Miejsca, w których Sikorski się fotografował są powszechnie dostępne, więc dostanie się tam nie wymaga żadnych nadzwyczajnych umiejętności czy sprytu.
Czy ministrem spraw zagranicznych Polski jest zagubiony i oszołomiony wielkim światem turysta z jakiegoś miasteczka w Dakocie Północnej? Takie wrażenie można odnieść po serii fotek, jakie Radosław Sikorski zrobił sobie w okolicach Białego Domu i kilku innych reprezentacyjnych miejscach między Pennsylvania Ave a Constitution Ave w Waszyngtonie. 30 lat temu w tych samych miejscach spotkałem właśnie turystę z Dakoty Północnej, który prosił, żebym mu zrobił fotki na tle Białego Domu i różnych rządowych budynków (smartfonów jeszcze wtedy nie było). I cieszył się jak dziecko, bo z jego „dziury” nikt jeszcze nie był w Waszyngtonie, więc będzie kimś ważnym, gdy te fotki pokaże współmieszkańcom.
W okolicach Białego Domu i na obszarze między Pennsylvania Ave a Constitution Ave można spotkać nie fotografujących wszystko Japończyków czy turystów z Europy, lecz właśnie przybyszów z amerykańskiej prowincji, którzy najczęściej nigdy nie byli w żadnym wielkim mieście i bardzo są ciekawi, jak wygląda „centrum świata”. Dlatego wszystko to dokumentują zdjęciami. Minister Sikorski uchodził dotychczas za światowca, więc zachowanie w stylu mieszkańca Dakoty Północnej jest pewnym zaskoczeniem.
Powód robienia sobie fotek, szczególnie na tle Białego Domu, Sikorski podał polityczny. Można to zobaczyć i usłyszeć w krótkim filmiku autorstwa szefa polskiego MSZ: „Koledzy patrioci z PiS-u chełpią się, że zablokowali rządowi wejście do Białego Domu. Pozdrawiam!”. Miało to oznaczać, że wredni pisowcy nagadali ważnym osobom w administracji prezydenta Donalda Trumpa, żeby „dali szlaban” takim postaciom jak Sikorski, ale on sobie dzielnie poradził i pisowców przechytrzył. Zachowując się jak turysta z Dakoty Północnej.
Przy okazji w tym, co powiedział i nagrał Sikorski właściwie nic się nie zgadza. Przede wszystkim nikt z kancelarii prezydenta RP ani z mających międzynarodowe kontakty polityków Prawa i Sprawiedliwości nie starał się „zablokować rządowi wejścia do Białego Domu”. Po pierwsze nikomu nie chciało się tego robić. Po drugie, na „szlaban” ciężko, ofiarnie i długo pracowali premier Tusk, minister Sikorski (wraz z żoną Anne Applebaum) oraz wszyscy „mędrcy” (zupełnie bezpodstawnie nazywani „głupolami”) z Koalicji 13 Grudnia, którzy na wyścigi obrażali Donalda Trumpa. Nikt z kancelarii prezydenta oraz z PiS nie musiał rzec ani słówka, zrobić ani jednego gestu, gdyż sami członkowie rządu i jego parlamentarnego zaplecza bardzo się starali, by nikt ważny i poważny nie chciał się z nimi spotykać czy choćby zdalnie rozmawiać.
Określenie „koledzy patrioci” miało być sarkazmem, kpiną i obelgą, które ujmowały tak określanym osobom wszelkich cech prawdziwego patriotyzmu. Zresztą ten „patriotyzm” nie ma nic wspólnego z faktem, że Sikorski musiał się popisać i zrobił z siebie turystę z Dakoty Północnej. Tyle że taki prawdziwy turysta z tego stanu, na przykład ten, którego spotkałem w Waszyngtonie 30 lat temu, nie ma w sobie nawet cienia pretensjonalności, jaką demonstruje Sikorski. Nie ma też nic z narcyzmu Sikorskiego, o ego sięgającym z Waszyngtonu do Nowego Jorku (około 200 km) nawet nie wspominając.
Robiąc sobie fotki Sikorski zwyczajnie się zbłaźnił i skompromitował. Miejsca, w których się fotografował są powszechnie dostępne, więc dostanie się tam nie wymaga żadnych nadzwyczajnych umiejętności czy też sprytu, jaki Sikorski sądził, że zademonstrował, gdy w swoim nagraniu powiedział „pozdrawiam!”. W ten sposób szef polskiego MSZ nie przełamał żadnej pisowskiej „blokady”, tylko najzwyczajniej się wygłupił. Zachował się jak ciocia Gienia, która zawędrowała do Ameryki i nie mogła sobie odmówić pstryknięcia fotek do rodzinnego albumu. Czyli żenada „na pełnej …”. Gdyby nie pożałował 30 dolarów (tyle dzisiaj to kosztuje), Sikorski mógł wejść do Białego Domu i pstryknąć serię fotek w środku. Oczywiście nie zawsze można tam wejść, ale też nie jest to szczególnie trudne.
Jedyne, co Radosław Sikorski zademonstrował to niebywały infantylizm. I wielkie kompleksy. No bo komu chciał zaimponować tymi fociami? Przecież to może robić wrażenie wyłącznie na jakichś sekciarzach z Silnych Razem i z farm trolli wokół Romana Giertycha. Wszystkich innych takie infantylne popisy tylko żenują. Tym bardziej że robi to polityk mający europejskie, a nawet światowe ambicje. I ten światowiec zachowuje się jak zwykły „ćwok”. Ani to rozsądne, ani przebiegłe, ani dowcipne. To tylko żałosna żenada.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/739825-sikorski-zachowal-sie-jak-zwykly-cwok
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.