Szanowny Panie Prezesie, składając na samym początku uznanie dla Pana szlachetnej dalekowzroczności, informuję o pełnym powodzeniu nakreślonego przez Pana planu. Udało się go przeprowadzić z dziecinną łatwością. Blisko 400 głosów, które poparły konkurenta przydzieliłem naszemu kandydatowi, a tamtemu 150, a więc tyle, ile oddano w istocie na popieranego przez nas. Dla pełnego wyjaśnienia dodam, że drobna inwestycja w dwie butelki gruzińskiego koniaku zrobiły swoje. Niewielkim zagrożeniem była jedynie członkini komisji z Nowej (ale właściwie starej) Lewicy. Jakaś niepijąca, jędzowata społecznica. Nawiasem mówiąc, wpatrzona w Czarzastego jak w obraz. Zarazem niesłychanie natrętna. Przypominająca prokurator Wrzosek. Sama z siebie próbowała wszystkich kontrolować. Pozostało mi tylko o odpowiedniej porze uraczyć ją mieszanką luksusowej herbaty, przyprawioną środkiem roślinnym na sen.
Powodzenie operacji zawdzięczam jednak głównie temu, że pozostali członkowie komisji bezgranicznie mi ufali. Rękojmią przesądzającą o zaufaniu jest mój czteroletni staż partyjny w PO. Ozdobiony kilkoma wyróżnieniami za poświęcanie czasu na rzecz partii, kosztem życia prywatnego. Kilka miesięcy temu decyzją szefa okręgowego w nagrodę zostałem zwolniony na pół roku z comiesięcznej opłaty członkowskiej. Z oczywistych względów od ponad roku nie kontaktowałem się z Panem Prezesem, więc nie mogłem przekazać wiadomości o tym, jak w międzyczasie skutecznie zbudowałem swoją pozycję w szeregach stosunkowo świeżych działaczy Platformy.
Dowodem niech będą słowa przewodniczącego koła partyjnego PO przy miejskich wodociągach, który był mężem zaufania w naszej komisji. Korzystając z dobrego alibi przed żoną, urwał się już ok. 22, aby opromienić wieczór pewnej samotnej księgowej.
Panie Jurku, ja się na dłuższą chwilę oddalę. Jestem pewien, że pozostawiam sprawy w dobrych rękach i dopilnuje pan wszystkiego jak trzeba
— powiedział na pożegnanie.
Dziękuję za zaufanie. Dziękuję
— odparłem.
Panie Prezesie, przepraszam z góry za niezręczność, ale trochę jestem przymuszony szczególną okolicznością. Dlatego wraz z meldunkiem ślę prośbę. Za dwa tygodnie mój chrześniak ma dwunaste urodziny. Chcę mu kupić rower górski, bo to nad wyraz sprawny chłopiec.
Wiem, że uderzyli w Pana Prezesa dotacją. To jedno wielkie świństwo. Dlatego pytam nieśmiało. Czy mógłby Pan Prezes dorzucić się choćby na tylne koło z przerzutką?
JS (Gzyms)
Powyższy dokument, w zalakowanej, ale nie zaadresowanej kopercie, znalazłem w jednym z miast wojewódzkich na poczcie, gdzie nadawałem osobistą bardzo przesyłkę. Koperta leżała na stoliku. Do jej własności nikt z obecnych się nie przyznawał. Próba zostawienia bezimiennej koperty na tej poczcie spełzła na niczym. Zadziałał więc instynkt dziennikarski. Po zapoznaniu się z treścią dokumentu, ze względu na jego znaczenie postanowiłem opublikować. Mam nadzieję, że odpowiednie organa ustalą zasługujących na najwyższe potępienie, a być może ukaranie (słabo znam prawo) głównych bohaterów opisanego w „meldunku” procederu. Sądzę też, że zaprezentowany w znalezionym liście przypadek zainteresuje posła ziemi świętokrzyskiej, mecenasa Romana Giertycha, którego przy okazji serdecznie pozdrawiam.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/733268-szlachetna-dalekowzrocznosc-prezesa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.