Najzabawniejsze są wywody Marka Safjana w kwestii marszałka Sejmu przejmującego funkcję prezydenta, bo to czysta ignorancja konstytucyjna.
Jeśli profesor prawa, wieloletni sędzia Trybunału Konstytucyjnego w Polsce i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu sam sobie przeczy albo opowiada niebywałe farmazony, szczególnie te odwołujące się do konstytucji, to trudno widzieć w tym przypadek. To jest przecież zatruwanie Polaków opiniami mogącymi być zarzewiem bardzo poważnych konfliktów społecznych. Farmazony wypowiada zresztą wielu prawników, w tym utytułowanych, ale jednak głos Marka Safjana (jakżeby inaczej - w TVP Info i w towarzystwie towarzyszki Doroty Wysockiej-Schnepf) wymaga osobnego potraktowania. Bo tu nie chodzi raczej o wiedzę, tylko o celowe robienie ludziom wody z mózgu, a ostatecznie o podgrzewanie atmosfery mogące prowadzić do poważnych konfliktów, a nawet zamieszek. „Ruch [w sprawie uchwały o wyborach prezydenckich] należy do Sądu Najwyższego, a nie do jednej z izb Sądu Najwyższego, która w myśl dzisiaj jeszcze stosowanej ustawy jest uważana za legitymowaną do orzekania. Tymczasem ona nie jest legitymowana do orzekania. Do orzekania jest Sąd Najwyższy, który powinien w składzie odpowiednim wydać orzeczenie” - pouczył prof. Safjan. To żenujące, żeby takie rzeczy odfarmazoniać, ale ustawa o Sądzie Najwyższym z 2017 r. jest legalna, bo nikt [uprawniony jest tylko Trybunał Konstytucyjny] jej legalności nie podważył.
Twierdzenie, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu konstytucji to piramidalna bzdura. Z prostego powodu: żadna izba Sądu Najwyższego nie jest sądem w rozumieniu konstytucji, bo ustawa zasadnicza o żadnej nie wspomina. Sądem w rozumieniu konstytucji jest cały Sąd Najwyższy oraz inne sądy wskazane w art. 175 konstytucji. Nie istnieje procedura stwierdzająca, czy sąd jest sądem w rozumieniu konstytucji. Natomiast (tylko) TK może orzec o przepisach prawa, które naruszają prawo do sądu zagwarantowane w art. 45 ust. 1 konstytucji.
Marek Safjan raczył był odwołać się do prawa do sądu („to wszystko dotyczy naszego prawa do sądu”) i tu wpadł jak śliwka w nie-kompot. Nawet dla średnio rozgarniętego prawnika sądem w rozumieniu prawa do sądu jest każdy skład orzekający sądu, a nie jego organizacyjna część, np. jakaś izba. Wydanie uchwały o stwierdzeniu ważności wyborów nie jest działaniem w rozumieniu realizacji prawa do sądu wywiedzionego z art. 45 ust. 1 konstytucji ani realizacji prawa do sądu z art. 6 konwencji o ochronie praw człowieka.
Perorował Marek Safjan: „Izba Kontroli Nadzwyczajnej została uznana za nie-sąd. Bardzo wyraźnie za nie-sąd przez orzeczenia dwóch poważnych sądów europejskich – TSUE w grudniu 2023 r. i ETPC w sprawie Wałęsa przeciwko Polsce. Te osoby, które w IKNiSP zasiadają, nie spełniają standardów niezależności i bezstronności, które są oczekiwane od sędziego, no według standardów europejskich”. Hola, hola! Wyroki TSUE oraz ETPC nie mają bezpośredniego skutku w polskim prawie krajowym (nie wchodzą do obiegu prawnego). Dopóki Sejm nie zmieni prawa krajowego (a tego domaga się TSUE, nie ogłasza natomiast likwidacji bądź unieważnienia jakiegokolwiek sądu, bo to byłby kompletny idiotyzm), czyli ustawy o Sądzie Najwyższym, IKNiSP jest sądem. Legalnym, konstytucyjnym i ustawowym. A jej orzeczenia są skuteczne i korzystają z atrybutu wynikającego z art. 174 konstytucji (są wydawane w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej).
„TSUE ma dokładnie takie samo znaczenie, jak każdy inny sąd w Polsce. Jego orzeczenia są wiążące dla wszystkich innych organów w Polsce stosujących prawo” – obwieścił Marek Safjan tonem kaznodziei. Tylko one niczego nie unieważniają, a jedynie zobowiązują rząd, Sejm bądź Zgromadzenie Narodowe do konkretnych zmian ustawowych.
