Kwestia skandalicznego ograniczenia kanonu lektur, upublicznionego niedawno przez Instytut Badań Edukacyjnych, nie powinna zasłonić obrazu całości zmian planowanych w oświacie. Sięgają one znacznie głębiej i są bardziej rozległe. Na myśl przychodzi skojarzenie z górą lodową, której jedynie nikły fragment ujrzał ostatnio światło dzienne. Instytut Badań Edukacyjnych stopniowo upublicznia efekty prac zespołów programowych i odsłania szczegóły transformacji systemu oświaty, rujnującej polską szkołę. Czy to tylko „propozycje ekspertów” [mówiąc językiem z X B. Nowackiej]? Czyżby?
Zaprojektowana przez lewicę rewolucja oświaty jest dużo groźniejsza niż przedstawiają to nawet najbardziej krytyczne opinie. Oto kilka kluczowych kwestii w formie pytań, które warto rozważyć i zadać minister oraz premierowi. To on wyznaczył światopoglądową lewicę do załatwienia „sprawy polskiej” w oświacie i to on jest odpowiedzialny za antypolski wynaradawiający polskich uczniów projekt pseudoreformy dokonywanej w edukacji.
Dlaczego okres wakacji został wybrany jako czas konsultowania fundamentalnego dla przyszłej reformy dokumentu - projektu ustawy o zmianie Prawa oświatowego i innych ustaw [UD 220] zmieniającego zasady funkcjonowania systemu oświaty? W trybie korekt ustawy wprowadza się zmiany, które będą – w razie ich przegłosowania i podpisania na jesieni – sprzeczne z obecną podstawą programową. Tym samym wymuszą kolejne zmiany i w efekcie doprowadzą do transformacji całości systemu oświaty. Opiniowanie tego projektu w ramach konsultacji publicznych zakończyło się 29.07. Otwiera się tym samym droga do pracy w komisjach sejmowych i głosowania nad zmianami, których celem jest wywrócenie zasad konstytuujących polską szkołę. Zapewne już we wrześniu prace ruszą pełną parą. Nie wolno dopuścić do przyjęcia zmian prawa oświatowego zawartych w tym projekcie! Oczywiście Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły skierowała swoje krytyczne uwagi do projektu, odrzucając jego założenia.
Na jakiej podstawie MEN w projekcie ustawy UD220 powołuje się na Raport pt. „Profil absolwenta i absolwentki”, opracowany przez ekspertów w Instytucie Badań Edukacyjnych, czyli na nieumocowany w prawie dokument, i określa go jako wytyczne zmian? Przecież – pod ogniem krytyki związanej z lekturami - działania ekspertów IBE w dn. 30.07 minister B. Nowacka określa jako: „Propozycje ekspertów, nawet te najbardziej emocjonujące, pozostają propozycjami ekspertów a nie działaniem MEN”… Oto logika etapu.
W projekcie ustawy szkodliwy i oprotestowany na jesieni przez licznych ekspertów Profil wyłania się co chwila. To nie „emocjonujące propozycje ekspertów”, to podwaliny zmian transformujących podejście do ucznia i zmieniających cel istnienia szkoły. Uczeń to – wedle przyjętych przez MEN założeń – już nie osoba, a profil - produkt inżynierii społecznej. I taka ma być też cała tzw. „nowa szkoła”, budująca nowe inkluzyjne społeczeństwo, a nie przekazująca wiedzę.
Dlaczego w proponowanej konstrukcji podstawy programowej likwiduje się kluczowe zapisy obecnego prawa oświatowego jak: zapis o obowiązkowości oraz o treściach nauczania? Dlaczego enigmatyczne „doświadczenia edukacyjne” mają być obowiązkowe, a treści nauczania – nie? Czyni to dokument relatywnym, płynnym i uzależnia go od przyszłych uściślających rozporządzeń ministra. Podstawa przestaje być podstawą, a staje się jakimś kierunkowym dokumentem, w który wpisać można docelowo treści bez ich społecznej aprobaty, bez weryfikacji i na dodatek - poddać całość niepolskim rekomendacjom w zakresie celu i treści. Podważa to istotę szkoły, jako placówki uczącej, i czyni z niej utylitarną instytucję formatującą ucznia „pod” założone w „Profilu absolwenta…” cele. Zauważmy, że tym celem nie jest już wiedza.
