„Dynamika, którą uruchomiliśmy kilka lat temu, bez wątpienia doprowadzi do sytuacji, w której tak palący w relacjach bilateralnych temat reparacji od Niemiec, będzie ciągle żywy” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk. Autor raportu, szacującego wysokość należnych nam od Niemiec odszkodowań za wojnę nie ma wątpliwości, że wygrana Karola Nawrockiego przywróciła tę kwestię na agendę polsko-niemieckich relacji. „Mają już absolutnie świadomość, że tego tematu nie da się przeczekać, wręcz przeciwnie, wiedzą, że może wrócić ze zdwojoną siłą” - podkreśla b. wiceminister spraw zagranicznych.
Portal wPolityce.pl: W tym roku chyba głośniej mówi się o należnych Polsce od Niemiec reparacjach za straty wyrządzone w czasie II wojny światowej. Prezydent Karol Nawrocki powiedział dziś, że oczekuje od rządu i Donalda Tuska konkretnych działań. Fundament został położony, jest pana raport.
Europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk: Raport jest wynikiem kompleksowej pracy naukowców z bardzo wielu obszarów wiedzy, to byli m.in. historycy, ekonomiści, rzeczoznawcy, ekonometrycy, czy też makroekonomiści. Nasz raport w sposób kompleksowy podchodzi do wielu obszarów poniesionych przez nas strat, ale wylicza je w sposób bardzo konserwatywny, niemal symbolicznie. Mam na myśli to, że ujmuje on te najbardziej oczywiste straty, liczone bardzo konserwatywnie.
Czy można powiedzieć, że raport właściwie otwiera sprawę dotyczącą wysokości naszych strat?
Raport jest otwartą księgą, bo absolutnie nie twierdziliśmy, że wyczerpuje on kwestię ustalenia wszelkich strat. Zawiera tylko to, co mogliśmy na obecną chwilę wyliczyć i oszacować. Trzeba powiedzieć jasno, że ten raport, był podstawą do wystosowania noty dyplomatycznej do rządu Niemiec, podjęcia szeregu działań o charakterze międzynarodowym i bilateralnym. Te działania skierowane zostały nie tylko w stronę Niemiec, także zostały podjęte w Stanach Zjednoczonych, Komisji Europejskiej oraz w wielu organach międzynarodowych. Odbyliśmy wiele spotkań w niemieckim MSZ i Bundestagu. To była wielka międzynarodowa kampania, która toczyła się również przy udziale mediów międzynarodowych.
Niemcy obawiali się tej kampanii?
Była niezwykle uciążliwa i niszcząca wizerunek Niemiec. Berlin uznał, że nie może wchodzić w dialog z rządem PiS-u, bo byłoby to przyznanie się do odpowiedzialności. Dlatego w tamtym czasie Niemcy bardzo mocno zaangażowali się w działania przeciwko naszemu rządowi, używając swoich funduszy, funduszy europejskich i samej Komisji Europejskiej. Wykorzystywali także ówczesną administrację Joe Bidena. W konsekwencji doprowadziło to do przejęcia władzy przez rząd Donalda Tuska, który - trzeba to mocno podkreślić - podczas wizyty każdego kanclerza, już w pierwszych zdaniach podkreślał, że inicjatywa w sprawie reparacji należy do Niemców. Tusk podkreślał, że to Niemcy będą nam coś proponować. To spowodowało, że Niemcy nie musiały w ogóle podejmować z Polską dialogu, jakichkolwiek negocjacji.
Trudno oczekiwać, że Berlin dobrowolnie weźmie na siebie wieloletnią odpowiedzialność finansową względem Polski. Na jak długo sprawa odszkodowań i reparacji została zahamowana?
Niemcy oczywiście nie mają żadnego interesu, żeby cokolwiek nam proponować i niczego zresztą dotychczas nie zaproponowały, licząc, że taktyka chowania głowy w piasek i uciekania od tematu będzie skuteczniejsza niż wchodzenie w dialog. Zwycięstwo Karola Nawrockiego przywróciło jednak tę sprawę na agendę stosunków bilateralnych. Niemcy mają dziś świadomość, że jest to potężny sygnał, świadczący o tym, że po potencjalnie wygranych przez nas wyborach i powrocie rządu dbającego o polski interes narodowy, kwestia reparacji i odszkodowań będzie znów podnoszona. Wiedzą, że wtedy będą musieli usiąść do stołu rozmów, żeby ten temat zamknąć.
Berlin nie zdoła zakopać sprawy reparacji?