Marek Safjan rozwodzi się nad „stanowiskiem” PKW, mającym wskazywać kto i jak powinien orzekać o ważności wyborów. Tylko to nie ma żadnego znaczenia, gdyż w całym procesie ogłaszania i zaprzysięgania prezydenta elekta liczy się tylko uchwała PKW, a ta została podjęta i wręczona Karolowi Nawrockiemu (oraz marszałkowi Sejmu). Marek Safjan coś tam chwyta: „Uchwała PKW na tym etapie wynika z ustaleń PKW”, ale potem już farmazoni, że „to nie kończy procedury, która zmierza do stwierdzenia ważności wyborów, a która wymaga orzeczenia Sądu Najwyższego”.
„Pamiętajmy, że zaprzysiężenie prezydenta następuje przed Zgromadzeniem Narodowym. To jest akt, który musi opierać się na ważnym stwierdzeniu ważności wyborów. Jeżeli tak nie będzie, to będą cały czas towarzyszyły tej procedurze zasadnicze wątpliwości. Proszę sobie wyobrazić sytuację, a której akty prezydenta są nieustannie podważane ze względu na brak właściwej legitymacji wyborczej. Podważana jest legitymacja demokratycznego wyboru głowy państwa” – perorował pan Sajan pani Schnepf.
W polskim prawie nie istnieje jednakowoż instytucja „uznania” wyboru. PKW, na podstawie wyniku wyborów, jedynie podejmuje uchwałę o wyborze danej osoby na prezydenta. I ona już została przez PKW podjęła. Zgodnie z konstytucją prezydent-elekt składa przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym (art. 130 konstytucji) po której obejmuje urząd. O tym mówi też art. 29 ustawy Kodeks Wyborczy. Także uchwała Zgromadzenia Narodowego – „Regulamin Zgromadzenia Narodowego” zwołanego w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego prezydenta RP, która wiąże marszałka Sejmu, rozstrzyga, że zwołuje on „Zgromadzenie Narodowe w celu złożenia przysięgi przez nowo wybranego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w terminie zapewniającym jej złożenie w ostatnim dniu urzędowania ustępującego Prezydenta”. Marszałek nie ma tu pola manewru.
Pan Safjan zdradził pani Schnepf, że istnieje rozwiązanie: „przekazanie do izby pracy to jest jedyne rozsądne wyjście. Ta kompetencja [orzekania o ważności bądź nieważności wyborów] powinna powrócić do izby pracy”. I znowu Marek Safjan farmazoni: Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych nie może orzekać w sprawie ważności wyborów, tak jak to robiła przed 2018 r., gdyż wtedy była jeszcze także izbą „Spraw Publicznych”. Ustawą z 2017 r. przestała mieć te kompetencje, a ma je IKNiSP powołana tą samą ustawą, czyli w pełni legalna. Kompetencja nie może „wrócić”, bo trzeba by zmienić ustawę o Sądzie Najwyższym. To, że w „starej” izbie pracy zasiadają sędziowie pamiętający jeszcze kompetencje sprzed 2018 r. znaczy tyle, że kiedyś o tym orzekali, a teraz nie mają prawa orzekać.
Panu Safjanowi w obecności pani Schnepf „trudno sobie wyobrazić praktyczne zaprzysiężenie prezydenta w oparciu o akt, który stwierdzałby ważność wyborów, a który pochodzi o nieuprawnionego organu sądowego. Tego rodzaju zaprzysiężenie będzie od samego początku obarczone istotną wadą. (…) Moim zdaniem, to nie może nastąpić”. Same farmazony. Wydanie uchwały Sądu Najwyższego stwierdzającej ważność wyborów nie jest elementem procedury związanej ze złożeniem przysięgi przez prezydenta elekta. Uchwała o takiej treści nie ma charakteru konstytutywnego, czyli nie tworzy stanu prawnego. Ona tylko potwierdza sytuację prawną, której kontekst wskazuje uchwała PKW o wyborze konkretnej osoby na prezydenta. Po uchwale PKW stwierdzającej, kto wygrał wybory prezydenckie, marszałek Sejmu ma prawny obowiązek zwołania Zgromadzenia Narodowego. To wprost wynika z przepisów prawa (Kodeks Wyborczy, uchwała PKW, Regulamin Zgromadzenia Narodowego). Gdyby marszałek nie zwołał Zgromadzenia Narodowego, popełniłby przestępstwo.
