„Jeśli Tusk będzie rządził jeszcze 2 lata i koalicja nie podmieni premiera, nie zdecyduje się na jakieś nowe otwarcie, to czeka ich katastrofa. PO spotka to samo, co Millera i SLD” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba. Historyk i politolog KUL uważa, że Donald Tusk zachowuje się jak przestraszony i okrutny tyran z szekspirowskiej tragedii. „Tusk znalazł się w klinczu i czeka go raczej wegetacja oraz próby przykrywania nieudolności rządu” - ocenia nasz rozmówca.
Portal wPolityce.pl: Spodziewał się Pan, że głosowanie ws. wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska wypadnie inaczej? Do czego było mu to potrzebne?
Prof. Mieczysław Ryba: Cała ta akcja z głosowaniem wotum zaufania była adresowana nie tyle do elektoratu, ile do zaplecza politycznego rządu Tuska i miała go po przegranych wyborach prezydenckich zmobilizować. Chodziło o zniwelowanie krytycznych wobec Tuska wypowiedzi, które domagały się odwołania go z funkcji premiera. Z tego względu jego wystąpienie było skierowane do jego własnej grupy politycznej i w istocie nic nowego nie wniosło.
Nowością wystąpienia Donalda Tuska nie były - jak zawsze - kolejne obietnice, ale zapowiedź wzięcia się do pracy. Czy była ona wiarygodna?
Wydaje mi się, że Tusk nie starał się składać kolejnych obietnic, które znów byłyby ocenione jako niespełnione, niezrealizowane nadzieje. Sam chyba czuje, że jeśli znowu zacząłby mówić na serio o kolejnych np. 50 konkretach, podkreślać jak zawsze, że mówi o tym szczerze, to nie będzie to miało pozytywnego oddźwięku. Po prostu za dużo już obiecał, a za mało zrealizował, więc to wszystko nie miało już dla niego większego sensu. Chciał zatem przede wszystkim zdopingować swój obóz polityczny, co mu się zresztą udało. Wszyscy jednak oceniają, że to niczego nowego nie wnosi, jeśli chodzi o społeczne poparcie. Widzimy, że nawet oceny portalu „Demagog”, dotyczące wypowiedzi Tuska, a wcześniej Trzaskowskiego – np. sprawa 60 mieszkań – źle wyglądają. Faktem jest, że Tusk ma małą wiarygodność i ludzie nie przywiązują specjalnej wagi do tego, co o mówi. Kiedy się bowiem weryfikuje to, co mówi Tusk, to wychodzi nieprawda lub przypisywanie sobie pewnych zasług. Komentarze w tej materii są jednoznaczne.
Czyli byliśmy świadkami pewnego teatrum. A może to był dramat premiera, który po przegranych wyborach prezydenckich znalazł się w wewnętrznym i zewnętrznym klinczu?
Tusk wypada coraz gorzej także retorycznie i wystarczy popatrzeć na jego drżące ręce. To ręce człowieka niepewnego, widać, że jest poddenerwowany i niepewny swojej sytuacji. Moim zdaniem to dlatego, że Donald Tusk zabrnął w niemal szekspirowską pułapkę. Kiedy czytamy dramaty Szekspira, opisujące sytuację tyranów, to widzimy, że targają nimi dwie skrajności. Z jednej strony są oni wyjątkowo okrutni, ale z drugiej bardzo przestraszeni. Wydaje mi się, że u Donalda Tuska obserwujemy dokładnie to samo. Widać w nim ten strach, ale widać także potęgujące się okrucieństwo. Ciągle podkreśla, że nie cofnie się ani o krok, a z drugiej strony, po jego rękach, zachowaniu, fatalnych ruchach widać, że to jest człowiek przerażony, który ciągle się miota. Odpowiedzią na jego problemy ma być potęgujące się okrucieństwo, ale i to za bardzo mu nie wychodzi. Zaczyna się bać o siebie i o swój polityczny los, o to, jak zapisze się w historii. To jest właśnie taka szekspirowska tragedia, która dzieje się na naszych oczach.
Czego Tusk się boi? Czy tego, jak zostanie podsumowana jego polityczna kariera?