W jakim celu Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji otrzymuje w omawianym projekcie tak szerokie, zagwarantowane ustawowo, możliwości działania? Może FRSE tym samym wyrosnąć na równoległe ministerstwo… a może właśnie MA wyrosnąć? Od lat Fundacja jest zakorzeniona w rozlicznych projektach unijnych, np. implementujących już od 3 roku życia w polskich przedszkolach edukację klimatyczną, wartości unijne ujęte w Traktatach, szkolących nauczycieli wyłącznie do funkcji wynikających z wdrażania projektów UE i promujących wszechmobilność. Wszystko odbywa się za gigantyczne fundusze z Brukseli. Jeśli to nie realne zagrożenie dla suwerenności polskiej edukacji, to co nim jest?
Dlaczego mimo protestów naukowców z wielu instytucji i organizacji, którzy skierowali swoje opinie do MEN w 2024 r. [podczas opiniowania Profilu], i fatalnych doświadczeń z wprowadzenia tego rozwiązania podczas poprzedniego rządu PO, MEN wdraża interdyscyplinarny przedmiot „przyroda”? W ramach tzw. Reformy2026. Kompas jutra zlikwidowane zostanie tym samym nauczanie biologii i geografii do klasy 6. włącznie, nastąpi ostateczne podporządkowanie geografii przedmiotom przyrodniczym [wbrew istocie tej nauki] i ograniczony zostanie zakres lekcji fizyki w klasach 7-8. Chodzi o jeszcze mniej wiedzy, czyż nie?
Dlaczego edukacja klimatyczna ma być istotnym komponentem podstawy programowej wszystkich przedmiotów nauczania i kto narzuca polskiej szkole taki model? Co to za „edukacja” i jakie podstawy badawcze uzasadniają m.in. skompromitowany już do cna „zielony ład” wyrastający z podobnej myśli i prowadzący do religii klimatycznej, która planetę przedkłada nad człowieka i prowadzi do depopulacji? Można odnieść uzasadnione wrażenie, że MEN oddaje część swoich kompetencji innym ministerstwom, które zaczynają określać treści i ścieżkę formatowania polskich dzieci, by wyrosły na potulnych realizatorów antypolskich idei. Tak stało się już w wypadku pomysłów związanych z edukacją zdrowotną, gdy inne ministerstwa współtworzyły szkodliwe założenia nowego przedmiotu. Edukacja klimatyczna jednoznacznie wskazuje na kontynuację tej stricte ideologicznej linii.
Dlaczego w kl. 1-3 radość z obcowania z językiem ojczystym i jego pięknymi owocami – w tym literackimi - zastępują tzw. kompetencje językowe powiązane jednako z językiem polskim, jak i z językami obcymi, regionalnymi i wszelkimi pragmatycznymi sytuacjami komunikacyjnymi – wskazywanymi małym dzieciom… aż do końca życia? Brak jest obowiązkowego prostego kanonu polskich wartościowych tekstów - wspólnego i poznawanego przez wszystkie dzieci na tym etapie rozwoju. Prowadzi to wprost do tzw. mobilności, zalecanej w rekomendacjach unijnych. Korzenie utrudniają mobilność, przywiązują, stabilizują – należy je odciąć, i to najlepiej już na samym początku edukacji! To właśnie „nowa inkluzyjna szkoła” po transformacji a’la Nowacka – wynarodowiona i globalna, odarta z wszelkich przywiązań: do ojczyzny i do tradycyjnie pojmowanych wartości.
W jakim – wyznaczonym konkretnie! – celu klasy 4-6 są pozbawione całkowicie kanonu lektur obowiązujących wszystkich uczniów we wszystkich typach szkół na terenie Polski? Na jakiej podstawie wyznaczono liczbę 4 lektur obowiązkowych do przeczytania w ciągu 2 lat [kl.7-8]? Czy to jeszcze aby nie za dużo dla przeciążonego ucznia – chciałoby się zapytać ironicznie. Przypadkowe teksty zaproponowane przez samych uczniów uznano za klucz do zachęty rozwoju czytelnictwa, co trąci pajdokracją do potęgi. Prymat praw ucznia nad …wszelką logiką widzimy także w uczniowskim „rzecznikowaniu” zaproponowanym w kolejnej kontrowersyjnej ustawie przez MEN w ostatnich tygodniach.
