Niezapomniany dzień wyborów 1 czerwca dostarczył wielu silnych, dla niektórych wręcz piorunujących wrażeń. Po udanym Dniu Dziecka, gdy dzieci poszły już spać, dorośli wybrali sobie prezydenta kraju. 1 czerwca został nim Rafał Trzaskowski, a 2 czerwca Rafał Trzaskowski został prezydentem stolicy tego samego kraju. To też sukces, nie ma się co obrażać na obywateli. Jedni się ucieszyli, drudzy zmartwili, a może nawet zagniewali i obrazili na innych rodaków. W każdym razie zaskoczenie było podwójne, stopniowo dawkowane przez jakieś siły wyższe, tak że obrazki przedwczesnego triumfu wygranych przed północą, a przegranych po północy, przejdą do annałów historii. Nie mógł tego wyreżyserować najlepszy sztab wyborczy; w najlepszym dramacie, jakim była np. tragedia grecka stosowano ‘perypetię’, zawieszenie i odwrócenie tego, co miało się wydarzyć w finale. Po zwodniczym sukcesie następowała klęska. Noc dostarczyła horroru poskromienia pychy politycznej, była więc burzliwa i niepewna. Zanotowano wzrosty ciśnienia, lokalne burze mózgów, protesty do wyroków losu i statystyk, nad ranem w oczy zajrzało widmo klęski. Klimat zagotował się, nastąpiło lokalne trzęsienie ziemi, ale planeta przynajmniej w strefie krajowej nie spłonęła.
Straszny poniedziałek
Profesor/ka (filozofii) Magdalena Środa obudziła się w poniedziałek w kraju, którego jednak nie spodziewała się, choć przecież wcześniej intuicja też jej nie myliła. To było potworne ‘daja vú’, mimo że to przecież ten sam, co przedtem straszny kraj. Z optymistycznych, być może, jeszcze snów obudziła się w horrorze realnym, w strasznym kraju z nowym, strasznym prezydentem. Był to nie tylko potworny katz powyborczy z wszelkimi tego objawami, ale stan głębokiej, ustrojowej depresji organicznej, wynikającej z cierpienia, które sprawia cały ten kraj i ludzie, skazani na ciemnotę, zaprzaństwo i nieuctwo, niedający się już podnieść do stanu cywilizacji. „Straszni ludzie, straszny kraj, straszny prezydent” – dokonała tego feralnego dnia wstrząsającego odkrycia, ogłaszając poniekąd wyrok skazujący ten naród na zatratę. „Zgiń, przepadnij, maro nieczysta” (trzeba uważać, bo za podobne słowa emerytka z Torunia ma, zdaje się, sprawę procesową; wyjaśniam, chodziło o naród)
Można nawet zrozumieć to gwałtowne wzburzenie wywołane długotrwałym stresem, deprywacją czy wykluczeniem z autorskich planów na postępowy rozwój kraju (tu, niestety wkrada się ironia, europejski pakiet klimatu, imigrantów, ETS, dyrektyw budynkowych itp.). Jednym słowem, wszystko to runęło, załamało się po inwazji plebsu i proletów, powiedzmy, umysłowych. Chciałoby się dodać uwagę na marginesie, że nie powinno to jednak zwalniać od razu, zwłaszcza myśliciela z należytej staranności (tak teraz wypada się wyrażać) w wyrażaniu myśli i opinii, przynajmniej jak na filozofa przystało. Chyba że już nowa ‘filozofia’, post lub antyfilozofia, gdzie emocje i wolność wszelka nie liczą się z wymogami umysłu, intelektu, rozumu. Ale jeśli filozof jest do tego jeszcze pedagogiem, chce wychowywać młodzież, przekazywać wzorce myślenia i zachowania, to jest filozoficzny kłopot, w co tu wierzyć i jak traktować wypowiedzi, z których taka postać jest znana. Choć taki brak opanowania uczuć i emocji, to jednak kłopot raczej psychologiczny niż filozoficzny; ma go wielu polskich intelektualistów, którzy w ten sposób nie bardzo mogą się mienić intelektualistami.
