Prokuratura Krajowa zarzuciła protestom, które wysłano za pomocą szablonu Romana Giertycha do Sądu Najwyższego, braki formalne i brak konkretnych dowodów. Tego samego zdania była też Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Nawet działający z polecenia Adama Bodnara prok. Dariusz Korneluk wnioskował do SN o pozostawienie protestu bez wdrożenia dalszego biegu postępowania. Podobną opinię w tej sprawie zabrał ekspert z Fundacji Batorego. Niestety, szansa na uczciwy konsensus została zaprzepaszczona, gdyż prokuratura pod naciskiem Adama Bodnara… zdanie zmieniła.
Protest wyborczy autorstwa Romana Giertycha stał się szablonem dla 50 tys. nowych protestów ludzi, którzy bezwiednie skopiowali jego treść i wysłali do Sądu Najwyższego, co potwierdziła I prezes SN Małgorzata Manowska. Podczas procedowania w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN protesty te zostały posegregowane do rozpatrzenia ich en masse, jednak finalnie do tego nie doszło, gdyż oceniono je jako niespełniające wymagań dot. protestów wyborczych i pozostawiono bez rozpatrzenia.
Była to decyzja sędziów IKNiSP SN, ale również taka sama była ocena Prokuratury Krajowej Dariusza Korneluka, której nie można przecież „oskarżać” o to, że trzyma wspólną linię z sędziami IKNiSP, których przecież kwestionuje. Potem jednak w neo-PK poparła część zarzutów, ale już samego Romana Giertycha.
Zarzuty Giertycha
Giertych podkreślał w swoim skopiowanym później proteście cztery zarzuty.
Pierwszym z nich miały być rzekome „nadużycia prawa poprzez tworzenie komitetów wyborczych, które nie zgłaszały kandydata na Prezydenta RP, ale wskazywały kandydatów na członków obwodowych komisji wyborczych, przez co powstawała przewaga przy losowaniu składów poszczególnych komisji dla osób powiązanych z partią Prawo i Sprawiedliwość, a więc sprzyjających Karolowi Nawrockiemu”.
W następnym zarzucie Giertych pisał, że tzw. aplikacja Mateckiego miała służyć „do blokowania głosowania osobom uprawnionym i komunikacji pomiędzy sztabem K. Nawrockiego a członkami OKW”.
Ostatnie dwa zarzuty posła PO mają związek z rzekomym fałszowaniem protokołów wyborczych, a to w wyniku zamiany liczby głosów zdobytych przez kandydatów, co miało odbyć się ze szkodą dla Rafała Trzaskowskiego oraz rzekomym fałszowaniem głosów w niektórych komisjach.
Prokuratura jak IKNiSP
W pierwszej ekspertyzie prokuratury, którą 16 czerwca skierowano do Sądu Najwyższego, i pod którą podpisany jest prok. Dariusz Korneluk, działający z upoważnienia Adama Bodnara, nie ma bezpośredniego odniesienia do Giertycha i jego protestu, ale do protestu wyborcy, który wykorzystał udostępniony w internecie szablon posła PO.
Prokuratura orzekła więc rytualnie, że kwestionuje IKNiSP i żąda przekierowania rozpatrywania protestów wyborczych do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN. Prócz tego znanego z góry oświadczenia, prokuratura odniosła się do samej sprawy protestu. I to jak. Prokuratura Korneluka i Bodnara zaproponowała, by jeden z takich protestów, które powstały wedle szablonu Romana Giertycha, pozostawić bez dalszego biegu. Mało tego! Storpedowała też argumentację protestu.
Głównym zarzutem wobec protestu Giertycha i ok. 50. tys. powielonych jest to, że nie spełnia on podstawowych warunków, które spisane są w art. 321 § 3 w związku z art. 82 § 1 Kodeksu wyborczego. Nie ma więc w nim podanych konkretnych, nieabstrakcyjnych dowodów na potwierdzenie zarzutów.
Przedmiotem protestu wyborczego mogą być zatem tylko naruszenia, które protestujący jest w stanie udowodnić, a więc mające miejsce w konkretnej sytuacji doświadczonej przez protestującego. To z kolei daje asumpt do stwierdzenia, że protest wyborczy nie może mieć charakteru abstrakcyjnego i odnosić się do bliżej niesprecyzowanych naruszeń prawa wyborczego
— zaznaczył prok. Dariusz Korneluk.
Prok. Korneluk nie zostawił też suchej nitki na zarzutach ws. rzekomo intencjonalnego i nieuczciwego doboru członków obwodowych komisji wyborczych. Roman Giertych ocenił, że miały się tam znaleźć osoby z komitetów wyborczych, które nie wystawiły kandydatów, tudzież PKW odmówiła ich rejestracji. Poseł PO twierdził oczywiście, że osoby te miały w jakiś sposób reprezentować Karola Nawrockiego. Pojawiały się nawet sformułowania, że to tzw. Rodacy-Kamraci mieli dokonywać wyborczego oszustwa.
Scenariusza takiego nie podzielił jednak Dariusz Korneluk.
Jakkolwiek zatem wnosząca protest słusznie zwróciła uwagę na ułomny kształt przepisów Kodeksu wyborczego w tym zakresie, który może wpływać niekorzystnie na właściwe ustalenie składu obwodowych komisji wyborczych, to zastrzeżenia w tym zakresie nie spełniają warunków uznania za zarzut naruszenia przepisów Kodeksu wyborczego, a jedynie jako postulat de lege ferenda wobec ustawodawcy
— zaznaczył szef przejętej PK.
