Dawniej trzeba było kilku zaborców obcych i wrogich, by doprowadzić kraj do upadku. Dziś wystarczy zaborca własny, wewnętrzny, by zrujnować kraj, który w ten sposób może być, owszem, także łatwo przejęty przez siły obce, zewnętrzne. Że tak było i wtedy? Tak, była wtedy wąska grupa „targowicy arystokratycznej”, dziś jest, niestety, szersza, „ludowa”, by użyć tego określenia o „ludowej historii Polaki” (o wrogich przejęciach później). Obejmuje ona jedną trzecią zdezorientowanego, nie rozumiejącego swego własnego i wspólnego interesu, społeczeństwa. Tak, słyszeliśmy już te nowe, obłudne hasła o patriotyzmie, patriotyzmie gospodarczym, a nawet nacjonalizmie gospodarczym (czy nie faszyzm?), które dawniej nie mogły przejść przez gardło i były największym oskarżeniem wobec przeciwników, a teraz przydadzą się na gwałt przed wyborami. Czy nie hipokryzja przedwyborcza? Śmiechu warte, kpina ze zdrowego rozsądku swoich wyborców, które to hasło zostało podchwycone przez pretendenta do prezydentury nie tylko Warszawy, nazajutrz po inauguracyjnym orędziu Trumpa. Tak jak ta przedwyborcza walka na flagi, których, do niedawna jeszcze się wstydzili, zastępując je unijnymi lub „tęczowymi”, licytacja na patriotyzm ostatniej godziny, teraz potrzebny przy urnach wyborczych dla przyciągnięcia głupich, co to kupią. Niedawno jeszcze słyszało się, że „patriotyzm to faszyzm”, teraz, proszę, może być nacjonalizm, byleby wygrać. Patriotyzm gospodarczy, który nie przeszkadza w wyprzedaży majątku narodowego? Żenująca parada pustosłowia, obłudy, demagogii, przejętych wrogo haseł, zwykłego oszustwa. Powiadają, że na tym polega polityka, prawa walki politycznej. Nie, na tym polega zła polityka i unicestwianie przeciwników politycznych. Będzie to miało swoje złe skutki, nawet gdy w pewnym momencie się skończy, zniszczenie tych wszystkich pozytywnych treści, które powinny zostać zachowane, zostaną podważone i poddane w wątpliwość te wspólne wartości, o które się tak niby zabiega.
Demokracja walcząca czyli żadna
Ale to wszystko powinno być właściwie wiadome po ogłoszeniu nowego ustroju demokracji walczącej, co może oznaczać wszystko i nic: walkę o demokrację, walkę z demokracją, walkę z opozycją, czy w końcu walkę ze społeczeństwem, a przynajmniej dużą jego częścią, ale przede wszystkim raczej antydemokrację. Taka „demokracja”, wciskana odtąd z niesłychanym tupetem w umysły biednych Polaków to prosta droga do samowoli, do usprawiedliwianego w ten sposób, despotyzmu, któremu zresztą demokracja często nie zapobiega, a nieraz do niego prowadzi, jak to wiadomo z przykładów historycznych. Czy i tu będziemy mieć do czynienia z podobnym wypadkiem? Pomieszanie pojęć wokół tej coraz bardziej iluzorycznej demokracji (przecież także w UE) to nachalna demagogia i pustosłowie, które niszczą nie tylko porządek polityczny, instytucjonalny, ale w skutkach także porządek społeczny, również komunikację międzyludzką, tkankę życia wspólnotowego, w końcu także indywidualnego. Choć trzeba przyznać, że po roku rządów i to wszystko idzie dość kulawo, to jakaś dyktatura z dykty, demokracja walcząca już nie wiadomo o co.