Najzabawniejsze jest farmazonienie Marka Safjana w kwestii marszałka Sejmu przejmującego funkcję prezydenta: „Do czasu czy to przeprowadzenia nowych wyborów, czy orzeczenia ważnego, obejmuje funkcję głowy państwa marszałek Sejmu zgodnie z konstytucją. (…) Marszałek przejmuje funkcję i jest to obowiązek wynikający z konstytucji”. Piramidalna bzdura. Dopiero i tylko uchwała Sądu Najwyższego stwierdzająca nieważność wyborów konstytutywnie usunęłaby stan określony uchwałą PKW. Ale jednocześnie uczyniłaby obowiązki marszałka w sprawie odbioru przysięgi prezydenta elekta bezprzedmiotowymi. Wtedy obowiązywałby marszałka art. 129 ust. 3 konstytucji: „W razie stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej przeprowadza się nowe wybory, na zasadach przewidzianych w art. 128 ust. 2 dla przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej”.
Sąd Najwyższy ma 30 dni (od momentu wydania uchwały przez PKW) na wydanie orzeczenia o ważności bądź nieważności wyborów, a Andrzej Duda będzie prezydentem do 6 sierpnia 2025 r. Nie ma więc żadnego powodu, żeby marszałek przejmował jego funkcję. Najwyżej rozpisze nowe wybory, gdyby Sąd Najwyższy uznał wybory za nieważne.
Farmazonienie w stylu prof. Marka Safjana, które jest jednocześnie robieniem Polakom wody z mózgu i może być zarzewiem poważnych konfliktów, wcale nie zaskakuje. Łamanie prawa, z konstytucją na czele, przez rząd Donalda Tuska często jest uzasadniane przez profesorów prawa. Mają oni świadomość, że legitymizują bezprawie, ale są tak zafiksowani politycznie i ideologicznie, że są w stanie uzasadnić wszystko. Można wpaść w skrajne zdumienie, że liczni prawnicy akademicy uprawiają ten sam zawód, co na przykład profesorowie Ryszard Piotrowski czy Mariusz Muszyński, którzy w przepisach konstytucji i ustaw nie znajdują niczego, co uzasadniają ich utytułowani koledzy z branży. Tamci znajdują, choć wcale tam tego nie ma.
Także profesorowie innych dziedzin popierają i uzasadniają dziejące się od 13 grudnia 2023 r. bezprawie, a nawet nawołują do zemsty, odwetu i represji. To kompletne złamanie etosu i powinności uczonego, do jakiego w takiej skali nie dochodziło od lat 40. i 50., gdy wielu naukowców zdecydowało się na służenie komunistom. Ludzie formalnie najlepiej wykształceni chcą rozwiązań siłowych, a wręcz rewolucyjnej przemocy. Jakby ich idolem był Feliks Dzierżyński, twórca i szef Czeka (pierwszej tajnej policji w sowieckiej Rosji).
Nieprzypadkowo wśród najbardziej sfrustrowanych i radykalnych osób uzasadniających bezprawie i do niego de facto namawiających są profesorowie prawnicy: Ewa Łętowska, Adam Strzembosz, Stanisław Biernat, Andrzej Zoll, Fryderyk Zoll, Jan Zimmermann, Jerzy Zajadło, Wojciech Sadurski czy Marek Safjan. Podobnie jak prawnicy, choć nie dostarczając prawnych uzasadnień bezprawia, zachowują się profesorowie reprezentujący inne dziedziny, m.in. Magdalena Środa, Radosław Markowski, Jan Hartman, Bogdan De Barbaro, Andrzej Friszke, Jacek Jassem, Jerzy Kochanowski, Stanisław Obirek, Andrzej Romanowski, Janusz Majcherek czy Andrzej Rychard.
Odwołując się do kategorii Juliena Bendy, francuskiego pisarza i filozofa, można by mówić o „zdradzie klerków” (esej pod takim tytułem Benda opublikował w 1927 r.). „Obowiązkiem klerka zawsze było nadawać najwyższą wartość myśli bezinteresownej, wolnej od wszelkiego dążenia do osiągnięcia praktycznych wyników” - pisał Julien Benda. I przestrzegał przed „igraniem z namiętnościami politycznymi”. Trzeba pamiętać, że zdrada klerków umożliwiła pierwszą i drugą wojną światową, a obecnie w Polsce może być instrukcją wojny domowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/732975-prof-marek-safjan-opowiada-grozne-farmazony-o-wyborach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.