Skandaliczne traktowanie policjantów w sprawie sprzed sześciu lat. Funkcjonariusze, którzy interweniowali ws. zabójstwa na plebanii w stołecznej parafii św. Augustyna w 2019 r. zostali zatrzymani i zakuci w kajdanki na oczach współpracowników i sąsiadów. Do doprowadzeniu do prokuratury usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień. Sprawa wywołała oburzenie środowiska mundurowych, którzy podkreślają, że można było wysłać wezwanie normalnie, nie zaś traktować ich od razu jak przestępców. Prokuratura odpiera jednak zarzuty, twierdząc że zastosowane środki miały wynikać z „dobra postępowania przygotowawczego.
11 kwietnia 2019 38-letni mężczyzna Jan B. zaatakował na plebanii parafii pw. św. Augustyna w Warszawie 65-letniego Marka T., ojca jednego z posługujących tam księży Archidiecezji Warszawskiej, który przyjechał wraz z żoną do spowiedzi.
Według relacji ówczesnego proboszcza ks. Walentego Królaka Jan B. zaatakował Marka T. w przedsionku i zaczął go bić, uderzając zapewne głową o podłogę do tego stopnia, że „rozwalił czaszkę”. Duchowny wskazywał, że atak na starszego człowieka nie był podyktowany żadnymi szczególnymi względami, ale nastąpił w „jakimś amoku bandyckim”.
Usłyszawszy krzyki ofiary, do pomocy ruszył wikariusz parafii, który zaczął interweniować, choć również został pobity przez napastnika. Na skutek zawiadomienia przez wikariusza służb, Marek T. został przewieziony karetką do szpitala, jednak obrażenia były na tyle poważne, że jego życia nie udało się uratować.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Śledztwo, które trwało ponad rok zostało ostatecznie umorzone, gdyż napastnik został przez biegłych uznany za niepoczytalnego i zamknięty w psychiatrycznym zakładzie zamkniętym. Biegli stwierdzili też, że istniało wysokie ryzyko popełniania kolejnych przestępstw przez niepoczytalnego napastnika, gdyby nie interwencja policji.
Skuteczna interwencja policji
Funkcjonariusze policji, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia zastali agresywnego, silnie zbudowanego mężczyznę (okazało się [później, że jest sportowcem,, graczem rugby i bokserem), którego obezwładnili i położyli na ziemi. Mundurowi udzielili też pomocy poszkodowanemu Markowi T. do czasu przyjazdu pogotowia.
Bardzo agresywnego i silnego napastnika coraz trudniej było utrzymać obezwładnionego na ziemi, wobec tego policjanci przełożyli stopy brzuchem na ziemi pokrzywdzonego za kajdanki zapięte na jego ręce z tyłu. Taka blokada okazała się wreszcie skuteczna, a Jan B. stracił przytomność, jak się później okazało na skutek niewydolności krążeniowo-oddechowej. Potem przewieziono go do szpitala, a lekarze wprowadzili napastnika w stan śpiączki farmakologicznej, po której został potem wybudzony.
Funkcjonariusze wskazywali później, że od Jana B. czuć było alkohol. Zlecono też badania toksykologiczne w wyniku których stwierdzono, że agresywny, nieracjonalnie zachowujący się mężczyzna był po spożyciu substancji psychoaktywnej, lecz nie pod jej wpływem.
Skandaliczna akcja BSW Komendy Głównej Policji
Sprawa ma swoją skandaliczną kontynuację po sześciu latach od tragedii w warszawskiej parafii pw. św. Augustyna. Piotr Halicki wskazuje na portalu Onet, że 16 lipca 2025 roku do jednej z komend policji, a także mieszkań w Warszawie i na Mazowszu wpadli funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych KGP, zatrzymując czterech mężczyzn - czterech czynnych policjantów, jednego byłego.
Zaskoczonych zatrzymanych skuto kajdankami i na oczach kolegów, współpracowników i sąsiadów wyprowadzano z budynków do radiowozów. Podróż zakończyła się w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, na zlecenie której działa BSW. Tam też zatrzymani usłyszeli zarzut, jakoby „działając wspólnie i w porozumieniu, przekroczyć uprawnienia w ten sposób, że zastosowali względem zatrzymanego niedopuszczalną technikę obezwładniania poprzez przełożenie stóp leżącego brzuchem na ziemi pokrzywdzonego za kajdanki zapięte na jego ręce od tyłu”.
Oburzenia sposobem działania BSW nie może ukryć informator portalu Onet, także policjant, który pragnie pozostać anonimowy.
