W czasie kiedy nad polską przestrzenią powietrzną latał rosyjski dron bojowy, w pobliżu znajdowały się trzy rejsowe samoloty pasażerskie. „Jestem przekonany, że żadna tych załóg i lotnisk nie miały informacji o tym zagrożeniu. Jeżeli wojsko nie miało tej informacji, to tym bardziej, ani żegluga powietrzna nie miała tej informacji, ani zarządzający tymi lotniskami” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu lotniczego. W ocenie pragnącego zachować anonimowość specjalisty kompletny brak reakcji polskich służb i szybkiego przepływu informacji, to sygnał wysłany nie tylko do Kremla, ale także do NATO i linii lotniczych.
Kraje członkowskie NATO mają obowiązek przeprowadzenia ćwiczeń wojskowych na wypadek wtargnięcia statku powietrznego o statusie Renegate, czyli albo uprowadzonego, który może zostać wykorzystany do wrogich działań, albo wprost do tego celu przeznaczonego. Ćwiczenia służb wojskowych i cywilnych mają nie tylko sprawdzić czas reakcji na tego typu sytuację, ale także określić scenariusze poszukiwawcze i ratownicze. Nie można bowiem wykluczyć, że atak obiektu powietrznego typu Renegate nie spowoduje ofiar w ludziach. Brak zdecydowanej reakcji polskich służb na wtargnięcie rosyjskiego drona bojowego zostanie bez wątpienia oceniony przez sojusz NATO. Tym bardziej że Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych kilka godzin po eksplozji drona, wydało zadziwiający komunikat.
W odniesieniu do informacji o znalezieniu szczątków obiektu na terenie powiatu łukowskiego, informujemy, że po przeprowadzeniu wstępnych analiz zapisów systemów radiolokacyjnych, minionej nocy nie zarejestrowano naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej ani z kierunku Ukrainy, ani Białorusi
— napisano w komunikacie Dowództwa Operacyjnego RSZ zamieszczonym rankiem 20 sierpnia w mediach społecznościowych.
Dziś według dostępnych już powszechnie informacji, pochodzących m.in. od Ukraińców, wiemy, że rosyjski dron wleciał na terytorium Polski około północy. Eksplodował zaś tuż po godzinie drugiej w nocy, co oznacza, że przez prawie 2,5 godziny swobodnie latał nad terytorium Polski. W tym czasie, w tej właśnie przestrzeni powietrznej znajdowały się trzy samoloty rejsowe, prawdopodobnie wypełnione po brzegi ludźmi.
W momencie, kiedy taki obiekt przekracza granicę powietrzną państwa, natychmiast powinniśmy wiedzieć o jego obecności, o jego istnieniu i wysłać, chociażby parę dyżurną, żeby próbować nawiązać kontakt wzrokowy z takim niezidentyfikowanym pojazdem latającym. Jeżeli widać, że to jest dron, z którym nie można nawiązania kontaktu, dokonuje się szybkiego zastrzelenia. Najlepiej jest mieć systemy antydronowe, które szybko poradzą sobie z takim zagrożeniem
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu lotniczego.
Trzy pasażerskie samoloty
Wszystko wskazuje na to, że rosyjski dron bojowy przez ponad dwie godziny swobodnie poruszał się po naszej przestrzeni, by później eksplodować. W krajach objętych działaniami wojennymi, jak Ukraina i Izrael, w takiej sytuacji przestrzeń powietrzna od razu jest zamykana dla ruchu cywilnego, bądź ten ruch cywilny zostaje z niej wycofany. Pokazuje to przypadek sprzed kilku miesięcy rakiety, która wybuchła w okolicy jednego z lotnisk na terenie Izraela. Natychmiast cały Star Alliance (największy sojusz linii lotniczych na świecie) łącznie z polskimi liniami lotniczymi Lot wstrzymał ruch do i z Izraela. Polska jest krajem przyfrontowym, narażonym na wrogie operacje militarne, zwłaszcza o charakterze wywiadowczym.
Mamy do czynienia z bardzo podobną sytuacją. Sprzęt wojskowy swobodnie porusza się po przestrzeni powietrznej naszego kraju, a dookoła mamy cywilny ruch lotniczy. Po przeanalizowaniu dostępnych informacji, w tym przypadku Flight Radar 24, czyli aplikacji śledzącej ruch lotniczy, dzięki której możemy cofnąć się w czasie i zobaczyć, jakie samoloty wykonywały wtedy rejsy nad terytorium Polski, można zaobserwować trzy pasażerskie samoloty tureckie. Na pewno wyładowane po brzegi pasażerami, których załogi nie miały żadnego pojęcia o istniejącym zagrożeniu. Nie zdawały sobie sprawy, że dookoła nich porusza się bez żadnej kontroli wojskowy statek powietrzny
— podkreśla niezależny ekspert, który chce ze względu na obecną władzę zachować anonimowość.
Wojskowy statek powietrzny o wrogich zamiarach – takim był bez wątpienia rosyjski dron bojowy, który mógł mieć ładunek wybuchowy na pokładzie - powoduje realne zagrożenie dla cywilnych rejsów lotniczych, czyli dla bezpieczeństwa pasażerów znajdujących się na pokładzie samolotów.
O włos od międzynarodowego skandalu
Na pokładach samolotów lecących w przestrzeni powietrznej w czasie, kiedy pojawił się w niej rosyjski dron bojowy bez wątpienia byli pasażerowie będący obywatelami różnych państw. Przez cały czas przebywania w powietrzu drona nie określono, jaki jest cel jego operacji, ani jak się ostatecznie zachowa, jaki obierze kurs. Nie można było zatem wykluczyć, że nad terytorium Polski może dojść do tragicznego w skutkach incydentu, którego ofiarami byliby pasażerowie różnych narodowości.
