Nie ministrowie są problemem kolejnych rządów Donalda Tuska, tylko on sam jako premier i lider aktualnie rządzących koalicji.
Kiedy Donald Tusk zaczyna rekonstruować swój rząd (a w przeszłości rekonstruował trzy razy – w latach 2009, 2011, 2013), można być pewnym, że chodzi o coś zupełnie innego. Rekonstrukcja zwykle zaczyna się od oceanu opowieści o niej, więc gdy faktycznie do niej dochodzi, publiczność jest już totalnie zmęczona i znudzona. I o to chodzi. Czyli zawsze jest kilka miesięcy ględzenia o rekonstrukcji, a potem jakiś bzdet. Nawet, gdy chodzi o porachunki, jak w rekonstrukcji w 2009 r., gdy Tusk wyrzucił z rządu trzech ministrów, ale chodziło o to, żeby się pozbyć Grzegorza Schetyny, wicepremiera i szefa MSWiA.
Tuskowe rekonstrukcje to sposób na przykrycie kłopotów trojakiego rodzaju. Po pierwsze wewnętrznych, czyli w jego partii. Po drugie zewnętrznych, czyli z koalicjantami. Po trzecie, chodzi o zamulenie realnych kryzysów związanych z nędzą rządzenia, z niszczonymi instytucjami państwa i procedurami, wreszcie z gospodarką i sytuacją materialną społeczeństwa. Rekonstrukcjami Donald Tusk nie rozwiązuje problemów, tylko je ukrywa.
„Najbardziej żałosne są dialogi”
Rekonstrukcje to w zasadzie teatr, a nawet teatrzyk, bo sztuka słaba, reżyseria beznadziejna, a aktorstwo żenujące. A najbardziej żałosne są dialogi. Realnie rekonstrukcje Tuska interesują chyba tylko tych, których dotyczą, gdyż nie mają żadnego wpływu na sposób rządzenia, o czym przekonały te z lat 2009, 2011 i 2013. A jeśli mają, to jest tylko gorzej. Nie ministrowie są bowiem problemem kolejnych rządów, tylko on sam jako premier i lider aktualnie rządzących koalicji. Wystarczyłoby zrekonstruować Tuska i większość problemów zniknęłaby albo nie byłyby one tak dewastujące.
Wbrew różnym głupotom, jakoby Tusk był nie tylko urodzonym, zwycięzcą, ale też dobrym szefem rządu i jednym z liderów (a właściwie jedynym prawdziwym liderem) w Unii Europejskiej, obiektywnie jest on po prostu chodzącą miernotą. Poczynając od tego stękającego sposobu opowiadania (żeby udawać, że jest spontaniczny), po kompletny brak refleksji na poziomie metapolityki. A gdzieś w środku jest trywialność nieudolnego administrowania, bo przecież nie rządzenia. Tusk jest liderem dla naprawdę mało wymagających, za to bardzo nakręconych. A małe wymagania wynikają z tego, że nawet największe lizusy i bezkrytyczni wazeliniarze boją się, że ich bożyszcze nawet temu nie sprosta i będzie obciach oraz poruta. Jak zresztą wielokrotnie bywało.
Najnowsze ględzenie o rekonstrukcji ma przede wszystkim przykryć porażkę w wyborach prezydenckich. Ma też przykryć trzy fundamentalne kwestie groźne dla Polski niczym wojna. Polska prezydencja w UE nawet ich nie tknęła (wiadomo – jak Tusk, to nic się nie udaje): Zielony Ład, Pakt Migracyjny i jego przedsmak w postaci tego, co się dzieje na zachodniej granicy oraz umowa z Mercosur i zgoda Komisji Europejskiej na napływ towarów z Ukrainy.
Żaden z najważniejszych problemów nie został przez jonasza (jako postać, a nie imię, stąd z małej litery) Tuska i nieudaczników z jego rządu nawet poważnie podjęty, więc trzeba urządzać igrzyska (wyjątkowo nędzne i paździerzowate), czyli teatrzyk z rekonstrukcją. A przecież nikt rozsądny nie oczekuje, że jakakolwiek rekonstrukcja - głęboka, płytka czy „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra” (autorstwa Witkacego – z „Szewców” i chyba błędnie przypisywane także Władysławowi Gomułce) - cokolwiek zmieni. Jednych nieudaczników zastąpią kolejni, gdyż w wypadku Tuska i Platformy Obywatelskiej (z satelitami) obowiązuje zasada Ryszarda Petru, że „głowa psuje się od góry”. Jest zatem całkowicie wszystko jedno, kogo Tusk zrekonstruuje.
Dopóki Donald Tusk sam sobie nie powie: „pa, pa”, nie będzie lepiej. Bez niego, a w tym samym układzie politycznym, też nie będzie lepiej, jednak degrengolada może nie być aż tak deterministyczna. Polska dotknięta została fatum (klęską), czyli Tuskiem jako trzykrotnym premierem trochę tak, jak rządami komunistów od 1944 r. (do kiedy, to wcale nie jest pewne, ale na pewno nie do 1989 r., tylko dłużej). Komunistyczne rządy przyjechały na sowieckich tankach i samochodach z funkcjonariuszami NKWD. O tym, kto przywiózł Tuska krążą różne opowieści, ale na tym poprzestańmy, ewentualnie odsyłając do Krzysztofa Wyszkowskiego, który razem z panem Donaldem zakładał Kongres Liberalno-Demokratyczny.
Można powiedzieć, że rekonstrukcja to bzdura, bo niczego nie rozwiąże, a tylko pomiesza w głowach tym, którzy są naiwni, bo Tuska nie rozgryźli. Albo tym, którzy machają ręką na nieudacznictwo, bo wystarcza im, że Tusk nienawidzi Prawa i Sprawiedliwości i wszelkimi sposobami chce tę partię unicestwić. I temu poświęca jakieś 98 proc. czasu swego urzędowania. Co się potem dziwić, że wszystko leży. O to przecież chodzi, żeby leżało, co jest zasadą działania każdego namiestnika. Co było do okazania (CBDO).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/734324-rekonstrukcja-to-durny-teatrzyk-tusk-chce-przykryc-kleski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.