„Przecież to są działania wojenne. To teraz rzucili koktajlem Mołotowa, co będzie następne? Granat? To jest takie, brzydko powiem, macanie, na ile możemy sobie pozwolić. O ile na bezpośrednich przełożonych do pewnego stopnia jeszcze możemy liczyć, o tyle wiemy jedno - dostaliśmy sygnał z góry - za wszelkie naruszenia będziemy rozliczani” - powiedział anonimowy funkcjonariusz Straży Granicznej, który udzielił obszernego wywiadu dotyczącego sytuacji na polsko-białoruskiej granicy.
Dziennikarka kanału Zero Monika Krześniak przeprowadziła wywiad z anonimowym funkcjonariuszem Straży Granicznej, który na co dzień obserwuje kryzys na polsko-białoruskiej granicy. Funkcjonariusz zaznaczył, że przedstawiciele służb zaczynają być ostrożniejsi w swych działaniach w obawie przed konsekwencjami, które mogą być wyciągnięte przez przełożonych i wymiar sprawiedliwości.
Zaczynamy się robić zbyt ostrożni, zaczynamy się bać o ewentualne konsekwencje, które mogą być wobec nas wyciągane. Z jednej strony daje nam się prawo do wykorzystania środków przymusu bezpośredniego, w przypadku tego nieszczęsnego ostatniego żołnierza, pocisków gumowych na jakimś dystansie, ale w momencie, kiedy ktoś atakuje mnie bezpośrednio ręka w rękę, ja nie mam prawy się bronić? O ile jeszcze zobaczymy jaki będzie wyrok czy postępowanie, czy ono się rozpocznie czy nie, o tyle samo rozpoczęcie czegoś takiego, sama myśl o tym, żeby temu funkcjonariuszowi jakieś postępowanie robić, sprawę sądową - tak, będziemy się czuć za chwilę zastraszani
— powiedział anonimowy funkcjonariusz SG.
Obrona konieczna
Mówił szeroko o konieczności obrony własnego życia i zdrowia, także przy użyciu broni, co spotyka się z potępieniem władz i części społeczeństwa.
Prawo w przypadku naruszenia nietykalności granicy mówi jasno, że w takim przypadku funkcjonariusz żołnierz ma prawo użyć broni palnej. Jeżeli ktoś siłą, przymusem, przy użyciu niebezpiecznych narzędzi w każdym innym kraju próbuje przekroczyć granicę po prostu by się do niego strzelało. Prawo zezwala, ale z jednej strony prawo nam zezwala, a z drugiej strony nie można. Niby możemy ale nie można. To ja się pytam o co tu chodzi? Przecież prawo zezwala. Sprawa jest prosta - on ani nie strzelił do niego z pocisku penetracyjnego, typowego zwykłego pocisku. My na co dzień strzelamy do z pocisków gumowych, bo tak naprawdę żadna interwencja, żaden gaz żadna tarcza nie poskutkuje, jeżeli w nas się rzuca słoikami z moczem z kałem. Ostatnio pojawił się gaz przeciwko nam
— mówił.
Z tego co wiem i co u nas się mówi, żołnierz w trakcie obrony po prostu dostał w oko. Z łokcia, nie wiem, bo tego się aż tak nie mówi szczegółowo, ale on był w trakcie obrony. W świetle prawa funkcjonariusz mający broń, czujący zagrożenie, ma prawo użyć broni palnej, a on nie użył. Może w końcu trzeba użyć. Oni bardzo obserwują co my robimy. Wejdźcie na TikToki na Twittery czy te inne jakieś tam portale - przecież to wszystko jest klarowne, oni wszystko nagrywają sami i oni obserwują nasze ucywilizowanie. Jeżeli posuwają się do czegoś takiego że Mołotowa rzucają, że rzucają nam kłody z gwoździami pod samochody, gwoździe, to jest takie macanie na ile możemy sobie pozwolić. To na długim dystansie co ja mogę zrobić? Tylko użyć gumy. Jeżeli, z tego co wiem, żołnierz tej kolby użył - szczerze? Ja bym nie dopuścił go na taką odległość, chyba bym go postrzelił po prostu, próbowałbym go postrzelić. Walka wręcz to jest vis a vis, to jest być albo nie być
— powiedział.
