Jesteśmy świadkami zasadniczego sporu o charakter państwa i polskiej suwerenności. Źródła tego sporu tkwią w upadku komunizmu w Polsce i jego konsekwencji dla charakteru III Rzeczpospolitej. Kluczowa w tym względzie jest odpowiedź na pytanie, czy mieliśmy wtedy do czynienia z odzyskaniem suwerenności i budową niepodległego państwa polskiego, czy też jedynie z transformacją ustroju wasalnego tworu państwowego jakim był PRL. Odpowiedź nie jest w pełni jednoznaczna. Wolne wybory, ustanowienie demokratycznego ustroju, uchwalenie konstytucji jako nadrzędnego i suwerennego aktu ustrojowego, wycofanie wojsk sowieckich i nawiązanie do tradycji II Rzeczpospolitej można uznać za akty odbudowujące niepodległe państwo polskie. Z drugiej strony III Rzeczpospolita stała się spadkobiercą systemu prawnego i instytucjonalnego PRL-u, a to ma daleko idące konsekwencje.
Zmiana ustroju, ale czy do końca?
Ten fundamentalny spór polityczny ma także swój wymiar prawny. Nie chodzi tylko o działalność Krajowej Rady Sądowniczej z okresu 1989-2017, która była żywą skamieliną dziedzictwa prawnego i instytucjonalnego systemu komunistycznego, skutkującą bezkarnością komunistycznych zbrodniarzy oraz praktyczną konserwacją - przeniesionego z poprzedniego okresu - sądowniczego cynizmu, oportunizmu i nielojalności wobec wartości niepodległego państwa polskiego. Zasadniczą spuścizną okresu PRL było bowiem komunistyczne rozumienie prawa. Kształtowało się one przez cały okres okresu powojennego, w szczególności w drugiej połowie lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Wtedy wprowadzono rewolucyjną koncepcję antyprawa, w swej istocie nihilistyczną, burzącą dotychczasowy ład prawny i ustanawiającą ideologiczny konstrukt, podporządkowany obcemu mocarstwu. Jako nadrzędny w teorii i praktyce cel prawa uznano więc bolszewicki system ideologiczny i interes sowieckiego hegemona. Koncepcja ta wynikała z uznania ideologii komunistycznej za nośniki „postępu” oraz wyraz nieuniknionych procesów dziejowych, legitymizujących każde działanie, w tym przestępcze. Jedną z podstawowych konsekwencji owego ”biegu wraz z postępem historii” była nielojalność wobec polskiego narodu, jego tradycji, kultury i interesów.
To właśnie komunistyczna koncepcja prawa rozumianego nie tyle jako ustrojowa forma ładu społecznego, u podstaw którego leży zasada sprawiedliwości, ale przede wszystkim jako instrument sprawowania władzy w sensie socjotechnicznym, stała się dominującą w sposobie rozumienia i stosowania prawa. Stąd służalczość szerokich rzesz ówczesnej kadry sędziowskiej wobec komunistycznej partii i gorliwość w realizacji jej często zbrodniczych decyzji (służących oczywiście zwalczaniu wrogów „postępu”). „Prawo” dla komunistów było więc instrumentem do zdobycia i utrzymania władzy.
Nowa „kuźnia” komunistycznych prawników
W 1948 roku, w trakcie budowania ”podstaw ustroju demokracji ludowej” powołano Wyższą Szkołę Prawniczą im. Teodora Duracza. Ponieważ dyktatura komunistyczna nie miała zasadniczo zaufania do przedwojennej kadry polskich prawników, szkoła ta miała za zadanie szkolić sędziów i prokuratorów, zdolnych do intensyfikacji represji wobec polskich patriotów. Jej uczniami mogły zostać osoby wyłącznie skierowane tam przez władze partii komunistycznej, posiadające co najmniej wykształcenie licealne, jednak od tego ostatniego wymogu kandydatów mógł zwolnić minister sprawiedliwości. Nauka trwała tylko dwa lata, a zajęcia odbywały się także w trybie zaocznym.
