Mentzen jest wyraźnie wciągany do obozu Trzaskowskiego i tak głaskany, że zdaje się nie widzieć zagrożeń dla siebie i Polski.
Wyjaśnienie głośnego już „piwa” Sławomira Mentzena z Rafałem Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim (plus jeszcze kilkoma osobami) jest chyba dość proste. Wynika z pewnego pożądania towarzyskiego, jakim jest najogólniej rozumiany salon warszawski (często utożsamiany z salonem III RP). Tym „piwem” Mentzen udowodnił sobie (a komu jeszcze, to się okaże), że jest równie dobrze urodzony i towarzysko osadzony jak Trzaskowski i Sikorski. Trzaskowski funkcjonuje tu jako reprezentant „lepszego towarzystwa” warszawskiego. Sikorski jako przedstawiciel „lepszego towarzystwa europejskiego”, a momentami nawet światowego (wszystko jedno, czy dzięki „światowej” żonie – Anne Applebaum).
Mentzen nie jest człowiekiem z awansu społecznego, ale z politycznego już tak. Jego ojciec, Mieczysław Mentzen, poza tym, że jest profesorem matematyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ma bardzo ładną kartę antykomunistyczną. Działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, także tym konspiracyjnym. Obracał się w towarzystwie znanych dziś profesorów, a wtedy jego kolegów z podziemia: Wojciecha Polaka czy Grzegorza Górskiego. Politycznie był zwolennikiem Janusza Korwin-Mikkego. Także dziadek, Józef Mentzen, ma ładną kartę w Armii Krajowej.
Sławomir Mentzen miał wszelkie podstawy, żeby należeć do towarzyskiej śmietanki III RP, tylko – tak jak ojciec – „źle” politycznie wybrał. Źle, gdy chodzi o towarzyską karierę: wstąpił do Unii Polityki Realnej. W „warszawce” i salonie III RP to była bariera nie do przeskoczenia. Spełniał kryteria, nawet „wielkiego salonu”, ale był na zewnątrz. W towarzystwie, którego „wielki salon” nie tylko nie cenił, ale wręcz nim gardził. A jeszcze zdarzyło mu się złamać tabu, jakim jest to, co nazywa się „piątką Mentzena”.
Start w wyborach prezydenckich w 2025 r. przeniósł Mentzena na wyższą półkę towarzyską, choćby w ten sposób, że spotykał się i debatował z ważnymi politykami oraz ważnymi reprezentantami „wielkiego salonu”. W I turze był trzeci, ale odpadł. Jednak prawie 3 mln głosów to jest spory kapitał, także towarzyski. I ten kapitał zaczął być dyskontowany, także głośnymi „testami” z Karolem Nawrockim, a potem Rafałem Trzaskowskim.
Mający robotnicze pochodzenie Karol Nawrocki to żadna „partia” (bez stosownego posagu) dla Sławomira Mentzena. Przecież on sam jest już dużo wyżej ze względu na pochodzenie, a także obecny wysoki status majątkowy. Ale już salonowiec Rafał Trzaskowski czy oksfordczyk Radosław Sikorski to absolutnie „partia” odpowiednia, z posagiem jak marzenie. I choć nikt rozsądny nie przypuszcza, że Mentzen wstąpi do Platformy Obywatelskiej, to stał się kimś, komu już „wielki salon” może nie robić afrontów (tego do końca nie wiadomo). A to dlatego, że po „piwie”, któremu patronował sam Donald Tusk (jego „na zdrowie!” na platformie X), przed Mentzenem stoi otworem awans do „lepszego towarzystwa”. Jeśli pójdzie tą ścieżką.
Politycznie i towarzysko jednak jest różnica między dotychczasowymi „kolegami” Mentzena (m.in. tymi, którzy w jego toruńskiej piwiarni nie przyjęli Trzaskowskiego i Sikorskiego z entuzjazmem), a jego nowymi „kolegami”. To już jest forpoczta „wielkiego salonu”, a może on sam się Sławomira Mentzena przyjmie. Jako nowicjusz w przedsionku „wielkiego salonu” Mentzen może nie wiedzieć, jak konformizujący i ociosujący jest ten salon, ale różnie silny jest jego powab. I bardzo wielu, nawet buntowników, powabowi „wielkiego salonu” uległa. No bo dzięki niemu zyskuje się to poczucie awansu do towarzyskiej śmietanki. Dotychczasowe towarzystwo Mentzena to jednak zupełnie coś innego.
Większość osób pogłaskanych przez „wielki salon” i niejako przez niego wyperfumowanych bardzo szybko się konformizuje, tracąc wyrazistość oraz oryginalność. Salon jest już przecież mocno wypełniony i jeśli nawet rozumie taktyczny sens w dopuszczaniu nowych osób, to wcale nie znaczy, że je szanuje czy podziwia. Po prostu robi wokół siebie trochę miejsca, ale nie przestaje traktować protekcjonalnie czy tylko tolerować. Lata muszą minąć, żeby przestać traktować takie osoby inaczej niż parweniuszy.
Doraźny „uzysk” Sławomira Mentzena jest taki, że awansował w hierarchii „wielkiego salonu”. Towarzysko to może działać odurzająco, ale politycznie nie musi nic znaczyć. Nie ma żadnej gwarancji, że to się na dłuższy dystans opłaca, bo dotychczasowi zwolennicy ani nie będą do salonu wpuszczeni, ani przez niego docenieni. I mogą się poczuć oszukani. „Wielki salon” III RP działa bowiem tak, że wyciąga jednostki, a pogrąża masy. A na „bratanie się” z Trzaskowskim, Sikorskim czy Nitrasem te masy mogą patrzeć całkiem bez entuzjazmu.
Mentzen prowadzi ryzykowną politycznie grę. Otwarto przed nim drzwi salonu, ale to może być jednorazowa operacja: żeby pomóc Trzaskowskiemu wygrać wybory prezydenckie. A potem wszystko wróci do normy, czyli albo zostanie wypluty, albo do cna skonformizowany. Dobrego wyjścia tu nie ma. Czy zatem gra jest warta świeczki?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/730475-pulapka-przed-mentzenem-otwieraja-sie-drzwi-salonu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.