I teraz tak, żołnierz by się nie obronił, zabraliby mu broń i uciekłby ten nielegalny imigrant, bandyta uciekłby, to wiecie co by zrobili? Zrobiliby postępowanie dla żołnierza, że dał sobie zabrać broń. Taki byłby finał. Funkcjonariusz od razu stoi na pozycji spalonej. Ostrzelisz? Zrobimy ci postępowanie albo cię posadzimy za to, że przekroczyłeś uprawnienia. Nic nie zrobisz? Zrobimy ci postępowanie, bo ci broń zabrali i amunicję. To co my mamy robić? Zabito żołnierza na służbie. Co się zmieniło? Dano nam gładką lufę. I co z tego, jeżeli teraz chce się nas za to sądzić. Niby możemy wszystko, a tak naprawdę nie możemy nic, bo musimy liczyć się z tyłu głowy że jak ktoś zobaczy to będzie nas z tego rozliczał. Coraz częściej jest tak, że są po prostu agresywnii i będziemy się bać. Jeżeli ja wbiegam za grupą 20-30 osób we dwóch do ciemnego lasu, to co mnie tam czeka? Jak ktoś mnie zadźga nożem to mnie znajdą po tygodniu. Taka jest prawda takie są realia. My wbiegamy po dwie trzy osoby za grupą 30-40 migrantów nieraz w ciemny las, w puszczę
— zaznaczył.
„Działania wojenne”
Funkcjonariusz SG ostrzegał, że sytuacja może nabrzmieć do tego stopnia, że broniące granicy służby rozłożą po prostu ręce i wtedy społeczeństwo przekona się o wadze ich pracy.
Owszem, ja też rozumiem, że są pewne procedury, bo można trzeba się przyglądać takim zdarzeniom, wyciągać wnioski, ale po co od razu robić z tego takie wydarzenie medialne? Po co jest prokurator? Niech zbadają to służby wewnętrzne na spokojnie, co było, jak było, jakie są fakty, a wtedy mieszajmy w to prokuratora. Jeżeli zostały postawione zarzuty to powiem krótko i tutaj zwracam się z całą stanowczością do wszystkich państwa, którzy będą to oglądać - jeżeli skażecie ktoś skaże tego żołnierza, nieważne czy to będzie wyrok w zawiasach etc., przestaniemy bronić granicy. A gwarantuję wam to, ponieważ my też mamy wewnętrzne ruchy, mamy grupy, przekazujemy sobie, rozmawiamy. Pewnego dnia będzie tak, że staniemy i otworzymy wszystko i wtedy zobaczymy co zdobi społeczeństwo. Zobaczymy. Będziecie ich mieli na basenach, będziecie ich mieli wszędzie. I wtedy może społeczeństwo zda egzamin. Jakoś do tej pory często było niestety tak, od czterech lat z tym walczymy, że bardzo często społeczeństwo nie dzwoniło do nas. Ludzie szli i jakie było tłumaczenie? Oni idą do Niemiec. Czemu wtedy nikt nie dzwonił, czemu nam nie pomagano, czemu nam przeszkadzano?
— pytał
Jakiekolwiek zarzuty, jakikolwiek wyrok przeciwko temu żołnierzowi skończy się tym, że będzie taki czas, że przestaniemy ochraniać granicę, bo nie będziemy się narażać dla społeczeństwa. Przypuszczam może, że to jest źle powiedziane, bo zawsze funkcjonariuszem czy żołnierzem się jest i to się ma we krwi i nam sumienie nie pozwoli, ale w ramach protestu wymyślimy coś, żeby pokazać społeczeństwu, że to, że nas nie widać i nie słychać o nas, to nie znaczy, że my nie walczymy. Ale jak przestaniemy walczyć to pierwszymi ludźmi, którzy to odczują, będą zwykli obywatele
— wyjaśniał.