Każdy z nas może sobie odpowiedzieć na pytanie, jak ogromny byłby to dla Polski skandal. Mogłoby to zostać zinterpretowane w ten sposób, że nad naszym terytorium wykonywane są jakieś działania wojenne. Jeżeli bowiem w trakcie wojny pomiędzy dwoma państwami wojskowy statek powietrzny wlatuje nad Polskę i swobodnie porusza się po naszej przestrzeni powietrznej, a nasze służby nie podejmują żadnych działań, to nasz obszar zostanie uznany za niebezpieczny. To ma swoje bardzo poważne konsekwencje
— podkreśla nasz rozmówca, który dodaje, że najważniejszy w takiej sytuacji jest błyskawiczny przekaz informacji.
Nie mówię tu już nawet o natychmiastowym zastrzeleniu, zdezaktywowaniu tego statku powietrznego, ale o szybkim przekazywaniu informacji do cywilnych lotnisk. Przypomnę, że w tym rejonie mamy lotnisko w Chełmie, Lublinie oraz w zasięgu kilkudziesięciu kilometrów jest lotnisko w Dęblinie, Siedlcach, Mińsku Mazowieckim, a nawet dwa lotniska w Warszawie: Chopina i Modlin. Jestem przekonany, że żadne z tych lotnisk nie miało informacji o tym zagrożeniu, bo jeżeli wojsko nie miało tej informacji, to tym bardziej, ani żegluga powietrzna nie miała tej informacji, ani zarządzający tymi lotniskami
— ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu lotniczego.
Pułap
Nie można nie zauważyć, że samoloty rejsowe poruszają się jednak korytarzami powietrznymi będącymi o kilka tysięcy metrów wyżej niż pułap lecącego rosyjskiego drona wojskowego.
To jest zdecydowanie inny pułap, zdecydowanie niższy. Niemniej w takich sytuacjach wymagana jest natychmiastowa separacja, ponieważ w bliskiej odległości mamy do czynienia z wojskowym niezidentyfikowanym obiektem latającym i wykonującym cywilny rejs statkiem powietrznym. Choć jest to odległość rzędu kilku tysięcy metrów, jeżeli chodzi o pułap, to jednak nikt w tamtej perspektywie czasu, nie był w stanie przewidzieć, co to jest za statek powietrzny i jak duże stanowi zagrożenie. Również tego, czy może zmienić wysokość i wykonywać wrogą operację na wyższym pułapie. Mało tego, manewr obniżenia pułapu mógł wykonywać także samolot cywilny, chociażby w przypadku zaistnienia nagłej i nieprzewidzianej sytuacji kryzysowej
— wyjaśnia nasz rozmówca, jeszcze raz przypominając, że w chwili operowania w polskiej powietrznej drona nikt jeszcze nie wiedział, że to jest dron. Nikt nie określił, co to za statek powietrzny, ponieważ ciągle był niezidentyfikowany. Nieznane były siłą rzeczy także jego zamiary, możliwości i plany.
Przypomnę, że w Chełmie mamy Lotnisko Państwowej Akademii Nauk Stosowanych - Lotnisko Chełm-Depułtycze Królewskie – które jest częścią Instytutu Nauk Technicznych i Lotnictwa z dobrze prosperującym wydziałem lotniczym. To lotnisko znajduje się ok. 25 km w linii prostej od granicy z Ukrainą i dokładnie w kwadracie, gdzie nastąpił incydent z rosyjskim dronem bojowym. Pojawiają się na nim maszyny Straży Granicznej i nie tylko. Dlaczego w takiej lokalizacji zjawił się ten dron? Czy miał sprawdzić wyposażenie tego lotniska? A może mógł zrobić coś więcej? Niestety udowodniliśmy Kremlowi, że nie jesteśmy przygotowani na tego typu działania. Nie trzeba być megaanalitykiem, żeby to stwierdzić
— podkreśla ekspert, z którym trudno się nie zgodzić.
Zagrożone mogły być także lotniska oddalone o kilkadziesiąt kilometrów, choćby Chopina w Warszawie, do którego ścieżka podejścia jest odpowiednio wcześnie ustawiana. Dla samolotu pasażerskiego to jeden konkretny manewr zejścia z pułapu. Tymczasem w tym rejonie były trzy pasażerskie statki powietrzne.
W takich sytuacjach nie można gdybać! Zwłaszcza że wykonywane są także loty nocne. Trzeba podjąć natychmiastowe działania w zakresie przekazania dostępnych informacji i zabezpieczenia przestrzeni powietrznej. W przeciwnym wypadku, zarządzający jakąkolwiek linią lotniczą, dbając o swoje wyniki finansowe i ryzyko strat, czyli postępując zgodnie z pragmatyką tej branży, obejmie tereny naszego kraju klauzulą podwyższonego ryzyka. Będzie się zastanawiał, czy puszczając swój samolot, załogę i pasażerów nad terytorium kraju, gdzie swobodnie przelatują bezzałogowe wojskowe statki rosyjskie czy białoruskie, nie naraża się na katastrofę, straty i skandal
— podsumował nasz rozmówca.
CZYTAJ TAKŻE: Rząd sam sobie zaprzecza w sprawie eksplozji dronu? Kosiniak-Kamysz przekonuje: „Jedno z drugim jest bardzo spójne”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/738396-rosyjski-dron-mogl-spowodowac-katastrofe-w-ruchu-lotniczym
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.