Szkoła ta stała się promotorem wprowadzenia na polskich uniwersytetach bolszewickiej koncepcji prawa. Jej pierwszym szefem był Igor Andrejew, późniejszy wieloletni prodziekan wydziału prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Ten zbrodniarz sądowy uczestniczący w mordzie na gen. „Nilu” Fieldorfie stał się później uznanym autorytetem w zakresie prawa karnego i promotorem wielu pokoleń prawników. Wspólnie z innym zbrodniarzem, też profesorem tego uniwersytetu Jerzym Sawickim, był autorem fundamentalnego dzieła z zakresu stalinowskiego prawa karnego. Jego uczniami byli m.in. Lech Falandysz (późniejszy prawnik Prezydenta RP Lecha Wałęsy) i Lech Gardocki (późniejszy pierwszy prezes Sądu Najwyższego). Trzecim współautorem tego prawa był Gustaw Auscaler, który jako sędzia Sądu Najwyższego zatwierdzał wyrok śmierci na „Nilu” i był odpowiedzialny za kształtowanie praktyki prokuratorskiej w czasach stalinowskich, a w PAN za kształtowanie sposobu myślenia młodego pokolenia prawników. Także profesorem prawa na UW był Stanisław Erlich, politruk z dywizji kościuszkowskiej, którego uczniami byli m.in. Wojciech Sadurski, Jarosław Kaczyński i Bogusław Wołoszański. Na innych uniwersytetach, niż Warszawskim też nie było lepiej.
Sposób myślenia o prawie bez zmian
Komunistyczni i postkomunistyczni prawnicy „zliberalizowani” się następnie, a niektórzy z nich weszli nawet do „opozycji” (Andrejew wstąpił do Solidarności). To oni kształtowali sposób myślenia nowych pokoleń prawników, tworząc znaczną część obecnej „elity” prawniczej. Jeśli nawet zmieniali barwy polityczne, to nie zmieniali swoich poglądów prawniczych. Pozostawali wierni podstawowej zasadzie komunistycznego prawa - prawo ma być wyłącznie instrumentem służącym władzy. Te „autorytety” i ich uczniowie przestali wprawdzie cytować komunistycznych klasyków, przestali mówić o „materializmie historycznym”, przestali używać żargonu marksistowskiego, ale nie znaczy to, że zmienili sposób myślenia o prawie, sposobie jego rozumienia i interpretacji. Po upadku komunizmu, łapczywie zaakceptowali oni koncepcje „państwa prawa”, ale traktowali ją jako doktrynę, która pozwoli im zachować polityczną i społeczną pozycję w nowym systemie politycznym. „Państwo prawa” w realiach tzw. przemian ustrojowych to przede wszystkim nienaruszalność prawnego dziedzictwa poprzedniego systemu, dziedzictwa gwarantowanego przez oligarchiczny, praktycznie samo odnawialny, model Krajowej Rady Sądowniczej. Rady, która stała się żywą skamieliną układu postkomunistycznego w nowym demokratycznym państwie. Skamieliną wyjętą spod zasady demokratycznej. Antydemokratyczny model Krajowej Rady Sądowniczej, nie tylko pozostawał w sprzeczności z zasadą zwierzchnictwa narodu, ale przede wszystkim gwarantował układowi postkomunistycznemu dominację w systemie sądowniczym. To głównie dlatego nie doszło do osądzenia zbrodniarzy komunistycznych. Wszelkie zbrodnie dokonane w systemie komunistycznym były przecież zgodne z rozumieniem prawa jako realizacji interesu ówczesnej władzy, a ich osądzenie byłoby sprzeczne z postkomunistyczną koncepcją „państwa prawa”.
Po 1989 r. wśród sędziów nie powstał żaden silny ruch na rzecz przezwyciężenia tego komunistycznego dziedzictwa w sądownictwie. System sądowy, wbrew naiwnym nadziejom prof. Strzembosza nie tylko się nie oczyścił po okresie państwa komunistycznego, ale wręcz zainfekował kolejne pokolenia polskich prawników swoim oportunizmem, cynizmem, ochroną przestępców w togach i nielojalnością wobec wartości niepodległego państwa polskiego.