Przecież to są działania wojenne. To teraz rzucili koktajlem Mołotowa, co będzie następne? Granat? To jest takie, brzydko powiem, macanie, na ile możemy sobie pozwolić. O ile na bezpośrednich przełożonych do pewnego stopnia jeszcze możemy liczyć, o tyle wiemy jedno - dostaliśmy sygnał z góry - za wszelkie naruszenia będziemy rozliczani. Jak ja mogę podejmować interwencje, a na interwencji zawsze może coś pójść nie tak. Nie ma przepisów na każdą sytuację. Każda interwencja to jest improwizacja tak naprawdę i może pójść lepiej, a może pójść gorzej. Ale jeżeli ja mam mieć poczucie, że jakaś interwencja potoczy się troszeczkę nie tak jak trzeba, czyli tak, jak zrobię dobrze wszystko pójdzie gładko to „Kali dobry”, ale jak coś się zepsuje, no bo nie na wszystko mamy wpływ, to wtedy mnie posadzą. Czyli 99 razy zrobię i będzie okej, będę super, będę fajny, a raz mi się podwinie noga „to mnie ukrzyżują”, zabiorą mi wszystko i mnie posadzą. To coś tu jest chyba nie tak.
Ograniczanie działań
Rozmówca kanału Zero przyznał, że czuje się ograniczany przez obowiązujące przepisy.
Na każdym kroku, bo przestępczość poszła do przodu, a przepisy stoją w miejscu. Żeby cokolwiek zrobić, komuś coś udowodnić czy temu kurierowi, musimy gdzieś troszeczkę z tymi przepisami balansować na granicy przepisów. Granica jest bardzo cienka i jeżeli ja osiągnę „wynik”, czyli mam tego niedobrego człowieka, który czymś tam się zajmuje nielegalnym, ale ja mam drżeć o to, że ktoś wyciągnie wobec mnie konsekwencje bo, troszeczkę obszedłem przepisy w jakiś sposób, no to powiem tak - to nie to że cel uświęca środki, ale przepisy są martwe. Dużo martwych przepisów mamy. My z przepisami zatrzymaliśmy się gdzieś tam hen hen, tak jak w mentalności niektórych przełożonych i nie tylko
— ocenił.
Mężczyzna przedstawiał też, z czym obecnie mierzą się funkcjonariusze na granicy polsko-białoruskiej.
Z codziennymi atakami, rzucaniem nie tylko niebezpiecznymi przedmiotami. Fekalia. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś rzuca ciebie słoikiem z kupą, słoikiem z moczem i potem wracasz do domu. Skąd skąd my wiemy, co w tym moczu było? Kto to rzucił, czy nie ma jakiegoś HIV-a, AIDS-a? Druga sprawa, przychodzą ludzie z Afryki. Ciągle się słyszy o jakiś nowych wirusach, Ebola, takie inne rzeczy. Czyli on przyjechał wczoraj z Afryki i on może u nas roznosić każdy rodzaj choroby. Mierzymy się z brakiem sprzętu, nie mamy sprzętu tak naprawdę. Czasem czeka się godzinę, żeby wyjechać na patrol, bo nie ma radiowozów. Radiowozy są tak zdezelowane, ponieważ droga przy granicy praktycznie w wielu miejscach nie istnieje. Są dziury takie po kolana albo i większe, że pół samochodu można schować Ludzi nie mamy. Przekroczenie granicy państwowej wbrew przepisom, pokonanie muru - oczywiście jedną rzecz podkreślam - mur jest potrzebny, już dawno powinien być potrzebny, my powinniśmy ten mur budować od początku jak powstała Straż Graniczna. Ale bez sprzętu, bez ludzi, przekroczenie granicy trwa około 20 sekund. Nie ma takiej bariery, która zabezpieczy całkowicie fizycznie granicę. Człowiek zawsze znajdzie sposób. Bez drugiego człowieka, bez zabezpieczenia, bez sprzętu, ochrona granicy to jest fikcja
— tłumaczył.