Rozpacz celebrytów
W ten fatalny poniedziałek, tak jak prof. Środa, zbudziło się zapewne więcej profesorów. Mogła ich być nawet spora gromadka, stanowiąca elitę naszej inteligencji, ‘najwyższą kastę’ wśród tych, powiedzmy, intelektualistów. Bo to przecież także głośni socjolodzy, psycholodzy, prawnicy, którzy mają chyba jednak jakieś ambicje też polityczne: profesorowie Markowski, który proponuje zdelegalizować jedną trzecią narodu/społeczeństwa; psychosocjolog Bilewicz (ten od stodoły w Jedwabnem); p. Hartman, filozof biegły w mowie nienawiści; p. Sadurski, radzący z australijskich antypodów jak postawić ten kraj na nogi; psychohistoryk Barbara Engelking (słynna z aforyzmu, że Polacy w czasie wojny umierali zwyczajnie, biologicznie, a Żydzi tragicznie, metafizycznie). Nad kwalifikacjami moralnymi głosicieli tych nauk nie ma się co zastanawiać, nie mają one nic wspólnego z moralnością, natomiast ciekawa jest kwalifikacja intelektualna takich postaw, poglądów, wypowiedzi, jeśli głoszą je właśnie intelektualiści. Trzeba jednak chyba dodać, że to specyficzni intelektualiści, nieprawdziwa ich reprezentacja, lecz celebryci naukowi tak jak inni celebryci, aktorzy, ludzie mediów, wybrani dziennikarze. Trudno już analizować, czy są oni jakimiś już harcownikami politycznymi, czy mówią coś na zlecenie, czy we własnym imieniu, to przylgnie do nich, ale dla opinii publicznej będzie jakimś świadectwem o całym ich środowisku.
Czy wszyscy Polacy są straszni?
Stwierdzenie, że po wyborach nastał (czy raczej powrócił) straszny kraj ze strasznymi ludźmi i takim też prezydentem, jest nie tylko pochopne, ale i zwyczajnie mylne. To typowy błąd uogólnienia, generalizacja, użycie wielkiego kwantyfikatora w rodzaju: „wszyscy Polacy są tacy a tacy”, podyktowane różnymi względami subiektywnymi. Za taki błąd każdy student zostanie skarcony, jeśli ma opisać prawdziwie jakąś złożoną rzeczywistość. Trzeba by więc uściślić to usprawiedliwione może gwałtownymi emocjami stwierdzenie p. Środy. Miała ona na myśli chyba raczej pół ‘tego kraju’, pół społeczeństwa (ale niestety całego prezydenta), tę gorszą połowę kraju z jego mieszkańcami powiatowymi, wiejskimi, oddalonymi od centrów cywilizacji, miast zwłaszcza wielkich. Poniosło ją i powiedziała o całym kraju. Mniejsza już jednak o szczegóły, czy to przejęzyczenie, czy gniew, który opanowuje umysł. Trzeba przyznać, że to wizja jednak dość żałosna jak na tuzów umysłowych, mających ambicje przywództwa intelektualnego, a może i moralnego. Używając takiego ogólnika, pogrążyła przecież drugą połowę społeczeństwa, którą chyba jednak popiera.
Przeciwstawienie: Polska miejska i Polska wiejska, wyższość mieszczan, niższość chłopstwa, feudalizm i industrializm, Polska Piastów kołodziejów (akurat teraz ten król Chrobry!) i Europejczyków. Toż to jakaś groteska rodem z Gombrowicza. A wszystko razem wziąwszy, czy w ogóle to nie kłopot takich intelektualistów i moralistów z demokracją? Jak to się ma do głoszonych przecież przez nich praw człowieka, godności osoby ludzkiej, zalecanej wszem i wobec empatii? Banalna hipokryzja? Rozczepienie osobowości? Brak autorefleksji? Przyznam się, że chrześcijanie, ludzie religijni w ogóle, nie mają widać aż takich kłopotów z demokracją jak ludzie tak konsekwentnie świeccy; widzą po prosu w innych ludziach ludzi podobnych do siebie.
Żeby być ścisłym i uczciwym, nie zamierzam popełnić błędu generalizacji, nie mówię o całym środowisku naukowym, a tylko o najgłośniejszych postaciach i charakterystycznych, często szokujących i prowokacyjnych, może wyjątkowych wypowiedziach, które nadają jednak ton i wyróżniają się zwłaszcza w tzw. humanistyce, która obecnie jest w ogromnym kryzysie z powodu opanowujących ją ideologii. Nie słychać jednak także reakcji na takie wypowiedzi w środowiskach naukowych. Kondycja naszych myślicieli humanistycznych jest, niestety, bardzo słaba. Nasi humaniści są po prostu mało humanitarni. Z racji swej roli mają większą odpowiedzialność od innych za słowo i myśl. To oni właśnie powinni być bardziej wrażliwi, na to, co się nazywa mową czy językiem nienawiści, która obecnie staje się narzędziem walki politycznej i była używana brutalnie właśnie w tych wyborach, a już zakłada się w ramach tzw. poprawności politycznej prawne jej umocnienie w formie ustawek jako nowa cenzura, sposób na zastraszanie i karanie.
