„Pobór polskich obywateli do Wehrmachtu był formą represji. Taką samą jak ich zabijanie, umieszczanie w więzieniach, czy wywożenie do obozów koncentracyjnych” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Wojciech Polak. Przewodniczący Kolegium IPN uważa, że Berlin bez wątpienia cieszy się ze zorganizowanej w Muzeum Gdańska wystawy „Nasi chłopcy”, ponieważ wpisuje się ona w niemiecką politykę przymykania oczu na zbrodnie dokonywane na Polakach. „Takie starania podejmowane są właśnie w Gdańsku” - podkreśla nasz rozmówca.
CZYTAJ TAKŻE: Stanowcza reakcja prezydenta Dudy na wystawę „Nasi chłopcy”: „Moralna prowokacja”! „Nie ma zgody na relatywizowanie historii!”
Portal wPolityce.pl: Z czym się panu kojarzy zwrot „nasi chłopcy”, jeśli mówimy o Polakach walczących w czasie II wojny światowej?
Prof. Wojciech Polak, przewodniczący Kolegium IPN: Bardzo negatywnie oceniam wystawę w Muzeum Gdańska, zwłaszcza jej tytuł. Zwrot „nasi chłopcy” wszystkim kojarzy się z „chłopcami” walczącymi o Polskę w Armii Krajowej, Powstaniu Warszawskim i wielu innych miejscach związanych z oporem przeciw niemieckiemu okupantowi.
Niemcy wcielali jednak do Wermachtu polskich obywateli.
Nie ma co ukrywać tej prawdy i powinno się o niej mówić, pisać i pokazywać na wystawach, ale w sposób rzetelny. Pobór polskich obywateli do Wehrmachtu z terenów Pomorza, czy też Wolnego Miasta Gdańska, był formą represji. Taką samą jak zabijanie Polaków, umieszczanie w więzieniach, wywożenie do obozów koncentracyjnych, zmuszanie do niewolniczej pracy w Niemczech i porywanie dzieci. Podkreślam, wcielanie do Wermachtu było dokładnie taką samą formą represji stosowaną przez niemieckich najeźdźców i jedną z form prześladowań, których dokonywano na narodzie polskim. Należałoby na tej wystawie podkreślić fakt, że dla Polaków siłą wcielonych do Wermachtu była to często tragedia.
Tragedia, która nie skończyła się wraz z wojną. Wielu Polaków dostawszy się do sowieckiej niewoli, było zsyłanych do łagrów. Chyba, że udało się im wcześniej z Wermachtu uciec.
Sowieci nie czynili żadnego rozróżnienia, Polacy wcieleni do Wehrmachtu umierali na Syberii razem z zesłanymi Niemcami. Wracali dopiero w 1956 roku, choć większość nie przeżyła syberyjskich łagrów. Trzeba podkreślić, że dziesiątki tysięcy Polaków, których z kolei wywieziono do walki na front zachodni, uciekało z Wermachtu. Przedzierali się przez front i wstępowali do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wielu celowo dawało się wziąć do niewoli albo po prostu trafiało do niewoli. Później specjalne ekipy Wojska Polskiego, naszych sił na Zachodzie, jeździły po obozach jenieckich, żeby wyciągać z nich Polaków. Przechodzili do Wojska Polskiego, aby walczyć o wolną Polskę. Najczęściej dawano im fałszywe dokumenty, bo istniało duże niebezpieczeństwo, że po dostaniu się niemieckiej niewoli zostaliby od razu rozstrzelani. Przydzielano im zatem fałszywe nazwiska i fałszywe dokumenty. To była powszechnie stosowana praktyka.
Niemcy nigdy nie zdecydowali się na utworzenie z wcielonych Polaków oddzielnej formacji wojskowej, tak jak robili to w przypadku innych narodowości. Czy tych faktów nie należałoby uwypuklić na takiej wystawie?
