Wobec faktu, że premier Tusk jest już tylko żałosnym byłym potworem, rekonstrukcja nie ma właściwie sensu, bo każda jej wersja go skompromituje.
Donald Tusk straszy i tumani, ale koalicjanci wcale się go nie boją – taki jest jeden z wniosków zza kulis negocjacji w sprawie rekonstrukcji rządu. Tym razem to nie Tusk robi łaskę, tylko właśnie koalicjanci. On ich straszy, bo się boi. Konsekwencji utraty władzy, czyli najprościej – krat. To dla Tuska sprawą życia i politycznej śmierci jest utrzymanie władzy w obecnej kadencji jak najdłużej oraz stworzenie jednej listy przed wyborami parlamentarnymi w 2027 r. Jeśli koalicja rozwali się wcześniej, jedna lista nie będzie możliwa i nie będzie miała sensu.
Koalicja Obywatelska sama nie ma szans na utrzymanie władzy, a nawet nie jest możliwe odtworzenie obecnej większości. Chyba że jakimś cudem Tusk namówi koalicjantów do jednej listy. Ale to się nie udało przed wyborami 15 października 2023 r. Jedna lista nie jest dla nich atrakcyjną propozycją, gdyż politycznie Tuska już nie ma i wszystko wskazuje na to, że się nie podniesie. Już 59 proc. Polaków jest niezadowolonych z tego, że Tusk stoi na czele rządu i to się będzie pogarszać.
Kiedy premier się wzmógł i z miną najeżonego kota zapowiedział, że Polska 2050 nie dostanie stanowiska wicepremiera, w partii Szymona Hołowni wcale się tym nie przejęto. A nawet Tusk miał usłyszeć, żeby przestał się wygłupiać. Wyjście z rządu któregokolwiek koalicjanta oznacza przecież rozwalenie układu, czyli najgorszy scenariusz dla przewodniczącego Koalicji Obywatelskiej. Sojusznicy mają pełną świadomość, że Tusk wierzga tylko na pokaz, bo w istocie jest już ochwaconym koniem.
Zapowiadana rekonstrukcja nie da premierowi żadnych przewag nad koalicjantami (z wyjątkiem Nowej Lewicy, która jest maksymalnie oportunistyczna i niczego nie negocjuje, tylko błaga o więcej), skoro są w pełni świadomi, że to on jest petentem. Negocjacje dlatego się przedłużają, że po wyborach prezydenckich Tusk stracił wszelką moc pomiatania przynajmniej Polskim Stronnictwem Ludowym i Polską 2050. Ich kandydat wprawdzie poległ z kretesem, ale to nieważne wobec finałowej porażki Rafała Trzaskowskiego, czyli w istocie Donalda Tuska.
Od przegranej Trzaskowskiego, mówiąc brutalnie, Tusk może Szymonowi Hołowni i Władysławowi Kosiniakowi po prostu skoczyć. Tym bardziej Hołowni jako marszałkowi Sejmu. Wiele razy próbował na niego naciskać i go ugniatać, żeby nie dopuścić do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego i zwyczajnie został odesłany na drzewo (na bambus). Przecieki z rekonstrukcyjnych negocjacji są takie, że przebiegają one pod znakiem odsyłania rekonstruktora na bambus przy każdej próbie odebrania czegoś PSL czy Polsce 2050.
Koalicjanci Tuska (z wyjątkiem Nowej Lewicy) mają wybór – mogą zawiązać nową koalicję w obecnym parlamencie lub dopiero po wyborach w 2027 r. (lub wcześniej), obecny premier nie ma żadnego wyboru, a na horyzoncie kraty. Z taką perspektywą nie da się podskakiwać, stawiać warunki i straszyć. A to oznacza, że Tusk jest w tej rozgrywce zwierzyną, a nie myśliwym. Dlatego za kulisami negocjacji jest tylko papierowym potworem. Nie ma żadnych atutów i skutecznych argumentów.
Wobec faktu, że premier Tusk jest już tylko żałosnym byłym potworem, rekonstrukcja nie ma właściwie sensu. Nie przeprowadzi swojej woli, a rekonstrukcja w stylu utrzymania status quo może być co najwyżej pośmiewiskiem. W najlepszym wypadku teatrzykiem dla wyborców Koalicji Obywatelskiej, bo tylko oni (choć z coraz większymi wyjątkami) wierzą w moc swego idola. Dla innym będzie tylko jednym wielkim picem na wodę i dowodem okropnej słabości niegdysiejszego demiurga.
Tusk jest zakładnikiem swego pomysłu rekonstrukcji, gdyż wycofanie się z niej byłoby absolutną kompromitacją. Ale będzie nią także każda taka wersja, w której będzie widać bezsilność premiera wynikającą z jego politycznego upadku. Co oznacza, że dla Tuska nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Każdy realny wariant rekonstrukcji może być tylko jego porażką albo ośmieszającą go farsą. I sam usilnie na to zapracował. Powtarza się więc to, co niejaki Marks napisał („Osiemnasty brumaire’a Ludwika Bonaparte”) w komentarzu do Hegla: „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie wielkie fakty i postacie dziejowe występują, że tak powiem, dwukrotnie. Zapomniał dodać: raz jako tragedia, drugi raz jako farsa”. Tuskowi pozostała już tylko farsa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/735381-od-przegranej-trzaskowskiego-tusk-moze-juz-niewiele
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.