„Hanna Radziejowska od lat bardzo dobrze wypełniała swoją misję w zakresie promocji polskiej polityki historycznej i edukowania Niemców” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Gliński z PiS. Były minister kultury i dziedzictwa narodowego nie ma wątpliwości, że odwołanie Radziejowskiej przez prof. Krzysztofa Ruchniewicza nie ma żadnych postaw merytorycznych. „Instytut Pileckiego w Berlinie zawsze był solą w oku Niemców. Odwołanie pani dyrektor Hanny Radziejowskiej jest realizacją niemieckiej polityki, to także element represji, ponieważ mamy w Polsce dyktaturę” - podkreśla poseł Prawa Sprawiedliwości.
Nie ma żadnych wątpliwości, że Hanna Radziejowska, jako twórczyni oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie, jest autorką jego sukcesu. Mimo to, powołany z naruszeniem prawa na funkcję dyrektora Instytutu prof. Krzysztof Ruchniewicz zdecydował o jej odwołaniu po 6 latach wytężonej pracy.
To jest kolejny skandal i w zasadzie ta decyzja Krzysztofa Ruchniewicza sama się komentuje. To człowiek, który nigdy nie powinien być dyrektorem Instytutu Pileckiego, bo całe jego życie - także kariera naukowa - jest związane z niemiecką polityką historyczną. Jego nominacja na dyrektora instytutu miała charakter prowokacyjny, ale przede wszystkim była niezgodna z polską racją stanu. Przypomnę, że on został powołany nielegalnie, ponieważ nielegalnie została wyrzucona z Instytutu Pileckiego dr Magdalena Gawin
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Piotr Gliński były minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Edukowanie Niemców
W ocenie byłego szefa MKiDN Hanna Radziejowska była ekspertem, jeśli chodzi o tematykę i zadania, które przed nią stawiano. Z jej odejścia bez wątpienia ucieszą się niemieccy decydenci.
Berliński oddział Instytutu Pileckiego zawsze był solą w oku Niemców. To najszybciej zbudowany i zorganizowany przez nas oddział, z ogromnym udziałem Hanny Radziejowskiej. Ciekawą sprawą jest to, że nie jest to osoba, którą można politycznie przypisać do Prawa i Sprawiedliwości, ale która po prostu zna się na sprawach polsko-niemieckich. Od lat pracowała w tym obszarze i została niejako wynajęta do promocji polskiej polityki historycznej w oparciu o badania naukowe, do edukowania Niemców. Pokazywania im naszego punktu widzenia dotyczącego Witolda Pileckiego, jako symbolu polskiego oporu i bohaterstwa, wobec dwóch totalitaryzmów i dwóch imperialnych sąsiadów, w tym niemieckiego. To zadanie, tę misję bardzo dobrze wypełniała. Nie miałem żadnych większych zastrzeżeń do działań oddziału Instytutu Pilewskiego w Berlinie, który od wielu lat dobrze funkcjonował i przygotował m.in. świetną wystawę. Dbał o dobre kontakty na średnim niskim i średnim szczeblu z historykami niemieckimi i z niemieckimi szkołami. Te działania oceniam jako bardzo efektywne
— podkreśla prof. Gliński, który nie kryje, że kontakty z Niemcami dotyczące pamięci historycznej i odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej były zawsze bardzo trudne.
Niestety, tak jak powiedziałem, Instytut Pileckiego w Berlinie zawsze był solą w oku Niemców. Od początku istnienia tego oddziału nie odwiedził go żaden wysokiej rangą niemiecki polityk, mimo moich bezpośrednich zaproszeń skierowanych do dwóch ministrów kultury Niemiec. Najwyższy rangą niemiecki polityk, który odwiedził Instytut Pileckiego, to był szef Senatu Berlina Zachodniego, który pojawił się na otwarciu
— podkreśla nasz rozmówca.
Mamy w Polsce dyktaturę
Podany przez Ruchniewicza powód odwołania Hanny Radziejowskiej brzmi kuriozalnie. Jak oświadczył na briefingu prasowym dyrektor Instytutu Pileckiego, „ostatnie działania Radziejowskiej poważnie podważyły zaufanie u pracodawcy”. Precyzując, stwierdził, że nie spodobało mu się publiczne krytykowanie jego działań. Nie zmienia to faktu, że decyzje i wypowiedzi Ruchniewicza są powszechnie krytykowane, ze względu na jego proniemieckie zachowania. Wszyscy spodziewali się raczej dymisji Ruchniewicza, a nie Radziejowskiej, której opinie zgadzały się z oceną opinii publicznej.
Działania Krzysztofa Ruchniewicza doskonale wpisują się w niemiecką politykę, podobnie jak ten kamień w Berlinie, który jest przecież jego „dorobkiem”, trudno nie krytykować takich działań. To również odwoływanie ludzi odpowiedzialnych za polską kulturę, dyrektorów różnych instytucji, czy też kierowników poszczególnych placówek, ze względu na to, że mają inne poglądy. Tu nie chodzi o to, że ktoś nie realizuje wyznaczonego planu pracy, przedstawionego programu, co byłoby podstawą do ewentualnego odwołania z funkcji, ale dlatego, że ma inne poglądy niż obecna władza. Tak jest tylko i wyłącznie w dyktaturach
— oświadcza prof. Gliński.
Odwołanie pani dyrektor Hanny Radziejowskiej jest realizacją niemieckiej polityki, to także element represji, ponieważ mamy w Polsce dyktaturę. Kto nie zgadza się z Tuskiem, czy z takim Ruchniewiczem, który został wynajęty przez Tuska i Sikorskiego, podlega represjom. Oni realizują na wielu płaszczyznach niemiecką politykę. Polskie instytucje kultury, które zostały powołane, by dbać o wizerunek naszego kraju, nie spełniają w tej chwili swojego zadania i spełniają oczekiwania Niemców. Potwierdzają to wszystkie decyzje Ruchniewicza, tak, jak odwoływanie konferencji dotyczącej zwrotu polskich dzieł sztuki. Mamy za to pomysł zorganizowania przez Ruchniewicza seminarium o zwrocie mienia na rzecz Niemców. Wszystkie te działania oczywiście nie są przypadkowe, tak, jak i wystawa w Augustowie
— podsumowuje polityk PiS prof. Piotr Gliński.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/737716-glinskimamy-dyktature-odwolanie-radziejowskiej-to-represje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.