Była wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova udzieliła wywiadu „Gazecie wyborczej”, w którym zaznaczyła, że w wolnych, uczciwych wyborach powinni wygrywać „politycy rozsądni”. „Bezwzględnie musimy utrzymać wolne i uczciwe wybory, by ci, którzy są rozsądnymi politykami, mogli zastąpić nieodpowiedzialnych populistów u władzy” - powiedziała. Nie obyło się też bez rytualnych ataków na PiS, Viktora Orbana i propozycji, by wprowadzić w UE cyfrową cenzurę.
Vera Jourova była proszona o ustosunkowanie się w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” do faktu, że w Stanach Zjednoczonych rządzi Donald Trump, a w Europie mają rzekomo wzrastać tendencje „populistyczne”. Oceniła, że Europa „nie zniknie”.
Jednak oczywiście musimy zadać sobie pytanie, jak dotarliśmy do miejsca, w którym znajdujemy się obecnie. (…) W tym kontekście ważne są media społecznościowe, w których ludzie dają upust swojej złości, są niecierpliwi i chcą szybkich rozwiązań. Ale to przecież tak nie działa. Demokratyczni politycy, którzy nie są populistami okłamującymi ludzi, mają duży problem. Nie mają szybkich rozwiązań. Dlatego zaufanie ludzi do systemu topnieje. W mojej ocenie konieczne jest, żeby ludzie dostrzegli, że ci, którzy obiecują szybkie rozwiązania, nie mają szans na ich wprowadzenie
— mówiła czeska polityk.
Szukanie „populizmu”
Jourova popełniła też (ciekawe czy zamierzony?) błąd logiczny, stwierdzając, że jeśli utrzymane zostaną wolne wybory, to politycy „odpowiedzialni” zastąpią tych „populistycznych”. Jeśli jednak w wyniku wyborów ma się tak koniecznie stać, to z założenia wybory takie nie są przecież ani uczciwe, ani wolne, skoro ich wynik jest z góry przesądzony.
Bezwzględnie musimy utrzymać wolne i uczciwe wybory, by ci, którzy są rozsądnymi politykami, mogli zastąpić nieodpowiedzialnych populistów u władzy
— dodała.
Była wiceszefowa KE oceniła, że partie konserwatywne, które zapewne utożsamia z mitycznymi „populistami”, łatwo proponują wyborcom i całym społeczeństwom rozwiązania z „poprzedniego wieku”.
Widzę w tym również zagrożenie. Ale jednocześnie jestem przekonana, że konserwatyści są w stanie przedstawić realistyczny plan swoich działań
— dodała.
Tradycyjny atak na PiS
Oczywiście, po krótkim wstępie ogólnym o „populistach” i złośliwej reakcji, przyszła pora na rozprawienie się z Jarosławem Kaczyńskim i PiS. Vera Jourova podkreślała, że w 2015 roku PiS nie miało w swym programie metod, jakie wykorzysta w kontekście reformy wymiaru sprawiedliwości.
Udało mu się wprowadzić te zmiany, bo ludzie byli sfrustrowani zbyt długim oczekiwaniem na pracę sądów i ich wyroki
— oceniła.
Utyskiwała też na to, że w początkowej fazie zmian w wymiarze sprawiedliwości na początku rządów PiS ludzie ostro występowali przeciw rządowi, protestując na ulicach, jednak ta emocja szybko się wypaliła. W tym Jourova upatruje wielkiego zagrożenia dla ładu demokratycznego, takiego, jaki sobie najwidoczniej wyobraża. Oczywiście jako „populistów” ustawiła w tym kontekście PiS, z którym bardzo długo walczyła w Brukseli.
W tej bierności widzę również zagrożenie. W demokratycznych warunkach nie da się przeprowadzić błyskawicznych zmian, bo jest dużo więcej ograniczników niż przestrzeni do nieskrępowanego działania. Dlatego właśnie populiści, którzy obiecują tak wiele rzeczy, po wyborach demontują kontrolne mechanizmy władzy. Czują na plecach ciężar złożonych ludziom obietnic
— powiedziała.
Demokracje i „reżimy”
Nie zabrakło też połajanek wobec premiera Węgier Victora Orbana, wobec którego rządów Jourova użyła nawet sformułowania „reżim”.
Analizy mówiły o tym, że bez presji z zewnątrz reżim może po kolejnych wyborach jeszcze bardziej stwardnieć i przerodzić się w autokratyczny. Wciąż jednak zadawałam sobie pytanie, jak daleko rząd Węgier może jeszcze się posunąć, byśmy musieli w końcu ostro zareagować
— ujawniła.
W tym kontekście dostało się też oczywiście PiS, które miało rzekomo zmienić system demokratyczny, za pomocą radykalnych, wielkich kroków jego lidera Jarosława Kaczyńskiego.
W przypadku Polski takie działanie było dla Komisji łatwiejsze, bo Jarosław Kaczyński dokonywał wielkich, radykalnych skoków, zmieniając demokratyczny system diametralnie
— przekonywała w „Gazecie Wyborczej”.
Idzie cenzura?
Vera Jourova, jak przystało na żarliwą przedstawicielkę unijnej ideologii demoliberalnej, proponowała, by big-techy i systemy cyfrowe cenzurowały „dezinformacje” i „manipulacje”, które są jej i jej koterii nie w smak.
W tym miejscu padły zarzuty o wpływ Elona Muska na wybory w Niemczech [Musk popierał AfD – red.] czy kampanie Viktora Orbana.
Komisja Europejska może domagać się zaniechania działania przez platformy internetowe, które dopuszczają się manipulacji
— uzupełniła.
Jourova z sentymentem odnosiła się do czasów Traktatu Lizbońskiego, które nazwała „okresem niewinności” i zaznaczyła, że ówczesne elity unijne nie przewidziały tego, co dzieje się dziś. Stwierdziła jendak, że zawsze była zwolenniczką wszystkich intrumentów dyscyplinowania krajów i polityków, które przysługują unijnym władzom.
Wśród unijnych elit nie zmienia się nic. Nadal dominuje tam quasi-manichejska zasada, wedle której siły światłości reprezentowane są przez brukselskie elity lewicowo-liberalne, natomiast siły ciemności to konserwatywne, narodowe i „populistyczne” ciemne masy. Ten brak rozeznania we współczesnym świecie powoduje, że przy okazji każdych kolejnych, przegranych przez zblatowane z Brukselą siły, wyborów, mamy do czynienia z falą zdumienia i oburzenia, że ludzie mogli zagłosować tak, a nie inaczej.
CZYTAJ TEŻ:
maz/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/733000-znow-polajanki-vera-jourova-udzielila-wywiadu-wyborczej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.