Skok na państwo. Recydywa
Jak nazwać sytuację kraju, czy ściślej państwa, które do niedawna dynamicznie się rozwijało, co przyznawano nawet w świecie, a nagle po zmianie władzy politycznej, zaczyna się zwijać, rozregulowywać, podupadać? Dlaczego jego instytucje przestają działać albo zaczynają działać wręcz przeciw interesom tego państwa, a w rezultacie wbrew ogólnej racji stanu, przeciw własnej suwerenności, której jednak, mimo postępowych idei UE, nikt w Europie jednak nie porzuca ani nawet nie kwestionuje. Dlaczego nagle z roku na rok tak się dzieje, o co tu chodzi? Czy to tylko jakaś nieudolność, która zresztą powtarzałaby się po poprzednich rządach PO, czy jednak jakaś wola polityczna, zła wola zniszczenia opozycji choćby razem z całym państwem. Czy to skutek uboczny takich rządów, czy raczej polityczna zemsta na przeciwnikach, wyniszczenie ich we wszelki możliwy sposób (razem z paroma milionami zwolenników?), co zaprzecza tej zdrowej demokracji, do której się dąży, którą się rzekomo naprawia, ale zgadza się jednak z manifestem ‘demokracji walczącej’.
W każdym razie „koń jaki jest każdy widzi” (na razie bez aluzji politycznych). Wystarczy podsumować ponad rok tych rządów. Trzeba rzeczywiście dużych umiejętności, by w tak krótkim czasie doprowadzić państwo do powolnego upadku, rozłożyć jego instytucje, wprowadzić chaos w prawodawstwie i sądownictwie. Wypada tylko powtórzyć to, co już oczywiste. Gigantyczne zadłużenie i deficyt budżetowy oznacza nie tylko spłacanie ich przez lata, ale i obecne zaciskanie pasa, oszczędności na wszystkim, rezygnację z potrzeb. Jednocześnie ogromne straty w dochodach skarbu państwa, spółek, które dawały do niedawna duże dochody, nowe przekręty na VAT w miejsce starych. Jak w tej sytuacji państwo poradzi sobie ze swymi obowiązkami? Co ze służbą zdrowia, jeśli już nie ma na nią pieniędzy, a jeszcze chce się zmniejszyć składkę zdrowotną. Czy chodzi o powolną prywatyzację? To już też było. Czy ktoś jeszcze pamięta posłankę Sawicką, zakochaną w agencie Tomku, która wyznała mu o prywatyzacji szpitali. Wybaczono jej zdradę, bo się bardzo spłakała (jednak bardziej niż marsz. Hołownia). Może teraz też tak się stanie w służbie zdrowia za dotknięciem czarodziejskiej, leszczynowej różdżki. Wszystko to spadnie na barki obywateli, którzy będą musieli płacić za igrzyska władzy polityków.
Bo to wszystko już było, afera VAT na ok. 250 miliardów, podwyższenie wieku emerytalnego przez obecnego ministra MON, czyli bezpieczeństwa, przejęcie OFE, bo to nie pieniądze prywatne, afera Amber Gold, bo to pieniądze prywatne, prywatyzacja czyli sprzedaż wszystkiego (w tym LOT), na co znajdzie się kupiec, nie szkodzi, że rosyjski. Na to wszystko i jeszcze więcej (pakiet klimatyczny, zielony ład, rabunkowa energetyka, do tego imigranci) chce głosować jedna trzecia narodu; młodsi, bo nie mogą tamtego pamiętać, starsi, bo chcą nadal wierzyć w obietnice „gruszek na wierzbie”.
Cezar Kaligula wprowadza konia do sejmu, czyli sanacja praworządności
To też już wszędzie widać, paraliż poczucia i stosowania prawa, spory o i wewnątrz sądownictwa, sędziowie lepsi i gorsi, wyroki wynikiem walk między sądami i sędziami. Nad tym władza, która naprawia praworządność poprzez piętnowanie i zasadzanie się na przeciwników politycznych, najchętniej przez wsadzanie ich do więzień. Powodem maja być afery, które jednak dość cienko wyglądają i trzeba nawet wypuszczać tych, co się na siłę powsadzało, zwłaszcza kobiety z nieodłącznym odtąd atrybutem kajdanek przynajmniej na rękach. Taka praworządność i medialne popisy jej spektakularnej naprawy. Jeśli wyroki będzie można kwestionować, upadnie zaufanie do prawa, sądy przestaną być wiarygodne. Jednym słowem, tak musi wyglądać wymiar sprawiedliwości podległy władzy wyższej i wykonujący cele polityczne. Głoszona niezależność zarówno sędziów, jak i władz nadrzędnych, budzi więc już tylko pusty śmiech. Wielkie wzmożenie w ściganiu wielkich afer i przestępców, z widowiskowymi zatrzymaniami posłów, księży i kobiet wypaliło się jakoś w samo ośmieszających się komisjach sejmowych. Po nich powołano nowe, od wpływów rosyjskich, jedna wykryła paru dziennikarzy, druga będzie bronić poszkodowanych działaczy demokratycznych, którzy walczyli ośmioma gwiazdkami na ulicach (p. Suchanow przyzna odszkodowanie p. Lempart?). Koń by się uśmiał nawet w takim sejmie (bez aluzji do specjalnego zwierzchnika i nadprokuratora). Obywatelowi pozostaje jedno, strach przed sądami i wszelką egzekucją takich praw i wyroków
Kraj w upadłości?
