Prorządowe media znalazły przyczynę klęski wyborczej. To brak rzecznika rządu, dlatego tydzień poświeciły na dywagacje o potrzebie jego powołania i na typowaniu kandydatów na to stanowisko. Było to o tyle zdumiewające, że funkcje rzecznika pełnił, lepiej czy gorzej, jakiś troll internetowy podpisujący się nazwiskiem Donalda Tuska. I tak naprawdę, to brak rzecznika nie stanowił żadnego problemu, bo opinia publiczna była systematycznie informowana o działaniach rządu czy raczej ich braku. Natomiast problemem jest brak szefa rządu. Polska bowiem dryfuje, a nie jest rządzona. To znaczy, rząd nie wyznacza kierunku rozwoju, ani też go nie realizuje. Po prostu nie ma co realizować. Rząd zajmuje się prześladowaniem opozycji i jej zwolenników, rząd nie rządzi, a to dlatego że nie ma premiera, który rządzi. A premier zamiast rządzić wdaje się notorycznie w różne połajanki i kłótnie jak podpity chłop wiejskiej remizie. Ale Polska to nie wiejska świetlica i wymaga rządzenia. Więc zamiast powołać premiera, który będzie rządził, powołano rzecznika, który jako minister do spraw europejskich okazał się tak dyskretny, że prawie nikt nie wiedział, że Polska sprawuje prezydencję w Unii Europejskiej. Donald Tusk może, więc liczyć na jego dyskrecję, a kury jak się nie niosły, tak nadal nie będą znosić jajek. Podobnie jak krowy niedające mleka nie będą go dawać w dalszym ciągu. Nic się nie zmieni.
Bo problemem nie jest polityka informacyjna rządu, którą się czyni kozłem ofiarnym przegranych wyborów, ale brak rządzenia państwem. Po prostu Polska nie ma przywództwa, nie ma rządu, a to, co za rząd uchodzi zajmuje się tylko zwalczaniem przeciwników politycznych i ich projektów rozwojowych i to do tego tak nieudolnie, że ta polityka przyniosła zwycięstwo konkurencji. Otóż zawsze brak przywództwa jest zagrożeniem dla państwa. Państwo, bowiem zamiast odpowiadać na wyzwania współczesności, na zagrożenia, ale i na szanse, zamiast wytrwale budować swoją przyszłość, swój potencjał i wzmacniać swoją pozycję międzynarodową, dryfuje wytracając energię i marnując czas. To nie tylko zmarnowany czas, ale realne niebezpieczeństwo zagrażające przyszłości naszej Ojczyzny. Bo nie żyjemy już w czasach spokojnych, w których życie płynie wolno i nie ma żadnych zagrożeń. Świat wkroczył w długi okres zasadniczych przewartościowań porządku światowego, który zadecyduje o naszej pozycji w przyszłości. Dryfowanie w takiej sytuacji, to oddawania pola wszystkim naszym konkurentom i przeciwnikom, którzy chcą swoją pozycje zbudować kosztem naszej. To fundamentalne zagrożenie dla naszej przyszłości, naszej wolności, pomyślności, ale i naszego bezpieczeństwa. Zwłaszcza w takich czasach potrzebne jest dalekowzroczne przywództwo, które myśli strategicznie i odpowiada na rysujące się zagrożenia w celu ich zminimalizowania i szanse w celu ich zmaksymalizowania. Dryfowanie zaś, to tracenie okazji dla wzmocnienia naszych szans w światowej i przede wszystkim europejskiej rozgrywce o kształt geopolityczny naszego kontynentu. Co więcej dryfowanie, to brak jakichkolwiek odpowiedzi na rysujące się zagrożenia, to bezmyślność w sytuacji zagrożenia. To w istocie wzmacnianie, przez naszą bezczynność, szans naszych konkurentów i wrogów. Przywództwo, to przede wszystkim zdolność do samodzielnego myślenia i działania strategicznego, długofalowego, a nie szukania tylko hegemona, pod którego skrzydła możemy się schować. Nie ma takich, którzy będą realizowali nasz interes, będą tylko tacy, którzy będą realizowali egoistycznie swój interes także kosztem swoich dotychczasowych sojuszników. Taka sytuacja przypomina nasz sojusz z aliantami w czasie II wojny światowej, którzy w krytycznym dla nas momencie, oddali nas w niewolę sowiecką. Teraz i w przyszłości będziemy mieli do czynienia z podobnymi postawami naszych sojuszników i partnerów, nie mówiąc już o otwartych przeciwnikach. Dlatego przywództwo narodowe wymaga przede wszystkim przywrócenia wewnątrzsterowności polskiej polityki, wymaga myślenia strategicznego, przewidywania biegu wydarzeń, stałego odpowiadania na rysujące