Francuzi mają takie powiedzenie: pour ne pas mourir bete/idiot. By nie umrzeć głupkiem/idiotą – po to się uczymy, zdobywamy nowe doświadczenia etc. Sensu w tym powiedzeniu nie ma, ale w pokrętny sposób pasuje ono do histerii w jaką wpadła w Stanach Zjednoczonych lewica i Demokraci, a za nimi postępowe narody i media świata. A to dlatego, że w instytucjach federalnych zaczęto kasować idiotyczne wydatki wytropione przez kierowany przez Elona Muska DOGE – Departament Efektywności Rządu. Na dodatek Donald Trump przystąpił do likwidowania Departamentu Edukacji.
Miliardy dolarów przestały płynąć do lewackich organizacji, na obłąkańcze projekty, obalanie rządów w innych krajach etc. przeciekać przez agencje rządowe. Część w ramach osławionej USAID – Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego. Podniósł się więc ogromny wrzask, że na całym świecie ludzie będą w męczarniach umierać.
Mamy więc nowy sens powiedzenia, że dwie rzeczy są na tym świecie pewne – śmierć i podatki. W przypadku USAID chodzi o kochane pieniążki amerykańskich podatników, których lewica świata mogła się spodziewać z niezachwianą pewnością jak śmierci.
Tymczasem okazuje się, że śmierć owszem nadejdzie, ale hojnie rozdawanych pieniędzy z podatków już nie będzie. Tylko polskie organizacje lewicowe, LGBT coś tam i redakcje jak GW, OKO.press, Krytyka Polityczna etc, załapały się na setki milionów dolarów.
Niemieckie Politico – też finansowane przez rząd USA, powołuje się na Carla Scau’a wiceszefa ONZ-owskiego Światowego Programu Żywnościowego (WFP), który twierdzi, że brakuje 8 mld dolarów na zakup żywności, więc mogą umrzeć miliony ludzi. Blisko połowa budżetu WFP stanowiły wpłaty Amerykanów. Według Politico bezpośrednio zagrożonych jest 1,9 miliona osób.
Jeszcze wyżej licytuje Gazeta Wyborcza. Redaktor Miłosz Wiatrowski-Bujacz policzył, że bez amerykańskich pieniędzy umrze 13 milionów ludzi i błyskotliwie zauważył, że ofiar Trumpa będzie więcej niż w Holocauście, czy w czasie wielkiego głodu na Ukrainie. Jak ktoś chce posłuchać tych bredni, bo np. nie wierzy, że takie rzeczy można opowiadać, to tutaj jest link.
Ale i Amerykanie będą w męczarniach umierać, bo nie będzie pieniędzy na weteranów, sierotki, promocje obrzezania, czy eksperymenty w przerabianiu chłopców na dziewczynki i na odwrót. Na podobne projekty i programy w samych Stanach Zjednoczonych miliardy dolarów trwonił m.in. Departament Edukacji (DOE), i jak raz 20 marca Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze o rozpoczęciu jego likwidacji. Ostateczną decyzję podejmie Kongres, w którym Republikanie mają większość.
Podniósł się więc wrzask, że teraz to szkół też nie będzie, więc wszyscy będą głupi. Nie dość, że Amerykanie poumierają, to jeszcze jako idioci, bo nie będą mieli jak się uczyć. W przeciwieństwie do Donalda Tuska z jego 100 konkretami, Donald Trump trzyma się zasady promise made, promise kept – obietnica złożona, obietnica dotrzymana, więc jak powiedział, że zlikwiduje Departament Edukacji, odpowiednik naszego ministerstwa, to tak zrobił. Wbrew histerii lewicy i Demokratów, mediów w tym polskich, Amerykanie są tym generalnie zachwyceni. Aż 76% z nich popiera działalność DOGE, wielkie cięcia w rządowych wydatkach i redukcje monstrualnej biurokracji.
