Szef Krajowego Biura Wyborczego dr Rafał Tkacz przekazał w wywiadzie dla PAP, że przed wyborami prezydenckimi powstanie ponad 32 tys. obwodowych komisji, w tym 511 za granicą. Jak dodał, szacowany koszt wyborów to 550 mln zł. Szef KBW odniósł się również do procedury głosowania oraz możliwych zmian w Kodeksie wyborczym.
PAP: Do pierwszej tury wyborów prezydenckich został niecały miesiąc. Co jest najtrudniejsze w całym tym przedsięwzięciu i jak wygląda współpraca z samorządami, które odpowiadają chociażby za przygotowanie lokali wyborczych?
Rafał Tkacz: Współpraca wygląda bardzo dobrze, na razie nie mamy większych problemów. Choć specyfika głosowania sprawia, że wybory prezydenckie oceniane są jako „łatwiejsze” niż chociażby samorządowe. Wcześniej Krajowe Biuro Wyborcze, pod nadzorem Państwowej Komisji Wyborczej, miało bardzo istotne wyzwanie sprawdzenia wymaganej liczby 100 tysięcy podpisów potrzebnych do rejestracji każdej z kandydatur.
Przed nami kolejne - czyli ukonstytuowanie ponad 32 tys. obwodowych komisji wyborczych, w tym rekordowej liczby 511 komisji za granicą. Zasiądzie w nich łącznie ponad 260 tysięcy członków. Na ten moment w kraju są one już właściwie skompletowane, teraz będziemy czekać na przeszkolenie członków komisji.
Warto tutaj wspomnieć, że to właśnie oni, czyli obywatele, tak naprawdę organizują te wybory. PKW występuje tylko jako organ nadzorczy. Dlatego też sprzeciwiam się za każdym razem, gdy słyszę dość powszechny zwrot „siedzenie w komisji” – bo to nie siedzenie, a ciężka praca.
W poprzednich latach słychać było o problemach ze skompletowaniem pełnych składów. Teraz już ich nie ma?
Nie mamy informacji, żeby któraś z komisji nie miała wystarczającej liczby członków. Przypominam przy tym, że w pierwszej kolejności członków do komisji zgłaszają komitety wyborcze, ale też wszędzie tam, gdzie nie wykorzystają one swojego limitu, można zgłosić się indywidualnie. Dodatkowe osoby do uzupełnienia składów – co najmniej do minimalnego składu, a najlepiej do maksymalnego - wybierają komisarze wyborczy.
Jak to wygląda, jeśli chodzi o podział na komitety? Który zgłosił najwięcej?
Największą liczbę kandydatów do komisji w kraju, bo ponad 36 tysięcy, zgłosił komitet Rafała Trzaskowskiego. Niewiele mniej – ponad 35 tysięcy kandydatów zgłosił komitet Karola Nawrockiego, a ponad 30 tysięcy komitet Szymona Hołowni.
Na organizację i przeprowadzenie wyborów prezydenckich w 2020 r. wydano ponad 304 mln zł, przy czym ta kwota obejmowała również przygotowania do wyborów korespondencyjnych, do których ostatecznie nie doszło. W 2015 r. było to ponad 174 mln zł. Ile będą kosztować wybory w tym roku?
Wstępna kwota, bo oczywiście na tym etapie nie mówimy jeszcze o wydatkach, to 550 mln zł.
Skąd aż taki wzrost? To głównie wzrost kosztów pracy?
Tak, przede wszystkim mówimy tutaj o wzroście diet. Wtedy, kiedy mieliśmy problemy ze skompletowaniem składów obwodowych komisji wyborczych, były one wyraźnie niższe. Obecnie dla przewodniczącego komisji przewidziana jest dieta w wysokości 700 zł, dla zastępcy - 600 zł, a dla szeregowego członka - 500 zł. W przypadku drugiej tury mówimy o 3/4 tych kwot. Wreszcie możemy powiedzieć, że dieta jest adekwatna do tej pracy, którą wykonują członkowie komisji, co przełożyło się też na zainteresowanie jej wykonywaniem.
Do głosowania w wyborach uprawnionych jest blisko 29 mln osób. Wiadomo, że wykorzystanie wszystkich kart jest mało prawdopodobne, ale czy zawsze drukuje się ich tyle, ile jest uprawnionych wyborców?
Tak, zgodnie z uchwałą Państwowej Komisji Wyborczej drukujemy 100 proc. kart do głosowania, choć oczywiście nie dzielimy ich w 100 proc. między komisje. Mamy rezerwy gminne, z których – w razie potrzeby – możemy te karty dowozić do lokali, za co odpowiedzialne są samorządy. Chodzi o to, żeby uniknąć takich sytuacji jak ta we wrocławskim Jagodnie, gdzie tych kart podobno przez pewien czas brakowało.
Obecnie prowadzimy meldunki przedwyborcze, które pokazują, gdzie wzrasta zapotrzebowanie na karty. W pewnych miejscach zweryfikowaliśmy wcześniejsze szacunki, zwiększając ich stan - to np. kurorty, o których wiemy, że wyborcy mogą przybyć tam tłumnie. Jeśli zaś chodzi o nadwyżki kart, to oczywiście po wyborach są one niszczone.
A ile w tym roku kosztować będzie druk kart do głosowania?
Mając na uwadze kwotę wskazaną w jednym z poprzednich pytań, myślę, że nieco zaskoczę. Za karty do głosowania zapłacimy nieco ponad 6 milionów.
Ciekawe z punktu widzenia organizacji głosowania wydają się nietypowe lokale wyborcze, tworzone np. w szpitalach, więzieniach czy na statkach morskich. Mógłby powiedzieć Pan o tym coś więcej?
