„W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, w której kilkadziesiąt protestów ma tożsamą treść. Ale to też będzie ogromna praca, która (…) jest bez sensu, bo zarzuty są te same, więc waga protestu z punktu widzenia prawnego nie zwiększy się, a poziom utrudnienia pracy Sądowi Najwyższemu rośnie gigantycznie. (…) Przypuszczam, że 90 proc. protestów, to będą protesty, które są ‘powielaczowymi’” - powiedział na antenie Radia WNET prof. Aleksander Stępkowski, rzecznik prasowy Sądu Najwyższego.
Nawet 50 tys. protestów wyborczych!
Wcześniej prof. Stępkowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową poinformował, że w Sądzie Najwyższym spodziewa się, że wpłynie nawet 50 tys. protestów przeciw wyborowi prezydenta.
Po rozpoznaniu wszystkich protestów, na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez PKW, Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych rozstrzyga o ważności wyboru prezydenta RP. Uchwała w tej sprawie zapada w ciągu 30 dni od podania wyników wyboru do publicznej wiadomości. Oznacza to, że ostatnim dniem, do którego powinno zapaść to rozstrzygniecie jest 2 lipca br.
Sędzia Stępkowski powiedział, że nie ma na razie wyznaczonego terminu posiedzenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej w tej sprawie. „Zamierzamy jednak dotrzymać tego terminu do 2 lipca, choć przy skali 50 tys. protestów jest to ogromne przedsięwzięcie” - stwierdził.
Dodał zarazem, że wynikający z ustawy termin 2 lipca „jest to termin instrukcyjny”.
Jeśli SN nie dotrzyma tego terminu ze względu na uwarunkowania faktyczne, to nie wywiera żadnych skutków prawnych
— wskazał sędzia Stępkowski.
CZYTAJ WIĘCEJ: SN zajmie się sprawą kart wyborczych. „Liczymy się ze skalą 50 tys. protestów”. Ciekawe, na ilu jest PESEL Giertycha?
„Sąd Najwyższy jest sparaliżowany”
Rzecznik na antenie Radia WNET przyznał, że obecnie „Sąd Najwyższy jest sparaliżowany”. Dopytywany, czy protesty, który spływają do Sądy mają jakiś szablon, czy każdy z nich jest indywidualny, Stępkowski przyznał, że przypuszcza, że aż „90 proc. protestów, to będą protesty, które są ‘powielaczowymi’”.
W mediach społecznościowych widzimy posty, w których ludzie się chwalą, że chodzili po sąsiadach i namawiali ich do podpisywania protestów. Potem wrzucali po kilkadziesiąt takich protestów podpisanych na łapu-capu do koperty, a pracownicy muszą to rozpakować, zarejestrować, niezależnie od tego, czy ktoś, kto jest podpisany pod tym protestem go przeczytał. Sytuację mamy dość niecodzienną. Przypuszczam, że 90 proc. protestów, to będą protesty, które są „powielaczowymi”. Kilka osób wrzuciło jakieś wzory protestów, które są teraz wykorzystywane. Najbardziej popularnym protestem jest wzór upubliczniony przez posła Giertycha
— przyznał.
W tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, w której kilkadziesiąt protestów ma tożsamą treść. Ale to też będzie ogromna praca, która (…) jest bez sensu, bo zarzuty są te same, więc waga protestu z punktu widzenia prawnego nie zwiększy się, natomiast poziom utrudnienia pracy Sądowi Najwyższemu rośnie gigantycznie. Jeśli ktoś chciał zdestabilizować pracę jednego z konstytucyjnych organów państwa, to można mu pogratulować. Mamy do czynienia dokładnie z taką sytuacją jak teraz na granicy z Białorusią, tylko prezydent Łukaszenka posługuje się w tym celu mieszkańcami z Azji, Afryki, natomiast tutaj posłużono się polskimi obywatelami
— ocenił.
Przypomnijmy, gdy poseł KO Roman Giertych poinformował w mediach społecznościowych o złożeniu protestu wyborczego, na opublikowanej przez mecenasa pierwszej stronie dokumentu widoczny był jego numer PESEL. Polityk zachęcał również swoich fanów do składania protestów, a przy tym skorzystali z jego „wzoru”.
„Atak hybrydowy na Sąd Najwyższy”
Prof. Stępkowski pytany, czy mamy zatem do czynienia z wojną hybrydową wymierzoną w Sąd Najwyższy, przyznał, że tak.
Zważywszy na to, że Sąd Najwyższy pełni kluczową rolę w walidacji procedur demokratycznych, tak, kwalifikacja, której dokonał pan redaktor, nie jest nieuzasadniona
— powiedział.
Mamy do czynienia z atakiem hybrydowym, tudzież z daleko idącą strategią dezinformacyjną
— dodał.
Dopytywany przez Krzysztofa Skowrońskiego, co musiałoby się stać, aby Sąd Najwyższy stwierdził, że wybory są nieważne, Stępkowski wyjaśnił, że różnica pomiędzy kandydatami, która wyniosła 370 tys. głosów, musiałaby zniknąć.
Z rozpoznania protestów musiałoby wynikać, że wynik wyborów powinien być inny niżli ten ogłoszony przez PKW. Ta różnica prawie 370 tys. głosów musiałaby zniknąć. Musielibyśmy stwierdzić udokumentowane naruszenia w skali przewyższające te 370 tys.
— podkreślił.
W rozmowie padło również pytanie o wypowiedź prof. Marka Safjana, który na antenie neo-TVP Info wypalił, że według niego zaprzysiężenie Karola Nawrockiego powinno zostać zablokowane, jeżeli ważność jego wyboru stwierdzą nie ci sędziowie, których on uważa za stosownych (a którzy nie są do tego przeznaczeni).
To dla mnie przykra sytuacja. Byłem studentem prof. Safjana (…) to była osoba, która cieszyła się niegdyś ogromnym autorytetem
— przyznał.
CZYTAJ WIĘCEJ: Neo-TVP nie ma żadnych granic! Prof. Safjan: „Moim zdaniem nie ma podstawy do tego, żeby przyjmować zaprzysiężenie prezydenta”
kk/Radio WNET
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/732974-oto-efekt-akcji-giertycha-sn-jest-sparalizowany
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.