Burzą się wszyscy po podaniu informacji na temat likwidacji kanonu lektur w szkołach. Minister dementuje, jakoby MEN niczego nie likwidowało i nie opracowywało żadnych podstaw programowych. Uściślijmy:
„Kanon lektur pozostaje bez zmian. Ministerstwo Edukacji nie wykreśla żadnych tytułów z listy lektur” - napisał rzecznik rządu Adam Szłapka.
To prawda - jeszcze nie wykreśla. Reforma ma wejść 1.09.2026 r.!
Co się zmienia w kanonie lektur? Nic. Propozycje ekspertów, nawet te najbardziej emocjonujące, pozostają propozycjami ekspertów a nie działaniem MEN.
To prawda – eksperci nadal pracują nad podstawami programowymi. Tyle że na zlecenie MEN, i tyle że pod stałym nadzorem MEN. Wcześniej – ci eksperci zostali poddani licznym szkoleniom, by dobrze wiedzieli, czego oczekuje od nich resort. A czego – absolutnie nie.
Na koniec lista konkretów, czyli co obejmują kuriozalnie nazwane, tzw. „praktyki lekturowe” w klasach 4-8.
„Praktyki lekturowe Klasy IV–VI – uczeń/uczennica:
czyta w każdym roku szkolnym nie mniej niż 4 dłuższe teksty literackie dla dzieci i młodzieży:
• wybrane przez uczniów przy wsparciu nauczyciela;
• wśród których znajdują się teksty poruszające zagadnienia bliskie doświadczeniom uczniów, takie jak: dom, rodzina, relacje rówieśnicze, przyjaźń, emocje, relacje człowieka i natury, różnorodność;
zapoznaje się z wybranymi fragmentami Biblii, w tym opisem stworzenia świata oraz przypowieściami o miłosiernym Samarytaninie i o synu marnotrawnym; wybranymi mitami greckimi, w tym: o stworzeniu świata, o Syzyfie, o Dedalu i Ikarze, o Demeter i Korze; baśniami i legendami ważnymi dla kultury światowej, europejskiej, narodowej i regionalnej.
Klasy VII–VIII – uczeń/uczennica:
czyta obowiązkowo następujące teksty z klasyki literatury polskiej:
a. Jan Kochanowski, Tren VII, VIII, wybrane fraszki;
b. Ignacy Krasicki, wybrane bajki;
c. Adam Mickiewicz, Dziady cz. II, Reduta Ordona, Śmierć pułkownika, Pan Tadeusz - wybrane fragmenty, w tym Inwokacja, wybrana ballada;
d. Juliusz Słowacki, Balladyna;
e. wybrana nowela Bolesława Prusa lub Henryka Sienkiewicza;
f. Aleksander Kamiński, Kamienie na szaniec;
g. wybrane opowiadanie lub jednoaktówka Sławomira Mrożka;
h. utwór podejmujący problematykę Holokaustu, np. wybrane opowiadanie Idy Fink.
czyta w każdym roku szkolnym nie mniej niż 4 dłuższe utwory literackie, w tym:
• teksty obowiązkowe wskazane powyżej;
• teksty wybrane przez uczniów przy wsparciu nauczyciela […]”.
Czego NIE MA w tej podstawie – wszyscy widzimy!
„Różnorodność” zastąpiła patriotyzm, a „relacje człowieka i natury” wyparły wartości fundamentalne. Brak ojczyzny. Brak Polski.
Skupienie na emocjach [ już nawet nie na uczuciach] to realizacja mody na „dobrostan”. Gwarantuje to w przyszłości uzależnienie młodego człowieka od subiektywnie pojmowanych potrzeb, nastawia egoistycznie i profiluje, zamiast rozwijać.