Obwody w szpitalach, domach pomocy społecznej, aresztach śledczych, zakładach karnych czy domach studenckich nazywane są tzw. obwodami odrębnymi. W tym roku takich obwodów będzie 1812.
Staramy dostosować się do specyfiki tych miejsc – np. w szpitalach istnieje możliwość głosowania za pomocą urny pomocniczej. Wtedy komisja zrobi przerwę w trakcie „głównego” głosowania, a część jej członków wraz ze spisem wyborców i z dodatkową urną „przechodzi się” po łóżkach szpitalnych, odbierając głosy od wyborców, którzy nie mogą ich opuścić.
Jeśli chodzi o statki morskie, to w tym roku utworzono pięć takich komisji, przy czym cztery to są tak naprawdę platformy wiertnicze Orlenu, w związku z czym prawdziwy statek mamy de facto tylko jeden.
Na przestrzeni lat mocno przyspieszyła procedura liczenia głosów. W 2015 r. oficjalny wynik wyborów prezydenckich został podany dzień po nich, ok. godz. 18. W 2020 r. prawie 100 proc. głosów zliczonych było już do godz. 8 rano. Czy w tym roku będzie podobnie? I co najmocniej wpłynęło na proces usprawnienia liczenia głosów?
Na pewno dużym usprawnieniem było uruchomienie systemu elektronicznego, do którego wprowadzane są wszystkie dane. Dzięki temu komisje wyższego rzędu od razu widzą protokoły, mają możliwość szybszego wyłapywania błędów. Pracę zdecydowanie przyspieszyło też wprowadzenie komputerów do tych obwodowych komisji wyborczych, w których jeszcze ich nie było. Apeluję więc do wszystkich władz lokalnych, aby w miarę możliwości wyposażyły komisje w komputery.
W kwestii ostatecznych wyników wyborów najuczciwiej byłoby powiedzieć, że podamy je wtedy, kiedy ostatnia komisja zliczy swoje głosy. Niestety wystarczy, że jedna komisja, kolokwialnie mówiąc, „przyśnie”, i cały proces od razu się opóźnia. Gdy byłem dyrektorem delegatury KBW w Opolu, zazwyczaj mówiłem, że te wyniki spokojnie będą nad ranem po dniu głosowania. Teraz, gdy chodzi o cały kraj, podchodzę do kwestii ostrożniej.
W marcowym wywiadzie w „Dzienniku Gazecie Prawnej” przyznał Pan, że jest Pan zwolennikiem ograniczenia ciszy wyborczej, wspominał Pan również o problemie z tzw. prekampanią. Dlaczego, mimo że oba tematy wracają, wciąż nie ma zmian w prawie?
Według politologów kampania zaczyna się kolejnego dnia po wyborach, według Kodeksu wyborczego wraz z zarządzeniem kolejnych wyborów, więc już tutaj mamy istotną różnicę. Moim zdaniem należałoby zastanowić się nad uregulowaniem tej kwestii, natomiast to już należy do kompetencji ustawodawcy.
Na pewno ten czas po wyborach prezydenckich, który przynajmniej na razie zapowiada się jako okres niewyborczy, będzie dobrym momentem, by porozmawiać o tym, co jest w przepisach, a nie do końca działa, a czego w nich nie ma, a być powinno.
Według mnie warto byłoby „przewietrzyć” Kodeks wyborczy, który powstawał przecież już dawno temu. Przepisy powinny uwzględnić nowy kontekst medialny wraz z ogromną rolą, jaką odgrywają w nim media społecznościowe. Właśnie dlatego skłaniam się ku temu, aby cisza wyborcza obowiązywała tylko w czasie otwarcia lokali wyborczych. Nie wyobrażam sobie, żebym w drodze do lokalu otrzymywał od kogoś jakieś ulotki wyborcze, ale utrzymywanie ciszy wyborczej w przeddzień głosowania w dobie internetu wydaje się być przeżytkiem.
Jak widzi Pan rolę KBW w popularyzacji podstawowej wiedzy wśród młodych osób na temat wyborów?
Myślę, że najlepszym pomysłem jest po prostu trafienie z odpowiednim przekazem do szkół. W Opolu w jednej z placówek co najmniej osiem razy przeprowadzałem wybory do samorządu uczniowskiego na wzór tego, jak przeprowadza się wybory powszechne.
Naprawdę mieliśmy przezroczystą urnę, zawsze przywoziłem też plomby, które przy próbie zdarcia z urny zmieniają swój kolor. Były spisy wyborców, czyli spisy uczniów, którzy obowiązkowo brali udział w głosowaniu z legitymacją szkolną. Chciałbym, żeby jak najwięcej młodych osób mogło wziąć udział w takiej zabawie, która tak naprawdę jest formą edukacji obywatelskiej.
Wielokrotnie podkreślał Pan, że Krajowe Biuro Wyborcze przede wszystkim zajmuje się organizacją wyborów i nie chce być wikłane w polityczny spór, który wybuchł wokół PKW przede wszystkim w związku z kwestią uznawalności orzeczeń Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Nie wydaje się Panu jednak, że to trochę walka z wiatrakami, bo sprawa będzie wracać jak bumerang np. przy każdym proteście wyborczym?
Mam nadzieję, że nie jest to walka z wiatrakami i że mimo trudnej sytuacji Krajowe Biuro Wyborcze wykaże się apolitycznością od początku do końca, a decyzje Państwowej Komisji Wyborczej będą słuszne i zgodne z przepisami.
CZYTAJ TEŻ:
maz/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/728269-szef-kbw-szacowany-koszt-wyborow-prezydenckich-550-mln-zl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.