„Straszni mieszczanie w strasznych mieszkaniach”
Pamiętacie taki wiersz Juliana Tuwima o strasznych mieszczanach w strasznych mieszkaniach, którzy widzą wszystko osobno - „że dom…, że Stasiek…, że koń…, że drzewo…”. Czy ci mieszczanie są nadal straszni, czy teraz stali się już straszni wieśniacy, może małomiasteczkowi filistrzy, ‘ludzie po podstawówkach’, zacofana ciemnota. Czy taki pozostanie obraz kraju po kampaniach - jednak tak to trzeba nazwać - kampaniach nienawiści wobec całej Polski, jakie przetaczały się od początku lat 90. w „Gazecie Wyborczej” i TVN, akcje kompromitowania wszystkiego, co polskie według hasła „polskość to nienormalność”. Można się było już wtedy przekonać, że mieliśmy do czynienia z jakąś niezrozumiałą dywersją wewnętrzną, niegodną rozsądnego umysłu, a co dopiero elit, które miały ambicję kierować krajem, wychowywać go, a nie ustrzegły się nadużyć, które same zwalczały, dyskryminacji, wykluczania, pogardy. Głosiły wyższość swoich moralnych standardów, z których zostało pustosłowie, gra pozorów, w rezultacie zakłamanie, demoralizacja umysłowa, która nie może kończyć się niczym dobrym.
Kampanie wyborcze już na długo przed wyborami 2023 i obecnie to były kampanie pogardy dla gorszej, rzekomo, części społeczeństwa, potężne przy użyciu instytucji państwa i jego służb, przy blokadzie politycznej i zorganizowanym przemyśle hejtu, a jednak dały nie wygraną, a tylko ogłupienie, manipulację i zamknięcie, jakby zaczarowanie w jednej bajce czy bańce przy pomocy zaklęć i haseł wyborczych przynajmniej jednej trzeciej części społeczeństwa. Oczywiście przy użyciu głównego hasła kierującego zbiorową nienawiścią – tam jest wróg, który was zniszczy, jeśli sami go nie usuniecie. Diabelska dialektyka bezwzględnej, niszczycielskiej walki. W bardziej uczonym języku psychologii nazywa się to mechanizmem projekcji, to przypisywania przeciwnikowi swoich cech, zachowań i zamiarów; w języku potocznym wyraża się to w prostym haśle „łapaj złodzieja!”.
Czy kiedy opadnie kurz bitewny, nastąpi jakieś uspokojenie i refleksja, czy nadal będzie agresja i hejt, a mowa nienawiści zwycięży ten zdrowy rozsądek, który zaczął nawet propagować kandydat Trzaskowski, gdy usłyszał to od prezydenta Trumpa. Obiecujący jest ten obrazek prezydenta Warszawy wrzucony do sieci, gdzie układa się on z małżonką do snu na podłodze autobusu wyborczego gdzieś na trasie w kraju – to byłoby jakieś wyjście sytuacji także dla całej tej koalicji 13 grudnia. Na pewno trzy czwarte wyborców w stolicy, specyficzna inteligencja warszawska, zapewnią mu spokój na najbliższe lata.
A przecież, myśląc nadal zdroworozsądkowo, ani mieszczanie, ani wieśniacy nie muszą być straszni, podobnie jak ‘ludzie po podstawówkach’ i ‘młodzi wykształceni z dużych ośrodków’, ludzie z prowincji, którzy ‘dają małe dochody do budżetu’ i ci, którzy muszą ich utrzymywać, Polki i Polacy, że wyrażę się z nadmierną poprawnością językową; jedni nie wykluczają drugich i nie czynią gorszymi. To chyba minimum uczciwości moralnej i intelektualnej.
Ps. Chciałbym osobiście podziękować i wyrazić swoje wielkie uznanie dla Pana Bernarda Margueritte’a, niezawodnego, wypróbowanego przyjaciela Polski, za jego głos poparcia po ostatnich wyborach zamieszczony na tym portalu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/731703-straszni-ludzie-w-strasznym-kraju-kilka-wrazen-powyborczych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.