Negatywnie odniósł się również do zarzutów Giertycha ws. tzw. aplikacji Mateckiego, znów podkreślając, że brak jest jakichkolwiek poważnych dowodów na potwierdzenie zarzucanych manipulacji i nieuczciwości.
M. P. (dane wnoszącej protest zostały zanonimizowane - red.) powołała się jedynie na bliżej nieokreślone przypadki, bez wskazania, w których obwodowych komisjach wyborczych doszło do takich nieprawidłowości, w szczególności jakim konkretnie wyborcom odmówiono wydania karty do głosowania. W tym zakresie protest został sformułowany jedynie w oparciu o ogólne informacje, bez wskazania konkretnych przypadków nieprawidłowości, jak również bez przedstawienia bądź wskazania dowodów na potwierdzenie tych naruszeń
— orzekła prokuratura.
Jakby tego było mało, nawet ekspert z założonej przez George’a Sorosa Fundacji Batorego, która jest jednym z głównych bastionów lewicowo-liberalnej myśli, podkreśliła, iż decyzje ws. protestów Romana Giertycha i 50. tys. innych ludzi są zasadne!
Słusznie Prokuratura Krajowa zwraca uwagę, że protest wyborczy nie może mieć charakteru abstrakcyjnego i odnosić się do niesprecyzowanych naruszeń prawa. Protest wyborczy dotyczy bowiem faktycznych naruszeń, a nie tego, że ktoś ma intuicję, że proces wyborczy nie przebiegał zgodnie z przepisami. Po raz kolejny potwierdza się również zasada, że ilość protestów nie przekłada się na ich jakość. Mec. Giertych był kolejną już w historii osobą, która poległa na próbie podważania tej starej prawdy. Tym razem przez działania Prokuratury Krajowej, a następnie Sądu Najwyższego
— tłumaczył Krzysztof Izdebski.
Bodnar robi krok w tył
To wszystko jednak nie opamiętało Adama Bodnara. Już tydzień później, tj. 23 czerwca neo-PK opracowała drugie stanowisko, już pod wyraźnym wpływem Bodnara, w którym co prawda część zarzutów Korneluka została przyjęta (jak choćby ws. abstrakcyjności zarzutów), jednak nie poddano jakości protestu Giertycha zasadniczej krytyce, jak to miało miejsce wcześniej. W nowym dokumencie zawnioskowano wiec o dopuszczenie protestów do procedowania.
W sprawie tzw. aplikacji Mateckiego miało chodzić m. in. o dowód z dokumentów zgromadzonych w aktach postępowania sprawdzającego Prokuratury Okręgowej w Warszawie. To m.in. e-maile od Romana Giertycha z załącznikami, czy notatki ABW. W sprawie nieprawidłowego liczenia głosów PG wnioskował o przeliczenie głosów w siedmiu komisjach, m. in. w Otwocku, Tychach, Oleśnie i Krakowie. Adam Bodnar wnioskował także o dopuszczenie opinii biegłego w sprawie wzrostu liczby głosów nieważnych w II turze
— zaznacza portal Money.pl.
Po wtóre, Adam Bodnar zawnioskował o dopuszczenie protestu w małym zakresie, tj. użycia aplikacji Mateckiego w dwóch okw, a także rzekomo błędnego sporządzenia protokołów głosowania w trzech komisjach. W odniesieniu do innych zarzutów neo-PK wnosiła o pozostawienie protestu bez dalszego procedowania. Trzeba zaznaczyć, że to, co chciała dopuścić do dalszego biegu prokuratura, było oparte o jej własne działania i analizy, które zamówiła, niż na treści protestu Giertycha. Tak też tłumaczy się zmianę stanowiska już po tygodniu.
Kiedy nie spływały jeszcze wyniki oględzin przyjęliśmy, że nie możemy tego protestu traktować jako zasadnego. Nasze stanowisko zmieniło się, uznaliśmy, że istnieje prawdopodobieństwo, że w pozostałych komisjach, które nie były objęte oględzinami zleconymi przez sąd, także mogą być pewne nieprawidłowości. (…). Te pierwsze wpływające wyniki oględzin utwierdziły nas w stanowisku, że muszą być przebadane wszystkie te komisje, które były wymienione w protestach, w szczególności, które były kierowane przez pana posła
— próbował wyjaśniać ten ewenement prok. Jacek Bilewicz.
Wymiar polityczny
Według portalu Money.pl, który dotarł do anonimowych polityków KO, w partii Donalda Tuska panuje raczej dystans wobec poczynań Giertycha.
Szarża Giertycha napędziła nadzieję, że coś się uda odkręcić, będzie jakaś trzecia tura. On zbudował radykalny front korekty wyniku wyborów. Tylko najlepszym komentarzem do tego są kolejne komunikaty Donalda Tuska, który musiał tonować nastroje, by rozczarowanie nie było jeszcze większe. Działalność Giertycha przyniosła szkody polityczne, on napędza radykałów, a my tracimy przez to umiarkowanych wyborców
— komentuje jeden z przedstawicieli KO.
Koalicjanci są jeszcze bardziej krytycznie nastawieni do radykalizmu Giertycha i jego prób wywrócenia wyborów prezydenckich.
To kościół Macierewicza, tylko w drugą stronę i w tym sensie nie służy stabilności koalicji
— podkreślił Mirosław Suchoń z Polski 2050.
CZYTAJ TEŻ:
maz/Money.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/734470-neo-pk-storpedowala-giertychowki-a-potem-zmienila-zdanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.