się wyzwania, wzmacniania szans i minimalizowania zagrożeń. Wymaga determinacji w obronie własnych celów i odwagi przeciwstawienia się sojusznikom, gdy chcą poświęć nasz interes w celu realizacji własnych czy tzw. „celów ogólnych”, a nie tylko szukania sojusznika, który weźmie nas pod swoje skrzydła. To postawa satelicka dominująca w polskiej „klasie politycznej”, która zawsze jest zagrożeniem dla naszej polityki i naszej pozycji. Polska polityka wymaga podmiotowości, zarówno mądrości jak i głębokiego patriotyzmu. To, co nazywa się „elitą’, tzw. „klasa polityczna” i jej społeczne zaplecze, to nie elita w aksjologicznym tego słowa znaczeniu, ale grupy interesów, a nie warstwa przywódcza narodu. Brak narodowej elity w czasach przełomowych zawsze jest zagrożeniem, bo tylko z elity wyłania się narodowe przywództwo. I dziś jesteśmy w sytuacji, w której szczególnie groźny może być brak narodowego przywództwa. Tym bardziej, że konstytucyjne władze Rzeczpospolitej rząd nie spełnia w znacznej mierze tej funkcji. Co więcej rząd dziś jest bardziej czynnikiem dezintegracji narodowej, niż przywództwem narodowym. W sytuacji narastającego zagrożenia, narastania konfliktów międzynarodowych, bezpośrednio, czy pośrednio nas dotykających, potrzeba nie tylko przywództwa budującego polski potencjał narodowy, ale także jednoczący naród, budujący polską wspólnotę narodową wokół narodowych celów, jakim jest przetrwanie, obrona naszej niepodległości i wzmocnienie naszej pozycji międzynarodowej w celu zabezpieczenia naszego bezpieczeństwa narodowego. Natomiast premier rządu i partia rządząca zamiast budować jedność narodu, budować wspólnotę, budować współdziałanie różnych sił politycznych w celu wzmocnienia moralnego i kulturowej jedności w sytuacji wzrastającej niepewności i zagrożeń porządku międzynarodowego, inicjuje konflikty, które dezintegrują naród, osłabiając jego wewnętrzną spoistość i determinację w koncentracji na najbardziej fundamentalnych zadaniach narodowych. Co więcej ta polityka notorycznego konfliktowania, w tym kwestionowania demokratycznego werdyktu ostatnich wyborów prowadzi do faktycznego rozpadu wspólnoty narodowej na bezwzględnie zwalczające się frakcję. To w praktyce prowadzi do eliminacji Polski z współuczestniczenia w podejmowaniu decyzji kształtowania europejskiej polityki i kształtowania przyszłego europejskiego ładu. To robi wrażenie, iż konflikt w Polsce jest sterowany przez zewnętrzne siły czyniące Polskę krajem, który nie jest praktycznie rządzony, a zatem nie groźny ani dla naszych wrogów, ani naszych sąsiadów, którzy chcą zbudować swoją pozycję naszym kosztem. Sytuacja ta przypomina wiek XVIII, gdy Polska była paraliżowana przez sprzedajne koterie opłacane przez naszych sąsiadów. To jest szczególnie szkodliwe i niebezpieczne w czasach, gdy świat wkroczył w długotrwały okres przewartościowań politycznych, militarnych, kulturowych i społecznych. Dlatego właśnie w takich czasach Polska potrzebuje sprawnego przywództwa.
W Polsce nie ma partii, które byłyby partiami – propozycjami przywództwa narodowego. Są tylko partie władzy, dla których władza polityczna jest nadrzędną wartością, dla której gotowi są poświęcić istotne elementy interesu narodowego. To nie znaczy, że te partie się nie różnią. One się różnią przede wszystkim stopniem, zakresem i tempem, w jakim są gotowe do rezygnacji z narzucanych nam wymogów rezygnacji z własnej podmiotowości. Dotyczy to przede wszystkim Unii Europejskiej, za parawanem, której, Niemcy starają się narzucić Europie, a zwłaszcza naszej części kontynentu swoje „przywództwo”, czyli wywłaszczyć Polaków z ich prawa do suwerenności i kształtowania własnego losu. Nawet częściowa obrona przed nihilizmem kulturowym narzucanym dziś przez Unię Europejską, czy opór wobec jej aspiracji wyzucia naszego narodu z suwerennych praw ma znaczenie w tym czasie, w którym będą się dynamicznie zmieniać okoliczności. Dlatego nie bez znaczenia jest fakt, jakie partie w Polsce rządzą, bo od tego zależą możliwości opóźniania czy nawet blokowania niekorzystnych dla nas decyzji.
