Rostowski w "Lądynie"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Jacek Turczyk
Fot. PAP/Jacek Turczyk

- Dwie kawy i dwie wuzetki... I co jeszcze?! – pyta kelnerka. - Dlaczego „dwie kawy i dwie wuzetki”? – dziwi się Aleksandra Kozeł. - Kawa i wuzetka są obowiązkowe dla każdego! Bijemy się o „Złotą patelnię”! – wyjaśnia kelnerka. - Dobrze! Pani pozwoli – dwa razy zestaw obowiązkowy – kończy sprawę Ryszard Ochódzki. Ta scena z „Misia” Stanisława Barei jest najlepszym komentarzem do rządowych propozycji w sprawie OFE oraz nowelizacji budżetu.

Donald Tusk i Jacek Rostowski zafundowali Polakom zestaw obowiązkowy w postaci zagrabienia z OFE 120 mld zł w obligacjach oraz zwiększenie deficytu do 51,5 mld zł. A wszystko dlatego, że rząd bije się o „złotą patelnię”, którą zresztą sam sobie już dawno przyznał.

Gdy ktoś zapyta, dlaczego rząd zmusza wszystkich obywateli do płacenia za to, że ktoś wymyślił konkurs o „złotą patelnię” i wciska każdemu zestaw obowiązkowy, rząd odpowiada tak, jak urzędniczka na poczcie w innej scenie z „Misia”. - Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta – Lądyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak... – stwierdziła pani z okienka, gdy Ryszard Ochódzki chciał wysłać telegram do Londynu. Jeśli ktoś ma wątpliwości i pyta rząd, po co to wszystko, słyszy odpowiedź, że nie ma takiego problemu. Czyli że „Lądyn” nie istnieje.

Oczywiście wkrótce się okazuje, że istnieje „Lądyn”, a nawet Londyn, czyli że rząd nie może udawać, iż nic się nie stało i wciskać Polakom zestawów obowiązkowych. A ten „Londyn” to reakcja rynków, w tym przede wszystkim giełdy. Ale rząd jest i na to przygotowany i gdy spadały wszystkie indeksy, rządowi politycy odpowiedzialnością za to obarczyli lidera opozycji Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział „coś” w Krynicy. Gdyby powiedział, jaka jest akurat pogoda, to też by wystarczyło. A gdyby nie powiedział nic, to milczenie byłoby jeszcze bardziej wymowne i jeszcze bardziej „winne”.

Znowu rząd i politycy PO zachowali się zgodnie z logiką „Misia”, czyli podjęli stosowne uchwały, tak jak wtedy, gdy z planu filmowego zniknęły parówki. „Zniknięcie tych parówek spowodowało niemały zamęt. To fakt... Był to jednak zamęt grubymi nićmi szyty i wiemy, lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi... Dlatego też, te zniknięte parówki zewrą jeszcze bardziej nasze szeregi... To wszystko każe nam powiedzieć mocno i stanowczo: parówkowym skrytożercom mówimy Nie!”. Czyli nie polityka rządu, lecz atak „parówkowych skrytożerców” spowodował kłopoty.

Rząd żadnych kłopotów nie ma, także aprowizacyjnych, bo przecież w razie potrzeby ma własne „prawdziwe” parówki - „w baraniej kiszce, z cielęciny”. Co oznacza, że np. wicepremier Jacek Rostowski może sobie z emeryturami Polaków robić co tylko chce, bo ich problemy go nie dotyczą. On ma prawdziwe parówki „w baraniej kiszce, z cielęciny”, czyli wysoką brytyjską emeryturę. I kiedy już z wszystkim w Polsce Rostowski zrobi to, o czym śpiewał Wojciech Młynarski w piosence „Co by tu jeszcze?”, wyjedzie do „Lądynu”, a nawet Londynu i wszyscy będą mogli mu nagwizdać.

Stanisław Janecki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych