Rozmawiałem niedawno ze znajomym naukowcem z Lublina, którego mogę opisać jako autentycznego polskiego patriotę, myślącego ponad podziałami politycznymi na prawicy. Tematem rozmowy były wybory prezydenckie.
Kolega jest sympatykiem Prawa i Sprawiedliwości i będzie głosował na kandydata, którego popiera ta partia – Karola Nawrockiego. Natomiast, jak już napisałem, jest polskim patriotą, który działa niezależnie od konfliktów wewnątrz formacji prawicowych. Interesuje go tylko jedno – dobro polskiego narodu. Jak mi powiedział, ma dużo przyjaciół, którzy głosują na Konfederację.
Mowę do nich: dobrze, będziecie głosowali na Sławomira Mentzena i to rozumiem. Natomiast, jeśli w drugiej turze zmierzą się Nawrocki i Rafał Trzaskowski – powinnyście głosować na Nawrockiego. Co prawda nie wierzę, że do drugiej tury wejdzie Mentzen, aby zmierzyć się z Trzaskowskim, ale jeśli się to stanie będę głosować na Mentzena
— powiedział.
Mój znajomy jest świadomy jednej rzeczy. Otóż, nie ma w tym momencie ważniejszego celu dla Polski niż zatrzymanie prezydenta Warszawy na jego wymarzonej drodze do Pałacu Prezydenckiego. Jego wygrana w wyborach oznacza, jak nam już wyjaśnili liderzy obozu Donalda Tuska, „domknięcie systemu” oraz ugruntowanie bezprawia i rewolucji społecznej, która zmieniłaby Polskę na dekady.
Nie chodzi tu o zwykłe spory polityczne, ale o kwestie fundamentalne, związane z przyszłością naszego kraju. Wszystko, czego doświadczyliśmy od 13 grudnia 2023 roku, mówi nam, że konflikt między dwoma głównymi obozami w Polsce rozstrzyga najważniejsze sprawy dotyczące naszej tożsamości. W pewnym sensie, ma on wymiar aksjologiczny.
Czy ludzie w Konfederacji są tego świadomi? Wypowiedzi lidera tej formacji, że w tej chwili najważniejsze jest powstrzymanie Trzaskowskiego, pokazują, że do pewnego stopnia tak jest. Wygląda na to, że w tym momencie istnieje ciche porozumienie między obozami Konfederacji i PiS, iż ich kandydaci nie będą ze sobą zbyt agresywnie walczyć.
Jednak od czasu do czasu pojawiają się wypowiedzi, z powodu których wątpimy, że w Konfederacji dojrzała już świadomość powagi sytuacji.
I tak niedawno europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik odpowiedziała na pytanie na kogo zagłosuje w drugiej turze, jeśli dojdzie do walki między Nawrockim i Trzaskowskim. Stwierdziła wtedy, że „zostanie w domu”.
Oczywiste jest, że Zajączkowska powinna przede wszystkim myśleć o kandydaturze polityka ze swojego obozu. Nikt nie oczekuje od niej, że będzie promowała jego oponentów. Jednakże mówienie w taki sposób, że na tym etapie nie ma żadnej różnicy między Trzaskowskim a Nawrockim, jest po prostu politycznie i intelektualnie niepoważne dla każdego, kto nazywa siebie konserwatystą.
Co prawda, taki brak odpowiedzialności można wyjaśnić tym, że pani Ewa zapewniła sobie lukratywną synekurę w Brukseli aż do 2029 r. Tam – bądźmy realistami – nie będzie musiała robić nic poza odgrywaniem roli bohaterki i wygłaszaniem anty-systemowych przemówień, które potem jej asystenci będą tłumaczyć na angielski i promować w Internecie. Jednak od polityków nadal oczekuje się myślenia wykraczającego poza własne interesy i wykazania się świadomością potrzeb obywateli oraz państwa.
Jest taki punkt, po którym ten „wolnościowy” brak odpowiedzialności przestaje być uroczy i zaczyna być szkodliwy dla wszystkich, także dla danego polityka. Pani Ewa już dawno ten punkt przekroczyła i mamy nadzieję, że jest to kwestia indywidualnego ekscesu, a nie atmosfery panującej w jej formacji.
Po wszystkim, co opisaliśmy, możemy parafrazując stare hasło, popularne niegdyś w obozie Zajączkowskiej, zadać tylko jedno pytanie - czy Konfederacja i PO to jedno zło?
Nie chce mi się w to wierzyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/725194-konfederacja-i-po-to-jedno-zlo-nie-chce-w-to-wierzyc