I teraz, po sześciu latach od tej interwencji, policjanci nagle są zatrzymywani, zakuwani w kajdanki jak zwykłe bandziory i wiezieni do prokuratury? Za to, że zatrzymywali w zdecydowany sposób wielkiego chłopa, który chwilę wcześniej zamordował mężczyznę i o mało nie zabił kolejnego? Przecież szarpał się z nimi agresywny, rozjuszony typ. Co mieli robić? Przytulić go? To jakiś absurd
— mówi wzburzony.
To urąga godności funkcjonariusze publicznego, który poświęca się dla wymiaru sprawiedliwości i codziennie naraża się na utratę zdrowia i życia. To jest poniżające dla tych policjantów. Czy ktoś specjalnie to wymyślił, żeby tak się właśnie poczuli?
— dodaje.
Kompromitacja prokuratury
Szef policyjnych związków zawodowych również nie może ukryć w rozmowie z Onetem zaskoczenia i wzburzenia.
To sprawa kompromitująca prokuraturę. Zatrzymanie policjanta w miejscu jego służby, założenie mu kajdanek i dowiezienie do prokuratury, by przedstawić zarzuty za zastosowanie środków przymusu bezpośredniego wobec mężczyzny, który zamordował człowieka i próbował zabić kolejnego, budzi moje duże wątpliwości. Również dlatego, że wszystko dzieje się sześć lat po tym zdarzeniu
— ocenił Rafał Jankowski, szef NSZZ Policjantów w rozmowie z Onetem.
Sposób zatrzymania funkcjonariuszy i potraktowanie ich jak przestępców, jest skandaliczny, poniżający i rodzi podejrzenia, że ta sprawa może mieć drugie dno. Nie wiem, czym się kierował prokurator, zlecając takie czynności wobec osób, które tak, jak on, służą wymiarowi sprawiedliwości. Nie może być tak, że policjanci będą się bali zatrzymywać agresywnych osób w obawie przed groźbą takiego potraktowania. Gdyby prokurator wysłał wezwanie na czynności, zapewne ci funkcjonariusze by się stawili. Nie było potrzeby doprowadzania ich siłą
— uzupełnił.
Prokuratura, którą poproszono o wyjaśnienia w tej sprawie, powtórzyła zasadniczo zarzuty stawiane interweniującym sześć lat temu policjantom i podkreśliła, że mieli oni zastosować „niedopuszczalną technikę obezwładnienia”, a przez to „działać na szkodę interesu prywatnego Jana B.”, czyli mordercy.
Rzecznik prokuratury Piotr Skiba dodał też, że jeden z interweniujących wtedy policjantów Piotr M. miał użyć miotacza gazu i spryskać bluzę napastnika, którą później przykładał do jego głowy, podczas gdy Jan B. był już skuty kajdankami, trzymając ręce za plecami. Prokuratura zarzuca też Piotrowi M. poświadczenie nieprawdy w notatce służbowej, gdzie miał nie wskazać, że użył wobec Jana B. takiego środka.
Skąd ta przerwa czasowa?
Skąd więc sprawa wraca dopiero po sześciu latach od zdarzenia w parafii na warszawskim Muranowie? Rzecznik prokuratury powiedział, że postępowanie zainicjowane zostało przez pełnomocników Jana B., a dotyczyło zbadania przyczyn niewydolności krążeniowo-oddechowej w trakcie policyjnej interwencji.
Postępowanie zainicjowane zostało w wyniku zawiadomienia złożonego w dniu 1 lipca 2020 roku przez pełnomocników zawiadamiającego Jana B. do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ w Warszawie. Sprawa następnie z dniem 25 października 2024 roku przejęta została do dalszego prowadzenia w 1 Wydziale Śledczym Prokuratury Okręgowej w Warszawie
— wyjaśnia prok. Skiba.
Długotrwałość tego postępowania wynikała z konieczności przesłuchania znacznej liczby świadków oraz oczekiwania na dwie opinie biegłego z zakresu taktyki i techniki interwencji oraz opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej. W sprawie zabezpieczono trzy nagrania z kamer nasobnych interweniujących na miejscu policjantów. Ich dogłębna analiza wykazała istotne nieprawidłowości w sposobie przeprowadzania interwencji przez policjantów, w tym niedozwolone użycie gazu pieprzowego przez jednego z nich, a także zastosowanie niedozwolonych i niebezpiecznych dla życia i zdrowia obezwładnianego chwytów obezwładniających
— podkreślił prok. Skiba.
Ocenę taką potwierdził biegły z zakresu taktyki i techniki interwencji, krytycznie oceniając działania policjantów oraz wskazując jednocześnie prawidłowy sposób postępowania, jaki powinien mieć miejsce. Okoliczność użycia gazu pieprzowego nie została odnotowana w żadnej dokumentacji pointerwencyjnej, pomimo takiego obowiązku. Żaden też z interweniujących policjantów przesłuchiwany w charakterze świadka w postępowaniu toczącym się przeciwko Janowi B. o tej okoliczności nie wspominał, została ona zatajona
— tłumaczył.
