„Bodnarowcy” od stycznia przetrzymują w areszcie Annę W., byłą dyrektor biura premiera Mateusza Morawieckiego, w związku ze śledztwem w sprawie rzekomych nieprawidłowości RARS. Nie pozwalają kobiecie zobaczyć się z 13-letnim synem ze spektrum autyzmu. Dziś natomiast Telewizja wPolsce24 ustaliła, iż Anna W. decyzją „bodnarowców” została przyprowadzona na przesłuchanie w kajdankach zarówno na rękach, jak i na nogach! „Widziałem to na własne oczy, urzędniczka [została potraktowana - przyp. red.] niemalże jak Hanibal Lecter, tylko brakowało jej jeszcze tej maski na twarzy. To się nie mieści w żadnej głowie” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca Anny W. Poinformował również, że syn Anny W. próbował popełnić samobójstwo.
Dlaczego „bodnarowcy” od miesięcy nie pozwalają się Annie W. zobaczyć z jej chorym synem? Czy chodzi o to, by w ten sposób wymusić na niej określone zachowania? Pytania w tej sprawie zadawał mec. Wąsowskiemu prowadzący rozmowę na antenie Telewizji wPolsce24 red. Oliver Pochwat.
Nie da się tego inaczej wytłumaczyć jak właśnie w ten sposób. Nie ma naprawdę żadnych innych racjonalnych przesłanek, tak, takie to sprawia wrażenie. Jest trzymana i torturowana zdrowiem i wręcz życiem swojego dziecka, żeby zaczęła działać w taki sposób, jak prokuratura sobie życzy. Nie mam na to innego wytłumaczenia
— odpowiedział mec. Krzysztof Wąsowski.
Dzisiaj się odbyły czynności w Prokuraturze Krajowej w Katowicach z Anną W., na które się nie stawił prokurator, zupełnie zlekceważył tę czynność, był jakiś funkcjonariusz, który w zastępstwie prokuratora miał tak naprawdę pozornie wykonywać tę czynność. To jest skandal, Anna W. jest rzeczywiście „dojechana”, złożyła bardzo obszerne oświadczenie na protokół, które nie wiąże się z tajemnicą śledztwa, w którym zadaje prokuratorowi retoryczne pytanie, czy będzie miał odwagę jak jej syn targnie się na swoje życie, żeby jej o tym powiedzieć. Na szali leży życie i choroba jej dziecka, a na drugiej szali on uważa, że ważniejsze jest plecenie polityczne
— przekazał mec. Wąsowski. Potwierdził doniesienia Telewizji wPolsce24, iż Anna W. była skuta kajdankami podczas dzisiejszych czynności w prokuraturze.
Nie dość, że ręce, to miała skute też nogi, złożyła stosowne oświadczenie do protokołu. (…) Widziałem to na własne oczy, urzędniczka[została potraktowana - przyp. red.] niemalże jak Hannibal Lecter, tylko brakowało jej jeszcze tej maski na twarzy. To się nie mieści w żadnej głowie
— mówił.
Funkcjonariusze tłumaczyli, że takie dostali polecenie od swoich przełożonych. Rozumiem, że takie są dzisiaj zadania przełożonych, żeby specjalnych więźniów transportować z kajdankami na nogach, to nie były zespolone kajdanki, oddzielne na nogach i na rękach. To jest po prostu szok
— dodał.
Próba samobójcza syna Anny W.
Okazuje się też, iż zgodnie z informacjami od babci dziecka Anny W., chłopiec próbował targnąć się na swoje życie!
Dzisiaj zostało złożone kolejne pismo, zamierzamy je ujawniać, bo to nie dotyczy tajemnicy śledztwa. Dostałem informację od ojca chorego dziecka 23 i 26 marca. Złożyłem te informacje panu prokuratorowi, którego nie było [informacje złożono w biurze podawczym - przyp. red.], gdzie się okazało, że są informacje od babci tego chłopca, że on po prostu próbował się targnąć nożem na swoje życie. Tutaj naprawdę nie ma żartów
— powiedział mec. Wąsowski.
Prokurator po raz drugi odmawiając uwolnienia Anny W. napisał, że postanowił 12 marca powołać biegłego psychologa. Do dzisiaj obrona, mijają ponad dwa tygodnie, nie dostała tego postanowienia do ręki, nie wiemy, co to za biegły, mało tego, ten biegły nie kontaktował się ani z chorym synem, ani z jego ojcem, ani z Anną W., ani ze szkołą. To jakiś biegły jak jeti, o którym wszyscy słyszeli, a nikt go nie widział na własne oczy. Jeżeli tutaj mamy taką grę, że polityka jest ważniejsza od życia 13-latka, to żarty się skończyły
— zaznaczył mecenas.
CZYTAJ TAKŻE:
tkwl/Telewizja wPolsce24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/725033-nasz-news-anne-w-zakuto-w-kajdanki-na-rekach-i-nogach