Teraz proszę sobie wyobrazić, że jeżeli przekroczenie trwa 20 sekund, to jaki dystans przebiegniemy w 20 sekund? To co ile mniej więcej powinien jakiś patrol być, żeby zareagować?
— pytał.
Jak ja widzę TikToki, które nagrywają sami przemytnicy i komentarze gdzie jest Straż Graniczna, gdzie jest Wojsko Polskie, to zapewne w innym miejscu, gdzie biega za inną grupą. Perymetria niestety nie działa tak jak trzeba, delikatnie rzecz ujmując. Oczywiście nie mam tutaj na myśli operatorów, to nie jest czynnik ludzki. Sprzęt, taka jest prawda. Nie chodzi o ludzi, ludzie tam dwoją się i troją. Jako funkcjonariusze mamy od pewnego czasu jasny sygnał niepisany, że niby coś robimy, ale mają iść. Co wyłapiemy to okej, ale czego nie wyłapiemy to też się nic nie stanie
— mówił.
Ciemna strona aktywistów
Tu trzeba wspomnieć szczególnie o naszych drogich przyjaciołach, których serdecznie pozdrawiam, tzw. aktywistów. Ludzi, którzy rzekomo próbują kogoś ratować, a tak naprawdę to jest nic innego, tylko zwykły handel ludźmi. Każdy to na granicy powie, nawet tutejsi już się przekonali, chociaż z początku ich bronili. Także perymetria niestety nie spełnia swoich zadań. Owszem, coś tam działa, ale jeżeli ja nie wiem o co chodzi, ale jeżeli ciągle widzę jakąś firmę serwisową na terenie jednej gminy, drugiej, trzeciej, to coś tu jest nie halo, skoro niby perymetria jest, ale ciągle jakiś serwis się kręci
— podkreślił.
Tak wszyscy się zajęli zachodnią granicą, że zapomnieliśmy o tym co się dzieje na wschodzie i jakieś przerzucanie sił, takie udawanie, że na granicy zachodniej tak naprawdę to jest kosmetyka, to jest udawanie że my tę granicę chronimy. Bo my nie mamy sił i środków, my nie mamy funkcjonariuszy. To są lata zaniedbań, powiedzmy uczciwie. Jeszcze 4 lata temu Straż Graniczna była w stanie całkowitego rozpadu. Ludzie odchodzili, zwalniali się, kasowało się etaty w ramach oszczędności. Jeszcze 4 lata temu SG była na samym dnie, co jest śmieszne, ponieważ na każdej granicy Europy była Straż Graniczna. My mamy na przykład pojazdy, każdy przekrój mamy w SG. Mamy Fordy, Fiaty, Mercedesy, Hyundai, mamy każdy przekrój. Jak są robione zakupy, jak są ustawiane przetargi, że my tak naprawdę mamy wszystko i nic. Po pierwsze mamy za mało pojazdów, z serwisowaniem pojazdów jest dramat, bo te pojazdy są eksploatowane w ciężkich warunkach terenowych i niestety się psują, ale jeżeli pojazd idzie na serwis i trzeba dwa miesiące czekać na to aż on wróci, to co, ja mam na piechotę kogoś ganiać? I tak jeździmy po lasach, łapiemy tych ludzi sami. Proszę sobie wyobrazić jaki jest absurd, jeżeli ja mam przekroczenie granicy państwowej i ja muszę czekać 2 godziny czasu na radiowóz, albo nie ma patroli, żeby wysłać. Jedzie załóżmy kurier i nie ma patrolu fizycznie, który można wysłać, bo wszyscy ludzie są zabezpieczeni gdzieś na granicy albo do innych działań. Tu jest wada systemu i to nie jest wada jednego rządu, drugiego, to jest wada systemu, bo my nie patrzymy całościowo
— zaznaczył funkcjonariusz SG.