I w tym kontekście mamy do czynienia z ostatnimi wyborami prezydenckimi. Otóż możliwości konstytucyjne prezydenta, w przeciwieństwie do jego bardzo silnego mandatu społecznego mają bardziej charakter negatywny niż pozytywny. Prezydent dzięki prerogatywie weta może wiele szkodliwych decyzji rządowych blokować, zwłaszcza inicjatyw ustawodawczych. Natomiast obecna sytuacja wymaga nie tylko negatywnej polityki, ale przede wszystkim polityki aktywnej, polityki kreującej korzystne dla Polski sytuacje, decyzje i rozwiązania. W tym zakresie prezydent dysponuje kilkoma prerogatywami, takimi jak zwoływanie rady gabinetowej, orędzia, czy zgłaszanie projektów ustaw. Do tej pory prezydenci rzadko i bardzo oszczędnie korzystali z tych prerogatyw. Uznawali, bowiem konstytucyjnie przyznaną rządowi prerogatywę kształtowania polityki państwowej przez rząd. Ale uznanie prerogatyw rządowych nie musi oznaczać rezygnacji z prerogatyw prezydenckich, tym bardziej w sytuacji, gdy nie rząd nie prowadzi aktywnej polityki, ani wewnętrznej ani zagranicznej, gdy rząd nie spełnia faktycznie swoich konstytucyjnych powinności. Prezydent, co prawda nie ma narzędzi do bezpośredniej aktywnej polityki państwowej, ale poprzez te prerogatywy, które posiada może w stopniu nieporównywalnie większym niż jego poprzednicy definiować długofalowy interes narodowy, wzmacniać wspólnotę narodową, tak ważną zwłaszcza w chwilach trudnych i momentach zagrożeń i poprzez zajmowane stanowisko faktycznie wymuszać na rządzie prowadzenie określonej polityki narodowej. Prezydent poprzez zwoływanie rady gabinetowej, orędzia do narodu i projekty ustaw może skutecznie, w ramach swych kompetencji konstytucyjnych, wymuszać na rządzie realizacje określonej polityki poprzez mobilizacje opinii publicznej. Dotychczasowe doświadczenia w wymuszaniu określonych polityk, jak pokazuje przykład CPK, są dość skuteczne w wywieraniu presji na realizacje określonych interesów społecznych. Dotychczasowa polityka prezydentów Rzeczpospolitej bardziej pasywna, w obecnej sytuacji skazywałaby państwo polskie na degradację. To sytuacja polityczna wymusza na prezydencie przyjęcie postawy aktywnej. Publiczne definiowanie polityki narodowej zarówno w zakresie polityki zagranicznej czy obronnej, ale także budowanie wspólnoty przy definiowaniu polityki kulturalnej, pamięci narodowej, odbudowy patriotyzmu, także polityki gospodarczej czy naukowej nie tylko wyznaczałaby naszemu narodowi kierunek aktywności i budowała jego tożsamość wspólnotową czy definiowałaby realizacje określonych interesów, ale także przekierowywałby aktywność społeczną z wewnętrznego konfliktu, na integrujące cały naród cele narodowe. Byłaby polityką budowania jedności na przekór polityce Tuska konfliktowania narodu i odwoływania się do jego najgorszych emocji. Wskazywanie narodowych celów jest, bowiem najsilniejszym i najskuteczniejszym instrumentem budowania jedności i wewnętrznego wzmocnienia moralnego narodu, co jest tak potrzebne w trudnych czasach, przed którymi stoimy.
Świat wkroczył w długotrwały okres konfliktów zagrażający ogólnoświatową pożogą. To czas niebezpieczny wymagający przemyślanej polityki, ale także silnej odporności psychicznej i moralnej. Dlatego przywództwo narodowe musi być nie tylko przywództwem politycznym czy militarnym. Musi być tez przywództwem moralnym, walczącym z moralną i kulturalną dekadencją. Bez przeciwstawienia się tej dekadencji, trudno sobie wyobrazić byśmy, jako naród wyszli z tego konfliktu obronna ręką. Narody rozłożone moralnie i społecznie nie są zdolne do obrony samych siebie, dlatego przywództwo narodowe musi być przywództwem, które w sposób zdecydowany wystąpi przeciwko dekadencji kulturowej i moralnej. Ale nie wystarczy tu tylko polityka negatywna, polityka zakazów, choć konieczna, to musi być polityka odwołująca się do wielkiego dziedzictwa kulturowego cywilizacji chrześcijańskiej, która stworzyła wielkość naszego kontynentu. Bez obrony tej cywilizacji i bez skutecznego przeciwstawienia się nihilizmowi czasów współczesnych trudno sobie wyobrazić zwycięstwo w tym wielkim konflikcie, w który świat wkroczył. Dlatego też przywództwo musi mieć bardzo wyraźny wymiar cywilizacyjny i moralny. Bez tego Polska przegra własną przyszłość. Tak jak dziś współczesna Europa przegrywa swoją przyszłość. My nie jesteśmy jeszcze skazani na klęskę, choć zwycięstwo wymaga zarówno ogromu poświęceń, odrodzenia hartu w naszym narodzie jak i sprawnego przywództwa, które poprowadzi nasz naród w przyszłość. Na pewno tym przywództwem nie jest obecna partia rządząca i jej lider. Należy oczekiwać, że ten narodowy zryw, który wyniósł Nawrockiego do prezydentury będzie początkiem narodowego odrodzenia i początkiem polityki bezpiecznego przeprowadzenia narodu przez ten okres konfliktów i zagrożeń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/733409-prezydenckie-przywodztwo-polska-bowiem-dryfuje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.