeznaczonych dla władz lub urzędów państwowych - następuje także na wniosek właściwej władzy lub urzędu”. Z kolei w art. 254. kodeksu karnego czytamy: „§ 1. Kto wbrew swemu obowiązkowi wyjawia prywatną tajemnicę, z którą zapoznał się w związku z wykonywaniem swego zawodu lub funkcji publicznej, podlega karze więzienia do lat 2 lub aresztu do lat 2.”.
Artykuł 267 kodeksu karnego [bezprawne uzyskanie informacji] stanowi: „§ 1. Kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Z kolei § 4. art. 267. mówi, że „tej samej karze podlega, kto informację uzyskaną w sposób określony w § 1-3 ujawnia innej osobie”.
List prezydenta Trumpa do prezydenta Nawrockiego najwidoczniej został potraktowany jak korespondencja dyplomatyczna i obsłużony przez oficjalne kanały. Korespondencja między głowami państw lub wysokimi urzędnikami bywa przekazywana przez kanały dyplomatyczne, aby zapewnić bezpieczeństwo i dochować formalnych zasad. Można sądzić, że list Trumpa został z Białego Domu przekazany do polskiej ambasady w Waszyngtonie. Żeby stamtąd pocztą dyplomatyczną trafić do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, a następnie do Kancelarii Prezydenta RP lub bezpośrednio do adresata (Karola Nawrockiego). Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Paweł Wroński przekazał, że list dotarł do Kancelarii Prezydenta „bez żadnej zwłoki i zgodnie z obowiązującym trybem”. Wroński dodał, że MSZ zna treść listu, ale o niej nie informuje.
Paweł Szefernaker, szef gabinetu prezydenta, stwierdził, że informacja o liście szybciej dotarła do mediów niż do prezydenta, co „pokazuje złe intencje rządu wobec prezydenta” i to jest „absolutny skandal”. Nieważne, że treść listu była „kurtuazyjna”. Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, Marcin Przydacz, pytany 17 września 2025 r. rano, czy list dotarł do prezydenta, poinformował, że nie i że prawdopodobnie znajduje się w ambasadzie RP w Waszyngtonie. Paweł Wroński zapewniał, że list dotarł do adresata i „nie rozumie prób ukręcenia tu na siłę jakiejś afery”.
„Naprawdę jest to bardzo niepoważne, ale ryba psuje się od głowy. Jeżeli Donald Tusk jako premier zarządza dzisiaj poprzez Twittera, (…) to później kończy się tym, że także podwładni mu urzędnicy, tacy jak pracownicy ambasad, informują opinię publiczną w taki sposób, w jaki to dzisiaj zostało w nocy przeprowadzone” – mówił Paweł Szefernaker. 18 września 2025 r. rano w TVN24 Marcin Przydacz poinformował, że list od Donalda Trumpa do Karola Nawrockiego jednak trafił do kancelarii prezydenta - 17 września o godzinie 12.”. Przydacz mówił, że to „nie treść tego listu, choć bardzo miła i sympatyczna, jest najważniejsza, ale to, że dziennikarze dowiadują się o fakcie istnienia tego listu przed jego adresatem”. „W normalnej, profesjonalnej dyplomacji powinno być tak: trafia list z Białego Domu do polskiej ambasady, jest nadawany pocztą dyplomatyczną, a jednocześnie skan tego listu, jeśli już go pan kierownik [ambasady Bogdan] Klich przeczytał, to powinien wysłać w trybie pilnym do kancelarii. A pan kierownik Klich według mojej wiedzy zrobił dokładnie odwrotnie. Wyszedł do mediów, zaczął opowiadać, że ma ten list, położył go na biurku, poszedł spać. Obudzili go wcześnie rano urzędnicy MSZ z uwagi na dyskusję medialną” – rekonstruował wydarzenia minister Przydacz.
Treść listu była kurtuazyjną odpowiedzią na wizytę prezydenta Nawrockiego w Białym Domu, była podziękowaniem i wymianą uprzejmości. Ale list pośrednio potwierdzał świetne relacje prezydentów, bo przecież nie po każdej wizycie pisane są tak uprzejme i doceniające gościa uwagi. Zadziwiające było natomiast to, że zanim list dotarł do adresata, ambasada w Waszyngtonie poinformowała o tym media. Marcin Przydacz porównał to do sytuacji, gdy „listonosz wziął z placówki pocztowej list i wszystkim ogłosił, że ten list ma, po czym zapomniałby go dostarczyć do adresata”. W sprawę włączył się minister Radosław Sikorski, który swoim zwyczajem publicznie szydził z treści listu, cytując jego fragmenty, np. „podziękowania za prezenty i pozdrowienia dla First Lady”.
Jeśli chodziło o przesyłkę dyplomatyczną, urzędnicy ambasady RP w Waszyngtonie powinni tylko potwierdzić jej odbiór, zabezpieczyć i przygotować do wysyłki. Dyplomaci lub urzędnicy ambasady mogli mieć dostęp do treści, aby zweryfikować jej charakter, ale powinno to być ograniczone do niezbędnego minimum, co oznacza, że nie leci się z tym do mediów. Wprawdzie w dyplomacji listy nie są traktowane jak prywatna poczta i przechodzą przez łańcuch urzędników, którzy zapewniają ich dostarczenie, ale nie oznacza to działania w stylu plotkarskiego magla albo komunistycznej bezpieki. A skoro był to list prezydenta supermocarstwa i został napisany w dramatycznym dla świata i Europy czasie, niezależnie od treści nie wolno było dopuścić do wycieku. Przecież to groteskowe i szkodliwe, że RMF 24 czy Polska Agencja Prasowa doniosły o treści listu, zanim dotarł on do prezydenta Karola Nawrockiego. Ewidentnie doszło do naruszenia procedur w łańcuchu obsługi poczty dyplomatycznej. I ewidentnie było to celowe ujawnienie treści listu przez instytucje rządowe.
Personel dyplomatyczny ambasady w Waszyngtonie czy urzędnicy MSZ w Warszawie mają prawo dostępu do treści w ramach wykonywania obowiązków. Poczta dyplomatyczna jest bezwzględnie chroniona „Konwencją wiedeńską o stosunkach dyplomatycznych” (1961 r.), która zabrania ingerencji z zewnątrz, ale pozwala na wewnętrzną obsługę przez państwo odbierające. Skoro doszło do wycieku treści listu do mediów, to jest to naruszenie tajemnicy. Kpiny Sikorskiego wskazują, że MSZ mógł przekroczyć legalne granice, udostępniając lub komentując treść poza kanałami oficjalnymi. To może być uznane za bezprawne naruszenie tajemnicy. A od strony etycznej to po prostu dno.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/741149-wyciek-tresci-listu-trumpa-do-nawrockiego-to-skandal
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.