Jeżeli chodzi o Ruch Obrony Granic, to my nie mieliśmy nic takiego. Tu ludzie sami się skrzyknęli. Robiliśmy zdjęcia potencjalnym kurierom, chodziliśmy po lasach, ludzie się zgłaszali, ludzie dzwonili do nas, że tu poszli, tam poszli. Jeździliśmy i sprawdzaliśmy, jeżeli coś się udało złapać przekazywaliśmy służbom, jeżeli nie, to chociaż sprzątaliśmy po nich albo ewentualnie mówiliśmy że w tym czy w tym rejonie się pojawiły. To nie jest tak że służba funkcjonariusza czy żołnierza kończy się na tym, że idzie, zdaje broń i dziękuję. Nie. Jeżeli się tutaj żyje, bo my jesteśmy z tych rejonów, to my na co dzień to widzimy. Jeżeli dzwoni do mnie ktoś z miejscowości i mówi, że jest taka sytuacja i ja wiem, że nie ma patrolu, który może podjechać, bo taka jest prawda, nie ma patroli, my nie mamy tutaj patroli żadnych, takich luźnych, tych ludzi jest po prostu za mało i sprzętu. To wsiadam i jadę i sprawdzę, bo jeżeli ktoś się czuje zagrożony to ja sobie nie wyobrażam, że ja nie pojadę i nie sprawdzę. Jeżeli chodzi o grupy przekraczające granicę, to są zawsze mężczyźni. 1 na 1000 to jest kobieta, może nawet rzadziej. To są dorośli mężczyźni i nie pamiętam przypadku, żeby potwierdziło się, że zatrzymaliśmy nieletniego. To wszystko są dorośli mężczyźni. Jak się zachowują? Różnie. W jednej chwili rzucają w nas słoikami, kamieniami, a po przekroczeniu granicy już oni są pokorni, już oni wtedy „no, please”, już oni już oni są biedni, już oni są pokrzywdzeni, już coś ich boli. Widzę że rzuca we mnie, strzela we mnie z procy, rzuca we mnie kamieniem, przechodzi granicę, wtedy on już się kładzie i mówi: „O panie, ja jestem biedny, ja jestem stąd, stamtąd”, albo coś go boli. Są doskonałymi manipulantami. Przewodnicy na przykład są bardzo wyszkoleni, wiedzą co mówić, jak mówić, widzą słabości naszego systemu i wiedzą, że potencjalny przewodnik, który przeprowadza migrantów, przechodzi granicę i prowadzi grupę z punktu A do punktu B, on chce jak najszybciej wrócić na Białoruś. I teraz jest problem, bo jemu nie można tego udowodnić. On ma czysty telefon nie da się tak tego wyłapać i on sobie wraca na Białoruś i za jakiś czas znowu przyprowadza grupę, mimo tego, że jest w naszych rękach
— punktował.
Strach przed konsekwencjami
Funkcjonariusz SG przyznał, że obawia się tego, że za obronę granicy polsko-białoruskiej może zostać kiedyś pociągnięty do odpowiedzialności
Osobiście, szczerze, boję się jej i nie boję. Generalnie chyba się nie boję, aczkolwiek wiem, że tak może być. Ja generalnie może nie mam zbyt wiele do stracenia, ale 99% ludzi będzie się bało i się boi. Jeżeli kręci się postępowania funkcjonariuszom za jakieś przesłuchania, interwencje sprzed dwóch, trzech lat, ludzie którzy tak naprawdę nie byli w tym kryzysie, nie byli w tym najtrudniejszym okresie, no to oczywiście, że ludzie będą się bać. Dlatego co będą robić? Będą odwracać oczy i będzie coraz gorzej. W końcu, jeżeli to, co teraz się dzieje na zachodniej granicy, zostanie przemilczane, jeżeli to się zakopie pod dywan, jeżeli umrze inicjatywa,, żeby w końcu zrobić porządek z ruchem migracyjnym, z nielegalną imigracją, to my przegraliśmy. Sprowadza się pracowników, Kolumbijczyków, jakiś tam Bangladesz, takie rzeczy, to połowa z nich jest nielegalnie albo jest ofiarą handlu ludźmi. Powiedzmy sobie wprost, że agencje, które ich ściągają, to najczęściej to są agencje, których właścicielami są Ukraińcy, ludzie gdzieś ze Wschodu. To nie są polskie agencje i ci ludzie są ściągani i to jest handel ludźmi, bo potem się okazuje, że jego się oszukało. Niech błąka się po Polsce jak może wjechać i może wyjechać
— podkreślał obrońca granicy.