Opinia biegłych
Biegli sądowi z zakresu medycyny sądowej wykazali, że do nagłego zatrzymania krążenia u Jana B. mogło dość na skutek wielu nakładających się na siebie przyczyn, które wyniknąć miały z tego, w jaki sposób zareagowali na agresywnego mężczyznę funkcjonariusze policji. Nie wykazano natomiast jednej, wiodącej przyczyny zatrzymania funkcji życiowych Jana B., dlatego też prokurator zredukował zarzut do niedozwolonego zastosowania technik obezwładniania, które wykazało śledztwo.
Z powodu ujawnienia i oceny prawnokarnej tych nowych okoliczności nieznanych wcześniej, prokurator zadecydował o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu wszystkich czterech podejrzanych na czynności tego samego dnia. Na ten sam dzień wezwani też zostali dwaj pozostali policjanci (…) uczestniczący bezpośrednio w zdarzeniu i zostali oni przesłuchani w charakterze świadków. Taka taktyka podyktowana była dobrem postępowania przygotowawczego. Czynności z podejrzanymi odbyły się tego samego dnia co zatrzymania i każdy z nich niezwłocznie po zakończeniu z nim czynności w BSW i prokuraturze był zwalniany
— przekazał w rozmowie z Onetem prok. Skiba.
Wyjaśnienia KGP
Komenda Głowna Policji została przez Onet poproszona o wyjaśnienia w tej sprawie. Zapewniono, że zatrzymanie funkcjonariuszy nastąpiło na skutek wydania przez stołeczną prokuraturę okręgową postanowienia o zatrzymaniu, a prokurator BSWP miał zarządzić wykonanie „poszczególnych czynności śledztwa”. Wyjaśniono, że zastosowanie wobec nich kajdanek w trakcie konwojowania ich do prokuratury nastąpiło na podstawie Ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej, jak również zarządzenia nr 360 Komendanta Głównego Policji z 26 marca 2009 r. w sprawie metod i form wykonywania przez policjantów konwojów i doprowadzeń.
Zauważono też, że prowadzący śledztwo prokurator nie zdecydował się na zastosowanie środków zapobiegawczych, więc zatrzymani zostali zwolnieni do domów, a żaden z nich nie złożył zażalenia na zasadność, zasadność czy prawidłowość podjęcia zastosowanych środków,
Nadmieniam, że funkcjonariusze BSWP zwrócili się do prokuratora prowadzącego postępowanie z wnioskiem o rozważenie możliwości wezwania policjantów na czynności bez zatrzymywania. Prokurator nie przychylił się do tego wniosku
— zauważył kom. Mariusz Kurczyk.
Strach przed represjami
Zatrzymani funkcjonariusze nie chcą póki co zabierać głosu w tej sprawie, gdyż boją się represji. Są wciąż funkcjonariuszami w czynnej służbie. Ich obrońcy wskazali, że policjanci nie poczuwają się do winy w tej sprawie.
Mój klient nie czuje się winny i nie zgadza się z zarzutami. Policjanci musieli działać tak, by zapewnić bezpieczeństwo osobom postronnym, sobie, a także samemu sprawcy zdarzenia
— wskazywał w rozmowie z Onetem mec. Tomasz Demzała.
Mój klient jest rozżalony i negatywnie zaskoczony sposobem zatrzymania i przymusowym doprowadzeniem. Spowodowało to u niego duży stres. Można to było przeprowadzić zupełnie inaczej. W mojej ocenie takie zatrzymanie było niezasadne, nielegalne i właściwie niepotrzebne, dlatego złożyłem do sądu zażalenie na wydane przez prokuratora postanowienie
— dodał.
Pamiętajmy, że chodzi tu o zatrzymanie i obezwładnienie zabójcy, nie jakiegoś kieszonkowca czy drobnego złodziejaszka. Poza tym absurdalny wydaje się zarzut, że policjanci działali wspólnie i w porozumieniu. To sugerowałoby, że umawiali się wcześniej, co będą robić. Na to nawet nie było czasu, oni po prostu reagowali na sytuację na miejscu. Poza tym forma zatrzymania stawia mego klienta w negatywnym świetle w oczach kolegów i przełożonych oraz stanowi pewnego rodzaju traumę
— podkreślił obrońca innego funkcjonariusza.
W mojej ocenie przedstawione mojemu klientowi zarzuty są bezzasadne. Podobnie jak sam sposób zatrzymania. Dlatego również złożyłem na to zażalenie. Niech rozpatrzy to sąd
— powiedział mec. Piotr Dołkowski, obrońca kolejnego policjanta.
CZYTAJ TEŻ:
maz/Onet
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/736517-szok-prokuratura-postawila-policjantom-zarzuty-po-6-latach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.