Mamy taką sytuację, że na scenie występują Tusk, Żurek czy Kierwiński, ale publiczność się nie boi kreowanych przez nich postaci, tylko z nich śmieje.
Donald Tusk po raz kolejny wcielił się w mściciela, więc grozą miało wiać z jego przemowy podczas prezentacji rekonstruowanego rządu. Ale efekt był taki, że Tusk „śmieszył, tumanił, przestraszał” (niczym Twardowski w balladzie Mickiewicza). Zresztą zasada rządów Tuska jest taka, że najpierw się wzmaga i pozuje na mściciela, a potem przychodzą kolejne etapy, czyli triada śmieszność – groteska – farsa. Nie inaczej było tym razem.
Tusk z nowym ministrem sprawiedliwości Waldemarem Żurkiem stroili miny, jakby chcieli aresztować pół Polski, ale cel tego przedstawienia był inny. Chodziło o to, żeby odchodzący z resortu Adam Bodnar został zapamiętany jako mięczak. Właściwie to Bodnar nie łamał prawa, a wręcz przeciwnie, bo działał, jakby nadal był rzecznikiem praw obywatelskich. Ale teraz przyszedł Żurek, który mięczakiem nie będzie, bo ma za sobą „szlak bojowy” (od Lenino do Berlina czy jakoś tak) i będzie walczył. Pewnie tak jak japoński żołnierz Hiroo Onoda, który przez 29 lat (do 1974 r.) ukrywał się na filipińskiej wyspie Lubang, bo nie przyjął do wiadomości, że Japonia skapitulowała.
Elektorat Platformy Obywatelskiej i hub do niej przylepionych został przez Tuska tak potraktowany, żeby uwierzył, iż Adam Bodnar był zwyczajnym i zdecydowanie przesadnym legalistą, podczas gdy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym powinien być ktoś o mentalności sowieckiego komisarza spraw wewnętrznych (jak Dzierżyński, Biełoborodow czy Tołmaczow). Powinien, gdyż z pisowcami nie wolno się certolić, tylko szybko zarzuty, zatrzymanie, aresztowanie i długoletnia tiurma po pokazowym procesie.
Inwestycja Tuska w Żurka ma taki cel, żeby Bodnar wrócił do świata akademii i prawniczych pięknoduchów, czyli żeby nikt w przyszłości nie próbował go z czegokolwiek rozliczać, bo przecież to taka dobroduszna ciamajda. I żeby Żurka pisowcy i konfederaci się bali, gdyż „nie ma świętych krów”. I żeby się bali przywróconego na stolec w MSWiA Kierwińskiego, który zatrzyma każdego i w każdym miejscu (nawet w Pałacu Prezydenckim, co już się stało czy w kościele, co stać się może). Żurek z Kierwińskim to ma być postrach nawet dla Roberta Bąkiewicza, którego zresztą obaj komisarze już wzięli na celownik.
Patrząc na Żurka (ksywa Krupnik) i Kierwińskiego (ksywa Bobas) trudno wpaść w przerażenie, bo obaj prezentują się nie jak Dzierżyński, tylko jak Arnold Stanisław Felicjo Jan Boczek w serialu „Świat według Kiepskich”. Tak odważny, że chodził do toalety na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Ćwiartki 3/5 we Wrocławiu, bo w toalecie na jego trzecim piętrze straszyło. Zresztą Krupnik i Bobas to postacie absolutnie pasujące do Kiepskich, Paździochów i Boczka. Co wcale nie znaczy, że Krupnik i Bobas nie będą się mścić na opozycji i nie będą robić świństw oraz czegoś na rympał, skoro ich herszt sobie tego życzy.
Tusk dał sygnał swoim wyznawcom, że Bodnar był zbyt inteligencki, a przez to miękki, natomiast Krupnik i Bobas to są swoje chłopy, bez przesadnie nachalnej inteligencji, więc zgodnie z zamówieniem nie będą się certolić. W ogóle w staro-nowym rządzie nie ma miejsca na inteligenckie miazmaty, tylko trzeba brać sprawy w dziarskie ręce, a inteligenciki mogą sobie kwiczeć. Rząd nie jest wprawdzie robotniczo-chłopski w sensie z drugiej połowy lat 40. i pierwszej połowy lat 50. XX wieku, ale robi wszystko, żeby takim był postrzegany. A Tuska coraz mniej dzieli od premiera Józefa Cyrankiewicza, który straszył „odrąbywaniem ręki każdemu, to tę rękę podniesie na władzę”.
Staro-nowy rząd Tuska jest może i przaśny, ale bardzo bojowy. To znaczy bardzo się boi Polaków, dlatego przybiera pozy mścicieli, z hersztem na czele, ale to coraz częściej wywołuje uśmiech politowania. A zapowiedzi, że Krupnik z Bobasem zrobią porządek brzmią coraz bardziej farsowo. Nie z tego powodu, że oni obaj nie są zdolni do tego, czego Tusk od nich oczekuje. Ale głównie dlatego, że w sądach wcale nie jest jeszcze tak „dobrze”, jak mogliby oczekiwać. O czym najdobitniej świadczy to, że nawet sędzia Igor Tuleya nie zgodził się na przedłużenie aresztu Pawłowi K. w związku z jednym ze śledztw w sprawie Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Chyba sędziowie (w coraz większej liczbie) już czują, że dyspozycyjność wobec szajki Tuska się nie opłaca.
Mamy taką sytuację, że na scenie występują Tusk, Żurek czy Kierwiński, ale publiczność się nie boi kreowanych przez nich postaci, tylko się z nich coraz częściej śmieje. A zasada jest taka, że władza się kończy wtedy, kiedy obywatele się z niej częściej śmieją niż jej się boją. Co nie znaczy, że ci ludzi zostaną w przyszłości tylko zapomniani albo wspominani w kontekście śmieszności. Tak dobrze nie będzie i Tusk z ferajną już powinni myśleć o tym, że nie będą mścicielami, tylko oskarżonymi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/736129-tusk-dal-sygnal-ze-zurek-i-kierwinski-to-swoje-chlopy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.