Ktoś, kto naprawdę jest liderem, nie musi o tym mówić. A gdy mówi, a wręcz papla, to liderem nie jest, tylko rozkapryszonym dzieciakiem.
26 marca 2025 r. o dziewiątej rano na platformie X Rafał Trzaskowski zamieścił taki oto fragment swojego wystąpienia: „Jest takie zdjęcie, które ja sobie wydrukowałem, a mianowicie jest dwóch pływaków. Ten który prowadzi, patrzy tylko i wyłącznie na linię mety. A ten, który jest drugi, patrzy na tego, który prowadzi. Zwycięzca patrzy na linię mety. I to moi konkurenci ciągle mówią o mnie, a ja im tej przyjemności nie zrobię. I będę mówił o tym, co trzeba zrobić, jak trzeba zrobić, a nie będę mówił o nich, drodzy państwo”. To twardy dowód na to, że Rafał Trzaskowski ani nie rozumie polityki, ani sportu.
Zwycięzcą jest się dopiero po minięciu linii mety, a nie przed nią. Są tysiące przykładów, jak sportowcy już się witali z gąską i na ostatnich centymetrach przegrywali. Dlatego przegrywali, że przed metą już czuli się zwycięzcami. Że nie kontrolowali sytuacji, tylko wygrali, zanim minęli metę (dotknęli ścianki basenu). I potem szok, że jednak nie. A to tylko pycha została ukarana, bo sport tak nie funkcjonuje (co by świadczyło o tym, że Trzaskowski o sporcie nie ma bladego pojęcia, co chyba zresztą widać, słychać i czuć). Ten, który patrzy tylko na linię mety jest zwyczajnie krótkowzroczny, a nawet bezmyślny. A konkretnie, to jakaś chemia zalewa mu mózg i jest całkiem ślepy na to, że każdy będący dostatecznie blisko lidera chce go wyprzedzić w ostatniej chwili i wielu się to udaje.
Ten, który jest drugi nie dlatego patrzy na tego, który prowadzi, że zaczyna już myśleć o składaniu mu hołdu czy uznaniu wyższości, tylko z tego powodu, że chce go wyprzedzić. Prawdziwy sportowiec, zawsze chce być pierwszy, a gdy widzi plecy lidera, szczególnego „kopa” dostaje w końcówce. Bo wtedy wpatrzonego w metę prowadzącego bardziej zaślepia (pycha, tupet, pewność siebie) niż na dystansie i wówczas łatwiej go pokonać. W tym opisywaniu zdjęcia pływaków, które sobie nawet wydrukował, obecny prezydent Warszawy jest wyjątkowo niemądry i nieprofesjonalny. Pokazuje jak przegrać, a nie jak wygrać.
Z politycznego punktu widzenia ignorowanie konkurentów, nawet tych nie depczących po piętach w sondażach, jest zwyczajnie głupie. Deklaracja, że Trzaskowski nie będzie o nich mówił świadczy o kompletnym wyobcowaniu, oderwaniu od rzeczywistości. I dowodzi niezłej szajby, czyli manii wielkości. To także myślenie magiczne: jeśli nie będzie się o kimś mówić, to ta osoba przestanie istnieć. Oczywiście nie przestanie. To niemówienie to zresztą kłamstwo, bo każdy profesjonalny sztab wyborczy serio i obszernie zajmuje się konkurentami, choćby kłamał, że tak nie jest. A jeśli kłamie, to odstawia zwyczajną dziecinadę.
Trzaskowski próbuje oczywiście wdrukować Polakom, że jest bezkonkurencyjny, więc nie tracąc czasu na zajmowanie się jakimiś pionkami, postępuje racjonalnie. Tyle że taka bezkonkurencyjność jest możliwa tylko w autokracjach, a nie w demokracji, choć także tam zdarzają się spektakularne zwycięstwa (porażki zresztą też). Wiarę w bezkonkurencyjność mają tylko ludzie bez wyobraźni albo zatruci pychą i butą.
Trzaskowski sam się uwodzi (i otumania) tym, że dwukrotnie (w 2018 r. i 2024 r.) wygrał już w pierwszej turze wybory na prezydenta Warszawy. Ale te wyniki (odpowiednio 56,67 proc., czyli trochę ponad 505 tys. głosów oraz 57,41 proc., ale już 444 tys. głosów) są kompletnie nieprzystające do całej Polski. Warszawiacy w dużej części chcą być tacy jak Trzaskowski, więc na niego głosują, ale to jest wynik różnego rodzaju kompleksów, głównie wśród tzw. słoików oraz mitologii, że dostaną się w ten sposób do klasy wyższej, co jest oczywiście kompletną bzdurą. To mentalność typowa dla wielkich miast Ameryki Południowej, gdzie magia, także ta polityczna, odgrywa ogromną rolę.
Niemówienie o konkurentach jest także przejawem narcyzmu, który aż się leje z cystern na wyborczych spotkaniach prezydenta Warszawy. Wszędzie słychać to „ja”, „ja”, „ja” …Wyborcy wprawdzie lubią liderów pewnych siebie, ale narcyzm wcale nie świadczy o sile, tylko o kompleksach i miłości własnej, która skądinąd jest najłatwiejsza, bo nie musi się mierzyć z żadnymi realnymi ludźmi. Nie musi się do nikogo i niczego dostosowywać. Narcyzowi wystarcza on sam. Ale na przykład w sporcie bycie narcyzem to pewna porażka, nawet w sportach indywidualnych.
Żałosne jest to niedowartościowanie samego Trzaskowskiego, tym bardziej że próbuje je przykryć wytryskami narcyzmu. Ktoś, kto naprawdę jest liderem, nie musi o tym mówić. A gdy mówi, a wręcz papla, to liderem nie jest, tylko rozkapryszonym dzieciakiem. Tyle że ten dzieciak skończył w styczniu 2025 r. już 53 lata. I ten przerośnięty dzieciak ani nie jest prawdziwym politykiem, ani nawet namiastką sportowca. Jest rozmemłanym narcyzem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/724944-to-co-robi-trzaskowski-tylko-go-pograza-i-osmiesza