„To, co robi Komisja Europejska, nie jest szukaniem rozwiązań problemów europejskich, jest tylko szukaniem argumentów piarowych, jak przekonać wszystkich, że ta umowa jest nam potrzebna, że to jest nasza racja stanu i powinniśmy to robić” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Monika Przeworska, dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej, komentując zagrożenia dotyczące umowy UE z krajami Mercosur. Wskazuje też, że 5 czerwca mija umowa regulująca handel z Ukrainą i nie widać, by podejmowano działania wokół wprowadzania regulacji korzystnych dla polskich rolników. „Do historii mogą przejść przyjęte i wywalczone niejako przez rolników ATM-y (autonomiczne środki handlowe). To jest niesamowite, że jesteśmy w czasie, kiedy Polska sprawuje swoją prezydencję, więc teoretycznie wszyscy spodziewaliśmy się, że Polska weźmie na siebie ciężar negocjowania tej umowy i będzie to jeden z priorytetów, by tę umowę po prostu wynegocjować lepiej z perspektywy polskiego i europejskiego rolnika” — alarmuje Przeworska.
wPolityce.pl: Polskie rolnictwo, które chyba nadal opiera się o rodzinne gospodarstwa rolne, jest szczególnie zagrożone umową Unii Europejskiej z Mercosur. Chciałbym, żeby pani przybliżyła, jakie to może konkretnie konsekwencje przynieść dla polskiej wsi.
Monika Przeworska: Takim podstawowym zagrożeniem jest kolejne uderzenie w możliwości sprawiedliwej konkurencji na rynku. Przede wszystkim dlatego, że unia pomiędzy krajami Mercosur oraz Unią Europejską to jest taki duży komponent handlowy, zawierający produkty rolno-spożywcze. W tej umowie są zawarte ilości, które będą mogły - nieoclone bądź przy bardzo minimalnych cłach - przypłynąć do Unii Europejskiej i zostać wprowadzone na rynek wspólnotowy. Tutaj przede wszystkim należy mówić o wołowinie, wieprzowinie, ale także o cukrze, etanolu, tytoniu. Generalnie jest naprawdę szeroki wachlarz produktów, które będą mogły przypłynąć do Europy i będą mogły zostać w bardzo konkurencyjnych cenach wprowadzone na rynek wspólnotowy.
Słowo „konkurencyjność” jest, jak myślę, kluczowe, przede wszystkim dlatego, że jak wiemy, można z kimś konkurować ceną do momentu, kiedy ta konkurencja faktycznie jest. W związku z czym na początku istotnie konkurencja jest, bo europejscy rolnicy produkują, więc ta żywność, która będzie do nas przypływała z krajów bloku Mercosur, na pewno będzie konkurencyjna cenowo, tańsza niż ta produkowana w Europie.
Żywność produkowana w Europie jest wytwarzana wobec bardzo ścisłych norm i rygorów. To wszystko, nie ma co się oszukiwać, podraża koszt wyprodukowania 1 kg żywca wołowego, czy 1 tony buraka cukrowego etc. W związku z tym, niestety, ale prawda jest taka, że konkurencyjność, która już przez wiele czynników jest osłabiana, będzie miała po prostu kolejne zderzenie z rzeczywistością. Następne produkty będą po prostu wypychały te produkty, które my wytwarzamy.
Warto wspominać, że Polska jest ogromnym producentem żywności, który z jednej strony produkuje na rynek wewnętrzny, ale druga nasza bardzo ważna odnoga to jest eksport, który realizujemy. Warto mieć na uwadze, że ogromna ilość tego, co produkujemy, trafia przede wszystkim na rynek niemiecki. Jeżeli dojdziemy do takiej sytuacji, że faktycznie ta umowa o wolnym handlu zostanie ratyfikowana i żywność do Europy przypłynie, to nawet jeżeli nasze zakłady przetwórcze bezpośrednio nie będą sięgać po tamten surowiec, to my wiele rynków zbytu, które są obecnie naszą domeną, po prostu utracimy.
Umowa o wolnym handlu UE z Mercosur jest zbudowana tak, że produkty przemysłowe z Europy, a są to głównie samochody, mają w łatwiejszy sposób trafiać na rynek południowo-amerykański, zaś Europa miałaby się stać atrakcyjniejszym odbiorcą towarów rolnych z Ameryki Południowej. Czy to oznacza, że dla korzyści przemysłu motoryzacyjnego złożono na ołtarzu ofiarnym europejskie rolnictwo?