Sądzę, że tego też się bardzo obawia, czyli jakiejś historycznej oceny swojej działalności. Tusk w istocie boi się tego samego, czego bał się Jaruzelski przed wprowadzeniem stanu wojennego. Tu oczywiście mamy inną skalę i musimy zachować pewne proporcje. Niemniej, różnica między Tuskiem, a Jaruzelskim jest taka, że tamten ostatecznie i skutecznie stan wojenny wprowadził, a Tusk musiał się cofnąć w kontekście zwycięstwa Karola Nawrockiego. Wydaje się, że on także rozważał jakąś formę stanu wojennego, a konkretnie unieważnienie wyborów prezydenckich, ale nie dostał poparcia Brukseli. Ursula von der Leyen gratulując Karolowi Nawrockiemu wygranej, unieważniła plany Tuska w tym względzie. Tymczasem Jaruzelski otrzymał wsparcie dla swoich planów od Moskwy. Wyobraźmy sobie inną sytuację z początku lat 80-tych, kiedy Moskwa uznałaby legalność „Solidarności”, wówczas Jaruzelski ze swoim planem wprowadzenia stanu wojennego zostałby jak Himilsbach z angielskim.
Mówi Pan o jakimś szerszym scenariuszu represji?
Ten represyjny scenariusz Tuska na sprawowanie władzy był taki, że trzeba zniszczyć PiS. W momencie zwycięstwa Karola Nawrockiego i gratulacji, jakie złożyła mu Ursula von der Leyen oraz cały Zachodni świat, a pamiętajmy także o bardzo ostrej reakcji administracji Waszyngtonu, Tusk po prostu nie mógł posunąć się dalej. Do tego momentu Tusk był jak Jaruzelski, czyli gotowy do wprowadzenia stanu wojennego, ale wprowadzić go nie mógł, bo pojawił się opór zagranicy i to ze strony jego najbliższych przyjaciół.
Jakie zatem pole manewru ma teraz premier?
Donald Tusk może być jeszcze bardziej represyjny, ale kogo to dziś w zasadzie obchodzi. Pewnie będzie jeszcze jakoś ten swój układ kleił, bo biznesowo i politycznie to mu się jakoś układa na kolejne dwa lata. Nie ma jednak pola do wielu ruchów. Nawet jeśli będzie chciał reformować kraj, to ma wyjątkowo skłóconą koalicję, dlatego to mu się nie uda. Ma także nowego prezydenta Karola Nawrockiego, który moim zdaniem, będzie dużo twardszym prezydentem niż Andrzej Duda. Przede wszystkim ma jednak ogromne problemy gospodarcze, które trzeba jakoś rozwiązywać. W szczególności dotyczy to finansów państwa, które walą się na naszych oczach. Tych problemów nie da się rozwiązać bez przeprowadzenia reform, a z reformami będzie miał poważny problem. Tusk znalazł się w klinczu i czeka go raczej wegetacja oraz próby przykrywania nieudolności rządu. Jest na prostej drodze do tego, by podzielić los Leszka Millera, który będąc premierem, doprowadził do katastrofy SLD.
Platformę Obywatelską czeka katastrofa i polityczna marginalizacja?
Jeśli Tusk będzie rządził jeszcze 2 lata i koalicja nie podmieni premiera, nie zdecyduje się na jakieś nowe otwarcie, to czeka ich katastrofa. Tą katastrofą dla Platformy Obywatelskiej będzie zdobycie poparcia poniżej 20 proc. i to staje się coraz bardziej możliwe.
Co powinien zrobić Tusk, aby uniknąć katastrofy na wzór Millera?
Po przegranych wyborach prezydenckich miał dwa wyjścia. Mógł zdecydować się na przyspieszone wybory, aby skleić cały swój koalicyjny obóz w jeden polityczny byt, czyli powiedzieć, zweryfikujmy się wyborczo. Zdobyłby pewnie plus-minus 40 proc. głosów i straciłby władzę, ale utrzymałby bardzo silny klub opozycyjny i skazałby PiS na trudną koalicję z Konfederacją. Po czterech latach mógłby wracać do władzy bardzo wzmocniony. Donald Tusk bał się jednak o swoje bezpieczeństwo, bo wielokrotnie złamał konstytucję, dlatego wybrał makbetowską drogę utrzymania się przy władzy. Kłopot w tym, że to oznacza klincz, czyli brak wyjścia z tej sytuacji. To jest układ zamknięty, który może doprowadzić go do sytuacji, w której znalazł się już Leszek Miller, kiedy rządził, kierując potężnym wówczas SLD. Niestety koalicja SLD-PSL przed wyborami się zerwała i lewica nigdy już więcej nie wróciła do swojej silnej pozycji.
Dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Minister Dera o wystąpieniu Tuska: „Premier na mównicy stał, samochwała stała, dalej nie szła, bo się bała”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/732270-prof-ryba-tusk-jest-jak-miller-i-sld-czeka-go-katastrofa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.