Służby państwa i policja są znów używane do celów politycznych lub do ścigania obywateli za niby polityczne wykroczenia, obywatelskie nieposłuszeństwo. Siły policyjne zamiast do prewencji i pilnowania porządku są znów używane do prowokacji jak było w pierwszych Marszach Niepodległości. Nie tak dawno na protestach rolników oddział specjalny policji atakował zgromadzonych pod Sejmem (jeden z policjantów rzucał w tłum kostką brukową); wyciągano ludzi z tłumu, rzucano na ziemię i krępowano (jeden z uczestników zmarł później). Ostatnio zdarzały się przypadki, które kompromitują zupełnie działania policji, czy ściślej, ich władz. Nie wiadomo z czyjego polecenia, bo prokuratura nie zdążyła jeszcze zadziałać, policja jedzie przez pół Polski, by zakuć w kajdanki i przewieźć do Warszawy jakiegoś emeryta, który rzucał groźby, zapewne karalne, wobec p. Owsiaka. Podobnie złowiono jeszcze trzy osoby, w tym emerytkę z Torunia (tu były mniejsze koszty, bo reagowała policja miejscowa), która napisała do tegoż p. Owsiaka m.in. „giń człowieku”, co jest raczej częścią dawnego porzekadła w rodzaju „zgiń, przepadnij maro nieczysta”, a nie „groźbą karalną” (ciekawe, czy w procesie powołają językoznawców na rzeczoznawców, by ocenić skalę przestępstwa). Ciekawy jest w tym wypadku efekt uboczny, bo dowódca owej porannej interwencji u emerytki awansował później na komendanta policji w innym mieście. Podobnie rozbrajający był przypadek, gdy zakuto w kajdanki księdza w Krośnie (nie, to nie tamten, co wyszedł po pół roku) i przewieziono na zeznania do Oleśnicy (pół tys. km) za to, że napisał coś przykrego na dyżurną aborcjonistkę kraju po unicestwieniu dziewięciomiesięcznego dziecka w tamtejszym znanym z aborcji szpitalu. Wszystko razem to zarówno nadużywanie instytucji państwa do wątpliwych, raz politycznych, ale dwa i nadmiernie represyjnych wobec poszczególnych obywateli, celów. Czy chodzi o wzbudzanie powszechnego strachu i niepewności, pacyfikację nastojów, by wprowadzać swoje rządy i niejasne cele? Ale w rezultacie, to parodia praworządnego, uczciwego, mającego zapewniać bezpieczeństwo państwa, o czym tak się powszechnie głosi.
Wrogie przejęcie kultury (i edukacji)
To właśnie w kulturze, często pomijanej, ale teraz docenianej, bo to przecież media i ich ewent. monopol propagandowy, przeszła pierwsza i siłowa zmiana. Siłą opanowano telewizję, radio, PAP, później przyszła fala zmian w instytucjach kultury, instytutach, muzeach, redakcjach pism podległych państwu. Razem z edukacją oddano je w ramach koalicji partiom lewicowym, które przez lata pościły, czekając na taką okazję. Klucz zmian był więc partyjny albo ideologiczny. Minister/ra Nowacka (nie wiem, jakie są instrukcje gramatyczne dla nauczycieli, jakich form mają oni nauczać dzieci), sławna z formuły o „polskich nazistach” (nikt nie uwierzy, że to przejęzyczenie, zwłaszcza cudzoziemcy) zamierza wprowadzić do programów szkolnych „edukację zdrowotną”, ale według standardów LGBT+Gender z nieodzowną oczywiście edukacją seksualną, czytaj, seksualizację dzieci. Po protestach rodziców przyjęto, że będzie dobrowolna, ale to może być tylko zagranie taktyczne, jeśli przyjmie się, z jaką desperacją spóźnione środowiska lewicowe chcą przejąć teren, gdy już na Zachodzie nieco opadło to szaleństwo ideowo-płciowe. Nie wiem, czy dotarła do naszych ideowców wiadomość, że sąd w Wielkiej Brytanii doszedł do epokowego wniosku i głosił wyrok, że „kobieta jest kobietą”. Przewrót kopernikański! Kobieta, jaka jest, każdy widzi!