Dokładnie tak jest i dosłownie w ten sposób jest to skonstruowane. Coś musieliśmy zaoferować jako Unia Europejska, coś poświęcić, żeby to, w czym inne państwa są dobre - czyli przede wszystkim Francja oraz Niemcy w zakresie motoryzacji, nowoczesnych technologii – wymienić na coś w zamian i to jest właśnie rynek rolno-spożywczy. Stąd ten ogromny nacisk, żeby ten tonaż, szczególnie mięsa wołowego czy drobiowego, był tak ogromny. To nie jest jednak tak, że my potrzebujemy tego mięsa, bo nie mamy go w Europie. My to wszystko mamy.
Unia Europejska w tym samym czasie nakłada na europejskiego producenta coraz to nowe normy, wymagania. Wszyscy przecież widzieliśmy protesty, które przytaczały się przez Polskę, jeżeli chodzi o nowy Zielony Ład. Rolnicy nigdy nie sprzeciwiali się konieczności dbania o środowisko i o klimat, ale wychodzili zawsze z założenia, że te wszystkie propozycje, które są ferowane przez Unię Europejską, doprowadzają właśnie do podrożenia produkcji. W momencie, kiedy te wszystkie dziwne projekty są wdrażane, kiedy produkcja jest po prostu sztucznie podrażana i koszty są windowane w związku nie z tym, że realny koszt wytworzenia produkcji tak bardzo podrożał, tylko przez te wszystkie wykluczenia, obostrzenia itd., to zwyczajnie wszystko poszło cenowo w górę. W tym samym czasie Unia Europejska całkiem przypadkiem stara się za wszelką cenę otworzyć na żywność tam produkowaną, która przecież nie jest produkowana według tych samych norm i reżimów.
Co ciekawe, jak spojrzymy do tego raportu, który przez samą Komisję Europejską został opublikowany, to przecież sama KE mówi o tym, że kraje takie jak Brazylia nie są na chwilę obecną w stanie nawet udowodnić nam, że mogą tak weryfikować sposób, w jaki żywność jest tam produkowana, by Unii Europejskiej zagwarantować, że faktycznie normy są chociaż zbliżone do tych europejskich. Prawda jest taka, że rolnictwo zostało poświęcone.
Umowa z Mercosur ma też chyba doprowadzić do znacznego wzrostu eksportu wołowiny z Argentyny czy z Brazylii. No i można tu powiedzieć o pewnym dumpingu cenowym. Jak więc mówić o bezpieczeństwie żywnościowym Europy w tak szczególnie ciężkich, niebezpiecznych czasach, jeżeli będziemy się chcieli od Ameryki Południowej w znaczącym stopniu uzależnić żywnościowo?
Jestem totalnie „oczarowana” podejściem europejskich polityków. Widać wyraźnie, że takie myślenie na trochę dalej niż do kolejnej kadencji, kompletnie nie wychodzi. Wszyscy powinniśmy pamiętać, co stało się z Nord Stream, jak pięknie uzależniliśmy się od gazu. Okazuje się, że to samo, co kiedyś zrobiliśmy z gazem, robimy teraz z żywnością.
Żywność, która będzie do nas przypływała, na początku rzeczywiście będzie tania, jednakże ta konkurencja teraz jest, więc siłą rzeczy tamci producenci też będą stosować ceny dumpingowe, tak żeby europejska konkurencja przestała funkcjonować, przebranżowiła się, zmieniła kierunek, ewentualnie zrobiła to, co Unia Europejska nam oferuje, czyli przestała intensyfikować produkcję, żebyśmy tej produkcji z roku na rok po prostu mieli coraz mniej, szczególnie właśnie w odniesieniu do produkcji mięsa i to każdego gatunku.
To jest tak krótkodystansowe myślenie, że jest to aż przerażające, bo przychodzi później jakaś choroba, jak wskazuje przykład COVID-u, przychodzi jakaś sytuacja, nie daj Boże, wojenna i nagle może się okazać, że ta żywność z Mercosur po prostu do nas nie dojedzie. Mam wrażenie, że unijni politycy nie przejmują się tym kompletnie, zamykają oczy i w ogóle na kwestie bezpieczeństwa żywnościowego nie zwracają uwagi. Co gorsze, w przypadku Polski to my jesteśmy totalnie wzięci w dwa ognie, ponieważ za wschodnią granicą mamy drugi Mercosur.
