Skład delegacji do Waszyngtonu zaproponowali kanclerz Merz i prezydent Macron po konsultacjach z prezydentem Zełenskim. I to on miał nie życzyć sobie przedstawiciela Polski.
Trwa dość zaciekła, choć momentami groteskowa kłótnia o to, dlaczego na spotkaniu prezydentów Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu nie było przedstawiciela Polski. I obóz rządzący napawa się oraz nadyma brakiem prezydenta Karola Nawrockiego, zaś jego urzędnicy oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości z dużą dozą sarkazmu pytają o powód nieobecności premiera Donalda Tuska. Inna sprawa, czy ci, którzy w Białym Domu byli coś konkretnego na tym zyskali. Tym bardziej że wyglądali na grupę przedszkolaków, którym wychowawczyni rozdziela miejsca, słodycze i zabawki.
Oczywiście takie państwa jak Finlandia zawsze zyskują, bo przynajmniej wielu pyta, jakim to mocarstwem jest kraj liczący 5,6 mln mieszkańców, choć obszarowo o 26 tys. km kwadratowych większy od Polski. I Finlandia stanowi zagadkę, a jednocześnie jest powodem użalania się (w kraju) na nieobecność przedstawiciela Polski bądź wykpiwania tego braku. Obecność sekretarza generalnego NATO Marka Rutte oraz szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen jest uznawana za „zestaw obowiązkowy” (jak kawa i wuzetka w „Misiu” Stanisława Barei), zaś obecność kanclerza Merza, prezydenta Macrona oraz premierów Meloni i Starmera za „obiad firmowy”, który szef kuchni poleca.
Dość łatwo można wskazać pewne prawidłowości, gdy chodzi o dobór liderów uczestniczących w różnych zdalnych konferencjach i spotkaniach. To, co ważne, a o czym decyduje prezydent Donald Trump obejmuje prezydenta Karola Nawrockiego. To, co ważne, a o czym decydują kanclerz Friedrich Merz i prezydent Emmanuel Macron nie obejmuje premiera Donalda Tuska. To, co ważne, a o czym decyduje (lub współdecyduje) prezydent Wołodymyr Zełenski nie obejmuje ani prezydenta, ani premiera Polski.
Podczas konwersacji w Białym Domu premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer opowiadał, że siedzą tam ci liderzy, którzy wcześniej ustanowili się swego rodzaju prezydium „koalicji chętnych”, czyli państw (około 30) gotowych gwarantować bezpieczeństwo Ukrainy, także poprzez wysłanie tam swoich wojsk (nie do walki, ale do kontrolowania i utrzymywania rozejmu czy warunków pokoju). Polscy przywódcy nigdy takich deklaracji nie złożyli, choć przebąkiwał o tym na platformie X gen. Stanisław Koziej, szef BBN za czasów prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Premier Starmer powiedział też, że do Waszyngtonu przybyła grupa, która wcześniej spotykała się i konsultowała w Europie i w formacie, w którym czasem uwzględniano premiera Donalda Tuska. W rozmowach tej grupy nigdy nie uczestniczył prezydent Karol Nawrocki. Zgodnie z planami Merza i Macrona nie miał też uczestniczyć w wideokonferencji 13 sierpnia 2025 r. z Donaldem Trumpem. Ale uczestniczył na życzenie prezydenta USA, któremu nie odpowiadał premier Tusk, umieszczony na liście przez przywódców Niemiec i Francji.
Z dostępnych informacji oraz tych zakulisowych wynika, że skład w postaci „obiadu firmowego” i „zestawu obowiązkowego” zaproponowali kanclerz Merz i prezydent Macron po konsultacjach z prezydentem Zełenskim. I to Zełenski miał nie życzyć sobie przedstawiciela Polski, co chyba nawet nie byłoby dziwne. Inna wersja mówi, że Merz i Macron tylko antycypowali niechęć Zełenskiego do umieszczenia tam kogoś z Polski, więc go nie umieścili. To wszystko po raz kolejny pokazuje, że nie ma wdzięczności w polityce, a kierowanie się uczuciami to ślepy zaułek, o ile nie głupota. Trochę cynizmu w polskiej polityce wobec Ukrainy chyba by obecnie nie było od rzeczy.
Prezydent Trump nie ingerował w decyzje „prezydium” koalicji chętnych, a tylko przyjął je do wiadomości. W tym składzie nie było premiera Donalda Tuska, więc Donald Trump nie musiał nikogo skreślać czy zamieniać. I wbrew radości obozu w Polsce rządzącego nie doszło do zignorowania prezydenta Karola Nawrockiego. Spotkanie 18 sierpnia 2025 r. to początek drogi do pokoju (przerwania wojny), a nie jej finał. Spotkań w różnych formatach będzie jeszcze wiele. A prezydent Karol Nawrocki jest w tej wyjątkowej sytuacji, że 3 września 2025 r. sam spotka się z Donaldem Trumpem w Białym Domu. I jest oczywiste, że dowie się z pierwszej ręki, co ustalono podczas szerszego spotkania 18 sierpnia. A wręcz dowie się dużo więcej, bo przed 3 września nastąpią kolejne ustalenia i spotkania.
Prezydent Nawrocki nie został zignorowany, tylko nie było potrzeby jego dwukrotnego latania do Waszyngtonu w krótkim odstępie czasu. Tym bardziej że 3 września będzie obiektywnie (ze względu na rozwój wypadków) lepszym terminem niż 18 sierpnia. I nie będzie konkursu, kto się lepiej zaprezentuje, bo po prostu nie będzie konkurencji. To wszystko oznacza, że dla Polski strategicznie nic się nie zmieniło. Premier Tusk nie jest postacią, z którą liczy się prezydent USA, a nawet nie liczą się z nim kanclerz Merz i prezydent Macron. A prezydent Nawrocki będzie miał coraz lepsze relacje z Donaldem Trumpem. I będzie wyróżniony indywidualnym spotkaniem w momencie, gdy zapadać będą decyzje, które 18 sierpnia jeszcze zapaść nie mogły. I stawiane będą kwestie, które 18 sierpnia były tylko zapowiedziami i pytaniami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/738114-tusk-jest-i-bedzie-ignorowany-a-nawrocki-wyrozniony
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.