Od czasu powołania Departamentu Edukacji przez prezydenta Jimmy Cartera w 1979 roku wydano na jego działalność 3 biliony dolarów – 3 tysiące miliardów. Każdy republikański prezydent obiecywał likwidację tej urzędniczej narośli, ale albo zabrakło konsekwencji, albo poparcia w Kongresie. Trump ma jedno i drugie.
Te niewyobrażalne pieniądze – 80 miliardów dolarów w roku 2024, nie szły do szkół i na uczniów - edukacja powszechna w ponad 90% finansowana jest przez stany i władze lokalne, ale na gigantyczną strukturę urzędniczą zajmująca się lewicową indoktrynacją.
Z tych pieniędzy utrzymywano m.in. 2300 portali/stron promujących rożne odmiany pobudzenia ideologicznego – woke, i ideologiczne wynalazki jak wszelkiej maści LGBT coś tam coś tam, czy likwidowany we wszystkich instytucjach federalnych rasistowski program DEI - Różnorodność Równość Inkluzywność, który sprowadzał się do faworyzowania jednych grup etnicznych, czy społecznych kosztem innych.
W praktyce DEI narzucało szkołom kogo mają np. zatrudniać, by placówka była inkluzywna i różnorodna. Decydującymi kryteriami stały się pochodzenie etniczne, upodobania seksualne, płeć – najlepiej przemajstrowana czy jakaś tam, a nie kwalifikacje merytoryczne. Organizacja Parents Defending Education (PDE) – Rodzice w Obronie Edukacji zidentyfikowała już blisko 24 tysiące szkół, w których prowadzony jest/był program DEI, a lista wciąż się rozszerza.
Dla tych placówek postępowych i równościowych placówek specjalne pieniądze federalne miał Departament Edukacji. Na zajęcia z używania prawidłowych zaimków w stosunku do osób transpłciowych, czyli mniemających, że są innej płci niż w rzeczywistości. Na programy takie jak zakładanie przez uczniów „płciowych i seksualnych sojuszy” - Gender and Sexuality Alliances, „wspieranie młodzieży LGBTQI+ i rodzin w szkole” , warsztaty „Język inkluzywny misją szkoły”, „Promocja różnorodności wśród nauczycieli” z tworzenia uczniowskich organizacji popierających społeczność LGBTQIA+ „zapewniania sprawiedliwego i wspierającego traktowania uczniów historycznie niedostatecznie docenionych, w tym młodzieży LGBTQI+” etc.
Wszystko to rozpisywane m.in. na owych 2300 zlikwidowanych portalach i stronach internetowych, obsadzone przez tysiące urzędników, i działaczy tzw. organizacji pozarządowych. Kierowany przez Muska DOGE pochwalił się, że tylko jednego dnia doprowadził do zamknięcia blisko 89 tego typu programów i zaoszczędzenie niemal 900 milionów dolarów.
Szkoły stały się też miejscem kultu świeckiej, państwowej „religii” – tzw. Krytycznej Teorii Rasowej (CRT). Dzieci uczono, że każde zdarzenie, przepis prawa, norma społeczna czy prywatna, dzieło sztuki, czy tylko wyrób, impreza masowa, czy spotkanie klubowe etc. – każdy aspekt i przejaw ludzkiej aktywności powinien być oceniany z rasowego punktu widzenia – utrwala czy nie, jest przejawem czy nie wszelkich nierówności, niesprawiedliwości, które swój początek biorą właśnie w rasizmie.
Każdy wytwór ludzkich rąk myśli, każde zachowanie, relacja społeczna, instytucja etc. – wszystko, co ludzkie, nawet instynkty, początek swój mają we wrodzonym dla rasy białej rasizmie. Bez obalenia tego pierwotnego grzechu niemożliwa jest naprawa świata. Tak jak chrześcijanie przychodzą na świat w grzechu pierworodnym Adama i Ewy, tak biali przychodzą w grzechu rasizmu, a jeśli inni rasistami się stają, to dlatego, że zostali przez białych i uprzywilejowanych zarażeni.