Mamy właśnie umowę o bezcłowym handlu z Ukrainą, więc można - tak jak pani wspomniała - powiedzieć, że Polska została wzięta w kleszcze z dwóch stron. O ile pamiętam 5 czerwca to jest ta data, która jest tutaj najważniejsza.
Dokładnie tak. 5 czerwca mija umowa, która obecnie reguluje ten handel, czyli do historii mogą przejść przyjęte i wywalczone niejako przez rolników ATM-y (autonomiczne środki handlowe). To jest też niesamowite, że jesteśmy w czasie, kiedy Polska sprawuje swoją prezydencję, więc teoretycznie wszyscy chyba spodziewaliśmy się, że Polska weźmie na siebie ciężar negocjowania tej umowy i będzie to jeden z priorytetów, jeżeli chodzi o naszą prezydencję, by tę umowę po prostu wynegocjować lepiej z perspektywy polskiego i europejskiego rolnika.
Miałaby to być umowa, która niejako byłaby zbliżona do tej sprzed wojny, a nawet może w wielu obszarach bardziej restrykcyjna, bo w przypadku niektórych produktów rolno-spożywczych przed wojną obowiązywały wyłącznie kontyngenty taryfowe, a cła zostały zdjęte. Na dobrą sprawę myślę, że w wielu przypadkach warto byłoby wrócić i do kontyngentów i do ceł, tak żeby mieć jakąś kontrolę nad tym, co faktycznie na ten rynek wspólnotowy trafia oraz jakiej jest to jakości.
Nie słyszy się to tym zbyt wiele…
Okazuje się, że jest w tym obszarze totalna cisza. Jedyne informacje, jakie pojawiają się w przestrzeni medialnej, to są takie przecieki od dziennikarzy, którzy mówią o tym, że w zaciszach gabinetów jest negocjowana ta umowa. Niestety, historia jednak pokazuje, że jeżeli takie umowy są negocjowane w zaciszu gabinetów, to myślę, że rolnicy mają po prostu nie usłyszeć o tym przed publikacją tej umowy i że to będzie taka niezbyt miła niespodzianka dla europejskiego rolnika.
Warto wspomnieć, że faktycznie, o ile Mercosur jest naprawdę ogromnym zagrożeniem dla europejskiego rolnictwa i stabilnej przyszłości, o tyle Ukraina dla nas jest jeszcze większym zagrożeniem. Tutaj o możliwości konkurowania w ogóle możemy zapomnieć, bo na Ukrainie gospodarstwa wyglądają zupełnie inaczej. U nas średnie gospodarstwo to teoretycznie jest 11 hektarów, a nawet 11,4 ha, więc to są naprawdę małe gospodarstwa. Gdy jednak spojrzymy na to, jak wyglądają gospodarstwa na Ukrainie, to oczywiście jest jakiś tam promil gospodarstw, które są małe - czyli po 100, 200 ha - ale całe gro to są setki tysięcy hektarów, które są zupełnie inaczej zarządzane, które mają zupełnie inne ceny zakupu produktów, wykorzystywanych do produkcji.
Przede wszystkim jednak nie mają europejskiego nowego Zielonego Ładu, w związku z czym nie mają ograniczeń co do stosowania np. środków ochrony roślin. Od nich nikt nie wymaga tego, żeby stosować normę GAEC 2 (ma chronić torfowiska i podmokłe obszary użytkowane rolniczo), albo żeby stosować ugorowanie. Generalnie nie ma takich rzeczy, które naszą produkcję podrażają, im się produkcję tylko dotuje. Jak spojrzymy na to, jakie subsydia są stosowane i - co ciekawe - częściowo z UE na rozwój tamtego rolnictwa, to są to naprawdę duże pieniądze. Zarówno produkcja zwierzęca się tam rozwija, produkcja roślinna, owoce jagodowe. Wszystko to, w czym Polska do tej pory była bardzo silna, rozwija się, tylko dużo sprawniej, za naszą wschodnią granicą.
Rzecznik Komisji Europejskiej powiedział, że Komisja zamierza w nadchodzących miesiącach podjąć się akcji przekonywania krajów członkowskich UE do umowy z Mercosur, gdy kończone będą prace nad tym dokumentem. W tym kontekście pojawia się też polityka celna Donalda Trumpa. Słychać taką narrację, że Komisja Europejska przyspieszyła ten proces w odpowiedzi niejako na obostrzenia celne Trumpa. Mamy więc winić Trumpa za to, że ten proces ruszył z kopyta?