W różnych instytucjach kulturalnych trudno rozszyfrować klucz zmian, raz jest to zasada partyjna, czyli „nasz człowiek”, ale nieraz to zasada niekompetencji. Na szefa Muzeum Historii Polski, które z trudem powstawało przez lata, tworzone przez Roberta Kostro, człowieka apartyjnego, wyznaczono nie historyka, lecz aktywistę panujących trendów współczesnych. Instytuty Pileckiego oraz Dmowskiego i Paderewskiego miały być zlikwidowane, ale uznano, że skoro już są, to można je wykorzystać, obsadzić swoimi ludźmi, zmieniając ich profil ideowy. Instytut Dmowskiego zalatywał endecją (pominięto Paderewskiego?) zamieniono na Instytut Myśli Gabriela Narutowicza (późna zemsta na endekach?), ale jaką to myśl będą tam badać, nie wiadomo, chyba chemiczną, bo zamordowany prezydent był inżynierem chemikiem z wykształcenia. Dyrektorem tego nowego instytutu został historyk opcji przeciwnej, autor kultowej dla niektórych „Ludowej historii Polski”, napisanej w rozpoznawalnej dla starszych czytelników manierze postmarksistowskiej.
Natomiast z Pileckim jest w ogóle większy kłopot, podobnie jak z ‘żołnierzami wyklętymi’ czyli antykomunistycznymi. Niektórzy historycy uważają, że jest on za bardzo eksponowany i zawłaszczany przez tzw. prawicę. Tak było od początku w Muzeum II wojny światowej, gdzie go dyskretnie schowano. Później go bardziej wyeksponowano, o co m.in toczyły się procesy sądowe. Teraz, gdy „wróciło stare”, znowu został trochę wycofany, choć może mniej niż poprzednio. Obecny dyrektor Muzeum uważa, że Pilecki to nie jakiś Supermen, którym trzeba się nadmiernie chwalić i popisywać. Podobny kłopot ma obecny dyrektor Instytutu Pileckiego p. Ruchniewicz (znany z tego rewelacyjnego pomysłu, że jeśli reparacje, to i Niemcy powinni dostać takież za mienie pozostawione na wschodzie); zwłaszcza dotyczy to berlińskiej filii tego Instytutu, bo Niemcom nie bardzo odpowiada postać Pileckiego, a do tego pewien dziennikarz zachodni, który napisał o nim książkę, wykrył, że Pilecki nie pomagał zbytnio Żydom w Auschwitz. Takie to są zabawy i spory historyków, którym w części nie podoba się tzw. ‘polityka historyczna’, chcą dekonstruować pamięć i tradycję historyczną w imię prawdy naukowej i obiektywizmu, jakby jedno i drugie było sprzeczne ze sobą, a nie mogło się uzupełniać, i jakby można rzeczywiście dojść do takiej jednoznacznej, ścisłej prawdy o przeszłości w ogóle. Niektórzy z tych historyków chcą w imię tej prawdy zwalczać nacjonalizm jako nazizm, kompromitować polską przeszłość, wyszukiwać tylko jej złe strony. Co teraz, gdy patriotyzm, nacjonalizm i kult flagi stanie się modny?
Inne zmiany w instytucjach kulturalnych już pomijam, choć należałoby wspomnieć przynajmniej o prestiżowym instytucie „Łukasiewicz” i NCBR, w których pracowali nasi fachowcy od „sztucznej inteligencji”. Powrócili oni specjalnie z różnych ośrodków naukowych na świecie, by stworzyć w Polsce prestiżowe miejsce badań. Ich inicjatywa została zniszczona, choć nie byli żadnymi „pisowcami”. Sabotaż, dywersja, czy tylko banalna zawiść, że powstało coś dobrego za rządów ich przeciwników? W każdym razie kolejna strata. Na tym tle, przejęcie takiego Muzeum Literatury w Warszawie, wygląda już tylko karykaturalnie. Jego szef był raczej przeciwnikiem PiS, a jednak nie utrzymał się, jego miejsce zajęła radna PO. Zmiany, zmiany, zmiany, by przypomnieć mistrza Bareję.