Nielojalność „prawniczych elit” wobec polskiego państwa
Ten patologiczny i antynarodowy charakter znacznej części polskiego układu sądowniczego ujawnił się z całą mocą w rebelii przeciwko państwu polskiemu, jaka wystąpiła w momencie podjęcia próby zdemokratyzowania KRS. Wtedy znaczna część świata prawniczego, uznając, tak jak w bolszewickiej koncepcji prawa, że interesy zewnętrznego hegemona są ważniejsze od suwerenności państwa polskiego oraz że ideologiczne roszczenia tzw. ideologii „europejskiej” mają większe znaczenie od polskiej Konstytucji, przyjęła, podobnie jak w końcu XVIII wieku konfederacja targowicka, nadrzędność zewnętrznej wobec Polski struktury Unii Europejskiej. Uczyniła tak pomimo, iż Polska nie przekazała Unii kompetencji dotyczącej ustroju sądowniczego. Tym samym uznając wszelkie uzurpowane roszczenia Komisji Europejskiej i TSUE dotyczące władzy sądowniczej.
Była to więc rebelia „elit” prawniczych przeciwko polskiemu państwu oraz wyraz skrajnej jej nielojalności wobec jego demokratycznego ustroju. Na czele tej rebelii stanęli byli przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego: Andrzej Rzepliński, Marek Safian, Jerzy Stępień, Bohdan Zdziennicki i Andrzej Zoll, a wraz z nimi znaczna część profesorów prawa, wśród nich szczególnie odznaczył się prof. Marcin Matczak oraz sędziowie związani politycznie i ideologiczne z poprzednim systemem władzy sądowniczej. Przejawem owej rebelii było także zaakceptowanie tezy, że skład orzekający Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem ustanowionym na mocy ustawy, a zdemokratyzowana KRS nie jest organem konstytucyjnym. Apele o nieuznawanie - zgodne z oczekiwaniami zewnętrznych sił - legalnie powołanych władz sądowych bezsprzecznie noszą znamiona buntu przeciwko Polsce. Tego typu zachowanie kwalifikuje się jako zdrada stanu.
Akceptacja dla łamania prawa
Gdy po wyborach parlamentarnych z 2023 r. nie dało się w sposób zgodny z zasadami państwa prawa odwrócić obowiązującego sposobu powoływania sędziów, premier Donald Tusk oświadczył, że nie będzie się w swoim działaniu kierował przepisami prawnym, tylko mówiąc wprost będzie łamał Konstytucję i ustawy, to szereg tzw. „autorytetów” prawnych, nie zważając na wcześniej głoszoną przez siebie doktrynę „państwa prawa”, w publicznych wypowiedziach potwierdziło prawo premiera do wprowadzenia tzw. „praworządności”, nawet za cenę łamania prawa. Wśród nich byli m.in. Zoll, Safian, Sadurski. Zaś Jerzy Zajadło, w okresie komunistycznym „kontakt operacyjny” SB uznał, że choć nie ma podstaw prawnych do cofnięcia złożonej przez premiera kontrasygnaty, to jednak jest to dopuszczalne, bo tego „wymaga przyzwoitość”. Ten „specjalista od przyzwoitości” zaakceptował w praktyce zasadę, że, w celu osiągnięcia pełni władzy przez Donalda Tuska, może on łamać prawo polskie. Z kolej prof. Marek Chmaj oświadczył, że prokurator krajowy, wbrew obowiązującym przepisom, może być odwołany decyzją premiera. Wcześniej zaś wsławił się twierdzeniem, że PRL nie był systemem totalitarnym. Swoistą kropkę nad „i” powyższych dywagacji postawiła osławiona prokurator Ewa Wrzosek twierdząc, że „to nie jest ten czas, by trzymać się litery prawa”. Przytomnie całą tę hucpę podsumował konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski, komentując spotkanie profesorów prawa z premierem Tuskiem (wrzesień 2024 r.). Stwierdził on, że żaden z dotychczasowych obrońców konstytucji (tj. obrońców z czasów rządów PiS) „jakoś tej Konstytucji premierowi pod nogi nie rzucili”, tak jak pułkownicy zdrajcy Radziwiłłowi.