To jest niesamowite, bo jak spojrzymy historycznie na to, co działo się przed wyborami do europarlamentu, to narracja która była kreowana przez panią Ursulę von der Leyen była jednoznacznie taka, że umowy z Mercosur nie będzie, a rolnicy mają rację, że protestują, że jesteśmy bezpieczni żywieniowo, więc generalnie powinniśmy zrobić odwrót od nowego Zielonego Ładu i zacząć tworzyć nowy ład dla rolnictwa.
Później zdarzyły się wybory do europarlamentu i oczywiście mówimy już o zupełnie innej czasoprzestrzeni. To jest ten moment zwrotny i kiedy pani von der Leyen dostała tak ogromne poparcie w Komisji to nagle okazało się, że już otwartym tekstem można mówić o tym, że umowę trzeba podpisać jak najszybciej. Przecież teraz to m. in. komisarz ds. rolnictwa Hansen mówi, że umowa o wolnym handlu z Mercosur, z Ukrainą będą niemalże koniecznością, gdyż w Europie mamy niepewną sytuację epizootyczną, związaną m. in. z pryszczycą i z ptasią grypą. On też podaje kolejne czynniki, które mają stymulować jak najszybszą ratyfikację tej umowy. Dzieje się bardzo dużo, a na dobrą sprawę to, co robi Komisja Europejska nie jest szukaniem rozwiązań problemów europejskich, jest tylko szukaniem argumentów piarowych, jak przekonać wszystkich, że ta umowa jest nam potrzebna i że to jest nasza racja stanu i powinniśmy to robić.
W związku tym rolnicy spodziewają się, że taka kampania będzie prowadzona, ale to będzie pewnie taka tradycyjna kampania dotycząca tego, jak bardzo potrzebna jest nam ta umowa, jak wiele poszczególne państwa członkowskie mogą na tym zyskać i jak doskonale poradzimy sobie bez europejskiego rolnika. Ja myślę, że trochę bardziej będziemy szli z europejską narracją w kierunku tego, co kilka lat temu powiedział ówczesny premier Holandii Mark Rutte, który stwierdził, że żyjemy w takich czasach, że żywność możemy sprowadzić z zagranicy i nie potrzebujemy holenderskiego rolnika. Jak tak na chłodno przeanalizujemy to, co robi Komisja Europejska już po wyborach do europarlamentu, to jest to trochę takie uosobienie właśnie tych słów pana Marka Rutte, który wtedy był premierem Holandii, czyli kraju, w którym rolników się za wszelką cenę wypychało.
Bruksela robi dobrą minę do złej gry.
Z jednej strony mamy Zielony Ład, który teoretycznie miał zostać wycofany, a tak naprawdę mamy dialog strategiczny na temat rolnictwa, czyli dokument, który jasno mówi o tym, że mięso trzeba opodatkować, trzeba przeprowadzić rewizję polityk promocji, jeżeli chodzi o mięso i produkty odzwierzęce. Mamy więc dokument, który jest promowany bezpośrednio przez Ursulę van der Leyen i komisarza ds. rolnictwa, a który mówi o tym, że wszystkie produkty odzwierzęce powinniśmy określać jako produkty, które są zasobochłonne, że jest za mało informacji na temat tego, że powinniśmy przeprowadzić kampanie informacyjne w szkołach, w przedszkolach, wśród dzieci, tak żeby dzieci edukować, że dieta jednak powinna pójść w kierunku diety bardziej zrównoważonej.
Mamy szereg przepisów, które mówią jednoznacznie o powiązaniu każdej płatności, która będzie trafiała w przyszłości na polską czy europejską wieś z działaniami pro-środowiskowo-klimatycznymi. I znowu można powiedzieć, że to brzmi fajnie, ale prawda jest taka, że to będzie tak silne powiązanie funduszy, że sądzę, iż po prostu sprawowanie władzy nad ziemią niejako przejdzie w kontrolę bardziej banków i dużych korporacji niż rolników sensu stricte.
Ta sama KE mówi, że umowa z Mercosur, mimo jej ogromnych negatywnych skutków dla europejskiego rolnictwa, musi być podpisana, musi być ratyfikowana jak najszybciej i to mimo ogromnego sprzeciwu Francji, Polski i kilku państw, które jasno mówią o tym, że to jest dla rolnictwa dramat.