By pozostać w sferze lektur – przywołajmy zakończenie wiersza „Pan Maluśkiewicz i wieloryb” Juliana Tuwima. Po swojej rejteradzie przed olbrzymem ukrytym - niemal w całości! - pod wodą, pan Maluśkiewicz tak puentuje odbytą przygodę:
Teraz, gdy kto go zapyta,
Czy widział już wieloryba,
Nosa do góry zadziera
I odpowiada: - No, chyba…
Kanon lektur szkolnych to „nosa koniuszek” gigantycznego wieloryba transformacji polskiej oświaty. To tylko drobny – acz niezwykle ważny! - element zapowiadanej deformy a ’la Nowacka. Nie zachowujmy się jak pan Maluśkiewicz…
Przewidywać należy dodanie przez MEN kilku tekstów do listy lektur [tak jak miało to miejsce w 2024 r.] - dla uspokojenia opinii publicznej i po odbyciu szumnych konsultacji. Może nawet odbędzie się wysłuchanie publiczne z udziałem licznych popleczników MEN z pseudoedukacyjnych NGO-sów. Być może matematykom i przyrodnikom resort także coś dorzuci z usuniętych obecnie treści i tu i ówdzie lekko przesunie akcenty. Stanie się to na jesieni, gdy zostaną ogłoszone projekty rozporządzeń.
Przypomnijmy: jeszcze rok temu „Pan Tadeusz” był na liście lektur obowiązkowych. Po licznych protestach wobec „uszczupleń”, B. Nowacka pozostawiła przez rok 2024/25 sześć ksiąg narodowej epopei – czyli 50%. Teraz ma obowiązywać Inwokacja i dowolnie wybrane fragmenty.
Ile procent pozostanie z treści innych przedmiotów? Jakie przedmioty w ogóle zostaną, a jakie je zastąpią? Odzywają się kolejni eksperci, w tym ci, którzy są współautorami obecnej pseudoreformy, ujawniając kulisy powstawania propozycji IBE i swoje wątpliwości.
Żaden lifting nie zmieni kierunku, w jakim wciąż podąża polska szkoła pod rządami D. Tuska i jego minister.
„Reforma2026. Kompas jutra”, metodycznie realizowana przez obecne władze MEN, jednoznacznie ten kierunek wytycza. Projekt ustawy o zmianie Prawa oświatowego i innych ustaw [UD 220] jest kluczowym krokiem na tej drodze.
Ów „kompas jutra” pseudoreformy wskazuje bowiem na Europejski Obszar Edukacji! Celem przeprowadzanej obecnie destrukcyjnej transformacji polskiej oświaty jest utrata jej suwerenności, wynarodowienie polskich uczniów pod dyktat Unii Europejskiej i pozbawienie ich szans na rzetelne wykształcenie.
Planowaną zmianę szkoły w placówkę, która nie ma uczyć, a kreować subiektywny dobrostan i zapewniać dzienną opiekę z udziałem licznych psychologów i pedagogów włączających - należy jednoznacznie odrzucić.
Równolegle, szkodliwe „innowacje” przeprowadzane są z wykorzystaniem licznych unijnych projektów edukacyjnych jak Erasmus, eTwinning, edukacja włączająca i easy to read [ETR]. Finanse na te projekty pochodzą spoza Polski i wprowadzane są do systemu oświaty niezależnie od budżetu państwa, między innymi za pośrednictwem wspomnianej Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. Pilna weryfikacja tych projektów, zbadanie ich celowości i wpływu na zmianę postaw polskich uczniów i nauczycieli powinny być przedmiotem szczególnego zainteresowania.
Bez polskich podstaw programowych, myślących po polsku nauczycieli, stworzenia w szkołach właściwych warunków do nauki [wolnych od ułudy edukacji włączającej] i bez świadomych rodziców oczekujących dobrego wykształcenia dla swoich dzieci, a nie iluzji sukcesu bez wysiłku i wymagań – nie obronimy polskiej szkoły.
Konieczne jest sformułowanie zadań dla zjednoczonej opozycji oraz urzędu Prezydenta RP, by proces demontażu oświaty jak najszybciej i skutecznie powstrzymać.
Hanna Dobrowolska - Ekspert oświatowy, Ruch Ochrony szkoły / Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/737532-lista-lektur-to-wierzcholek-gory-lodowej-reformy-nowackiej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.