Wezwania do zamachu stanu
Kolejne przejawy bolszewickiego rozumienia prawa przez jego polskich „koryfeuszy” (takich jak wspomnień już Zoll, Safian, ale także Małgorzata Gersdorf) ujawniło zwycięstwo wyborcze Karola Nawrockiego. Ni mniej, ni więcej, uznali oni za stosowne dostarczyć obecnej władzy argumentów „prawnych” mających zablokować objęcie przez niego urzędu prezydenta. W przestrzeni publicznej pojawiały się więc sprzeczne zarówno z przepisami konstytucyjnymi, jak i z polskim ustawodawstwem, koncepcje prawne mające ułatwić i usprawiedliwić zamach stanu, poprzez niedopuszczenie do objęcia urzędu przez prezydenta wybranego przez naród. To judzenie i podburzanie nosi znamiona nawoływania do zamachu stanu. Tego typu publiczne nawoływania są przestępstwem i w państwie praworządnym powinny być sprawiedliwie i surowo osądzone.
„Kanony prawne” szkoły Duracza do usunięcia
Zarówno negowanie suwerennych decyzji Rzeczpospolitej dotyczących ustroju sądowniczego, jak też domaganie się respektowania nielegalnych roszczeń zewnętrznych instytucji dotyczących kształtu polskiego ustroju, a także podważenie sędziów powołanych przez demokratycznie wyłonione organa władzy ustawodawczej i wykonawczej oraz podżeganie do dokonania zamachu stanu ujawniają, rzeczywisty stan znacznej części polskiego świata prawniczego, zwłaszcza aktywistów sędziowskich i kadry nauczającej. Ten stan jest rezultatem przeniesienia w obecne czasy stalinowskiej koncepcji prawa. Współcześnie mamy bowiem do czynienia ze skrajnie instrumentalnym stosowaniem prawa, które w rzeczywistości przekreśla zasady państwa prawa. A odwoływanie się do koncepcji państwa prawa stanowi jedynie swoisty parawan dla zachowania komunistycznego dziedzictwa prawnego oraz pozycji koterii prawnych z niego wyrosłych. Dla dominującego nurtu w tym środowisku wysługiwanie się czynnikom zewnętrznym, tym razem „europejskim” ma taki sam charakter jak wysługiwanie się Związkowi Sowieckiemu w czasach komunistycznych. I także dziś ideologia, tym razem „europejska” jest ważniejsza od dobra wspólnego społeczeństwa i tworzonego przez nie państwa polskiego. Oba powyższe przypadki łączy także nielojalność wobec wartości niepodległego państwa polskiego i wartości narodowych. W sytuacji zagrożenia monopolu władzy sądowniczej i interpretacji prawa, zza fasady liberalnych frazesów i sloganów o „państwie prawa” wyłoniła się stara bolszewicka gęba uznająca że interes własnej władzy jest ważniejszy od Konstytucji i polskiego prawa. Totalitarne koncepcje prawa i roli państwa ukształtowane w okresie komunistycznym, nadal, jak pokazuje kwestia buntu znacznej części prawników, kształtują zachowania społeczne i polityczne tych środowisk. Stanowi to potężne zagrożenie dla państwa polskiego i jego praworządności. Okazuje się więc, że kanony prawne szkoły Duracza nadal są obowiązujące.
Budowa i umacnianie państwa polskiego, zwłaszcza w warunkach narastania zewnętrznych zagrożeń, wymaga oczyszczenia państwa ze złogów postkomunizmu. System sądowniczy jest dziś najbardziej zdegenerowaną częścią polskiego systemu ustrojowego. Wymaga on reform i usunięcia wszelkich pozostałości ustrojowych oraz mentalnych komunizmu w naszym życiu publicznym. Konieczne jest więc przywrócenie praworządności i rozumienia prawa jako gwaranta suwerenności i praworządności, kierującego się zasadą sprawiedliwości. To zaś wymaga usunięcia z życia publicznego fałszywych autorytetów prawniczych, którzy niszczą polską suwerenność i są nielojalni wobec wartości niepodległego państwa polskiego. Najbardziej „zasłużonych” w tym względzie należałoby także postawić w stan oskarżenia za bunt przeciwko Polsce. Zaś wszystkich pozostałych sędziów negujących tzw. „neosędziów” należy usunąć w trybie karnym ze stanu sędziowskiego, a profesorów prawa, podburzających do przeprowadzenia zamachu, należy pozbawić tytułów naukowych. Byłby to symboliczny i faktyczny koniec wpływu szkoły Duracza na polski system prawny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/740312-szkola-duracza-i-jej-wspolczesne-konsekwencje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.