„Dron najprawdopodobniej zdążył zebrać i przekazać dużo danych wywiadowczych. Później, żeby maksymalnie zatrzeć ślady, nastąpiła eksplozja ładunku, który miał go zniszczyć w momencie, kiedy to zadanie już wykona” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. pilot Dariusz Wroński. Były dowódca 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia ze zmodernizowanym rosyjskim dronem, którego silnik mógł być produkowany na niemieckiej licencji. „Boję się, czy nie będziemy teraz mieli większej serii tego typu ‘pomyłkowych’ wlotów” - ocenia nasz rozmówca.
W nocy z wtorku na środę spadł i eksplodował na polu kukurydzy w okolicy miejscowości Osiny w powiecie łukowskim na Lubelszczyźnie dron bojowy. Choć media podają różne scenariusze dotyczące zdarzenia, a władze nie spieszą się z oceną sytuacji, gen. Dariusz Wroński jest przekonany, że dron nie wleciał w naszą przestrzeń powietrzną przypadkowo.
Dla mnie sprawa jest prosta i od początku nie miałem żadnych wątpliwości ani złudzeń, którego by sugerowały, że było to coś niekontrolowanego, czy może przypadkowego. To była dobrze zaplanowana misja, która miała za zadanie sprawdzenie polskiego systemu, określenie tego, co ten dron spotka po drodze. W czasie tej operacji dron najprawdopodobniej zdążył zebrać i przekazać dużo danych wywiadowczych. Później, żeby maksymalnie zatrzeć ślady, nastąpiła eksplozja ładunku, który miał go zniszczyć w momencie, kiedy to zadanie już wykona. To jest moja wersja tych zdarzeń i tej wersji się będę trzymał
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Dariusz Wroński.
CZYTAJ TAKŻE: Mieszkaniec Osin relacjonuje: „Po prostu duży, wielki huk i to wszystko. Ktoś mógł zostać ranny. Zadzwoniłem pod 112”
Wykonał zadanie i eksplodował, zacierając ślady
Oficjalne komunikaty prokuratury potwierdzają, że dron, który naruszył naszą przestrzeń powietrzną był bojowy. Prowadzone są teraz oględziny o charakterze pirotechnicznym.
To był zdecydowanie i bezwzględnie dron rosyjski. Wskazują na to wszystkie dane wynikające z opisów, rysunków i zdjęć, które są już ogólnie dostępne w internecie. Nie trzeba być tu wielkim detektywem, czy znawcą przedmiotu. Wystarczy nieco poszperać na zagranicznych stronach, czy na rosyjskich stronach. Wszystkie tabliczki z opisami, które się już pojawiają, wskazują na to, że był to dron bojowy. Ciekawe jest to, że widzimy na nim oznakowanie najnowszej wersji, której jeszcze nie ma wśród ogólnodostępnych informacji, czyli 2a. Ta literka „a” wskazuje na to, że jeszcze taki dron nie został publicznie przedstawiony przez Rosjan. Sam dron jest produkcji rosyjskiej na licencji Iranu, to Shahed
— uważa pilot i były dowódca 1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych.
W sieci jest już wiele zdjęć drona, a w szczególności jego silnika.
Silnik, który widzimy na zdjęciach, jest kopią starej produkcji, którą Iran wykorzystał, to produkcja niemiecka. Dawno temu kupili licencję i skopiowali go i ulepszyli, a w tej chwili ktoś zrobił z tego całkiem niezłe urządzenie bojowe. Pierwotnie miał 900 km zasięgu i na takim dystansie miał zdolność do wykonania zadania. Dzisiaj jest to nawet do 1700 km. Cel jego działania można ogólnie go określić, jako szpiegowski, ale z bardzo konkretnie określonym zadaniem do wykonania
— podkreśla generał.
Nie jest to pierwszy raz
Gen. pilot Dariusz Wroński jest zdumiony tym, że nie było żadnej reakcji odpowiednich służb w chwili naruszenia naszej przestrzeni powietrznej.
To jest kuriozalna sytuacja i wręcz nieprawdopodobna. Do tej pory, a śledzę wszystkie systemy obrony Polski, które pracują, byłem przekonany, że systemy antydronowe również działają. Tymczasem stacje radiolokacyjne oraz inne urządzenia nie wykryły go i nie zareagowały. To znaczy, że misja tego urządzenia prawdopodobnie miała właśnie taki cel. Wydaje mi się, że ta sytuacja się im spodobała i boję się, czy nie będziemy teraz mieli większej serii tego typu „pomyłkowych” wlotów w polską przestrzeń powietrzną
— mówi nasz rozmówca, który nie kryje zażenowania z powodu pierwszych komunikatów, które pojawiły się tuż po ujawnieniu incydentu.
Mówienie przez ministra obrony, czy przez wojskowych o tym, że nie było naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej, jest po prostu naiwnością i kłamstwem, zwykłym, ohydnym, ordynarnym kłamstwem. Lepiej było już to przemilczeć, niż podawać tak idiotycznej wiadomości. Tym bardziej, że na terenie Polski ten dron wybuchł i są świadkowie, którzy to potwierdzają
— stwierdza gen. Wroński i dodaje, że to nie jest pierwsza kompromitująca MON sytuacja. Wystarczy przypomnieć pociąg widmo z minami pancernymi podróżujący po całej Polsce, skład broni odnaleziony na Podkarpaciu w Laszkach, czy ubiegłoroczny przypadek z gminy Tyszowce, gdzie także spadł rosyjski dron.
To zdecydowanie nie jest pierwsze takie zdarzenie. Moim zdaniem zajmują się nie tym, czym powinni. Za dużo jest tu polityki, a za mało dyskusji, rozważań i przygotowań do obrony Polski przez organ, który do tego jest przeznaczony, czyli Ministerstwo Obrony Narodowej. Niestety jest to sytuacja patowa. Zajmują się cięciami, wywracaniem przetargów, które były wcześniej przygotowane, wywracaniem systemu. Dziś okazuje się, że król jest nagi
— podsumowuje gen. bryg. pilot Dariusz Wroński.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/738221-gen-wronski-rosyjski-dron-zbieral-informacje-wywiadowcze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.