Tak samo jeżeli nie zrozumiemy, że pomimo tego, że tacy Kolumbijczycy, Wenezuelczycy to są chrześcijanie, to co z tego? Chodzi o mentalność. Oni nawet między sobą to od razu sięgają po noże w wyjaśnianiu sporów. Po prostu wiem o takich sytuacjach. Oni są też inni mentalnie i nie mają takiego poczucia prawa jak my, że to można, a tego nie można. Jeżeli tam jest świat agresywny, bezprawie, ta przemoc jest taka codzienna, to oni raptem przyjdą do nas i będą stosować się do naszego prawa czy przestrzegać naszych przepisów? Nie sądzę
— wskazywał.
Do czego mamy żale? Gdzie są nasi rzecznicy Straży Granicznej? Gdzie jest Komenda Główna, gdzie jest Komendant Główny, czemu nikt nie broni naszej formacji, jeżeli pojawiają się jakieś oskarżenia o nadużycia? Czemu nikt nie broni, nie wypowiada się rzecznik, nie wypowiada się Komendant Główny? W policji jeżeli jest jakiś temat sporny, to zbiera się konferencja prasowa, wychodzi rzecznik, opisuje: proszę było tak i tak. Media mówiły jedno załóżmy, bo taki był przekaz do prasy, ale fakty mówią, że było tak i tak. Nigdy u nas czegoś takiego nie było. Ja się pytam gdzie są związki zawodowe funkcjonariuszy? Za to, co się dzieje na zachodniej granicy winne też są związki. Dlaczego? Bo w policji to by było tak, że związki mówią: „Koniec, nie robimy, niech rząd coś z tym robi”, ale my jesteśmy za słabi i za mało nas jest. Nas jest tylko 13-14 tys. w Polsce, z czego ludzi w terenie jest jeszcze mniej. Proszę sobie uzmysłowić skalę
— opisywał funkcjonariusz SG.
Ludzie myślą że SG stoi na granicy. Nie, my jesteśmy w każdym województwie. Teraz tych teraz cudzoziemców jest tak dużo, ludzi jest mniej, a mamy więcej obowiązków. Kontrole legalności pobytu, kontrole legalności zatrudnienia, to wszystko robi SG, a nas jest ciągle coraz mniej. Mam duży żal do związków, mam duży żal do Komendy Głównej, bo nie walczą o nas, nikt nie wychodzi naprzeciw i nie mówi nic, nawet w kwestii informacyjnej. Nie jakiaś wzmianka na jakimś portalu, że taki czy inny incydent miał zdarzenie. Z całym szacunkiem dla naszych kolegów z wojska, kocham was, ale tak naprawdę nikt nie mówi o Straży Granicznej, bo cały ciężar, cała odpowiedzialność, nie oszukujmy się, spada na nas. Jesteśmy wszędzie we wszystkim pomijani. Jakby nas było 90 tys. to my byśmy może na tych granicach stali, ale jak nas jest 13-14 tys., to kto ma stać na tych granicach?
— pytał retorycznie.