Dynamika, która uruchomiliśmy kilka klat temu, bez wątpienia doprowadzi do sytuacji, w której tak palący w relacjach bilateralnych temat, będzie ciągle żywy. W obecnej sytuacji (po wygranych wyborach przez prezydenta Nawrockiego – przyp. red.) Niemcy mają już absolutnie świadomość, że tego tematu nie da się przeczekać. O ile wydawało się im, że zmiana rządu w Polsce po wyborach w 2023 roku spowoduje, że temat zniknie z agendy wzajemnych rozmów, o tyle dzisiaj widzą, że temat nie zniknie, a wręcz przeciwnie, może wrócić ze zdwojoną siłą.
Polaków nie trzeba przekonywać do tego, że Niemcy wyrządzili nam ogromne szkody mordując, grabiąc i niszcząc w czasie II wojny. Czy udało się przypomnieć o tych faktach na arenie międzynarodowej?
Świat Zachodu dopiero po przedstawionym przez nas raporcie nabrał tej świadomości. Wielu ludzi wtedy dowiedziało się o tych zniszczeniach i bestialstwie. Taki też był cel prowadzonej przez nasz rząd mocnej międzynarodowej kampanii. Rozsyłaliśmy raport i jego skrót do wielu bibliotek, mediów, thing taków. Zrobiło się o nim głośno na całym świecie, co stało się skuteczną formą presji na niemiecki rząd. W mojej ocenie tylko i wyłącznie międzynarodowa presja wywołująca obawy Niemców o zepsucie ich wizerunku w świecie może ich skłonić do podjęcia rozmów. W tej mierze bardzo ważne jest stanowisko USA. Berlinowi bardzo zależy na dobrym wizerunku w Ameryce, bo to jest potężny rynek zbytu dla niemieckich towarów. Niemcy przez lata, używając rozmaitych funduszy i dyplomacji, potrafiły przekonać świat Zachodu, że rozliczyły się ze swojej zbrodniczej przeszłości. A to nie jest prawdą i to właśnie uzmysławiał wszystkim nasz raport i nasze starania. Niemcom bardzo zależy na tym, żeby ta sprawa nie była podnoszona w sposób głośny na arenie międzynarodowej, w szczególności w Europie i w USA.
Czy ten protekcjonalny ton traktowania Polaków przez Niemców, wynika z ich strachu przed ogromną odpowiedzialnością finansową, którą musieliby dźwigać przez wiele lat?
Mamy tu wiele elementów. Pierwszy dotyczy tego, że Niemcy systemowo przez lata zacierały w swoim kraju pamięć o tamtych wydarzeniach. Rzeczywiście wielu Niemców nie ma podstawowej wiedzy historycznej. Tę systemową pracę państwo niemieckie wykonywało od lat 50-tych i 60-tych. Drugim elementem jest to, że uznanie naszych żądań oznacza dla nich otwarcie puszki Pandory. Po Polsce w kolejce ustawi się Grecja, Serbia, i inne kraje, choćby afrykańskie, które mają poważne roszczenia za wojnę. Niemcy mają świadomość, że porozumienie z Polską nie załatwi im całej sprawy.
W czasie wojny zginęło ponad 6 mln polskich obywateli. Niszczono całe miasta, ze stolicą na czele. Rabowano bez umiaru, wykorzystywano Polaków do niewolniczej pracy, a wiele niemieckich firm z tamtego okresu istnieje do dziś. Nie ma drugiego, tak poszkodowanego narodu i kraju jak Polska.
Sytuacja Polski jest szczególna, byliśmy sąsiadem i nasze straty były największe. Niemcy wypracowali narrację, że Polska dostała w ramach pewnej rekompensaty Ziemie Zachodnie. Utrzymują, że to była ogromna krzywda dla wielu Niemców, którzy zostali przesiedleni. W Niemczech nie ma zatem zrozumienia dla żądań Polski. Twierdzą ponadto, że powinniśmy się cieszyć z unijnych funduszy, na które się złożyli w ramach wejścia Polski do Unii Europejskiej, to mają być niby takie reparacje. W ten sposób budują szereg różnego rodzaju narracji i opowieści, które zwalniałyby ich z konieczności zapłaty reparacji. Ciężko się im zderzyć z naszym twardym stanowiskiem, że nigdy tych reparacji nie zapłacili, nigdy nie usiedli do stołu rozmów, żeby uregulować kwestie związane z odpowiedzialnością za wywołaną i prowadzoną wojnę oraz okupację.
Dziękuję.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/739281-mularczyk-niemcom-zalezy-by-ws-reparacji-panowala-cisza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.