Krytyczna teoria rasowa to jedna z odmian prymitywnej marksistowska interpretacji dziejów świata. Walka klas zastąpiona jest walką ras. W świecie krytycznej teorii dla dziecka są w wychowaniu tylko dwie drogi: albo zostanie rasistą, albo antyrasistą, a więc przyjmie krytyczną teorię rasową i czynną postawę walki z wszelkimi przejawami rasizmu, jakie CRT wskaże.
Szaleństwo krytycznej teorii rasowej, a jest ona jeszcze głupsza i bardziej szkodliwa niż nasz swojski materializm dialektyczny i naukowy socjalizm, można zaprezentować na konkretnych przykładach. W szkołach wdrażano nowe zasady nauczania matematyki, by „nie utrwalała imperialistycznego i kapitalistycznego świata”, jak napisano w wytycznych „Droga do równej edukacji matematycznej: Demontaż rasizmu w nauczaniu matematyki”. Opracowano je przy wsparciu fundacji Gatesów.
Skupianie się na uzyskiwaniu rozwiązań i prawidłowych odpowiedzi należy do toksycznych cech białej supremacji
napisano w wytycznych. Tutaj link
Wymaganie przez nauczycieli pokazywania prac domowych i zeszytów to przejaw „białego paternalizmu”. W ogóle stawianie wymagań jest rasistowskie, bo dla różnych kultur różne są właściwe poziomy znajomości matematyki. To stąd ta nasza pani Basia (Nowacka ) co to polską edukacją się zajmuje mogła brać swoje pomysły o likwidacji prac domowych.
Nauczyciel powinien uwzględniać różnice kulturowe i językowe, bo ma uczniów różnych ras czy odmiennego pochodzenia etnicznego i społecznego.
W szkołach likwidowane były niektóre zajęcia sportowe i terenowe jak np. biegi przełajowe, na orientację, ćwiczenia z pokonywania różnych przeszkód, kursy radzenia sobie w lesie, na wodzie etc. Jakimś obłąkańcom skojarzyło się to bowiem z czasami niewolnictwa. To niewolnicy bowiem biegali po lesie, szukali brodów, pokonywali przeszkody, uciekając przed ścigającymi ich białymi plantatorami i handlarzami ludźmi.
Dzieci były też uczone w szkołach, by poddawać w wątpliwość swą płeć, wyznawane wartości czy religię. Nie są to bowiem ich wybory. To rodzice mieli zdecydować, że ktoś jest metodystą czy katolikiem, chłopcem, czy dziewczynką. Dzieci miały ćwiczyć przeciwstawianie się rodzicom, choćby w kwestii „narzuconej” przez nich płci.
Takie właśnie pomysły za jedyne kilkadziesiąt miliardów rocznie wdrażało DOE. Oddzielną sprawą jest opanowanie przez skrajną lewicę nauczycielskich związków zawodowych.
Obłędowi ideologicznemu towarzyszył katastrofalny spadek jakości nauczania. Wedle badań „National Geographic” blisko 30% Amerykanów sądzi, że USA mają 1 – 2 miliarda mieszkańców, a 50% nie potrafi znaleźć na mapie Wielkiej Brytanii.
Uniwersytet San Diego odkrył, że w ciągu ostatnich 40 lat o 30% zmniejszył się zasób słów używanych przez przeciętnego Amerykanina. Wyniki standardowego testu ATC badającego znajomość angielskiego, matematyki, nauk ścisłych, umiejętność czytania są najgorsze od 30 lat.
Ignorancja amerykańskich uczniów, stopień ich niewiedzy jest już legendarny. Nie szkodzi, przez najbliższe tygodnie a może i miesiące będziemy dowiadywać się z jaśnie oświeconych mediów, że to właśnie Trump zniszczył amerykańska edukację i sprawi, że teraz Amerykanie będą umierać idiotami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/724755-smierc-idiotow-w-meczarniach