Zapaść moralna (i intelektualna)
Skutki takich zabaw politycznych jednak będą zawsze destrukcyjne. W rezultacie powstaje państwo zarazem represyjne i destrukcyjne. Represyjne, bo obywatele tracą poczucie bezpieczeństwa nie wobec jakichś wrogów zewnętrznych, ale wobec własnych instytucji i organów państwa. W sytuacji postępującego chaosu w prawodawstwie i sądownictwie, obywatel może być ścigany nieadekwatnie do wykroczeń, może być siłowo potraktowany w niejasnych okolicznościach. To budzi niepewność i brak zaufania. Instytucje działają nadmiernie, wykazując swą siłę wobec najsłabszych, albo powstrzymują się w ogóle od działania, obawiając się sankcji władzy wyższej. Chaos tak czy inaczej, paraliż i strach.
Ale najważniejsze będzie tu ogólna tendencja destrukcyjna, która musi wynikać z przyjętego sposobu komunikacji już z całym społeczeństwem, nie tylko z opozycją i przeciwnikami politycznym. Jest to komunikacja bardzo ryzykowna, bo oparta na polityce kłamstwa, fałszu, manipulacji, zaprzeczania faktom, intencjom, przekonaniom, teraz już niszcząca nie tylko przeciwników, ale i przekaz społeczny, obraz rzeczywistości, ludzkie zachowania. Jest to już zniszczenie systemu komunikacji międzyludzkiej, podstawowego rozeznania co jest jakie, słuszne, niesłuszne, lepsze, gorsze. Polega to na odwróceniu sensu i znaczenia naszych pojęć i ocen. Znana był sowiecka metoda śledcza, polegająca na wmawianiu więźniowi przy użyciu siły, że sufit, który widzi nad sobą, nie jest biały, tylko czarny, dotąd aż przyjmie to i uwierzy. Tresowanie do odruchu przeciwnego niż nasze doświadczenie jak u psa Pawłowa. Białe nie może być czarne? A dialektyka, teoria względności i miesiąc przedwyborczy? Wprowadzanie w zbiorowe pomieszanie umysłowe jest, jak widać, najdalej idącą destrukcją.
Uwolnienie przemocy
Polityka kłamstwa, fałszywych obietnic, przewrotnej manipulacji stała się metodą utrzymywania represyjnej i destrukcyjnej władzy. Powstało państwo kłamliwe i zwodnicze, niewiarygodne, na którym nie można się oprzeć, którego nie można akceptować i popierać. A już państwo utrzymujące ten fałsz i kłamstwo przy użyciu siły to patologia, która może się rozszerzać jak jakaś plaga, która schodzi w dół, w podstawy społeczeństwa. Państwo chaosu i nieprzewidywalnych działań, w którym morderca polityczny z wyrokiem dożywocia zostaje nagle wypuszczony, bo może mieć sklerozę, a są zatrzymywani i zamykani ludzie, którzy wypowiedzieli w zdenerwowaniu parę niepotrzebnych słów, takie państwo może wywoływać także patologiczne reakcje obywateli. W chaosie, gdy nie wiadomo już co dobre, a co złe, wyzwolona zostaje agresja i przemoc, co już zaczyna skutkować tragediami ludzkimi. Pojawia się w niespodziewany sposób, przypomnę serię napadów na pracowników służby zdrowia, w tam zabójstwo lekarza w Krakowie, ratownika medycznego, agresja wobec personelu medycznego, pobicie pielęgniarki przez pacjenta, którego jednak po przesłuchaniu zwolniono. Bo był Ukraińcem? To już możemy go tam szukać.