Dalej, umowa o wolnym handlu z Ukrainą, która 5 czerwca spadnie na nas w nowej odsłonie i zapewne niezbyt dobrej dla rolników. W tym samym czasie mamy też choroby zakaźne, które w Europie nie pojawiały się od wielu, wielu lat. Już nawet rząd węgierski zastanawia się, skąd ta pryszczyca na Węgrzech się wzięła i czy to przypadkiem jest jakiś atak biologiczny. Dzieje się więc bardzo dużo rzeczy, które niestety robią niejako miejsce na europejskim rynku dla produktów, które pochodzą spoza Unii Europejskiej.
Czy można ten negatywny proces w jakiś sposób zatrzymać? Czy jest szansa na mniejszość blokującą w Unii Europejskiej, aby się przeciwstawić ratyfikacji tej umowy?
Myślę, że jeżeli się nie zrobi nic, to nie można później narzekać, że się nie udało nic zrobić. Jak tak patrzę na komunikaty, które płyną ze strony rządu czy ministerstwa rolnictwa, to mam wrażenie, że ten temat gdzieś tam po drodze po prostu umarł i go nie ma. Mam tylko nadzieję, że rozmowy są prowadzone w tak dużej konspiracji i tak bardzo skutecznie, że po prostu te informacje nie dostają się do mediów, ale że jednak temat ciągle jest obecny. To jednak chyba tylko taka nadzieja, która pewnie niedługo zostanie zweryfikowana.
Mam też nadzieję, że zaczniemy robić zdecydowanie więcej jako państwo, żeby tę umowę zablokować i że zaczniemy dużo więcej mówić na temat samej umowy z Ukrainą, bo nie możemy skupić się tylko na jednym zagrożeniu. Oba są potężne i oba mogą zagrażać bezpieczeństwu żywnościowemu. Mam nadzieję, że rząd robi więcej nieoficjalnie niż w tych oficjalnych komunikatach.
Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe podejście rządu do rolników, chociażby w kontekście protestów rolniczych, które się odbywały kilka miesięcy temu, można mieć dużą rezerwę wobec tej nadziei.
Tym bardziej, że sam stopień złożoności podejścia do rolników względem konkretnych resortów jest też chyba jak nigdy dotąd. Przykład z ostatnich kilku tygodni - 13. czy 12. marca została opublikowana informacja na temat tego, jak Polska będzie wdrażać normę GAEC 2. To jest norma, która dotyczy jakości torfowisk, stopnia uwodnienia. Jest to generalnie norma, którą wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że będziemy wdrażali w 2025 roku. Wszyscy więc czekali na tę informację, kiedy i w jaki sposób. I okazało się, że na kilka dni przed nową kampanią, czyli przed 15 marca, została opublikowana mapa IUNG (mapa zagrożenia suszą) na stronach ministerstwa rolnictwa i nagle okazało się, że zapewnienia resortu ze stycznia, kiedy to było spotkanie komitetu monitorującego całą WPR (wspólna polityka rolna), że normą GAEC 2 zostanie objęte 156 tys. hektarów.
To już możemy sobie włożyć pomiędzy bajki, bo okazało się, że norma obejmie 400 tys. hektarów i to pewnie jeszcze nie do końca jest ostatnie słowo, dlatego że później rozmowy z ministerstwem wykazały, że mamy taką sytuację przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Resort ten zaczął pisać donosy do Komisji Europejskiej, że wdrażanie GAEC 2 na poziomie tych 156 tys. hektarów to jest zdecydowanie za mało, to jest udawanie, że robimy, a nie robienie i że w opinii Ministerstwa Klimatu i Środowiska to powinniśmy przyjąć współczynnik, który mówi o tym, że każda ziemia powyżej 14 proc. materii organicznej zawartej w strukturze, to już jest coś, co powinno zostać włączone do GAEC 2. Mówimy wtedy o mniej więcej 2 milionach hektarów, gdzie mamy utrudnioną w ogóle produkcję rolną. To pokazuje, że mamy niby jeden spójny rząd, a tak naprawdę, nawet jeżeli jedni chcą iść na rękę rolnikom i jakoś z nimi współpracować, to drudzy mimo wszystko starają się jeszcze tam nogę podstawić.
CZYTAJ TAKŻE:
— Macron już prawie przekonany, Tusk poczeka do wyborów. Niemcy przyspieszają w sprawie umowy Mercosur
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/726900-przeworska-o-mercosur-polska-zostala-wzieta-w-dwa-ognie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.