Ukraińskie „mafie”
Każdy funkcjonariusz, żołnierz, każdy ma prawo się bronić. Jeżeli zabierze się nam to prawo, to co nam pozostaje, odwracać głowę? A też chyba najgorszą rzeczą w życiu to jest obojętność. Jeszcze obojętni nie jesteśmy. Muszę powiedzieć jedną rzecz, którą potwierdzi każdy funkcjonariusz na granicy wschodniej. Użalamy się nad naszymi wschodnimi sąsiadami, mam na myśli Ukraińców. 95% kurierów, osób które przewożą nielegalni imigranci to są Ukraińcy, nie kto inny. Są przy tym tak bezczelni i aroganccy, że wiedzą, że im system nic nie zrobi. Jeżeli on od prokuratora za przewiezienie 7, 10, 20, 30 osób dostaje pół roku na 2 lata w zawiasach, czy na trzy, to on wychodzi i się śmieje. To po co jest moja praca?
— oburzał się.
Nie byłoby takiej migracji, gdyby nie aktywiści, bo to już dawno byśmy zakończyli. W momencie kiedy panowaliśmy nad sytuacją, telefony, informacje, my byśmy byli w 95% sprawni, gdyby nie aktywiści. Oni dostarczają trasy, mówią gdzie, kiedy, mówią gdzie są patrole. Mają swoje skrytki w lesie, gdzie zostawiają im GPS-y, telefony. Wszystko to jest jedna wielka mafia. Jeżeli nasz jeden patrol pracuje na jakimś terenie, a aktywiści wjeżdżają na siedem aut? Przyjrzyjcie się ludzi, którzy wpłacają na te zbiórki, że pomagam uchodźcom, nielegalnym imigrantom i bandytom, to przyjrzyjcie się, przyjedźcie do nas, przyjedźcie na Podlasie porozmawiajcie z ludźmi, kim oni są. Podają się za tutejszych. Ja od razu mówię, że 95% tych aktywistów pokupowało u nas działki, przemeldowało się. Gdzie jest aparat państwowy? Nie wierzę, że nie ma specłużb, które nie są w stanie dojść skąd przychodzą pieniądze, kto to? No nie oszukujmy się, są telefony, technologia. Gdyby nie aktywiści, z czystym sumieniem to mogę powiedzieć bezpośrednio do kamery, gdyby nie aktywiści, mielibyśmy może połowę tego. Mamy swoje sposoby, mamy siły, środki, mieliśmy swego czasu żeby coś z tym zrobić. Ale skoro to się rozwija, to my też musimy się rozwijać, a my ciągle stoimy w miejscu, a nawet po niektórymi względami się uwsteczniamy, bo jeżeli ktoś chce robić funkcjonariuszowi postępowanie za to, że bronił własnego życia?
— mówił.
Co się zmieniło po śmierci żołnierza świętej pamięci, wieczny pokój dla tego chłopaka. Owszem, dostaliśmy sprzętu w postaci hełmów, jakiś tam gogli etc. Tylko to nie jest takie proste, że masz sprzęt. Jeżeli ja jadę na interwencję, nikt nie jest w stanie 12 godzin jeździć w całym tym sprzęcie, nikt. A czasem z 12 godzin robi się 17. Jeżeli jadę na interwencję to musi być szybka interwencja, ja muszę mieć szybkie środki działania, czyli najczęściej gładka lufa, żeby odeprzeć niebezpieczny atak i wtedy się przygotowuje do dalszych Działań. Co z tego, że troszkę sprzętu nam się dało, kiedy nie ma ludzi. Może być najlepszy sprzęt, ale nic nie zastąpi człowieka. A co się poza tym zmieniło, że zmarł? Tak naprawdę chyba nic, bo jeżeli kręcimy postępowania człowiekowi, który bronił własnego życia, to co się zmieniło? Nic. Dalej się zastanawiamy czy jak będę bronił własnego życia, to czy ktoś mnie do więzienia nie posadzi
— podsumował funkcjonariusz SG.
CZYTAJ TEŻ:
maz/Kanał Zero
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/735360-co-na-granicy-z-bialorusia-szokujaca-relacja-straznika-z-sg
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.