Zabójstwo przy użyciu noża to już szczególne barbarzyństwo. To się dotąd nie zdarzało, nawet gdyby wszystko zrzucić na PiS. To przecież metoda terroryzmu islamskiego, gdy z zamachów bombowych radykalni muzułmanie przeszli na „nożownictwo”. Trzeba się tego spodziewać i w Polsce, jeśli nadejdzie fala imigrantów, o których nic bliżej nie będzie wiadomo. Niedawno na Placu Bankowym przed Ratuszem w Warszawie został poraniony nożem Polak. Co się dalej z nim i z imigranckim zamachowcem stało, nie wiadomo. Już ta wiadomość nie przebiła się do wiadomości publicznej. Fala przerzutów imigrantów z Niemiec przez polską granicę, o czym informują w liczbach sami Niemcy, to dopiero zapowiedź tego, co masowo nastąpi za rok jako wynik zdecydowanego już paktu migracyjnego w UE. Że to nieprawda, że tylko strachy na Lachy? Ale jeśli potwierdzają to także urzędnicy UE? U nas powtarzają: „nie przyjmiemy żadnych (nielegalnych?) imigrantów, bo przyjęliśmy Ukraińców” itd. Ale ci z Niemiec już będą zalegalizowani. Jak wierzyć kłamcom, wiarołomcom, oszustom? Dalej ulegać mamiącym obietnicom i schlebianiu głupcom, którym można wmówić wszelki kit przy pomocy usypiającej rozum śpiewki?
Pomieszanie języków nienawiści
Ktoś może mi zarzucić rytualnie, że to język nienawiści, rasizmu, ksenofobii i podobnych nowoczesnych grzechów. Miałem już takie zarzuty oficjalnie, na razie jako ostrzeżenie, bo na stronie MSW w 2008 roku, gdzie „monitorowano treści antysemickie, rasistowskie, ksenofobiczne w prasie”. Miałem tam orzeczenie „ksenofobia w sprawie integracji europejskiej” za niewinny artykuł, gdzie wspomniałem trochę ironicznie o dawnych obrońcach przed islamem w Europie, poprzedniku Karola Wielkiego i Janie III Sobieskim. Nie wiedziałem wtedy, że istnieje już i dla nas takie prawo i sankcje europejskie ledwie parę lat po wejściu do UE. Teraz ten „język nienawiści” i forsowana szybko ustawa o nim przez lewicę, to tylko kolejny instrument represji, zastraszania i cenzury przez przedstawione wyżej państwo. Nic już nie znaczy, i niczemu nie posłuży, powiększy tylko chaos, bo jak i kto będzie to wszystko oceniał i sankcjonował. Sądy takie, jakie widać, prawodawstwo w materii tak niejasnej, że zawsze będą sprzeczne opinie, językoznawcy jako rzeczoznawcy? W końcu język, komunikacja, kod obyczajowy i kulturowy stanie się podejrzany politycznie. To jak tu budować to zapowiadane, poprawione, obiecywane państwo. W co wierzyć? Ciekawe, czy na równi będzie ściganie za „złe słowo” o LGBT+Gender, jak i za „osiem gwiazdek”? Osobną kategorią w rzeczywistej polityce nienawiści są przedwyborcze materiały propagandowe oczerniające już nie tylko przeciwników politycznych, ale i ich wyborców. Zwłaszcza te puszczane ostatnio dość obrzydliwe filmiki „profrekfencyjne” fundacji „Twój głos jest ważny” (opłacane przez firmy państwowe). Znieważają one przewrotnie wyborców, powiedzmy konserwatywnych, przedstawiając ich jako ciemną masę. Już to kiedyś robili. Są one na tak żenująco prymitywnym poziomie, że mogą być wiarygodne tylko dla idiotów. Nie jest to dowód zaufania do swoich wyborców. Czy nie specjalnego rodzaju populizm?
Dochodzimy do najogólniejszych pytań politycznych, ustrojowych, moralnych, nawet filozoficznych. Czy da się coś stworzyć, coś pozytywnego, konstruktywnego, coś dobrego, to co nazywaliśmy dobrem wspólnym, przy pomocy metod przeciwnych, manipulacji, oszustwa, fałszu (w tej gradacji i kolejności użycia nieprawdy), w końcu metod złych, używania jednak jakiegoś zła? Czy musi istnieć tylko zła polityka, polegająca jedynie na walce o władzę, na jej zdobywaniu i utrzymywaniu, jak się najczęściej tłumaczy, że innej nie ma; polityka zwycięzców, którzy później biorą wszystko, nie patrząc na skutki, koszty, a przede wszystkim już bez względu na interesy ogółu? Czy niemożliwa jest już lepsza polityka, polityka dobra, kierująca się dobrem wspólnym? Pytanie naiwne, jakieś dobro, jakieś zło, to dobre dla duchownych. Polski manicheizm? Pytania jednak podstawowe, choć dziś wydają się retoryczne. Odwrotnie niż w niemieckim „Fauście” Goethego: „chce dobra (obiecuje tylko dobro), a zło czyni”. Pamiętamy inne cytaty: „Zło dobrem zwyciężaj!”, „Nie lękajcie się!”. Może i do nich przez miesiąc dojdziemy tak, jak z tymi flagami. Na razie jeszcze „polskość to nienormalność”.