Tego rodzaju wystawy oczywiście można organizować, ale powinny one pokazywać wszystko to, co Niemcy robili z Polakami. Wcielanie do Wermachtu było jedną z form zbrodni na narodzie polskim, stosowaną przez III Rzeszę, przed którą Polacy się bronili, choćby przez masowe dezercje. W Polsce kolaboracja, jeżeli się pojawiała, miała wyłącznie jednostkowy charakter. Zdarzały się poszczególne jednostki, które kolaborowały, ale nigdy nie było mowy o jakieś masowości. Niemcy zdawali sobie świetnie sprawę z tego, że nie mają żądnych szans na zorganizowanie czegoś na kształt rządu kolaboracyjnego, czy walczących po stronie Wermachtu sił zbrojnych, które biłyby się z aliantami.
W jakim celu władze Gdańska idą dziś śladem propagandy III Rzeszy?
Nie potrafię tego zrozumieć. To są jakieś proniemieckie tendencje, które próbuje się tłumaczyć pojednaniem, jakąś skrzywioną europejską perspektywą. W rezultacie historię Polski pokazuje się w sposób niedopuszczalny. Takie tendencje rysują się właśnie w Gdańsku i mają one dwojaki charakter. Z jednej strony próbuje się upiększać proniemieckość, niejako prostować historię. Pamiętamy słowa wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka, który stwierdził, że wojna zaczęła się od złego słowa Polaka przeciwko innemu narodowi, Niemca przeciwko innemu narodowi. To jest wprowadzanie symetryzmu, Pobór polskich obywateli do Wehrmachtu z terenów Pomorza, czy też Wolnego Miasta Gdańska, był formą represji. Taką samą jak zabijanie Polaków, umieszczanie w więzieniach, wywożenie do obozów koncentracyjnych. Takie starania podejmowane są właśnie w Gdańsku.
A z drugiej strony?
Z drugiej strony jest jeszcze coś takiego, jak funkcjonujący mit Wolnego Miasta Gdańska, który opiera się w dużym stopniu na książce Güntera Grassa „Blaszany Bębenek”. Niestety, jeśli chodzi o realia historyczne i społeczne, jest ona w dużym stopniu nieprawdziwa. Została napisana w stylu swoistego magicznego realizmu, który mocno odstaje od rzeczywistości. Książka ta stała się podstawą szerzenia kultu Wolnego Miasta Gdańska, jako wspaniałego okresu, na którego cześć nazywa się rondo w mieście. Odwoływanie się do tej historii jest zwyczajnie niemądre i trzeba to cierpliwie wszystkim tłumaczyć, bo prawda historyczna o tym czasie jest kompletnie inna. Polacy w Wolnym Mieście Gdańsku byli straszliwie prześladowani. Skrzynka pocztowa Poczty Polskiej w Gdańsku, która znajdowała się przy jakiejś posesji, nie wisiała tam dłużej niż jeden dzień, była demolowana przez Niemców. Choć to tylko symboliczny przykład, to takie fakty trzeba rozpowszechniać, bo są prawdziwe.
Myśli pan, że Berlin może odtrąbić sukces? Będzie jakaś nagroda dla włodarzy Gdańska?
Pewnie tak, choćby to, że ta wystawa w ogóle się pojawiła. Z drugiej strony, wszyscy widzą powszechny sprzeciw Polaków wobec wystawy. My Polacy, jesteśmy bardzo czujnym narodem, który – mówiąc kolokwialnie - nie daje sobie wciskać byle czego.
Tę czujność próbuje uśpić minister kultury Hanna Wróblewska, której wystawa się podoba. IPN będzie reagował?
Instytut Pamięci Narodowej na pewno będzie odnosił do tej sytuacji i oczywiście inaczej niż minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE: „Nasi chłopcy”; niemiecka nazwa mostu; usunięcie symbolu Polski Walczącej. Morawiecki: Jakiego państwa jest to polityka?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/735124-prof-polak-pobor-polakow-do-wehrmachtu-byl-represja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.