„I ni z tego, ni z owego, macie Polskę na pierwszego!”
Na pierwszego maja roku 2025. Macie Polskę z orędzia premiera wygłoszonego w tym dniu (czemu nie np. 3 maja?), które przejdzie chyba do historii jako orędzie piastowskie, fundujące na nowo jak Bolesław Chrobry Polskę piastowską po pierwszych założycielach. Pięknie malowane dzieje, choć przypomina to trochę pomysły z PRL, gdy Polska wracała, jak głoszono, na odwieczne ziemie piastowskie (zagwarantowane, jak wiadomo, w Jałcie i Poczdamie), bo akurat te jagiellońskie wróciły do macierzy radzieckiej. Ale nie oto chodzi. Pytanie, jak nagle z tego chaosu tu w części opisanego, zrodziła się Polska tak silna, zwarta i gotowa, chciałoby się powiedzieć. Polska w każdym razie rozwojowa, bogacąca się, bezpieczna, ważna międzynarodowo, z wojskiem, które „ma wygrywać” (znowu nie oddamy nawet guzika?). No, prawie mocarstwo. Tyle, że mocarstwo podawane do wierzenia, stworzone ad hoc do wyborów, wywoływane demiurgiczną mocą ze słów i gestów, pusta, jak wielokrotnie można się było przekonać, retoryka. Oczywiście przedwyborcza, by jeszcze raz omamić dawnych i nowych, naiwnych wyborców. Ale to by było za proste. Ten patriotyzm ostatniej godziny wygląda na fałszywy, bo nigdy wcześniej nie podkreślano interesów polskich, a tylko przynajmniej europejskie, czy raczej unijne; teraz nagle hasło „nacjonalizm gospodarczy” wypada karykaturalne w ustach człowieka, który należał do tych, co głosili, że kapitał nie ma narodowości. Kiedyś „polskość to nienormalność”, teraz nagle polski nacjonalizm. Gorzej niż PiS. Czy taka gwałtowna zmiana może być w ogóle wiarygodna, wygląda raczej rozpaczliwą demagogię i wrogie przejęcie haseł i idei od przeciwników politycznych, zawłaszczenie taktyczne, które zaraz będzie można porzucić. Taka podstępna retoryka nic nie kosztuje, trzeba najwyżej dokupić więcej flag biało-czerwonych i nimi się oflagować, co parę lat wcześniej było obciachem, zaściankiem, ciemnogrodem, może średniowieczem Mieszka i Chrobrego. Teraz to w konsekwencji, w następnym kroku potrzebne będzie nowe hasło: „zabrać babci flagę!”. Co, nie zabawne? A jednak dzieje się. Można tylko zauważyć, że to wszystko obliczone jest na poziom intelektualny (i moralny) ich wyborców.
Jaki za tym wszystkim kryje się plan? Oczywiście dość prosty, osłabienie na tyle pozycji Polski, by stała się zależna od silniejszych, straciła suwerenność i była gotowa do wejścia do powszechnego państwa europejskiego, nowej UE, czyli Utopii Europejskiej. Niemożliwe? Co z tego, powiedzą, trzeba działać, choćby później pozostały tylko ruiny i zgliszcza…
Pozostaje tylko ostatnie pytanie przedwyborcze, czy ludzie dadzą się oszukać drugi raz (prawda, młodsi pierwszy raz), nabrać na nowe obietnice i zapowiedzi tych, co poprzednio dobrodziei od VAT, OFE, wieku emerytalnego, Amber Gold (tam padły pamiętne synowskie słowa „to wszystko lipa”, czyli „król jest nagi”) i śledztwa oddanego Rosjanom po katastrofie smoleńskiej? Czy Polacy dadzą się znów naciągnąć na Tuska tak, jak niektórzy na wnuczka?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/728670-rzady-oszustow-czy-zloczyncow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.